Читать книгу Białe ciała - Jane Robins - Страница 6

2

Оглавление

W środę siostra dzwoni i zaprasza mnie na kolację. Jestem zaskoczona, bo myślałam, że gniewa się o tamtą historię z koszem na śmieci w łazience, ale w ogóle o tym nie wspomina, i znalazłszy się znowu na Curzon Street, przekonuję się, że Felix przyrządził duszoną sarninę z owocami jałowca i czerwonym winem, a także upiekł tartę cytrynową.

– Jesteś genialny! – zauważam, a on nagradza mnie seksownym uśmiechem, który mówi: „A żebyś wiedziała!”.

– I sam zagniótł ciasto – dodaje Tilda. – Ma odpowiednie palce, długie i chłodne.

Gdy on przebiera w powietrzu palcami, obie wyjaśniamy, że nigdy nie próbowałyśmy zagnieść ciasta; zawsze kupujemy gotowe. Zauważam, że podczas pracy robi w kuchni porządek, tak że kiedy zgłaszam się do sprzątania po posiłku, nie ma prawie nic do roboty. Blaty są czystsze, niż kiedykolwiek widziałam, wszystkie rondle i patelnie, umyte, schowane są już w szafkach.

– Jak ty to robisz? – pytam. – To jak czary.

– Przychodzi mi to naturalnie… A teraz, Callie, zapomnij o sprzątaniu i powiedz Tildzie, jak romantycznie byłoby się w niedzielę wybrać na przejażdżkę łodzią po Tamizie. W stronę Windsoru i Bray, tam, gdzie są łabędzie.

– Jaką łodzią?

– Jakąś zwyczajną, drewnianą. Taką angielską.

– Dobra – odpowiada Tilda. – Zgadzam się.

Patrzy na niego zza pasma włosów, łagodnym, wilgotnym wzrokiem i czuję ukłucie zazdrości, bo dociera do mnie, że jest w nim po uszy zakochana. Zauważa moje spojrzenie i mówi:

– Powinnaś wybrać się z nami, Callie. Czy nie byłoby cudownie?

Taki sentymentalizm jest zupełnie nie w jej stylu, więc nie mogę się powstrzymać i nabijając się z niej, odpowiadam:

– O tak, byłoby cudownie… cudownie, cudownie.

* * *

Felix wypożycza czerwonego sportowego peugeota, w niedzielę pakujemy do bagażnika kosz piknikowy i wyruszamy do Berkshire. To niedaleko, z godzinę jazdy, i jesteśmy w innym świecie – rzeka płynie szeroko, groźnie, gęsty las budzi się do życia na wiosnę wraz z pączkami kwiatów i pierwszymi listkami. Łódź jest taka, o jaką chodziło Felixowi, mała, drewniana, z łuszczącą się czerwoną farbą, otwarta; silnik ma z tyłu.

– Idealna – zauważam, patrząc z uznaniem, jak podskakuje na linie, i lustrując trzy ławki oraz zapasowe wiosła.

Wsiadamy i ruszamy w górę rzeki, zwracając twarze do słońca; wspaniale jest czuć słabe jeszcze ciepło. Minuta złotej pieszczoty i znowu chłód. Wychylam się za burtę, zanurzam palce w ciemnej wodzie i wzdrygam się.

– O rany, ale zimna!

Mijamy otwarte pola i zamek Windsor, białe podmiejskie rezydencje z trawnikami schodzącymi aż nad rzekę. Na drugim brzegu dostrzegam czaplę.

Felix, który steruje z tyłu łodzią, proponuje:

– Popływajmy.

Rzeka w tym miejscu jest szeroka, po jednej stronie rozciąga się gęsty las, a po drugiej – puste pole. Wypatruję ludzi, ale nie widzę nikogo.

– Za zimna woda! – protestuję. – To niebezpieczne. Niejeden utonął w Tamizie.

Ale Felix i Tilda nie słuchają. Felix przywiązuje łódź do zwieszającej się nad wodą gałęzi i oboje ściągają ubrania, gorączkowo, jakby brali udział w jakimś wyścigu. Potem wstają, całkiem nadzy; łódź kołysze się niebezpiecznie, gdy przygotowują się do skoku. Dwa chude, białe ciała. Tilda chwyta Felixa za ramię i piszczy:

– Już strasznie mi zimno! Nie dam rady.

– Och, dasz! – odpowiada on.

Płynnym ruchem unosi moją siostrę i trzyma ją w ramionach, które, jak zauważam, są umięśnione i silne. Ona krzyczy: „Nie! Nie!” – i macha nogami, gdy on wyrzuca ją za burtę, a potem sam skacze do wody. Na krótką, zapierającą dech w piersi chwilę oboje znikają w czarnej toni; zaraz potem wypływają i chlapią się, Tilda wrzeszczy, ale nie wiem, czy jest wściekła, czy zachwycona. Woła do mnie:

– Wskakuj, Callie! Jest niesamowicie!

– Wiesz, że masz ochotę! – Felix wyciąga ręce i uczepiwszy się burty, przechyla łódź w stronę wody. Jak potwór, który chce mnie dopaść, chwyta moją kostkę.

– Nie!

Zastanawiam się gorączkowo, co tu zrobić. Nie chcę się przy nich rozebrać – wstydzę się swojego różowego, okrągłego ciała i obawiam się, że będą się ze mnie śmiać. Równocześnie jednak myślę, jak byłoby wspaniale, gdybym znalazła się na dnie rzeki, pochłonięta przez lodowatą wodę. Odurza mnie także świadomość, że należę do grupy, i z jakiegoś powodu, który nie całkiem rozumiem, pragnę zrobić wrażenie na Feliksie. Siadam więc na jednej z ławek, zdejmuję parkę, bluzę dresową, dżinsy i skarpetki. A później, w T-shircie, staniku i majtkach, wskakuję do wody, opadając na dno, tak jak chciałam, w szoku, otępiała i zmarznięta, nie będąc w stanie myśleć, bo w głowie czuję łupanie. Stopami dotykam dna pokrytego śliskim szlamem, o twardych, wystających krawędziach. Wzdrygam się i podpływam do góry, gdzie jest już Felix, stojący w wodzie po pierś. Pochyla się nade mną i chwyta mnie w pasie.

– Mam cię! – mówi i podnosi mnie nad poziom wody, podczas gdy ja, kładąc mu dłonie na ramionach, udaję, że się opieram. Wtedy rzuca mnie do tyłu; i znowu opadam na dno rzeki. Kiedy wyłaniam się z wody, wrzeszczę i śmieję się, jak wcześniej Tilda. Mam ochotę zawołać: „Jeszcze raz! Jeszcze raz!”, jak dziecko.

Ale Felix odwraca się do Tildy i widzę, że unosi ją znacznie wyżej niż mnie, rzuca do wody z większą siłą. Potem, kiedy jej głowa się wynurza, zaledwie popycha ją jedną ręką z powrotem, a Tilda nie ma nawet szansy zaprotestować. Znika bez śladu, nie widać ramion młócących wodę, żadnej zmarszczki na powierzchni; boję się, że Felix trzyma ją na dnie za długo, wpycha w groźny muł.

– Przestań! Dość tego! – krzyczę.

Felix zwalnia uścisk i kiedy tym razem Tilda wypływa, krztusi się i dyszy ciężko. On delikatnie bierze ją, bezwładną, w ramiona, i zanosi do łodzi.

– Nie powinieneś był tego robić… – mówi ona, wyrzucając z siebie te słowa tak słabo, że ledwie ją słyszę. Opiera głowę o jego pierś, ręka zwisa jej przy boku.

Felix przenosi ją nad burtą i kładzie na dnie łodzi.

– Nic ci nie jest. Ubierzmy się i zjedzmy coś.

Podpływam do łodzi i podciągam się na nią, żeby zajrzeć za burtę i sprawdzić, czy Tildzie nic się nie stało. Ona patrzy mi w oczy i mruga powoli, sprawia wrażenie przestraszonej i pustej. Kuląc się w rogu, przywodzi na myśl jakiegoś insekta, coś okaleczonego. Już mam zamiar krzyknąć ze strachu, ale wyraz jej twarzy zmienia się szybko, jak za sprawą jakiejś magicznej sztuczki, i już Tilda się śmieje, mówi nam, żebyśmy wracali do łodzi, zanim zamarzniemy na śmierć.

Po kolei wycieramy się lnianym obrusem piknikowym jak ręcznikiem i kiedy patrzę, jak robi to Tilda, wydaje mi się, że wciąż jest wstrząśnięta, ale nie mam pewności.

Wkrótce, już wysuszeni, w ubraniach, jemy kanapki i pijemy czarną kawę z termosu, który podajemy sobie nawzajem. Tilda mówi do mnie z uśmiechem:

– Tak to jest z Felixem… niesamowicie! Tak się cieszę, że wybrałaś się z nami.

Felix potwierdza, że też się cieszy, później pochyla się i dotyka mojej nagiej kostki, tylko na moment. I w tej chwili wszystko wydaje się ostrzejsze, głębsze, bardziej intensywne niż kiedykolwiek. Niebo, drzewa, woda – nawet smak szynki w kanapkach.

Później, już w domu, otwieram dossier i notuję:

Tilda jest w Feliksie zakochana, i ja chyba też. Oczywiście jako jej facecie. Jest taki przystojny, inteligentny i romantyczny. Serce zabiło mi mocniej, kiedy się rozebrał i zobaczyłam to jego białe, muskularne ciało. A potem wskoczył do rzeki. Byłam zdumiona, że zrobił przy mnie coś tak spektakularnego. Nie pamiętam, żebym przeżyła kiedyś taki ekscytujący dzień. Wolałabym tylko, żeby nie wrzucił Tildy do wody i nie trzymał jej tam tak długo.

Białe ciała

Подняться наверх