Читать книгу Białe ciała - Jane Robins - Страница 5

1

Оглавление

wiosna 2017

Gałęzie za moim oknem są patykowate i łyse, Tilda stoi po drugiej stronie pokoju, wygląda jak zabiedzona kobieta dziecko i mówi:

– Jak możesz to znieść? Te połamane palce, które stukają w szybę. – Otwiera drzwi wyjściowe, już prawie jest za progiem. – Nieważne, chciałabym, żebyś przyszła wieczorem na Curzon Street. Będzie tajskie jedzenie i film na DVD. Nieznajomi z pociągu. To Alfreda Hitchcocka.

– Wiem.

– Około ósmej. Będzie jeszcze ktoś. Ktoś, z kim chcę cię poznać.

To zaproszenie brzmi niewinnie, ale to tylko pozór. Przede wszystkim na wieczory filmowe Tilda zawsze przychodzi do mnie. Poza tym nigdy nie przedstawia mnie swoim znajomym. Rzadko nawet mi o nich mówi. Potrafię wymienić z tej grupy tylko dwie dziewczyny, które zresztą zna od dzieciństwa. Paige Mooney i Kimberley Dwyer. Byłabym zdziwiona, gdyby widywała się z nimi częściej niż raz do roku, więc budzi się we mnie ciekawość i mam zapytać: „Kto to?”, ale ona już wychodzi, znika na schodach kamienicy.

* * *

Zjawiam się na Curzon Street, ściskając butelkę cydru, chociaż wiem dobrze, że Tilda go nie pije. Przyniosłam też ze sobą brownie.

Czeka na piętrze, w otwartych drzwiach mieszkania. Wita mnie z nietypowym entuzjazmem, całuje w oba policzki, mówiąc radośnie:

– Callie!

Za nią, w kuchni, wysoki mężczyzna o jasnych włosach, z podwiniętymi rękawami koszuli zagląda do szafek. Podchodzi, żeby się przywitać, wyciąga szczupłą dłoń i uświadamiam sobie, że czuje się jak u siebie. Tilda spogląda na niego wzrokiem właścicielki, patrzy na jego włosy, barki, gołe przedramiona. Dokonuje prezentacji:

– Callie, poznaj Felixa. Felixa Nordberga.

– Otwieram białe wino – oznajmia on, zwracając się do mnie. – Napijesz się?

– Nie, wolę cydr. – Pokazuję butelkę, a potem zanoszę ją do kuchni, myśląc, że rządzi tu Felix. Kuchnia, wino.

Później, łagodnym głosem bogacza, przywodzącym na myśl superjachty i prywatne wyspy, zadaje mi uprzejme pytania. Gdzie mieszkam? Czy lubię pracę w księgarni? W rewanżu pytam, czym się zajmuje; okazuje się, że pracuje w funduszu hedgingowym w Mayfair.

– Nie wiem nawet, co to znaczy. Tyle tylko, że to rodzaj hazardu.

Śmieje się.

– Masz rację, Callie. Ale nasi klienci wolą nazywać to inwestowaniem, więc robimy im tę przyjemność.

Wyczuwam, że i mnie robi przyjemność; patrzę, jak nalewa nam po drinku, oglądając etykietę francuskiego chablis i starając się, żeby wino osiągnęło w kieliszku odpowiedni poziom. I jak ostrożnie obchodzi się z moim cydrem, traktuje go jak cenny trunek, mimo że jest on w plastikowej butelce z wielką czerwoną naklejką, która głosi: „3,30 funtów”. Potem wraca do kuchni, wyjmuje z szafek talerze i miski, wyciera je ścierką i ustawia w piramidy, wyjaśniając mi, na czym polega krótka sprzedaż.

– Pomyśl o tym w taki sposób: sprzedaję ci ten talerz za aktualną cenę, dziesięć dolarów, zobowiązując się dostarczyć go za trzy miesiące. Potem, tuż przed upływem trzech miesięcy, kupię taki sam za dziewięć dolarów. Rozumiesz? Zakładam, że popyt na talerze zmaleje i zarobię na tym dolara.

– To drogi talerz.

– Felix lubi drogie rzeczy – włącza się Tilda ze swojego miejsca na końcu kanapy. Siedzi w efektownej pozie, z podciągniętymi nogami, jedną ręką obejmując aksamitną poduszkę, a w drugiej trzymając kieliszek; obserwuje nas, ciekawa, jak się dogadujemy.

Spoglądam na Felixa, spodziewając się, że odpowie: „Dlatego właśnie podoba mi się twoja siostra”, ale tego nie robi. Uśmiecha się tylko, jakby chciał powiedzieć: „Zdemaskowałaś mnie!”, otwiera szufladę ze sztućcami, wyjmuje noże i widelce, przeciera je. Nie komentuję tego. Pytam go, skąd jest, a potem – jak długo przebywa w Londynie. Jego rodzina pochodzi ze Szwecji – odpowiada – ale dorastał w Bostonie, w Stanach, i uważa się za obywatela świata. Krzywię się na to określenie, a on wyjaśnia, że usiłuje odnaleźć się w Anglii i samym Londynie.

– Masz na myśli karne stanie w kolejce, nieustanne przepraszanie i uważanie w metrze na odstęp między peronem a wagonami?

– Tak, wszystko to. I jeszcze pomniejszanie własnych zasług, żartowanie ze wszystkich sytuacji, nieumiejętność przyjmowania komplementów… Czy wiesz, Callie, że te twoje ciemne oczy są tajemnicze, a nawet smutne?

Udając powagę, przygląda się mojej twarzy; czuję się zmieszana, bo jest taki przystojny i stoi tak blisko. Przypuszczam jednak, że się ze mnie nie śmieje, tylko włącza mnie do zabawy.

– Skoro tak mówisz.

Odsuwam się zarumieniona i, dolewając sobie cydru, dochodzę do wniosku, że jest inteligentny, zabawny i że go lubię.

Tilda mówi:

– Chodźcie, obejrzymy film.

Biorę więc szklankę i ruszam w stronę drugiego końca kanapy, tak jak podczas wieczorów filmowych u mnie, kiedy tak właśnie siadamy, na jej obu końcach, podajemy sobie brownie i rzucamy krótkie komentarze w stylu: „Keanu Reeves wygląda tu smutno” albo „Spójrz na deszcz za oknem, ale zacina”. To żadna rozmowa, jednak wystarczy, żeby stworzyć przyjacielską atmosferę, jakbyśmy znowu były dziećmi. Tym razem nie jestem dość szybka. Zanim zdążę zająć swoje miejsce, Felix sadowi się obok Tildy, co znaczy wyraźnie, że zostaję eksmitowana na stary fotel. Opadam więc na niego i opieram nogi na stoliku do kawy, podczas gdy Tilda wciska na pilocie „Start”.

Felix i ja oglądamy Nieznajomych z pociągu pierwszy raz i obojgu nam film się podoba: niepokojący efekt czarno-białych obrazów, urywane głosy rodem z lat pięćdziesiątych i charakterystyczne manieryzmy. Wszyscy komentujemy rozwój akcji. Tilda, jako aktorka i w pewnym sensie znawczyni Hitchcocka, odzywa się częściej niż my z Felixem. Hitchcock umieszcza czarne charaktery po lewej stronie kadru, a bohaterów pozytywnych po prawej – wyjaśnia. Śmieję się z tego.

– Więc ja jestem ta zła, bo siedzę tutaj, a wy – ci dobrzy.

– Tyle że, głuptasie, na ekranie jest odwrotnie. To ja jestem ta zła, a ty ta dobra.

– Najciekawszą postać stanowię ja – zauważa Felix. – Zajmuję miejsce pośrodku, mogę przejść na tę albo tamtą stronę. Kto wie, jak się zachowam.

– O, popatrzcie na Ruth Roman! – Tilda nagle skupia się na filmie. – Bardzo dwuznacznie rozchyla wargi.

– Hm – mruczę sceptycznie, wydymając usta, a Felix unosi brew.

Ale Tilda nie ustępuje.

– A Robert Walker jest niesamowity w roli psychopaty. Wyczynia sprytne rzeczy oczami… Sprawia wrażenie takiego wyrachowanego. Wiecie, że umarł zaraz po nakręceniu tego filmu? Upił się, a lekarz wstrzyknął mu barbiturany.

– A tamten drugi posługuje się nadgarstkami – zauważam. – Gra nimi.

Tilda się śmieje.

– Podoba mi się ta intryga – dodaję.

– Patricia Highsmith… To ona jest autorką powieści, na której oparto film.

Intryga polega na tym, że dwóch nieznajomych zamienia się rolami morderców. Psychopata o wyrachowanych oczach proponuje, że zabije dążącą do rozwodu żonę tego z nadgarstkami, jeśli on w rewanżu zamorduje jego znienawidzonego ojca. Policja nigdy nie rozwikła zagadki zbrodni, bo żaden z morderców nie będzie powiązany ze swoją ofiarą. Nie będzie miał motywu.

– To świetny pomysł na film – stwierdzam – ale w praktyce by się nie sprawdził. To znaczy, gdyby ktoś planował morderstwo i chciał go dokonać w taki sposób.

– Co masz na myśli? – Tilda przytula się do Felixa.

– Trzeba by stale jeździć pociągami, licząc, że nawiąże się rozmowę z kimś, kto także chce się kogoś pozbyć. To niemożliwe.

– Och, każdy ma ochotę się kogoś pozbyć – odpowiada.

Felix odwraca ją tak, żeby jej nogi spoczywały na jego udach, i kładzie rękę na jej chudym kolanie. Zauważam, że stanowią piękną parę, ze swoim drobnym kośćcem, białą skórą i blond włosami; wyglądają, jakby to oni byli bliźniętami.

Przerywają seans, żeby otworzyć drugą butelkę tego samego francuskiego wina, i Felix mówi:

– Oczywiście, Callie, masz rację co do tej intrygi, ale w tych czasach nie trzeba by jeździć pociągiem, żeby poznać drugiego mordercę, można by go znaleźć w sieci, na forum internetowym albo czacie.

– Wezmę to pod uwagę.

– Faktycznie – zgadza się z nim Tilda. – Psychopaci odnajdują się w internecie.

* * *

Oglądamy sceny finałowe, później mówię, że muszę już iść do domu, wcześniej jednak wstępuję do toalety. To wymówka; nie chce mi się sikać. Zamknąwszy drzwi, myszkuję po pomieszczeniu i stwierdzam, że w plastikowym kubku tkwią dwie szczoteczki do zębów, a w szafce nad umywalką znajduje się maszynka i inne przybory do golenia. Kosz na śmieci jest pełny: puste butelki po szamponie, końcówki mydła, mnóstwo wacików, zużyte brzytwy, do połowy opróżnione słoiki kremu. Zdaję sobie sprawę, że Felix wysprzątał zabałaganioną łazienkę Tildy, tak jak zaprowadził porządek w kuchni; cieszę się, że ktoś się nią opiekuje, czuwa nad nią. Sięgam głębiej do kosza i wyciągam plastikową torebkę, w którą owinięto coś twardego. Siedząc na klozecie, rozwijam to, spodziewając się, że w środku znajdę coś zwyczajnego: stary lakier do paznokci, może szminkę. Wyjmuję jednak małą wykorzystaną strzykawkę i cienką igłę; jestem tak wstrząśnięta, tak skonsternowana, że wracam do salonu, pokazuję to i pytam:

– Co to ma być, do cholery?

Felix i Tilda spoglądają po sobie z minami wyrażającymi lekkie zakłopotanie, jakby to miał byś jakiś dowcip, i moja siostra odpowiada:

– Odkryłaś nasz mały sekret. Bierzemy witaminę B12 w zastrzykach. Pomaga nam utrzymać formę. No wiesz, przy intensywnym życiu i tak dalej.

– Co takiego? To jakieś szaleństwo. Powinniście się wstydzić! – Pełna niedowierzania, wciąż wyzywająco unoszę strzykawkę.

– Witaj w świecie wielkiej finansjery – rzuca Felix.

– No wiesz! – Tilda śmieje się na widok mojego oburzenia. – Naprawdę… Nie ma powodu do niepokoju. Tak robi mnóstwo ludzi, którzy odnieśli sukces. Aktorzy… Bankowcy… Sprawdź w internecie, jeśli mi nie wierzysz. – Potem dodaje: – Zaraz, zaraz… A dlaczego, do diabła, szperasz w moim koszu na śmieci?

Nie przychodzi mi do głowy żadna odpowiedź, więc tylko bezradnie wzruszam ramionami i mówię, że lepiej już sobie pójdę. Tilda się krzywi, jakby chciała skwitować: „Jesteś niepoprawna!”. I podaje mi płaszcz.

Felix wyraża nadzieję, że wkrótce znowu się zobaczymy, po czym, gdy wychodzę, ściska mnie krótko, życzliwie, tak jak sławni rugbyści ściskają swoich bratanków i siostrzenice.

* * *

Po powrocie do domu otwieram laptopa i wpisuję do wyszukiwarki: „zastrzyki witaminowe”. Wychodzi na to, że Tilda miała rację; nie mogę się nadziwić, czego to ludzie na szczycie nie wyczyniają, żeby „osiągnąć cele życiowe”. Uznaję, że się pomyliłam, i godzę się z myślą, że Tilda i Felix żyją w innym świecie niż ja. Potem robię notatki na temat ich dwojga; prowadzę coś, co nazywam „dossier”. Mam taki zwyczaj od dzieciństwa – monitoruję Tildę, obserwuję ją, czuwam nad nią. Zapisuję: Felix wydaje się kimś naprawdę nieprzeciętnym. Człowiek czuje się przy nim, jakby razem konspirowali, żartowali sobie z reszty ludzkości. Jestem zdziwiona, że Tilda nas ze sobą poznała, ale cieszę się, że znalazła swoją drugą połówkę i że on tak się o nią troszczy.

Białe ciała

Подняться наверх