Читать книгу Aerte - Jarosław Kasperek - Страница 11
Rozdział IV
ОглавлениеCzwarty świat. Planeta Ziemia.
Wchodzimy na orbitę. Wszystkie ochronne pola energetyczne są włączone. Jesteśmy zatem niewidoczni dla Ziemian i ich ówczesnej aparatury.
Podczas pierwszego okrążenia Ziemi zobaczyłem na niskiej orbicie wielką, dziwaczną i dość niesymetryczną konstrukcję.
– To jest ziemska stacja kosmiczna – poinformował nas Uwe. – Obsługiwana statkami o napędzie chemicznym, które to paliwo, jak wiecie, jest bardzo mało wydajne. Stacja budowana więc była po kawałku, z małych elementów przywożonych kolejnymi rakietami.
Przyglądaliśmy się ciekawie, prawdziwa, żywa lekcja astronautyki.
Drugie okrążenie.
– Sporo tu śmieci – zauważyłem.
– To satelity telekomunikacyjne, wojskowe, badawcze, a poza tym sporo złomu kosmicznego, pozostałości po różnych misjach kosmicznych.
Wiele z tego szmelcu spali się kiedyś w atmosferze.
Pomyślałem sobie, że Ziemia wygląda jednak całkiem ładnie z tej wysokości, prawie jak w moich czasach. Gdyby nie to przeludnienie…
– A to co ? – spytała nagle Aena, pokazując palcem na plamę w rogu ekranu. Wyostrzyliśmy obraz.
– Wygląda na dyskoidalny statek kosmiczny – powiedziałem.
– Mhm – potwierdził H'natz. – Właśnie nas skanuje.
– Ja to – zdziwiła się Aena. – Widzi nas? A mówiliście, że ludzie tutaj nie mają takiej techniki.
– Bo nie mają – powiedział kapitan poważnym tonem. – To nie jest ziemski pojazd.
– Charakterystyczne cechy obiektu wskazują na Szaraków – dodał H'natz wpatrując się w ekran. – Sprawdza go nasz komputer.
Nagle obiekt zaczął się szybko oddalać i zniknął za horyzontem planety.
– Nie lubią nas – stwierdził Plejadianin. – Ostatnio bardzo im przeszkadzamy.
– Chwileczkę – wtrąciła Aena. – Co to są Szaracy i co tutaj robią, na naszej Ziemi?
– Szaracy to biologiczne androidy Jaszczurów – odpowiedział H'natz.
– Okaay… już prawie rozumiem. – Aena lekko poczerwianiała, dostawszy tak wyczerpującą odpowiedź. – Jeszcze tylko chciałabym wiedzieć, co to za Jaszczury lub coś tam… i czego tu szukają?
Uwe uniósł wysoko brwi, wyglądał na szczerze zdziwionego. – No nie mówcie, że nic nie wiecie na temat Jaszczurów i Szaraków. Nie mieliście tego w szkole?
Przecząco pokręciliśmy głowami.
Kapitan westchnął ciężko i zaczął tłumaczyć.
– Słuchajcie, powiem skrótowo, a resztę przeczytacie sobie w bazie danych. Jaszczury lub Reptilianie to niehumanoidalna rasa zamieszkująca najniższy wibracyjnie obszar czwartego wymiaru. Wykorzystują ludzi jako źródła energii. Ich pokarmem jest specyficzna forma niskowibrującej energii, jaką wytwarza człowiek rozłoszczony albo wystraszony. Ponieważ najwięcej takiej energii powstaje w czasie wojen, konfliktów czy klęsk żywiołowych to możecie sobie wyobrazić, jaka polityka w stosunku do Ziemian najbardziej im odpowiada. Ponieważ są z innego wymiaru, nie mają możliwości bezpośredniego oddziaływania na ludzi, nie bardziej niż duchy. Po prostu inna gęstość materii. Dlatego stworzyli Szaraków, biologiczne roboty, ściśle powiązane telepatycznie ze swoimi twórcami. Nazywamy ich Szarakami, bo ich skóra ma taki odcień, poza tym są niscy, mają długie ramiona i wielkie, skośne oczy.
Jaszczury, ponieważ mają gadzie pochodzenie, pokryci są zieloną łuską, kształtem jednak są zbliżeni do ludzi i tylko niektórzy mają ogony.
– Zatem androidy owe – ciągnął dalej Uwe – realizują swoisty program swoich panów. Porywając ludzi i prowadząc na nich eksperymenty genetyczne udało im się dokonać modyfikacji DNA. Powstał organizm łudząco podobny do człowieka, ale z wszczepionym portalem, przez który może wniknąć istota z innego wymiaru, w tym przypadku rdzenny Jaszczur. Stało się to kilka tysięcy lat temu. Ponieważ te istoty są niezwykle inteligentne, zajmują zwykle kluczowe stanowiska i decydują o globalnej polityce najważniejszych państw. Stąd m.in. tyle wojen w tym świecie.
– Okropne – wzdrygnęła się Nel. Wyraźnie zbladła. – I co na to ludzie?
Mówiąc szczerze wszyscy byliśmy trochę zszokowani, delikatnie mówiąc.
– Większość z nich nie ma o tym zielonego pojęcia – odpowiedział H'natz – chociaż niektórzy już o tym wiedzą.
– Właśnie – kontynuował Kapitan. – Nie tylko oni tu działają. My też, oraz kilka innych ras z Federacji Galaktycznej pomaga w transformacji Ziemi i jej właściwym rozwoju.
– Na czym polega ta pomoc?– spytała Aena. – I dlaczego dopiero teraz, a nie, na przykład, kilkaset lat temu?
– Musiał się domknąć pewien cykl rozwojowy, żeby pójść wyżej, ludzkość musiała odrobić swoją lekcję. Najlepiej się uczyć doświadczając wszystkiego na własnej skórze. Nasza pomoc polega przede wszystkim na szerzeniu wiedzy poprzez naszych przedstawicieli. To jest właśnie nasza specjalność.
Ludzie muszą sami zechcieć wyjść z pudełka, w którym siedzą. Tylko trzeba im uświadomić, że takie pudełko istnieje i że można się z niego uwolnić.
W gruncie rzeczy kontrolujących jest niewielu i tylko stworzony przez nich system trzyma ludzi w więzieniu ich własnych umysłów.
– Tutaj wracamy do naszego zadania – ciągnął Uwe. – Lecimy teraz zabrać naszych. Są tu od wielu lat, nauczając, ale nie znając źródła swojej wiedzy, która została zachowana w ich podświadomościach. Wylądowali tutaj z blokadą pamięci i sztucznymi wspomnieniami, dla ich własnego dobra.
Nikt z nas nie wytrzymałby na tej planecie długo, tego ciśnienia złych energii i myśli, oraz niskich wibracji, gdyby nie odpowiednie blokady.
– Zdejmiemy im to wszystko jak będą na pokładzie – dodał H'natz.
– A ile to będzie osób? – spytała Nel ciekawie. – Chyba niewiele, bo nasz statek nie jest duży.
– Dokładnie trzy, kobieta i dwóch mężczyzn – odpowiedział Uwe. – I to jest właśnie nasze zadanie dodatkowe. Potem uczymy się już tylko historii, wyłącznie obserwując zmiany na Ziemi.
– Tylko tyle? – z rozczarowaniem w głosie powiedziała Aena. – Myślałam, że będzie to coś bardziej ekscytującego.
– Jeszcze ci mało? – spytałem z udawanym oburzeniem. – Mnie osobiście jak na razie wystarczy. I tak jestem w szoku. Oooo… – i to mówiąc postawiłem oczy w słup i rozdziawiłem szeroko gębę.
Wszyscy się roześmiali, co znacznie rozładowało sytuację.
– Lądujemy! – zakomenderował Kapitan. – Wszyscy na stanowiska!
H'natz podniósł kciuk (tego gestu nauczył się na Gai i bardzo mu się spodobał), a potem uderzył nim w klawisz uruchamiając program lądowania. Pomknęliśmy w dół. Ekranowany polami siłowymi statek nie odczuwał tarcia o atmosferę, nie był też widoczny dla ludzi. No chyba że obserwowali nas Szaracy.
* * *