Читать книгу Aerte - Jarosław Kasperek - Страница 6
Rozdział I
Aerte
ОглавлениеWszyscy obserwowaliśmy wysokiego mężczyznę idącego przez środek łąki. Wyglądał dziwnie z tymi siwymi włosami, chociaż widziałem, że nie był aż taki stary. Zielony kombinezon, niezbyt dopasowany, ukrywał chude lub szczupłe ciało. Gdy podszedł bliżej zauważyłem, że ma też krótką, siwą brodę. Uśmiechał się dość sympatycznie, ale jego niebieskie oczy obserwowały nas uważnie.
– Cześć. Nazywam się Uwe Ortis – powiedział. – Będę dowodził tą starą łajbą, a wy będziecie mi mówić, gdzie ona ma lecieć.
Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.
– Jak to?… My ? – odezwałem się pierwszy.
– Zakładam, że macie dużą wiedzę teoretyczną i chcecie sprawdzić ją w praktyce, a ja znam się tylko na lataniu – odpowiedział Uwe z ujmującym uśmiechem. – I chyba macie jakiś plan zwiedzania, prawda?
Popatrzyliśmy na siebie.
– Plan? – Aena i Nella zrobiły duże oczy.
H'natz wyglądał na lekko rozbawionego i stąd wywnioskowałem, że kapitan żartuje.
– Żartowałem – oznajmił Uwe. – A teraz poważnie, mam oczywiście harmonogram lotu, do którego nie musimy się zresztą ściśle stosować, każdy wasz pomysł będzie uwzględniony, a inicjatywa mile widziana. Uczymy się nie tylko historii, ale i samodzielności w myśleniu. W porządku? – i nie czekając na odpowiedź zapytał:
– Co myślicie o swoich umiejętnościach pilotowania statków?
– Mieliśmy intensywne szkolenia na standartowych szkolnych dyskach antygrawitacyjnych. Sterowałem jednym z nich. Umiem też programować jego komputer – pochwaliłem się.
– No to nieźle – Uwe był wyraźnie zadowolony.
– Kiedy ruszamy? – postanowiłem kuć żelazo póki gorące.
– Możemy zaraz – stwierdził kapitan – po pewnej ceremonii, którą zresztą znacie.
– Ceremonii? Jakiej ceremonii? – tym razem my wszyscy zrobiliśmy duże oczy.
– No, na pewno znacie rytuał… Serce – Umysł– Duch – wyjaśnił Uwe.
– Oczywiście, że znamy – obruszyła się Aena. – Ale żeby go przeprowadzić potrzebne jest specjalne miejsce oraz Prowadzący, którym zwykle jest ktoś ze Starszych Nauczycieli posiadających odpowiednią Wiedzę.
– Specjalne miejsce jest na statku, natomiast ja mam odpowiednie kwalifikacje do przeprowadzenia ceremonii – oświadczył kapitan. – Ustawcie się pod włazem. Wsiadamy.
* * *
Statek z zewnątrz nie różnił się od znanych mi pojazdów. Miał kształt dysku o średnicy ok. 50 metrów. Wyglądał jak dwa głębokie talerze połączone krawędziami, wokół których rozmieszczono 18 iluminatorów. Na wierzchu kopuła anteny hiperprzestrzennej, na dole trzy podpory zakończone wielkimi okrągłymi łapami, na których stał. Barwa srebrno– złota na górnej powłoce, od spodu czerwonawa. Stanęliśmy pod okrągłym włazem i zostaliśmy wessani do środka przez pole energetyczne windy. Wylądowaliśmy w śluzie, na ścianach której wisiały znane mi skafandry i przez chwilę poczułem się, jakbym znów był w szkole, na zajęciach pilotażu. Po krótkiej chwili, gdy zostaliśmy już sprawdzeni i zeskanowani, otworzyły się drzwi i mogliśmy wejść dalej.
– Pewnie znacie ten rodzaj pojazdu – raczej stwierdził niż zapytał Uwe. – Ale zgodnie z przepisami muszę was z nim zapoznać. Zaczniemy od góry.
Kokpit jest mózgiem każdego statku, w przenośni i dosłownie, gdyż tam właśnie, półorganiczny Mózg przeprowadza i kontroluje większość procesów związanych z lotami oraz działaniem całej infrastruktury. Piloci zwykle leżą na swoich fotelach i przeraźliwie się nudzą, bo poza wprowadzeniem parametrów celu lotu nie mają właściwie nic do roboty. Oczywiście jest także awaryjne sterowanie ręczne, ale nie słyszałem, żeby ktoś tego kiedyś używał. Spore, okrągłe pomieszczenie, podkowiasty pulpit sterowniczy z prostokątnymi ekranami, dwa fotele przed pulpitem, trzy pozostałe z tyłu. Cztery ekrany na ścianach przekazywały obraz otoczenia statku. Przyćmione światła, miłe dla oka ciepłe kolory, słowem… normalka. Większość dysków ma identyczne pomieszczenia.
Nella od razu usiadła na jednym z foteli i zakręciła się w kółko. – Ojej, ale wygodny!
– Ten typ fotela dopasowuje swój kształt do figury człowieka – stwierdziłem fachowo i też usiadłem. – Rzeczywiście, są super!!
– Jeszcze się na nim nasiedzisz – uśmiechnął się Uwe. – Chodźmy dalej i miejmy to z głowy.
Właściwie niewiele było dalej do oglądania, statek nie był przecież duży, trochę schowków na różne przedmioty, szaf na kombinezony itp. Najwięcej miejsca, bo prawie cały środkowy pokład, zajmowała okrągła salka edukacyjno-wypoczynkowa. Nie była zbyt wysoka, ale miała prawdziwe okna i cały sprzęt potrzebny do nauki i rozrywki.
Zwiedzanie zakończyliśmy w niewielkim pomieszczeniu na niższym pokładzie. Była to kantyna z samoobsługowym bufetem.
– Częstujcie się – Uwe opadł na jedno z krzesełek. – Samo ekologiczne jedzenie. – Kiełki, warzywa, owoce, soki, mleko warzywne, sałata i tak dalej. Jest też piwo i cheesburgery.
– Piwo? – zdumiałem się. – Alkoholowe?
– Nie, ale całkiem niezłe. Na statkach nie wolno pić napojów alkoholowych.
– Szkoda – stwierdziłem, zajadając kiełki z sałatą.
– Słusznie – powiedziała Aena, mając pełne usta gotowanej marchewki. – Posa tym nie luwię pifa, bo jeszt staasznie goskie.
– Nie mówi się z pełną buzią – pouczyła ją Nell.
– U nas robio pifo bardziej słodkie – odezwał się H'natz, który nic nie jadł, ale nie wpłynęło to dodatnio na jego wymowę – Zecyfiście, bardzo goskie – dodał, pociągając następny łyk.
Kapitan wstał, odchrząknął i powiedział – Po lunchu zapraszam do Sali Edukacyjnej w celu wstępnego omówienia harmonogramu lotu. Potem zrobimy Ceremonię Mocy i wystartujemy. Będę tam na was czekał.
Uwe wyszedł, a nam nie chciało się specjalnie wstawać. Piwo było zimne i dobre, krzesełka wygodne, pomieszczenie przytulne. Nagle… potężnie mi się odbiło.
– Obrzydliwe – skrzywiła się Nell – przestańcie wreszcie TO żłopać i chodźmy.
H'natz spojrzał na nią z wyrzutem.
– I tak będą musieli – stwierdziła Aena złośliwie. – To piwo jest bardzo moczopędne.
Chciałem zaprotestować, ale poczułem, że jej sugestia zrobiła swoje, odtąd zacząłem poważnie myśleć o swoim pęcherzu. H'natz chyba też, bo spojrzał na mnie znacząco.
– Dobrze, możemy iść – rzuciłem niedbale, w myślach obierając kurs na toaletę.
* * *
W Sali Edukacyjnej panował lekki półmrok. Szyby w bulajach były przyćmione. Siedzieliśmy sobie wygodnie na fotelach, a kapitan mówił, stojąc przed trójwymiarową projekcją Układu Słonecznego.
– Przeszłość jest kluczem do zrozumienia Teraźniejszości, która to z kolei tworzy Przyszłość. Zdanie to słyszeliście setki razy. Logiczne jest zatem, że Przyszłość jest wynikiem naszego myślenia i działania Tu i Teraz, ale najczęściej to właśnie myślenie bazuje na naszych doświadczeniach i wiedzy. Niestety, jak się przekonacie, to doświadczenie i wiedza mogą również przeszkadzać. Siedzenie i nicnierobienie nie jest takie złe, wiele mądrych rzeczy może przyjść człowiekowi do głowy, gdy puści swobodnie wyobraźnię. Zdarzają się wtedy naprawdę niezwykłe inspiracje. Trzeba tylko trochę potrenować.
Zapadła cisza. Uwe Ortis popatrzył na nas z życzliwie. – Pomyślcie nad tym, mamy czas. Aha,… ale właściwie, czy… przynajmniej ogólnie… jesteście zapoznani z naszym zadaniem?
– Początek – wyrwało mi się.
– Słucham? – zdziwił się kapitan.
– Mamy zacząć od początku, tzn. od początku Nowej Ery – dodałem. – Od Wielkiej Przemiany, momentu, kiedy Ludzkość dokonała Ewolucyjnego Skoku Świadomości.
Uwe podszedł do trójwymiarowej, zawieszonej w powietrzu mapy. Z napięciem śledziliśmy jego powolne ruchy.
– Spójrzcie tu – – powiedział, powiększając obraz. – Tam właśnie lecimy.
Przyjrzałem się uważnie obrazowi naszej planety z tego okresu. Nie był to przyjemny widok.