Читать книгу Aerte - Jarosław Kasperek - Страница 13
Rozdział IV
Aerte
ОглавлениеWyglądaliśmy przez bulaje, z ciekawością obserwując naszych przyszłych towarzyszy podróży. Dwóch mężczyzn i jedną kobietę. Odruchowo zacząłem szukać różnic między nami a nimi. Tak na oko… zupełnie zwyczajni ludzie. Nie było w nich nic obcego. Ubrani nawet podobnie, w szorty. Strój dziewczyny był trochę bardziej egzotyczny, pierwszy raz taki widziałem.
– Ma coś na zębach – zauważyła Aena.
– Kto? – spytałem.
– Ona, nie widzisz? – odpowiedziała. Rzeczywiście, szeroko uśmiechnięte usta odkrywały jakąś konstrukcję, którą ta kobieta nosiła.
– Wyjdziemy do nich? – zaproponowałem z nadzieją.
– Chcecie rozprostować nogi – stwierdził kapitan.
Jednocześnie z Aeną pokiwaliśmy energicznie głowami.
– Możecie wyjść i powiedzieć, co mają robić. Niech wejdą na pokład, a wtedy wy możecie sobie trochę pospacerować, ale nie za długo.
– Super – ucieszyłem się. – Dziewczyny! Idziemy na świeże powietrze!
Nella pokręciła głową. – Ja nie idę.
Spojrzałem na nią zaskoczony.
– No, bo wiecie – zaczęła się usprawiedliwiać. – Z medycznego punktu widzenia to niezła okazja. Druga mi się prędko nie trafi. H'natz pokaże, jak zaprogramować medycznie sprzęt, jak ich podłączyć, poddać hipnozie i… w ogóle.
– Rozumiem – przytaknąłem ze zrozumieniem. – Jesteś pracoholiczką. Trudny przypadek. Ja tam wolę świeże powietrze. Aena, idziesz?
– Jasne.
Parę sekund później byliśmy na zewnątrz. Było gorąco. Powietrze znajomo pachniało lasem.
Pomachałem przyjaźnie trójce stojącej obok statku. Oni odmachali ochoczo. Patrzyli w nas jak w obraz. Wyraźnie byli pod wrażeniem.
– Cześć – powiedziałem zwyczajowo. – Eee… miło was spotkać.
Nie byłem pewien, czy dobrze rozumieją mój angielski. Uczyłem się go w hipnozie, zaledwie kilka godzin.
– Dziękujemy, bardzo dobrze – grzecznie odpowiedział młodszy mężczyzna. Mówił z zupełnie innym akcentem, ale bardzo dobrze go rozumiałem.
– Mam na imię Aerte, a to jest Aena – przedstawiłem nas oboje.
– To jest Mel, Bob, a ja mam na imię Nick – zrewanżował się Nick. Ponieważ wyczuwałem wyraźną rezerwę w ich zachowaniu, wyciągnąłem rękę na powitanie. Nick, po chwili wahania, podszedł i mocno ją uścisnął. Widząc to Aena podeszła do Mel i ją objęła, potem uściskała Boba i Nicka.
Ja po chwili zrobiłem to samo. Lody puściły. Wszyscy się rozluźnili. Mel miała łzy w oczach. My też.
– Nie wiem, czy wiecie – zacząłem. – Ale zabieramy was do domu.
– Domyślaliśmy się tego, tzn. Nick nam mówił – powiedziała Mel, wycierając ręką oczy. – Teraz już wiemy.
– W statku są jeszcze trzy osoby – poinformowała Aena. – Uwe, czyli kapitan, H'natz i Nell. Czekają na was.
– Kapitan prosił, żebyście jak najszybciej znaleźli się na statku – dodałem. – To bardzo ważne, żebyśmy jak najszybciej mogli wam pomóc w pozbyciu się blokad ograniczających pamięć.
– Co mamy robić? – rzeczowo spytał Nick. Powiedziałem im. Po chwili ja i Aena zostaliśmy na polanie sami.
– Co teraz ? – spytałem, patrząc na nią. – Bo pierwsza część programu poszła gładko. Byłaś świetna, zwłaszcza pomysł z tym przytulaniem.
– Odczuwałam taką potrzebę – wzruszyła ramionami. – Zawsze robię, co mi serce dyktuje i nie zastanawiam się zbytnio. Myślę, że dobrze na tym wychodzę. Ty zresztą też sobie dobrze poradziłeś. Chodź, obejrzyjmy ten archaiczny dom.
Dom był prosty i prymitywny, i przez to całkiem ładny. Przez skrzypiące drzwi weszliśmy do środka. Wielki piec z gliny i kamieni zajmował prawie całą ścianę. Był jeszcze ciepły. Pod ścianami stały plecaki. Nawet chciałem jeden przymierzyć, ale ledwo go uniosłem, taki był ciężki.
– Całkiem tu przytulnie – stwierdziła dziewczyna siadając na tapczanie. – Wszystko z drewna. Mogłabym tu mieszkać. Szkoda tylko, że brak łazienki.
– Myślę, że to tylko kwesta przyzwyczajenia – powiedziałem, siadając obok. – Kiedyś ludzie myli się w potokach i wcale im to nie przeszkadzało.
Właśnie zastanawiałem się, jak rozwinąć ten temat bardziej…
Nagły pisk w słuchawkach naszych osobistych komunikatorów spowodował, że zerwaliśmy się na równe nogi. Alarm?!!
– Aerte i Aena! Wracajcie szybko, mamy problem! – słyszeliśmy głos kapitana, gdy już biegliśmy w stronę dysku.
Zajęło nam to chwilę. Winda przerzuciła nas równocześnie i rzuciła brutalnie na podłogę. Nell już na nas czekała.
– Sorry, w trybie alarmowym winda działa szybciej – powiedziała, widząc, jak z trudem zbieramy się z podłoża. – Kapitan was wezwał, bo pojawił się statek Szarych, całkiem w pobliżu. Chodźcie do kokpitu, to zobaczycie. Ruszyła pierwsza. My za nią. W Sterówce panował niezwykły tłok. Przy pulpicie siedzieli jak zwykle Kapitan i H'natz, ale na pozostałych, czyli naszych fotelach leżały trzy przypięte pasami ciała Boba, Mel i Nicka. Ich głowy spowijały przewody i czujniki. Wyglądali na uśpionych.