Читать книгу Syrena - John Everson - Страница 15

Rozdział dwunasty

Оглавление

– Tutaj jest wszystko, czarno na białym – powiedział Bill.

Evan spojrzał na gazetę leżącą na biurku i uniósł brew. Pierwszy artykuł, który przyciągał wzrok na górze strony, głosił, że Delilah włącza czerwone światło.

– Tutaj jest co, Bill? Rada miasta chce zmienić strefę na West Avenue, aby otworzyć salon masażu? Nie wiedziałem, że na to czekałeś. Masz dość jazdy do San Francisco na swoje zabiegi olejowe?

Bill przewrócił oczami.

– Proooszę cię. Wszystko, co muszę zrobić, jeśli chcę się dobrze poczuć, to pójść do O’Flaherty po północy. Faceci byliby głupi, gdyby płacili za to, kiedy wszystko, co muszą zrobić, to kupić sobie drinka.

Wskazał na mniejszy tekst w prawym rogu strony. Głosił on: Kylie (22 l.) zaginęła. Artykuł był krótki, ze zdjęciem miejscowej dziewczyny, która nie wróciła do domu z nocnego wyjścia do „Piaszczystej Pułapki” ze swoim chłopakiem kilka dni temu. Chłopak został zacytowany, twierdził, że tego wieczoru zerwali ze sobą i miał nadzieję, że nie zrobiła nic głupiego. Policja powiedziała, że będą wdzięczni za wszelkie informacje, które doprowadziłaby do znalezienia dziewczyny.

– Tak, więc? – Evan wzruszył ramionami. – Co z tym?

– Kolejne powiązanie z syreną – powiedział Bill.

– Nie możesz być poważny? Za każdym razem, gdy zaginie ktoś w tym mieście, jest to wina jakiejś mitologicznej harpii?

– Syrena nie jest harpią. Pomyliłeś z postacią z Homera.

– Nie zdawałem sobie sprawy, że jesteś tak obeznany w literaturze. – Roześmiał się Evan.

– Posłuchaj, Evan, wiem, że brzmi to śmiesznie. – Bill nawet się nie uśmiechał. – Ale jeśli zapytasz ludzi wokół Delilah – ludzi, którzy żyli tutaj przez całe swoje życie – powiedzą ci, że wierzą, że coś mieszka blisko tego miejsca. Niektórzy nazywają to syreną, inni pewnie mówią, że to morski potwór. Jednak syrena brzmi dla mnie prawdopodobnie. Ludzie znikają tutaj, odkąd pamiętam. Gazety twierdzą, że prądy są niebezpieczne i wciągają ludzi. Ale są historie z początku XX wieku, kiedy handlarze rumem rozbijali się tutaj na skałach i co jakiś czas trafiał się jeden ocalały, który dotarł na brzeg. Możesz popatrzeć na to gówno – każdy, kto ocalał, na którymkolwiek z tych wraków, zawsze mówił o śpiewie pięknej kobiety. Kolejną rzeczą, jaką pamiętali, była przymusowa kąpiel w oceanie.

– Wygląda na to, że za dużo pili na wachcie.

Bill z niesmakiem pokręcił głową.

– Wierzysz w Boga, Evan? Niebo i piekło, całe to gówno?

Evan kiwnął głową.

– Wierzysz więc w wielką niewidzialną wróżkę na niebie i rogate demony biegające po krainie kamienia i lawy, gdzie zmarli płoną w agonii aż do końca czasu? I pewnie wierzysz w czyściec, w który wchodzą dusze, które nie były na tyle złe, by demony kuły je widłami w oczy, żeby odkupili swoje grzechy, aż dotrą do tajemniczej krainy harf i miodu. Czy to prawda?

– Nie opisałbym dokładnie nieba i piekła w ten sposób – skrzywił się Evan.

– Przeczytaj swojego Miltona. A Apokalipsa też jest wkurzająca.

– Co ty, zapisałeś się w tym tygodniu na jeden z tych internetowych kursów z literatury angielskiej, czy co?

– Pomyśl o tym – odparł Bill, ignorując docinki. – Ty wierzysz w te wszystkie niewidzialne rzeczy, których nikt nigdy nie widział, ale nie możesz uwierzyć w prawdziwe stworzenie z krwi i kości, o którym pisano tu od setek lat, o którym ludzie donoszą, że stale je spotykają? – Bill odwrócił się do biurka i pokręcił głową. – Nie wiemy jeszcze wszystkiego, człowieku. I nigdy się nie dowiemy. Na tej ziemi wciąż istnieją tajemnicze rzeczy. Bądź ostrożny.

Bądź ostrożny.

Słowa Billa odbijały się echem w głowie Evana, gdy tej nocy spacerował po plaży po zmroku. Nie powiedział Billowi o swojej schadzce z Ligeją. Zamierzał, musiał z kimś o tym porozmawiać. Ale po rozmowie o zaginionej dziewczynie po prostu wydawało się to nie na miejscu.

Więc dziś w nocy jego serce pozostało pogrążone w poczuciu winy i pożądania.

Brał pod uwagę możliwość pozostania w domu, ale… zdecydował się na chodzenie po plaży. I chciał ją znowu zobaczyć. Przyrzekł sobie, że tym razem pozostanie czujny. Musiał z nią porozmawiać. Musiał dowiedzieć się więcej o tym, kim była i chciał przeprosić za zeszłą noc. Ponieważ kochał się z nią pod fałszywym pretekstem. Był żonaty; nie mógł powiedzieć „szczęśliwie”, ponieważ miniony rok był najgorszym w jego życiu. Ale nie z powodu jego żony. Kochał ją i nie chciał nikogo innego. Nawet jeśli Ligeja dała mu najlepszy seks w życiu.

Ale był żonaty. Niedostępny.

Dziś w nocy fale były spokojne, ledwie kilka białych smug przesuwało się po wodzie. Z północnego zachodu wiał chłodny wiatr i Evan zadrżał. Gdzieś w pobliżu zawołała mewa, samotna w ciemności. Evan wsunął ręce do kieszeni i patrzył na białe odbicia księżyca w mokrych kałużach, które pojawiły się w ciemnym piasku. Nocne kraby schodziły mu z drogi, wzdłuż linii wodnej niczym ukradkowi szpiedzy, rzucając się, by wyrwać kawałki wodorostów lub ryb, a następnie zniknąć w piaskowych dziurach. Plaża nocą była cicha, ale nigdy pusta.

Evan pochylił się, by podnieść miniaturową muszlę, nakrapianą na różowo, brązową i rogatą, z imponującymi kolcami na grubszym końcu. Nawet po tych wszystkich latach nigdy nie znudził się przynoszeniem do domu ciekawych muszli. Sara miała w całym domu szklane słoiki, wypełnione tymi znaleziskami. Wsunął ją do kieszeni spodni.

Teraz zbliżył się do Mewiego Szpica i zwolnił kroku, zatrzymując się, zanim dotarł do podnóża ciemnej skały. Pochylił się, by podnieść mały, płaski kamień i rzucił nim przez spokojny ocean. Jeden, dwa, trzy, cztery… pięć… sześć razy! Uśmiech zagościł na jego ustach – Josh byłby dumny. Kiedyś rywalizowali o to, ile kaczek potrafią puścić.

W pamięci pojawiły się niezliczone ilości migawek z ich czasów na plaży. Bawili się frisbee, omijając skały, padali razem w piasku, śmiejąc się, siedząc przy ognisku; było późno, Evan grał na gitarze…

Nieświadomie zaczął śpiewać ich ulubione piosenki z repertuaru Industrial Disease. Pozwól mi dotknąć cię teraz, na zawsze, tylko ten ostatni raz. Jednak nie mógł dokończyć tekstu. Ścisnęło mu gardło. Pękał w środku za każdym razem, gdy śpiewał tę piosenkę.

Gdzie indziej, jakby w odpowiedzi na jego przerwany śpiew, podniosła się melodia. Ale melancholia utworu Evana zmieniła się niczym światło w lustrze. Głos wzniósł się wysoko pod niebo, niemal jak bezdźwięczny śpiew ptaków. A potem przepłynął głęboko, kontralt nad szczytami fal, ze słodyczą, która sprawiła, że Evanowi zadrżały kolana. Chciał osunąć się na piach i zatracić w tym doskonałym dźwięku. Kimkolwiek była ta kobieta, Ligeja, miała najbardziej niesamowity głos, jaki kiedykolwiek słyszał. Dlaczego marnowała taki talent, śpiewając tu, gdzie nikt jej nie słyszał? Chyba że przyjechała tutaj, żeby ćwiczyć w samotności? Z tak szeroką skalą i piękną głębią, Evan nie wyobrażał sobie, by nie śpiewała profesjonalnie. Chociaż nie znał żadnych sławnych gwiazd operowych i tym podobnych, żyjących w Delilah. Nigdy też nie słyszał o śpiewaczce Ligei.

Evan szukał jej na skałach i miał już zacząć wspinać się na zdradziecką ścieżkę, prowadzącą na zewnątrz zatoki, kiedy zdał sobie sprawę, że dziś nie ma jej na skałach. Blade niczym kość słoniowa ciało przesunęło się w falach, a gdy Evan się przyjrzał, zauważył, że leżała na plecach, unosiła się w wodzie i śpiewała gwiazdom. Od czasu do czasu widział, jak jej ręce przełamują taflę wody albo blade kolana unoszą się nad falami, a potem znikają, by pozwolić jej utrzymać senną kąpiel na oceanie.

Evan zbliżył się do wody; całe jego ciało pragnęło zbliżyć się do źródła muzyki. Piosenka Ligei hipnotyzowała. Zamknął oczy i poczuł, jak palce dotykają jego ciała, jakby był instrumentem. Noc zdawała się rozgrzewać wokół niego, gdy poddawał się dźwiękowi i otworzył swoje serce na piękno jej piosenki. Melodia płynęła w jego żyłach niczym alkohol, rozszerzając zasięg jego świadomości, jednocześnie czyniąc go obojętnym na wszystko, co mogłoby go rozproszyć.

Cieszył się, że nie dotrzymał obietnicy, by unikać plaży. Musiał znów znaleźć się obok niej. Nawet, jeśli miałby nigdy więcej nie dotknąć jej ciała, Evan musiał słuchać jej piosenki. Wydawało się, że jego oddech zwolnił i przyspieszył z płynnym ruchem muzyki, a on zrobił kolejny krok bliżej miejsca, w którym śpiewała. Zatracił się w dźwięku i nawet nie otworzył oczu, by zobaczyć, dokąd idzie. Pijany dźwiękiem westchnął, gdy ten napełnił go, a potem wymknął się, zostawiając z bolesnym poczuciem pustki. Ligeja grała na jego emocjach niczym na harfie. Nie potrafił zdefiniować nawet jednego słowa w języku, w którym śpiewała. A jednak były to słowa i znajome sylaby. Pomyślał, że śpiewa w jakimś obcym języku. Języku, który był piękniejszy od każdego, jaki kiedykolwiek słyszał.

W jakiś sposób obce dźwięki wpływały na niego: czuł się tak, jakby przejeżdżał przez potężną opowieść – gdy śpiewała, jego serce przepełniało się strachem, a potem radowało się aż do ekstatycznego bólu, gdy odzyskał utracony fragment. Evan zbliżył się do dźwięku i uśmiechnął, gdy zdał sobie sprawę z prawdziwości jej głosu. Ostateczna prawda dźwięku – muzyka była komunikatem, który wykraczał poza słowa i cokolwiek mówiła, nie rozumiał słów, ale pojmował uczucie.

A potem muzyka ustała, a Evan poczuł, jak dłonie przesuwają się po jego ramionach. Gwałtownie dotarł do niego chłód, otworzył oczy…

…i zobaczył wokół siebie fale!

Nagle wypadł ze świata snów i uświadomił sobie, że znajduje się głęboko w oceanie, a woda spływa jak śmiertelny kwas wokół jego twarzy. Ligeja płynęła tuż przed nim, wyciągając palce, by wsunąć je w jego włosy, by oplatać dłonie wokół jego ramion. Ale w pięć sekund Evan opuścił niebiosa i stanął w piekle. Jego gardło ścisnęło się, oczy wyszły z orbit, a serce przyśpieszyło trzykrotnie. Nie zauważył Ligei, gdy unosiła się i opadała wraz z wodą. Widział tylko wszystko wokół – czarne fale i panika ogarnęły go tak samo, jak wcześniej jej muzyka.

Evan otworzył usta i krzyknął.

W tym momencie obok przemknęła fala, a jej biały czubek uderzył go w twarz, obdarowując łykiem solanki. Krzyk zmienił się w dławiący kaszel, stracił równowagę. Głowa opadła pod wodę, wytrzeszczył oczy, rozpaczliwie machając ramionami. Wszystko wokół było ciemne, a nos i gardło miał wypełnione zimną wodą morską. Z trudem łapał oddech, łykając tylko więcej wody, krztusząc się cicho pod nocnymi falami.

To był najgorszy koszmar Evana. Odkąd był dzieckiem, budził się nocą zlany zimnym potem, ze wspomnieniem zamykającej się nad nim wodnej toni, które wciąż miał przed oczami. Teraz, po tych wszystkich latach, wydarzyło się to naprawdę. Próbował dotrzeć do powierzchni, ale jego stopy nie mogły znaleźć dna, a głowa wynurzała się z wody tylko na kilka sekund, zanim prąd zniósł go z powrotem.

Ręka znalazła jego ramię, druga owinęła się wokół talii. Ligeja. Uśmiechnęła się do niego pod wodą i nachyliła, żeby go pocałować. Evan pokręcił przecząco głową; nie, nie, on tonie!

A potem jej wargi dotknęły jego warg i Evan poczuł… ulgę. Płuca nie wyczuwały już ognia morskiej wody, a gardło nie płonęło solą. Oczy Ligei patrzyły w jego własne, jak brązowe otchłanie tajemnicy. Trzymała go mocno, przyciskając do swojego ciała i wypłynęła na powierzchnię.

– O mój Boże – Evan sapnął, gdy ich głowy rozbiły taflę wody. Przylgnął do niej jak dziecko i dał się nieść po osuwającym się gruncie, dopóki nie mógł stanąć bezpiecznie, a woda sięgała mu ledwie do klatki piersiowej.

Spojrzała na niego. Odgarnęła włosy zasłaniające jej piersi, odrzuciła je z rytmiczną złośliwością.

– Dziękuję – powiedział. – Myślałem, że utonę. Tak bardzo boję się wody i zawsze bałem się utonięcia i nawet nie wiem, co się stało. Słyszałem, jak śpiewasz i jakoś po prostu trochę lunatykowałem, ale nie umiem pływać, i…

– Ćśśśśś… – powiedziała i przycisnęła palec do jego warg. Jej druga ręka przesunęła się pod powierzchnią oceanu i dotknęła prawego uda Evana. Kobieta pocałowała go jeszcze raz, a mężczyzna poczuł przypływ ciepła, gdy jej język splótł się z jego. Potem uświadomił sobie, że jej dłonie pracują przy pasie na dżinsach, a on potrząsnął głową, przerywając pocałunek.

– Nie – powiedział. – Przyszedłem tutaj między innymi dlatego, że chciałem ci powiedzieć… To, co wydarzyło się ostatniej nocy, było złe i przepraszam. Jestem żonaty.

A ona jest cudowną kobietą. Kocham ją… Nie możemy…

Chwycił ją za ramiona i próbował odepchnąć, ale już rozpinała zamek błyskawiczny, a potem opuściła mu spodnie. Palce wędrowały między nogami, sięgnęły członka i zaczęły go delikatnie pieścić. Evanowi trudno było odmówić dotyku, ale zebrał się w sobie i odsunął ją do siebie.

– Nie – powtórzył.

Ligeja pokręciła głową. Spojrzała na niego pytająco, unosząc brwi. A potem otworzyła usta i znów zaczęła śpiewać. Śpiewała o seksie i dzikiej potrzebie zwierząt.

Śpiewała szeptem przy jego uchu, a potem, kiedy krzyknęła, ścisnęła mocniej dłoń. Po chwili przycisnęła go do siebie, z oceanem jako lubrykantem.

Evan czuł, jakby stracił nad sobą kontrolę, jakby ktoś wsadził jego umysł do pudła, odstawił na półkę i jedynie wyciął dziurę, by mógł sam siebie obserwować. Ta niesamowita, seksowna istota kochała się z nim w oceanie i nie mógł powstrzymać swego ciała przed spotkaniem z nią. Noc zdawała się migotać i skrzyć niebezpieczeństwem, co czyniło wydarzenie jeszcze bardziej podniecającym. Pieśń Ligei rozwiewała w głowie Evana wszystkie wątpliwości, a jedyne, co mógł zobaczyć, to oczy, marzycielskie i mroczne. Całował głęboko jej wargi, a potem spijał sól z jej sutków, gdy ona przylgnęła do niego i wysuwała swe ciało w górę i w dół, i wokół niego, jakby był on biegunem, a ona jego syrenią tancerką. Jej orgazm przyszedł, gdy Evan zatracił się w swoich wewnętrznych fajerwerkach, a jej głos przeszedł w krzyk, który był zarówno czysty w swej błagalnej ekspresji, jak i potężny w zwierzęcej celebracji pożądania.

Zamknął oczy, a ona trzymała go, szepcząc delikatnie i sennie.

– Kiedy byłam małą dziewczynką – powiedziała w pewnym momencie. – Modliłam się, aby spotkać takiego mężczyznę jak ty. A teraz, kiedy mam, nie chcę nigdy pozwolić ci odejść.

Próbował odpowiedzieć, powiedzieć jej, że jest zajęty, że będzie musiała go wypuścić. Ale nie mógł znaleźć w sobie energii. Zamiast tego kołysał się z nią w wodzie, jeszcze bardziej rozkoszując się aksamitnym dotykiem jej skóry i słodkimi opowieściami o pożądaniu.

Ponownie obudził się na plaży, wciąż ubrany w przemoczoną koszulę, ale nagi od pasa w dół; jedna nogawka spodni wciąż wisiała mu na kostce. Ligeja zniknęła, a księżyc przemknął po niebie.

– Jasna cholera. – Oddychał ciężko, szalała w nim dzika tęcza sprzecznych emocji. – Co ja teraz zrobię?

Wciągając zimne i mokre spodnie na uda pokryte gęsią skórką, Evan poczuł, jak w jego sercu znów wzbiera fala paniki. Łzy napłynęły mu do oczu, gdy zaczął iść w stronę domu, modląc się, by Sara była bezpieczna.

Kiedy dziesięć minut później wślizgnął się do środka, wciąż zastanawiając się, jak wytłumaczy mokre ubranie, była trzecia w nocy. Wyłączył światło w kuchni i ruszył korytarzem do ich sypialni, modląc się, by Sara była na miejscu.

Syrena

Подняться наверх