Читать книгу Byłem żałosnym dupkiem – czyli jak żyć z sensem - John Kim - Страница 10

EGO
# 5
Nie bądź gówniarzem do kwadratu

Оглавление

No dobra, prawda jest taka, że każdy mężczyzna na jakimś etapie życia był albo będzie gówniarzem.

Oto przykłady tego, co cechuje gówniarza: Kupowanie bajeranckiego żółtego ferrari, by pokazać, że mnie na nie stać; nie dlatego, że lubię sportowe samochody, tylko po to, by szpanować, gdziekolwiek podjadę. Złe traktowanie osób starszych i dzieci. Przeglądanie się w każdym mijanym lustrze. Noszenie ordynarnych tatuaży, żeby zwrócić na siebie uwagę. Stawianie włosów na żel. Brak umiaru w piciu alkoholu. Obmacywanie kobiet. Wszczynanie bójek, jeśli się zna jakieś sztuki walki. Opalenizna rodem z solarium. Zęby, które świecą w ciemności. Chodzenie w ciemnych okularach po domu. Stałe kontrolowanie partnerki. Hałaśliwe zachowanie w towarzystwie, przekrzykiwanie wszystkich. Prezerwatywy smakowe. Okrucieństwo wobec zwierząt. Wyprzedzenie auta, które zajechało nam drogę, i gwałtowne hamowanie. Niedawanie napiwków. Rzucanie kluczyków do samochodu parkingowemu, zamiast podania mu ich do ręki. Przesadne spryskiwanie się wodą kolońską. Żądanie sprowadzenia kierownika lokalu, kiedy jemy w towarzystwie. Dekolty w serek do samego pępka. Puszczanie muzyki w aucie tak głośno, że pasażerowie nie są w stanie rozmawiać. Zachowania psychopatyczne. Rajdy motocyklami po mieście z szaleńczą prędkością. Znęcanie się nad słabszymi. Przeklinanie oraz używanie obrazowych seksualnych porównań w obecności kobiet. Szastanie napiwkami, by zaimponować innym. Olewanie znajomych. Pytanie ludzi, których ledwie znamy, o wysokość ich zarobków. Przechwalanie się, że sam nie wiesz, ile zarabiasz. Wydawanie na siłowni takich dźwięków, jakby to była porodówka. Przechodzenie przez jezdnię na czerwonym, kiedy wszyscy inni czekają na zielone. Agresywne zachowanie się za kierownicą. Brawurowe prowadzenie samochodu. Oczekiwanie, że kobieta pokryje połowę rachunku, chociaż to my zaprosiliśmy ją na pierwszą randkę do restauracji. Przerywanie innym w pół zdania. Paskudne traktowanie rodziców. Bekanie w miejscach publicznych. Wyśmiewanie innych. Obgadywanie ludzi. Przechwalanie się znajomościami. Wypytywanie partnerki, niby „przez ciekawość”, z iloma mężczyznami spała, a potem zarzucanie jej rozwiązłości. Poniewieranie podwładnymi, wykorzystywanie wyższej pozycji zawodowej do molestowania seksualnego podległych osób.

To zaledwie garść przykładów i jestem stuprocentowo pewny, że sam mam na sumieniu sporo z nich.

Takie zachowania tylko pozornie dodają siły, a tak naprawdę obnażają nasz brak pewności siebie. W dodatku wszyscy to widzą. Rozmawiają o nas i plotki zaczynają krążyć. Z perspektywy czasu widzę, że najczęściej wtedy strugałem chojraka, gdy pewność siebie całkiem mnie opuszczała. Zachowywać się jak gówniarz, to jakby włączyć podczerwień ujawniającą nasze lęki i obawy. W moim wypadku objawiło się to tym, że woda sodowa uderzyła mi do głowy. Wziąłem na wspólnika faceta zajmującego się promocją klubów, licząc na to, że wypromuję naszą rodzinną restaurację w Hollywood jako malowniczy klub nocny dla sławnych i bogatych. Trwało to około roku, ale cóż to był za okres… Zwariowany! Wtedy, w roku 2001, kiedy królował hip-hop, a kluby w Hollywood wyrastały jak grzyby po deszczu, nasz mały interes upodobali sobie tacy celebryci jak Paris Hilton czy Fred Durst. Pośród tych sław i przepychu mój brak pewności siebie sięgnął zenitu. Miałem wrażenie, że jestem jednym z tych luzaków, a zarazem czułem, że do nich nie pasuję. Nie byłem bogaty ani sławny. Byłem chłopakiem z innego podwórka. Ale żeby się dopasować, musiałem udawać, że jest inaczej. Chcąc zdobyć ich aprobatę, stawiałem im kolacje po sześćset dolarów. Celowo przysiadałem się do stolików obleganych przez tych „na świeczniku”, mimo że nikogo z nich nie znałem osobiście. Co wieczór robiłem za pozera, a to naprawdę wykańcza. Nie budowałem własnego charakteru. Stawałem się karykaturą samego siebie.


Gówniarstwo

Gówniarstwo pięknie opisali Robert Moore i Douglas Gillette w książce King, Warrior, Magician, Lover: Rediscovering the Archetypes of the Mature Masculine:

Handlarz narkotyków; polityk, który kluczy i unika odpowiedzi; gość, który bije żonę; notorycznie zrzędzący szef; przebojowy menedżer niskiego stopnia; niewierny mąż; firmowy potakiwacz; mierny doradca na studiach magisterskich; pastor „świętszy od Boga”; członek gangu; ojciec, który nigdy nie ma czasu, by wpaść na występy szkolne córki; trener wyszydzający swoich najlepszych sportowców; terapeuta podświadomie atakujący swoich pacjentów za to, że usiłują „błyszczeć”, i namawiający ich na normalność i szarzyznę; japiszon… wszyscy oni mają ze sobą coś wspólnego. Są chłopcami udającymi mężczyzn. Tyle że robią to całkiem szczerze, ponieważ nikt im nie pokazał, jak postępuje dojrzały mężczyzna… ich skłonność do kontrolowania innych, do gróźb i wrogich postaw, nieustannie mylimy z siłą. A naprawdę ten ktoś okazuje głęboko ukrytą, skrajną bezbronność i słabość; bezbronność zranionego chłopczyka.

To, że większość facetów ma obsesję na punkcie niedojrzałych etapów rozwoju, jest druzgocące. Wczesnymi fazami rozwoju rządzą mechanizmy typowe dla wieku chłopięcego. Jeśli dopuścimy do tego, by zawładnęły nami po wkroczeniu w dorosłość, jeśli ego nie dokonuje prawidłowej oceny i nie przekształca archetypów wieku chłopięcego w archetypy dojrzałej męskości, wówczas w działaniu stosujemy ukryte (dla nas, ale nie dla innych) postawy właściwe chłopczykom.

A zatem jak zerwać z gówniarstwem? Czy jest to tak proste jak sprzedaż tego żółtego ferrari?

Trzy pigułki

na wyrwanie się ze szponów gówniarstwa

1. Nigdy się nie popisuj.

Pozerstwo bierze się stąd, że próbujemy się popisywać. Szpanować tym, co mamy. Znajomościami. Bogactwem, intelektem, mięśniami. Sam zamiar (a potem wprowadzanie go w czyn) chwalenia się przed całym światem jest tym, co czyni z nas gówniarzy. Stajemy na głowie, byleby oznajmić wszem wobec: „Patrzcie i podziwiajcie, bo jestem lepszy od was”. Do tego sprowadza się bycie gówniarzem – pokazywania, że jest się lepszym od innych. Ludzie naprawdę pewni siebie niczego nie muszą udowadniać. Skupiają się na tym, by swoją wartość prezentować w czynach, nie w słowach.

Poza tym w ten sposób marnuje się kupę energii. Jeśli stale usiłujesz się czymś popisać, przestajesz być sobą. To tak jak z nienawiścią i miłością – nie występują jednocześnie. Tak więc szpanując, czyli nie pokazując prawdziwego ja, marnujesz swoje możliwości. Nie jesteś tym, kim mógłbyś być.

A gdybyś nie czuł potrzeby udowadniania niczego? Jak by to wpłynęło na twoje codzienne życie? W jaki sposób zmieniłoby to twój dialog z innymi, twoje zachowanie, postawę i energię?


2. Bądź uczniem.

Gdy uznamy, że coś wiemy, przestajemy się uczyć. Ale gdy decydujemy się przyjąć rolę ucznia, natychmiast schodzimy ze sceny i zamykamy się w szkole życia. A w niej zamieszkuje pokora. Oraz – co ważniejsze – rozwój. Rzecz jasna, wiesz dużo rzeczy. W swojej dziedzinie możesz być ekspertem. Podchodząc jednak do wszystkiego tak, jakbyś się tego uczył po raz pierwszy, będziesz bardziej otwarty, ciekawy i sympatyczny. Ocenianie i ego się kurczą, wąskie horyzonty zamieniasz na szerokie, a nauka i rozwój osobowości przychodzą bez wysiłku.

Nieważne, czy jesteś prezesem firmy z listy „Fortune 500”, trenerem, nauczycielem czy reżyserem. Najwięksi przywódcy są nauczycielami, ci zaś postrzegają siebie jako uczniów. A zatem jak by to było, gdybyś każdego dnia wcielał się w rolę ucznia? W pracy. W swojej profesji. W miłości. W jaki sposób zmieniłoby to twój dialog z innymi, twoje zachowanie, postawę i energię?


3. Przestaw się z biorcy na dawcę.

Usiłując wzbudzić zainteresowanie sobą, nie dajemy, tylko bierzemy. Szukamy aprobaty, akceptacji. Chcemy coś dostać od innych. Dawanie polega zaś na dzieleniu się sobą i swoimi zdolnościami, bez domagania się czegoś w zamian. To stan, w którym osiągamy największą moc.

Wielokrotnie uważamy, że coś dajemy, gdy tak naprawdę bierzemy. Na przykład jeśli w restauracji popisujemy się gestem i oświadczamy wszystkim przy stole: „Ja płacę”, to jest to całkiem co innego niż dyskretne uregulowanie rachunku, żeby nikt tego nie zauważył. Zapewne sądzisz, że coś dałeś, a w rzeczywistości to ty brałeś od innych.

A gdybyś tak przestawił się z biorcy na dawcę? Jak by to wyglądało u ciebie w pracy? W relacjach międzyludzkich? Z partnerką? Gdybyś tak słowa, działania, postawę i energię skierował na innych, nie na siebie?

Jeśli nie musisz niczego udowadniać, jesteś uczniem w szkole życia i przestawiłeś się na dawcę, to nie musisz sprzedawać swojego ferrari.

Byłem żałosnym dupkiem – czyli jak żyć z sensem

Подняться наверх