Читать книгу Motylek - Katarzyna Puzyńska - Страница 10
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ 6
ОглавлениеWarszawa 1951
Witali gości w holu rezydencji. Marianna nigdy nie lubiła tego pomieszczenia. Było zdecydowanie za duże. Obce. Wszyscy przyglądali się jej bacznie i wcale nie próbowali tego ukrywać. Młoda żona doktora stała się niemałą sensacją wśród warszawskiej elity. Marianna starała się podołać zadaniu, ale czuła, że mąż jest zawiedziony. Co jakiś czas rzucał jej chmurne spojrzenie. Nie była pewna, co właściwie robi źle.
– A więc to pani usidliła Zygmunta? – zagadnęła ją żona ordynatora szpitala. – Nieźle się pani ustawiła, nie ma co. Ale czy zdaje sobie pani sprawę, jak mu pani szkodzi? Człowiek z jego pozycją i… pani?
Kobieta pokręciła głową z niesmakiem. Marianna spojrzała na męża, szukając pociechy, ale był zajęty rozmową z ordynatorem. Mężczyźni zdawali się zapominać o tym, że towarzyszą im żony.
– Nie rozumiem, co pani ma na myśli – odpowiedziała Marianna nieśmiało. – Jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi.
Kobieta zaśmiała się tylko złośliwie w odpowiedzi.
– Pyskata jesteś, co? Słyszałeś to, Zygmuncie? – zwróciła się do mężczyzny ordynatorowa. – Słyszałeś, jak twoja żona się do mnie odzywa?
– Zapraszam do stołu – powiedział Zygmunt zamiast odpowiedzi, spoglądając z irytacją na Mariannę.
Ordynator odszedł, pociągając żonę za sobą.
– Staraj się nie mówić zbyt wiele – syknął Zygmunt, kiedy zostali sami. – To są wykształceni ludzie! Nie przywykli do obcowania z kimś takim jak ty.
– Jak ja? – zapytała Marianna naiwnie, szeroko otwierając błękitne oczy.
– Tak! Jak ty – burknął. – Słyszałem, jak odpowiedziałaś pani ordynatorowej. Nie waż się więcej robić nic takiego! Nie rozumiesz, że jej mąż jest ważnym człowiekiem? To on decyduje o mojej karierze. On ma iść na emeryturę i ja być może zajmę jego miejsce. Chyba że przedtem ty wszystko zniszczysz. Chcesz tego?
Minęła ich żona chirurga ubrana w czerwoną wieczorową suknię. Zygmunt skinął do niej głową na powitanie. Odpowiedziała mu uprzejmie, ale na Mariannę nawet nie spojrzała.
– Jesteś nieodpowiednio ubrana – skarcił żonę Zygmunt. – Kto to widział!
Spojrzała na siebie w wielkim lustrze, które wisiało na przeciwległej ścianie. Nie rozumiała jego irytacji. Włożyła przecież swoją najlepszą sukienkę. Powiększającego się brzuszka już nie mogła co prawda ukryć, ale wydawało jej się, że wygląda elegancko. Tak jak przystoi żonie lekarza.
– Idź się natychmiast przebrać – rozkazał.
– Ale goście… Powinnam ci chyba towarzyszyć.
– Nie gadaj tyle, tylko idź – mruknął Zygmunt przez zaciśnięte zęby, uśmiechając się jednocześnie do kolejnych przychodzących. – Natychmiast.
Zaczerwieniła się.
– Najlepiej nie schodź już więcej – zdecydował nagle. – Wystarczy mi tego dobrego na dzisiaj. Wszyscy się ze mnie śmieją za plecami.
Mariannie zbierało się na płacz. Poczuła, że dziecko kopnęło mocno. Przeczuwała, że to będzie chłopiec. Dotknęła brzucha uspokajająco. Wszystko w porządku, syneczku.
– Na co czekasz? – zbeształ ją mąż nieprzyjemnie.
– Już idę. Przepraszam, kochanie.
– I siedź u siebie – przypomniał jej Zygmunt. – Możesz wyjść dopiero, kiedy skończymy.
Marianna spuściła wzrok i ruszyła na górę. Miał rację. Nie pasowała do warszawskiej elity. Była z małej wioski i edukację zakończyła na szkole podstawowej. Przez większość czasu nie rozumiała, o czym mówią ci wszyscy elegancko ubrani panowie.
Zamknęła się w swojej sypialni i zaczęła płakać. Głosy przyjęcia w salonie nie dochodziły do jej samotni. Nie czuła się dobrze w tym domu. Matka miała rację, kiedy mówiła jej, że ślub z zamożnym doktorem to zły pomysł. Powinna wiedzieć, że to się dobrze nie skończy.
Zajrzała do szafy, gdzie zaczęła już gromadzić ubranka dla dziecka. Miała nadzieję, że kiedy syn przyjdzie na świat, wszystko się jakoś ułoży.