Читать книгу Motylek - Katarzyna Puzyńska - Страница 6
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ 2
ОглавлениеWarszawa 1950
Marianna mieszkała w Warszawie już od kilku miesięcy. Czasami brakowało jej szumu lasu wieczorami i słodkiego zapachu pól, ale mimo wszystko czuła się szczęśliwa. Mimo ostrzeżeń rodziny i przyjaciół, że w stolicy panuje jeszcze większa bieda niż u nich na wsi, udało jej się dość szybko znaleźć pracę. Została opiekunką dwójki uroczych dziewczynek w pewnej bogatej rodzinie. Była pewna, że lepiej trafić nie mogła.
Kiedy wyjeżdżała ze swojej małej wioski, gdzie wszyscy przymierali głodem, nie wyobrażała sobie nawet, że ktoś może żyć w takim luksusie. Dziewczynki miały inne ubrania na każdy dzień, a na obiad prawie codziennie podawano mięso. Kucharka pozwalała jej nawet zjadać to, co zostało. Jej twarz zaokrągliła się i nie przypominała już spłoszonej wiejskiej dziewczyny, którą była jeszcze kilka miesięcy temu.
Matka przestrzegała ją przed wyjazdem do stolicy, ale pieniądze, które Marianna przesyłała co miesiąc, zamknęły jej w końcu skutecznie usta. Wysyłały do siebie długie listy, mimo że żadna z nich nie umiała zbyt dobrze pisać. Matka mówiła o nowych dzieciach u sąsiadów, a Marianna opisywała ze szczegółami postępy odbudowy zniszczonej niemieckimi bombami stolicy.
Jesienią pracodawczyni Marianny ponownie zaszła w ciążę. W domu zapanowała radosna atmosfera oczekiwania na mający się wydarzyć cud. Marianna cieszyła się wraz z domownikami. Czuła się już częścią tej rodziny i za taką była przez wszystkich uważana.
Pewnej nocy obudził ją krzyk bólu. Pani poczuła się bardzo źle i trzeba było posłać po doktora. Przybył natychmiast. Był najlepszym specjalistą w dziedzinie ginekologii i położnictwa, więc dysponował samochodem. Marianna otworzyła mu drzwi, ale zabrakło jej odwagi, żeby na niego spojrzeć. Widziała tylko błyszczące w świetle ulicznych latarni lakierki. W końcu zebrała się w sobie i spojrzała trwożnie na doktora.
– Dobry wieczór – przywitał się uprzejmie lekarz.
Marianna dygnęła lekko. Bała się odezwać. Opuściła tylko głowę spłoszona.
– Gdzie jest twoja pani? – zapytał doktor łagodnie, chcąc ją nieco ośmielić. – Czy wszystko z nią w porządku? Przyjechałem najszybciej, jak mogłem.
– Moja pani ma bóle – wyjąkała dziewczyna i spuściła głowę jeszcze niżej.
– Masz piękne fiołkowe oczy, nie chowaj ich tak – powiedział mężczyzna.
Zarumieniła się. Była jednak zbyt nieśmiała, żeby odpowiedzieć. Doktor zaśmiał się serdecznie i poszedł na górę do pacjentki.
Piękne fiołkowe oczy, piękne fiołkowe oczy – powtarzała sobie Marianna w duchu. Nikt jeszcze nie powiedział jej nic takiego. To były najcudowniejsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszała. Miała nadzieję, że lekarz jeszcze nieraz tu przyjdzie. Nie życzyła swojej pani źle, ale jak inaczej mogłaby spotkać się z tym eleganckim doktorem?
Ku jej radości badania powtarzały się coraz częściej. Lekarz przychodził prawie codziennie. Spoglądał na nią z sympatią i prawił niewinne komplementy. Kilka razy przyniósł jakiś prezent. Serce biło jej szybciej, gdy tylko słyszała jego głos.
Marianna coraz rzadziej pisywała do matki. Czuła, że przyjaźń z doktorem to nie byłby dobry temat, a nie mogła teraz myśleć o niczym innym.