Читать книгу Gra w życie - Leona Deakin - Страница 10
4
ОглавлениеWskazówka sekundowa na dużym zegarze wiszącym w gabinecie dochodziła do dziewiątki. Doktor Bloom przyglądała się jej uważnie, czując, jak każde tyknięcie odpędza jej lęki i rozpraszające myśli, by przez kolejną godzinę mogła skoncentrować się wyłącznie na drugiej osobie. Po lekturze notatek już wiedziała, że to nie będzie łatwa sesja. Ofiara traumatycznego przeżycia, zmuszona do tłumaczenia się z czegoś, co było pierwotnym instynktem, a nie świadomą decyzją.
Tik.
Tak.
Czternaście lat. W tym wieku powinno się jeszcze stać jedną nogą w świecie dzieciństwa. Niewinność powinna ulatniać się powoli, stopniowo: najpierw święty Mikołaj i Wróżka Zębuszka. Następnie odkrycie, że nasi rodzice mają wady. Później, że ludzie bywają samolubni, i wreszcie, że świat potrafi być niewyobrażalnie okrutny. Jeśli młody człowiek zostanie wyszarpnięty z dzieciństwa jednym brutalnym ruchem, pozostaną mu tylko zaprzeczenie, złość i ostatecznie rozpacz.
Bloom nie była w stanie cofnąć czasu, by wymazać traumę. Mogła jednak spróbować podsycić światło w umyśle dziecka i stłumić jego niepokój.
Seraphine zawahała się w drzwiach pokoiku i przyjrzała uważnie doktor Bloom. Kobieta siedziała w fotelu z wysokim oparciem i drewnianymi podłokietnikami. Miała krótko obcięte włosy barwy owsianki, była ubrana w czarne spodnie i zielony sweter w serek. Do tego dobrała płaskie czarne buty, które matka Seraphine opisałaby jako „rozsądne”. Stopy psycholożki ledwo sięgały ziemi.
Jest niska tak jak ja, pomyślała dziewczyna. To może się przydać.
– Dzień dobry, Seraphine. Proszę, wejdź. – Doktor Bloom trzymała dłonie na kolanach. Ściskała w nich czarną książeczkę. Odczekała, aż Seraphine usiądzie, i dopiero wtedy znów się odezwała. – Jak się dziś czujesz?
Seraphine zamrugała kilka razy.
– W porządku – odparła. Bezpieczna odpowiedź.
– W porządku – powtórzyła doktor Bloom. – Czy wiesz, dlaczego twoja mama poprosiła, żebym z tobą porozmawiała?
– Przez woźnego.
Kobieta skinęła głową.
– Wiesz, że jestem psycholożką? – Bloom poczekała kilka sekund na reakcję. – Pracuję z młodymi ludźmi oskarżonymi o popełnienie przestępstwa.
– Więc pracuje pani dla policji?
– Czasami, ale głównie dla prawników i ich klientów albo dla zespołów do spraw młodocianych przestępców. Zazwyczaj pomagam im w przygotowaniach do procesu. Twoja mama poprosiła, żebym się z tobą spotkała, bo martwi się, jak to niedawne doświadczenie wpłynęło na twój stan. Jestem tu, żeby pomóc ci się z tym uporać. Wszystko będzie przebiegało w twoim tempie. Tu są chusteczki i woda, a jeśli w którymkolwiek momencie będziesz chciała zrobić przerwę, to powiedz.
Seraphine zerknęła na pudełko z chusteczkami. Oczekuje, że będę ich potrzebować, uznała.
– Wiem już, że jesteś zdolną uczennicą, a twoi nauczyciele uważają, że masz duży potencjał. Lubisz szkołę?
Seraphine wzruszyła ramionami.
– Twoja mama powiedziała mi, że odnosisz sukcesy w sporcie. Należysz do drużyny siatkarskiej i reprezentowałaś swoje hrabstwo w turniejach badmintona. Zgadza się?
Kolejne wzruszenie ramion.
– A w zeszłym roku grałaś główną rolę w szkolnym przedstawieniu. Jesteś bardzo wszechstronna.
Seraphine zaczęła wiercić się na krześle. Ogarnij się, pomyślała. Zachowujesz się jak te idiotki ze szkoły. Spojrzała na wyprostowaną terapeutkę siedzącą ze stopami ustawionymi równiutko jedna przy drugiej i dłońmi złożonymi na kolanach. Poprawiła własną postawę.
– Jestem dobra w matematyce i innych przedmiotach ścisłych.
Doktor Bloom skinęła głową.
– I lubię sport. – Seraphine przesunęła prawą stopę tak, by znajdowała się idealnie pod prawym kolanem.
– Jesteś jedynaczką. Masz bliskie relacje z rodzicami?
– Bardzo.
– To dobrze. – Terapeutka uśmiechnęła się, jakby ta odpowiedź szczerze ją ucieszyła. – Mogłabyś mi powiedzieć, co masz na myśli, mówiąc „bardzo”?
Seraphine postawiła lewą stopę tuż przy prawej.
– Lubię też rysunek techniczny, bo pan Richards jest dobrym nauczycielem.
I zawsze bardzo dobrze ostrzy ołówki.
– Rozumiem.
– Jest pani lekarzem? – zapytała Seraphine, kładąc dłonie na udach.
– Nie, ale mam doktorat z psychologii. Wiesz, co to oznacza?
Dziewczyna skinęła głową.
– Którą uczelnię pani skończyła? Nie wiem, czy powinnam sobie zawracać głowę studiami. Mam wrażenie, że to strata czasu. Mogłabym zamiast tego zacząć zarabiać. Jak pani myśli?
– Powiedziałabyś, że jesteś bliżej z matką czy z ojcem?
Ani z jednym, ani z drugim.
– Z obojgiem jestem blisko. Tak samo.
– Wspierają cię po tym zajściu?
Siebie nawzajem wspierają. Jakby to oni byli tu ofiarami. Seraphine zamaskowała irytację uśmiechem.
– Są fenomenalni.
– Fenomenalni?
Nastolatka czuła na sobie spojrzenie brązowych oczu doktor Bloom.
– Masz dużo szczęścia, Seraphine.
W głosie psycholożki pobrzmiewała dziwna nuta, jakby w rzeczywistości miała na myśli coś zupełnie przeciwnego.
– Czy mogłabyś opowiedzieć mi własnymi słowami, co wydarzyło się na sali gimnastycznej?
Seraphine wzięła głęboki wdech. Była na to przygotowana.
– Claudia i ja weszłyśmy do środka, a woźny ruszył za nami. Okazało się, że już od kilku miesięcy widywał się z Claud. Nie żeby ona tego chciała. Gwałcił ją. A kiedy zobaczył, jak tam idziemy, uznał, że zabawi się z nami jednocześnie. Claudia próbowała go powstrzymać, ale on zaczął się do mnie dobierać. Zapędził mnie do kąta i odciął mi drogę ucieczki. Nie wiedziałam, co robić. Więc… – Zamilkła na chwilę. Musiała to dobrze ubrać w słowa. – Miałam w kieszeni ołówek, więc go nim uderzyłam. Pomyślałam, że może go zadrapię albo zranię i będziemy miały szansę uciec. Ale rysik wbił mu się w szyję, dziab, i nagle pojawiło się mnóstwo krwi. Była wszędzie, on się poślizgnął i upadł, a potem już nie wstał. I na tym się skończyło.
Doktor Bloom otworzyła notes i zapisała trzy albo cztery słowa.
– Dziękuję. To bardzo mi pomogło. A kiedy woźny odciął ci drogę… – terapeutka nadal robiła notatki – jeszcze zanim użyłaś ołówka, co wtedy myślałaś?
– Nie chciałam, żeby ten zwyrol mnie zgwałcił.
Psycholożka podniosła wzrok znad notesu.
– A jak się wtedy czułaś?
– Byłam absolutnie przerażona.
Bloom pokiwała głową.
– Nie wątpię. Powiedz mi jeszcze, co widziałaś w tamtej chwili.
– Co widziałam?
– Czy twoja uwaga wyczuliła się na wszystko, co działo się w pomieszczeniu? A może skoncentrowałaś się tylko na jednym, konkretnym szczególe?
Seraphine przypomniała sobie, jak wpatrywała się w pulsującą żyłkę na szyi Obleśnego Darrena.
– Chyba nie… Nie pamiętam.
– Zawołałaś kogoś? A może zaczęłaś krzyczeć?
– Nie.
– A Claudia?
Seraphine pokręciła głową.
– Dlaczego nie?
– Zamknął drzwi na klucz. Nie było sensu krzyczeć.
– Więc nie miałyście szans na ucieczkę ani na nadejście pomocy?
Seraphine przytaknęła.
– Odciął ci drogę i jasno zakomunikował swoje intencje?
– Tak.
– A ty byłaś absolutnie przerażona?
– Tak. – Seraphine powstrzymała uśmiech. Wszystko szło dobrze.
Doktor Bloom zamilkła na chwilę i wzięła głęboki oddech.
– Co masz na myśli, mówiąc, że byłaś przerażona? Czy mogłabyś mi opisać, jakie to było uczucie?
– Eee…
Doktor Bloom nie próbowała wypełnić ciszy.
– Ile będziemy mieć sesji?
– Tyle, ile będziemy potrzebować.
– A normalnie ile ich jest?
Terapeutka się uśmiechnęła.
– Czy uważasz to doświadczenie za normalne, Seraphine?
Szlag. Naprawdę muszę uważać na słowa.
– Nie, przepraszam. Po prostu myślałam, że będzie jakaś konkretna liczba.
– Po kilku spotkaniach będę miała lepszy obraz sytuacji. – Doktor Bloom zamknęła notes. – Wydaje mi się, że byłoby dobrze dla nas obu, gdybyś prowadziła dziennik, w którym zapisywałabyś swoje przemyślenia o tym, co się stało, i o naszych sesjach. Po prostu to, co pamiętasz, jakieś szczegóły, które ci się przypomną, a także jak się czujesz i odnajdujesz w tej sytuacji. – Podniosła z biurka za sobą drugi, identyczny notatnik i podała go Seraphine. – Może ci się przyda.
Dziewczyna wychyliła się, wzięła notes i położyła go sobie na kolanach, a następnie oplotła go dłońmi. Spodziewała się, że terapeutka zareaguje na tę oczywistą mimikrę. Ludzie często unosili brwi albo uśmiechali się przelotnie. Bloom jednak w ogóle nie zwróciła na to uwagi. Nadal wypytywała Seraphine o życie w domu i w szkole, a ona próbowała jak najlepiej odpierać kolejne ataki.
Godzinę później Seraphine wyszła z gabinetu. Była dość dumna ze swoich umiejętności – udało się jej zmanipulować psycholożkę. Dopiero w połowie drogi przez korytarz przypomniała sobie o chusteczkach. Miałam ich potrzebować, pomyślała. Następnym razem nie popełnię tak idiotycznego błędu.