Читать книгу Błoto słodsze niż miód - Małgorzata Rejmer - Страница 10
Część pierwsza
Dzieci dyktatora
W moim sercu zawsze Enver
ОглавлениеRosyjski poeta Majakowski napisał:
Partia i Lenin – bliźnięta-bracia –
kogo bardziej matka-historia ceni?
Mówimy – Lenin, a w domyśle – partia,
mówimy – partia, a w domyśle – Lenin.
Dla mnie jest tak samo. Mówię – partia, myślę – Enver Hoxha.
Nazywam się Nexhip Manga, jestem kamieniarzem i poetą i uważam, że wraz ze śmiercią Envera straciliśmy najwybitniejszego Albańczyka w historii naszego narodu.
Kiedy on umarł – i jeśli kłamię, niech stracę wzrok! – przez dwa miesiące nie umiałem sobie znaleźć dziury, w której mógłbym się schować i płakać. Wstydziłem się ludzi, bo ciągle zbierało mi się na łzy. Czy ktoś by teraz zapłakał po Edim Ramie albo Salim Berishy? A wtedy płacz ludzi był tak głośny, że nawet ptaki w chmurach go słyszały.
Enver Hoxha przez całe życie oddychał tym samym powietrzem co Albańczycy. Był też człowiekiem niezwykle jak na tamte czasy wykształconym. Najpierw skończył liceum w Korczy, najlepsze w kraju, a potem pojechał studiować do Francji, gdzie związał się z grupą francuskich komunistów i zobaczył na własne oczy, jak obmierzły jest kapitalizm i na czym polega zgnilizna Zachodu. Kiedy w czasie II wojny światowej Albania musiała zdecydować, czy opowiedzieć się po stronie kapitalistów, czy komunistów, Enver bez wahania wybrał komunistów, bo wiedział, przed czym musi uchronić kraj.
Był najlepszym przywódcą na świecie, mądrym, zapobiegliwym i dalekowzrocznym. Gdy tylko zobaczył, że jakiś urzędnik szabruje, kombinuje, gra na swoją korzyść przeciwko obywatelom, zaraz zsyłał go na prowincję, żeby dać mu nauczkę. Był szczerym człowiekiem, sprawiedliwym i pełnym miłości do ludu.
Nawet teraz chce mi się płakać, gdy myślę, że go nie ma. Ale on ciągle żyje w naszych sercach… O, tu jest Enver, w moim sercu. Nikt tak jak on nie kochał Albanii.
Pyta mnie pani, dlaczego żal mi Envera, skoro teraz żyje mi się lepiej. Proszę wybaczyć, nie chcę pani obrazić, ale to pytanie jest głupie. Co z tego, że siedzimy na kanapie przed telewizorem i jemy ciastka, jeśli nie wiemy, co będzie jutro? Co z tego, że możemy podróżować po całym świecie, jeśli nie mamy spokoju w sercu?
Kiedyś wstawałem rano, pracowałem osiem godzin, a potem zarzucałem kurtkę na plecy i wracałem do domu. Wiedziałem, że następnego dnia znowu pójdę do fabryki, spędzę miło czas z kolegami i wszystko będzie na swoim miejscu. Mój umysł był czysty, sny jasne, czoło bez trosk. A teraz codziennie wypruwam sobie żyły i głowię się, co ześle mi los. Mam siedemdziesiąt lat i nie mogę odpocząć, ciągle muszę pracować, a kraj osuwa się w przepaść.
Przed śmiercią Hoxhy nie miałem w domu ani jednego jego zdjęcia, nie przeczytałem ani jednej jego książki. Dopiero gdy Enver zmarł i w Albanii rozpanoszył się kapitalizm, uświadomiłem sobie, w jakich miodowych latach żyliśmy.
Dziennikarka zapytała raz Nexhmije Hoxhę, żonę Envera: „Dlaczego Albania była tak biedna?”. I Nexhmije odpowiedziała: „Byliśmy biedni, ale każdy miał to, co niezbędne do życia, i mógł spać spokojnie. Staraliśmy się, by wszyscy mieli tyle samo”.
Dyrektor fabryki, w której pracowałem, zarabiał może dwa tysiące leków więcej ode mnie, nie mam pretensji, dyrektor to dyrektor. Ale nie było takich wielkich różnic jak teraz, że dyrektorzy zarabiają miliony i ciągle chcą więcej, że jedni wynoszą z banku walizki pełne pieniędzy, a drudzy szukają jedzenia na śmietniku. I nie było żadnych narkotyków, myśmy w ogóle nie wiedzieli, co to są narkotyki, a dziś marihuana rośnie od Sarandy aż po Theth.
Teraz najwięksi milionerzy to szefowie partii, którzy wyprzedają kraj. I wszyscy się boją, że stracą to, co mają. Od początku lat dziewięćdziesiątych codziennie ktoś przychodzi nad strumień za moim domem i zbiera puszki, żeby je potem sprzedać. Na co ludziom takie życie, w którym nie ma godności, nie ma nic pewnego?
Dziś są maszynerie, nowoczesne fabryki, piękne rzeczy. Jest tak, jak powiedział Marks: w kapitalizmie rozwój jest najważniejszy, ponieważ napędza zysk, a konkurencja pcha do tego, by zwiększać jakość, produkcję i dochód. Za komunizmu nie mieliśmy tych wszystkich maszyn. Pracowałem w fabryce butów, robiłem drewniane modele. W tym czasie ministerstwo odgórnie zarządzało produkcją w każdym zakładzie. Dzwonili towarzysze i oznajmiali: „Fabryka w Gjirokastrze musi wyprodukować tyle a tyle butów tego a tego rodzaju”, i wszystkie cztery fabryki butów w Albanii pracowały według planu, jak w klanie, w którym każdy ma swoje obowiązki i każdy szanuje głowę rodziny, bo to ona wydaje polecenia.
Z powodu scentralizowania nie było ważne, jak robione są buty, dobrze czy źle. Przechodziły przez kontrolę jakości, tyle że kogo obchodziła jakość? Ale zawsze wystarczało butów dla wszystkich! To nieprawda, że za czasów Hoxhy dzieci ludzi ze złą biografią chodziły boso, kto to pani powiedział? System zaopatrywał każdego. Nawet jeśli jakość była niska, nie było jednej pary, która zostałaby w magazynie, bo wszyscy chcieli mieć buty i każdy brał, co dawali. Nie było alternatywy, ale nic się nie marnowało! A teraz jeśli jedna fabryka produkuje więcej i po niższych cenach, to druga bankrutuje i robotnicy idą na bruk. Czy ktokolwiek w dzisiejszych czasach myśli o robotnikach?
Mieliśmy dziesięć fabryk wokół Gjirokastry, w tym taką, co robiła papierosy, z dwustoma pracownikami. W latach dziewięćdziesiątych minister Genc Ruli zamknął ją, a papierosy zaczął zwozić ciężarówkami z Grecji. A przecież nasze były tak samo dobre! Papierosy Partizani, które produkowali w Gjirokastrze, były najlepsze na świecie. Ale po upadku komunizmu wszyscy zgłupieli i ludzi uwodziły kolorowe zagraniczne opakowania. Nie liczyła się jakość, tylko to, że ktoś palił zachodnie papierosy. Fabrykę zamknięto, dwieście osób ruszyło za granicę po chleb.
A kiedyś każdy szedł do szkoły i potem do pracy. Ktoś, kto wychodził z więzienia, musiał zaraz podjąć pracę i integrować się ze społeczeństwem. Nawet ludzie ze złą biografią mogli iść na studia. Pani mi nie wierzy? To opowiem historię Neritana Ceki, słynnego albańskiego archeologa, którą słyszałem z jego ust. Kiedy skończył liceum, komitet partii nie pozwolił mu iść na studia, bo był synem Hasana Ceki, archeologa, który napisał kiedyś, że Albania powinna zjednoczyć się z Jugosławią, i koniec – jego rodzina została zdeklasowana i uznana za wrogów ludu. Ale Neritan napisał list bezpośrednio do Hoxhy. I Enver pozwolił mu iść na uniwersytet.
Bo on pilnował, by Albania była krajem sprawiedliwym. Jeśli stypendia trafiały głównie do ludzi z dobrą biografią, to była to wina biurokratów, nie Envera. W końcu to urzędnicy decydowali o tym, kto dostanie telewizor, kto lodówkę albo kto pójdzie na studia. Gdyby Enver wiedział o nadużyciach, toby nie było nadużyć!
Po rewolucji październikowej poeta Majakowski napisał: „Przez całe życie będę walczył z biurokratami, ponieważ nawet w systemie komunistycznym zdarzają się czarne owce”. Ale biurokratów było tylu, że w końcu doprowadzili Majakowskiego do samobójstwa. A Envera oddzielali od ludu tak jak ściana.
Ale jego dwa największe osiągnięcia to było stworzenie systemu edukacji i umocnienie systemu obronnego. Bo Enver zawsze miał na uwadze godność Albańczyka.
W latach czterdziestych, po wyzwoleniu, każdy kończył cztery klasy podstawówki, i już. Ludzi z wyższym wykształceniem było tylu, co kot napłakał. Moja mama skończyła ledwie pięć klas i wszystkim z okolicy czytała listy i gazety. Szkoły trzeba było tworzyć niemal od zera, ale po dwóch dekadach nie było w Albanii ani jednego analfabety.
W latach dziewięćdziesiątych krewni mojej żony próbowali zaaranżować małżeństwo córki z chłopakiem z Joaniny. Rodzina dziewczyny pojechała się zapoznać. I kiedy tak się zapoznawali, ojciec dziewczyny zacytował jakiś wers z Iliady. „Jak to możliwe, że znacie Homera?” – zdumieli się Grecy. „Przecież mieliśmy Homera w szkole!”
Nie mogli uwierzyć, bo większość z nich skończyła tylko cztery klasy podstawówki. Po co Grekom szkoły, skoro pracowali w fabrykach albo uprawiali ziemię? A w Albanii każdy, kto pracował, był wyedukowany. Jeśli młody chłopak przychodził do pracy w naszej fabryce i nie miał wykształcenia, kierownictwo stawiało mu warunek: jeśli nie skończysz liceum, nie dostaniesz awansu. A awans oznaczał podwyżkę. Młodzi musieli się więc uczyć. Kto w dzisiejszych czasach namawiałby do nauki chłopaka z fabryki? Ma być tanią, bezmyślną siłą roboczą, i już.
A drugie: obrona kraju. Bo wszystkie kraje wokół były kapitalistyczne, a Jugosławia skłaniała się ku gospodarce rynkowej. Sami wrogowie, którzy naciskali na zmianę systemu! Ale Enver zawsze trzymał się wyznaczonej ścieżki i wolał przygotowywać się na atak, niż komukolwiek ulec. W 1965 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły bombardowania Wietnamu, a w Albanii kipiało od doniesień na ten temat. Żeby obronić się przed nalotami, Wietnamczycy zbudowali sieć bunkrów i tuneli i po każdym bombardowaniu wychodzili spod ziemi cali i zdrowi.
Hoxha miał do wyboru: bronić komunizmu albo się poddać. Ale Albańczycy rodzą się z mieczem w ręku. Tak! W 1913 roku Isa Boletini, nasz wielki polityk, pojechał do Wielkiej Brytanii dyskutować o losie Albanii. Przed spotkaniem strażnicy przeszukali go i zabrali mu pistolety, a na spotkaniu jeden z angielskich lordów zażartował: „Kto by pomyślał, że Anglikom uda się rozbroić Albańczyka!”. Wtedy Isa Boletini wyjął kolejny pistolet, który miał schowany głęboko pod ubraniem, i powiedział: „Albańczyk nigdy nie da się całkowicie rozbroić!”.
Dlatego Hoxha zdecydował się na wietnamską technikę obronną i pokrył całą Albanię bunkrami. Kiedy przyjechała do nas delegacja z Grecji, złapali się za głowę: „Co to jest?!”. A kuzyn mojego wujka, który był wtedy ministrem handlu, odpowiedział: „To są nasze czołgi. Wprawdzie nie mogą was zaatakować, ale nie cofną się o krok, jeśli po nas przyjdziecie”.
Albańczycy odejmowali sobie jedzenie od ust, żeby zbudować sieć tuneli i bunkrów. Gdyby nie cały ten zamysł, żyłoby się nam o wiele lepiej, to prawda. Ale coś za coś! W razie ataku nasza infrastruktura obronna nie pozwoliłaby wrogowi przejąć kontroli nad krajem. „Kapitaliści próbują rzucić nas na kolana – powtarzał Hoxha – ale choćby na nasze wody wpłynęły okręty Stanów Zjednoczonych, zasypiemy je takim deszczem kul, że będą bez szans”.
Jednak gdy w 1991 roku Albania upadła, natychmiast rzuciliśmy się na kolana przed Stanami Zjednoczonymi. I teraz jesteśmy jak piesek, co radośnie merda ogonem, gdy tylko pan na niego spojrzy.
Wszystko runęło po śmierci Hoxhy. Jego następca Ramiz Alia był największym zdrajcą w historii narodu albańskiego. Jeszcze łzy na naszych twarzach nie obeschły, a on już zaczął zamykać fabryki i zabierać nam chleb. To on pierwszy nawiązał kontakty z Amerykanami i cynicznie skazał kraj na bankructwo. Rozwalił gospodarkę i pozamykał fabryki, bo wiedział, że wynędzniała Albania będzie musiała zwrócić się po pomoc do Zachodu. Ludzie zaczęli nienawidzić komunizmu i Envera Hoxhy.
Mój brat był komisarzem korpusu wojskowego na południu. Mówił mi, że Albania ma takie rezerwy żywności, że ludzie mogliby przez szesnaście lat jeść, pić i nie pracować. Ale gdy umarł Hoxha, zdrajcy narodu wrzucili zapasy kukurydzy i pszenicy do morza, żeby przyspieszyć upadek systemu. Żebyśmy zdechli z głodu. Ramiz Alia świadomie i cynicznie zniszczył albańską gospodarkę i obraz Envera Hoxhy w oczach rodaków. Ludzie myśleli, że to przez Hoxhę znaleźli się w skrajnej nędzy, ale Albańczyków zniszczył zagraniczny imperializm! Upadek komunizmu zaczął się w Polsce, a potem wszystko się rozlało: Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, aż doszło do Albanii. Imperialiści mieli już doświadczenie, jak niszczyć społeczeństwa.
Zaślepieni ludzie obalali pomniki Envera w całym kraju. Ale cóż z tego, że zwali się posąg z brązu? Pomnik jest niczym, prawdziwy Hoxha ciągle żyje w naszych sercach.
Nie mogę słuchać lamentów o zbrodniach systemu. Historie o tym, że Hoxha zabijał kolegów z liceum, zostały rozdmuchane w latach dziewięćdziesiątych. Dziennikarze za wszelką cenę próbowali zrobić z niego potwora. A jeśli Hoxha dawał rozkaz, żeby kogoś zabić, to dlatego, że miał dobry powód. Ci, którzy działali na szkodę kraju, musieli zostać zabici, tak samo jak wszyscy niebezpieczni intelektualiści, którzy studiowali za granicą i mieli kontakty z obcokrajowcami. Martwi albo internowani nie mogli popełnić więcej błędów. Balliści uciekli z Albanii i utworzyli stowarzyszenie w Stanach Zjednoczonych, organizowali kongresy i próbowali obalić system, wysyłając do Albanii dywersantów, a myśmy nawet o tym nie wiedzieli! Nic dziwnego, że Hoxha izolował synów ballistów. To były krety, które ryły pod fundamentami systemu.
Może komunizm zabił sto albo tysiąc osób, ale wszyscy byli wrogami władzy. Nikt nie został zabity ani internowany, jeśli nie był winny. To dziś niewinni ludzie siedzą w więzieniach, bo w kraju nie ma sprawiedliwości i każdy może sobie kupić wyrok, jeśli ma pieniądze. Jednego dnia jesteś w więzieniu, drugiego wychodzisz. Za Envera jeśli lekarz wziąłby najmniejszą łapówkę od pacjenta, zaraz zostałby internowany. Teraz jak nie dasz w łapę, to możesz paść w poczekalni i nikt nawet na ciebie nie spojrzy. Dawniej obowiązywały reguły, których nikt nie ośmielił się łamać. Dziś nie ma żadnych reguł.
Amerykański wywiad wysłał kiedyś płatnego mordercę, by zabił Envera, tu, w Gjirokastrze. Ale gdy ten morderca zobaczył, jak lud kocha Envera, jak dzieci całują go w policzki, jak dorośli płaczą ze szczęścia na widok swojego wspaniałego przywódcy, powiedział: „Jakże mógłbym zabić tak dobrego człowieka?”. I oddał się w ręce albańskiej policji. Naprawdę!
Nie ma większego piękna na świecie niż piękno komunizmu. Dzięki niemu miałem w sobie spokój, jako człowiek i jako obywatel. Nie miałem absolutnie żadnych problemów. A dziś albańscy milionerzy śpią z pistoletami przy łóżku, bo niczego nie mogą być pewni.
Dlatego płaczę, gdy myślę o Enverze. I dlatego w latach dziewięćdziesiątych kupiłem tyle portretów Envera, proszę policzyć – sześć. W moim warsztacie zrobiłem zegar z jego zdjęciem i ustawiłem go na drugą piętnaście w nocy, bo o tej godzinie umarł Enver.
Od szesnastego roku życia piszę wiersze, opublikowałem wiele tomików. Napisałem też poemat o śmierci Envera i na początku lat dziewięćdziesiątych zastanawiałem się, czy włączyć go do nowej książki. Czy polityka powinna pojawić się obok wierszy miłosnych? A potem pomyślałem: poemat o Enverze również jest wierszem miłosnym! W końcu opisuje ból po śmierci ukochanego wodza.
Enver będzie wiecznie żywy
Ból przepełnia nas straszliwy
Przysięgamy: jest nam celem
Życie aż po śmierć z Enverem
Słowa jego są nam złotem
Nikt ich nie obrzuca błotem
Błotem nikt nie rzuci w niego
W wodza nam nieśmiertelnego
Czemu przyszedł tamten dzień
Gdy na kraj nasz opadł cień?
Umarł Enver, noc nadchodzi
Ziemia znów go nie porodzi
Umarł Enver? Ależ skąd!
Ta wiadomość to jest błąd
Ta wiadomość to toksyna
Los odebrał matce syna
W kwietniu dnia jedenastego
Śmierć zabrała nam Wiecznego
Taki płynął potok łez
Że przez wiosnę nie spadł deszcz
Kiedy rozmawiam z Nexhipem Mangą, jego oczy szklą się raz po raz.
Kiedy pytam o zbrodnie Hoxhy, marszczy brwi z niedowierzaniem, jakbym tym pytaniem sprawiała mu przykrość.
Mimo to pod koniec rozmowy prowadzi mnie do swojej biblioteki liczącej kilka tysięcy tomów. Z najwyższej półki spogląda na nas dobrotliwie Enver w złotej ramie, o ustach jak pączek róży, i uśmiecha się łagodnie. Jeden z sześciu znakomitych Enverów królujących pośmiertnie w tym domu.