Читать книгу Błoto słodsze niż miód - Małgorzata Rejmer - Страница 6
Część pierwsza
Dzieci dyktatora
Co miało się stać, już się zdarzyło
ОглавлениеGóry przypatrują się człowiekowi, ale ich oczy są puste. Człowiek podnosi wzrok i widzi lśniące, surowe piękno. Na dnie doliny Zagoria, u stóp zboczy, jesteśmy mniejsi niż odłamki kamieni, przestrzeń zamienia nasze ciała w cienie.
Wokół czas niszczy domy i wypacza pamięć. Wszystkiego za mało, by żyć. Ludzie starzeją się, złamani tym, co minęło, tęskniąc za tym, co się nie zdarzyło.
Ci, którzy mają siłę i nie myślą o upokorzeniach, uciekają z Zagorii do lepszych światów. Opuszczają zmarniałe domy i zagrody otoczone kamiennym murem. Zabierają ze sobą dzieci, rosnącą nadzieję na przyszłość.
Państwowy autobus już tu nie dociera, są tylko prywatne terenówki i obity furgon telepiący się po szutrowej drodze. Staruszkowie unoszą dłoń, by pożegnać tych, którzy zostawiają za sobą butwiejące ściany, rozpadające się płoty, zawalone dachy.
Dzieci da się policzyć na palcach jednej ręki; niemal wszystkie szkoły w okolicy opustoszały, ale wciąż można przekroczyć ich zapadnięte progi, żeby przyjrzeć się temu, co było. W błękitnych gablotach tłoczą się trójwymiarowe modele ludzkich ciał, amperomierze i woltomierze zastygły pod warstwą kurzu, w kącie wala się plastikowy mózg. Złuszczone ściany ciągle dźwigają ciężar propagandowych tablic.
„Być przyjacielem książki – wielki to honor”.
Na zszarzałej stercie porzuconych dzieł Karola Marksa, Fryderyka Engelsa i Envera Hoxhy woła o uwagę czerwony album oprawiony w sztuczną skórę, który miał opowiadać przyszłym pokoleniom o chwale albańskiego socjalizmu.
W orwellowskim roku 1984 władza oznajmiała, co następuje:
Przez czterdzieści lat tytanicznych wysiłków Albańczycy osiągnęli gigantyczny sukces pod wodzą Partii i towarzysza Envera Hoxhy.
Lata średniowiecza na zawsze zamknęli w muzeum i dali się poznać światu jako lud kraju całkowicie niezależnego, który własnymi siłami owocnie tworzy socjalistyczne społeczeństwo. Nasi obywatele stali się panami własnego losu i dziś budują i chronią nowe życie – bez ciemiężycieli i ciemiężonych, bez uciskających traktatów, bez nędzy. Z każdym mijającym rokiem idziemy krok dalej.
Opuszczoną wiejską szkołę wypełnia gładka i rozległa cisza. Jakby w promieniu kilkunastu kilometrów nie ostał się nikt.
Wszystko to osiągnęliśmy dzięki zażartej walce klasowej, przezwyciężeniu zacofania oraz zniweczeniu wewnętrznych i zewnętrznych intryg wrogów. Albania jest krajem odrodzonego narodu i ludzi o całkowicie nowej fizjonomii. Wśród antycznych twierdz, symbolizujących wytrwały opór w czasie historycznych nawałnic, wyrosły metalowe wieże twierdz nowego życia: fabryk, kombinatów, szybów wiertniczych, zapór wodnych produkujących energię. Ten potężny i nowoczesny przemysł jest jednym z głównych zwycięstw klasy pracującej i albańskiego ludu.
Nareszcie dźwięk: z oddali dobiega chropawy brzęk blaszanych dzwonków, w zbolałym chórze beczą barany.
Socjalistyczna Albania cieszy się wielkim autorytetem i mocną pozycją międzynarodową, ma także wielu przyjaciół i życzliwych sojuszników na świecie. Otoczona i nękana przez perfidnych wrogów, stawia zdecydowany odpór zakusom i blokadom imperialistów. […] W ciągu czterdziestu lat zrobiliśmy tyle, ile nie udało się zrobić przez wieki. Albańczycy stworzyli tę wspaniałą rzeczywistość, a teraz idą naprzód bez śladu zwątpienia, z optymizmem społeczeństwa pewnego swojej przyszłości.
Po tym wstępie następuje seria chwalebnych zdjęć, przedstawiających budynki wzniosłe, parki przykładne, mężczyzn robotnych i kobiety cnotliwe. Każdy jest na swoim miejscu, każdy cieszy się z powierzonego mu zadania. Twarze skupionych, pogodnych manekinów.
Wycieram okładkę książki. Na palcach pozostaje gruba warstwa brudu.
Niespełna rok po wydaniu albumu, 11 kwietnia 1985 roku serce ukochanego przywódcy przestało bić, a kraj zamarł w rozpaczy i niedowierzaniu. Sześć lat później – po czasie tak krótkim, a płynącym tak długo – protestujący w Tiranie roztrzaskali na kawałki posąg nieśmiertelnego.
W lipcu 1991 roku amnestia objęła wszystkich więźniów politycznych, a zbrodnie reżimu przybrały formę statystyk.
Przez czterdzieści siedem lat komunistyczne władze trzymały za kratkami 34 135 więźniów politycznych.
W kraju liczącym mniej niż dwa miliony obywateli z nakazu partii zamordowano 6027 osób.
984 osoby zmarły w więzieniach, 308 osób postradało zmysły wskutek tortur.
59 000 zostało internowanych, a ponad 7 000 zginęło w obozach pracy albo na zesłaniu.
Sigurimi, albańska służba bezpieczeństwa, oplotło podsłuchami tysiące mieszkań i zwerbowało do współpracy ponad dwieście tysięcy ludzi. Do dziś Albańczycy wierzą, że co czwarty obywatel donosił władzy, a kiedy pytam, jak to możliwe, odpowiadają: „Reżim mógł wszystko, terroryzował nas strachem. Nie można było przed nim uciec”.
A jednak według sondażu przeprowadzonego w 2016 roku przez OBWE aż czterdzieści pięć procent Albańczyków widzi w Enverze Hoxhy wybitnego polityka i dobrego gospodarza, a tylko czterdzieści dwa uważa go za dyktatora i mordercę. Ponad połowa ankietowanych zgodziła się ze stwierdzeniem, że komunizm był ideologią słuszną w teorii, tyle że źle realizowaną w praktyce.
*
Pojechałam do Zagorii razem z Oltim, który pochodzi z tych stron, a dziś wykłada na uniwersytecie w Tiranie.
– Nie, to niemożliwe! – uciął hardo jeden z pasażerów obitego furgonu, gdy w ramach typowego albańskiego zapoznawania się Olti powiedział, czym się zajmuje.
– Jak to niemożliwe?
– Gdybyś naprawdę był profesorem w Tiranie, to miałbyś tyle pieniędzy z łapówek, że nie telepałbyś się tu z nami, tylko jechał furą z napędem na cztery koła.
Przysłuchujący się ludzie z uznaniem pokiwali głowami. Oczywiście, że tak! Wydało się! Nas nie wykiwasz!
– Skoro moje dziecko na uniwersytecie w Gjirokastrze nie może zdać ani jednego egzaminu bez łapówki, to w Tiranie musi być dziesięć razy gorzej – dodał mężczyzna tonem, który kończył dyskusję.
Strapił się Olti i ja się strapiłam.
Gdy następnego dnia weszliśmy do opuszczonej szkoły w Ndëranie, miałam wrażenie, że widok zakurzonych woltomierzy, plastikowych modeli i zszarzałych map go rozczula. Wyposażenie jego uniwersyteckiego laboratorium też w większości pamięta czasy komunizmu, a cenną kolekcję skał i kamieni szlachetnych studenci przez lata rozkradli.
– Kiedy wybuchła wolność, wszyscy potraciliśmy rozum – uśmiecha się Olti. – Ja byłem gówniarzem i na fali rozsadzających mnie emocji pobiegłem pod szkołę, wziąłem do rąk duży kamień, zamachnąłem się i z całej siły rzuciłem nim w szybę.
Cała Albania krzyczała: „Zaczynamy od zera!”. Wszyscy wychodzili z domów i w porywie irracjonalnej euforii niszczyli to, co kojarzyło im się z komunizmem: szkoły, szpitale, fabryki.
– „Dlaczego zbiłeś szybę?”, zapytała mnie nauczycielka. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. „Nie chcę komunistycznej szyby”, wybąkałem z pochyloną głową. A potem uniosłem ją i dorzuciłem olśniony: „Sali Berisha wstawi nam nowe!”. Lider partii demokratycznej wstawi nam lepsze, demokratyczne szyby! W ogóle nie wiedzieliśmy, co to znaczy być wolnym, ale wierzyliśmy, że już za chwilę wszystko będzie jak na Zachodzie.
– Kto mógł, uciekł stąd, żeby się ratować – kiwa głową Petraq, wujek Oltiego, który został na ojcowiźnie. – Kiedyś były domy kultury i festyny, praca i godność. Teraz nie ma nic.
Petraq kładzie na obrusie biały ser i butelkę domowej raki ze śliwek. Drobny koziołek, który przed chwilą pałętał się nam pod nogami, mimo naszych protestów zaraz pójdzie pod nóż.
„Dom Albańczyka należy do Boga i do gościa” – mówi Kanun, średniowieczny zbiór praw, którym przez wieki posługiwano się na ziemiach albańskich.
Co miało się stać, już się zdarzyło.
Czas wygładza wspomnieniom krawędzie, pod ciężarem teraźniejszości odkształca się przeszłość. Mieszkańcom Zagorii pozostała tylko mglista i zwodnicza pamięć.