Читать книгу Prymityw. Epopeja narodowa - Marcin Kołodziejczyk - Страница 9

Оглавление

5. Bombaj Wiśniewski

Prawdziwy Cygan, rodem z drugiej strony ulicy św. Wincentego, tam koło kirkutu, za sklepem dla wędkarzy – ten był myślący i obłudny. Tym dotkliwiej mylnie dla otoczenia, bo wydawało się na pierwszy rzut, że Cygan nie posiada zdań i opinii na żadne z zagadnień. Przyczajnik, niczego po sobie nie pokazywał, jak coś było zbytnio jaskrawe, to ściemniał. Tu: handel, komórka, samochodzik-igła, pozłacany fluorescencyjny Pan Jezus, używana mikrofala z czyjejś kuchni – na chodzie, tania i wciąż ciepła. Tam: znikomość, babie lato na wardze, chorobliwa senność, brak umiejętności czytania-pisania na użytek policji – gdyby się przyszli i pytali.

Na przykład teraz widać było, że wykasowywał z iphona programy i fotografie poprzedniego właściciela, gigabajty autoportretów gościa z mięsistymi powiekami, robione w windach z lustrem i w klubianych kiblach na mieście. Aczkolwiek jednak na pytanie Poczętego w kwestii telefonu: ile za to gówno dałeś?, Cygan odpowiedział: normalnie, złotówkę.

Gdybyście pili voodoo z Cyganem, byście usłyszeli, że kto jak kto, ale jeśli chodzi o niego, on do Powstania Warszawskiego poszedłby z miejsca, jak tu stoi. Na pierwsze zabicie dzwonu Zygmunta. Na trzeźwo zmieniał zeznanie i knuł swoją bezideową, niepolską przyszłość – gdyby w referendum zagłosowali za powstaniem, on zaraz do Niemiec. Ma rodzinę pod Sandomierzem, która ma rodzinę we Włoszech, a tamci właśnie się przymierzają do przeprowadzki na jakiś czas pod Dortmund albo pod Bremen, a dalej się zobaczy. Nie da sobie wsadzić kulki do brzucha.

– Padlina – recenzuje Cygana Poczęty.

Widocznie takie czasy – rozumiał Janek Kwas patrząc w socjalnym na Roberta i Cygana – że potrzeba jakiegokolwiek powstania jest u nas paląca. Tylko przejściowy kłopot z wyborem wroga. Raczej z nadmiarem wrogów spiskujących zewsząd przeciwko polskości, a spiskują, bo nam wszystkiego zazdroszczą. Na przykład: chleba, mięsa, węgla i kobiet. Natomiast, jakby już miało dojść co do czego, Cygan by Robertowi sprzedał karabin i zdezerterował nie przyczyniając się do pogłębionej polskości.


Dresy u niego wypchane na kolanach, długoletnie i wzruszające, ale gdy Bombaja spotkać w niedzielę, to się wtem okazywało, że jest w nowych dresach, bo z mamą do kościoła na sumę. Cygan na imię miał Janusz, ale reagował również na Bombaj, jego matce dali Żaklina, a ojca miał dwojga imion – Gottlieb Mieczysław Wiśniewski. Ta wspomniana Żaklina bardzo lubiała gloryfikować się przed ogółem, że niejako, w pewnym sensie, pochodzi od córki bratanicy króla cygańskiego Cioka w prostej linii. A mąż Wiśniewski ją za te szlacheckie muchy w nosie lał, i za inne rzeczy, jak odpoczywanie za dnia bez uprzedniego ugotowania. Ciemiężył ją fizycznie w okolicach posiłków. O Gottliebie dało się powiedzieć bardzo wiele złych rzeczy, także tę, że wypalał paczkę dziennie i był tradycyjny względem kobiet.

Tak narodził im się syn.

Janusz Wiśniewski, Bombaj, asystent grobowniczy przy zakładzie Sułtan, też już utrzymywał syna, dwulatka. Chodziło o to, że Bombaj czasami wprowadzał się piciem w taką pozaumysłowość, że za zrobienie dziecka piętnastolatce ze swojego plemienia oraz za przymuszanie jej do innych czynności w stanie oszołomienia wytoczyli na niego sankcję z dwieście kaka z jedynką. Czyli nagłe nieszczęście.

Bombaj przesiedział się do sprawy. Gottlieb Mieczysław wynajął mu adwokata z kancelarii w alejach Jerozolimskich; Gottlieb był pewny siebie, mówił: jak jego stać na biuro w alejach, to on musi być dobry. Papuga faktycznie był niezły – zaczął od zlecenia opinii psycho klienta i w życiu Bombaja pojawił się następujący papier: nie wykazuje skłonności pedofilskich, natomiast zachowania infantylne. Co mogło być prawdą, a mogło nie być, bo Cygan umiałby łatwo udać i zboczeńca, i debila, i dziecko, i nawet partyjnego totumfata; oddzielnie i razem.

Jednak wyszedł z innego powodu. Dlatego, że rodzice dziewczyny wytrzasnęli skądś jej akt urodzenia, w którym pisało czarno na białym, że dobiega szesnastki. Miała na imię Kinga, kochała się w Januszu Wiśniewskim i dobrze, bo była jego żoną zgodnie z prawem cygańskim. W międzyczasie dochodziła do pełnoletności u wuja we Włoszech, żeby nie było więcej ciągania uczciwych ludzi po sądach w Polsce.

Dwulatek dorastał z imieniem Massimo, wyglądał jak fajny mały grubawy złotnik biżuteryjny, jak dziadzio, a Cygan spotykał go czasem na zdjęciach w komputerze, cały rozmiękły od ciepła.


Po wszystkim papuga mówi Januszowi, że na niego patrzą.

– A kto? – pyta się Cygan.

– Oni – mówi ten zdolny papuga i zatacza ręką okrąg w powietrzu oraz unosi brew, znacząco wysuwa czubek języka, chrząka, maca się po uchu, strzepuje nieistniejący paproszek z rękawa, rzuca na chodnik kiepa i dłuuugo go depcze ręcznie robionym butem, a patrzy się w oczy, czy Bombaj na pewno wszystko kuma.

Stali pod sądami na Solidarności, mecenas patrzył na zegarek, bo to się jeszcze działo nim Partia unieważniła czas. Śpieszył się w widoczny sposób do baru Paragraf na winiaczek, ponieważ był starszej daty – winiaczkowej.

– Wiem – mówi mu Cygan i idzie do tramwaju bez podawania ręki.

Wrócił się do matecznika na Targówek i parę dni pytał się tu i ówdzie o jakąbądź lżejszą robotę. Bo; mówił zataczając rękami okręgi; patrzą na mnie. Znał ludzi – roboty takiej, gdzie zarobki są powiązane z księżycem, latarką, ciszą i szczęściem, było wystarczająco, ale jeśli mowa o legalnie pracować, to koledzy raczej grali z pytającym w śmiesznego chuja:

– Weź idź gdzieniebądź – parskali mu. – Może do parku sztywnych.

Jedyny Robert Poczęty, który nie drwił, bo wtenczas zbudowany był z uproszczonych schematów scalonych dla młodych techników. Choć podobno przy porodzie Poczęty zdobył mocne osiem apgarów, to potem począwszy od domu dziecka wszystkie roztrwonił.

Prymityw. Epopeja narodowa

Подняться наверх