Читать книгу Sprzedawca arbuzów - Marcin Meller - Страница 8
ОглавлениеOpowiem wam o Basi
Muszę wam opowiedzieć o pewnej panience. Nie tylko dlatego, że jest najpiękniejsza na świecie, że roztapiam się w jej uśmiechu jak masełko na słońcu, że gdy patrzy na mnie swymi przenikliwymi ślepiami, to wiem, że czyta mnie jak najlepszy skaner na amerykańskim lotnisku. Dość młoda jest – wszystkiego dziewięć miesięcy – moja pani, księżniczka, miłość, kłucie serca, córka Basia.
Muszę wam o niej opowiedzieć choćby dlatego, że o jej starszym bracie napisałem dwa i pół roku temu felieton, który trafił w serca czytelników i często zaczepiają mnie z jego powodu obcy ludzie. Niekiedy słyszę, że człowiek mnie nie lubi i go drażnię, ale gdy czytał Kąpiąc Gucia, miał łzy w oczach, bo myślał o swoim synku lub tacie, a w Polsce faceci raczej nie uzewnętrzniają uczuć, więc zrobiłem to za niego, pisząc o miłości, która i jego przepełnia.
Muszę wam opowiedzieć o Basi, bo Kąpiąc Gucia wydarłem z „Newsweeka”, oprawiłem w ramki i powiesiłem w pokoju Gutka, licząc na to, że jak już będzie wkurwionym na cały świat, a najbardziej na swego starego nastolatkiem – jak ja kiedyś byłem – to może spojrzy na ten felieton i zrozumie, że choćby nie wiadomo co się działo, to ten durny i obciachowy stary będzie ostatnią instancją, opoką i nadzieją. Więc muszę wam opowiedzieć o Basi.
Kiedy Ania była we wczesnej ciąży, dopadł ją strach. – Mamo – zapytała swą rodzicielkę Jankę. – Ja kocham Gucia tak strasznie i co będzie, jeśli nie pokocham tego drugiego równie mocno?
A babcia Janka, która zazwyczaj przejmowała się strachami córki bardziej niż ona sama, teraz tylko się uśmiechnęła. I powiedziała, że sama urodziła dwójkę i wie, że rodzicielska miłość rozmnaża się w sposób wymykający się rozumowi i starczy jej dla wszystkich.
Mądrość ludowa głosi, że ojcowie późno odpalają emocjonalny stosunek do swych dzieci. Na etapie fasoli nie wiedzą, co zrobić z potomkiem. To czas matek i pierwotnych instynktów. Dopiero kiedy berbeć zacznie chodzić, gadać – i to najlepiej w sposób zrozumiały – tatom włącza się funkcja „ojciec”. U mnie w wypadku Gucia było inaczej, bo tak długo na niego czekałem, że oszalałem od samego początku.
A z Basią było trudniej. Mądrzy ludzie mówili nam, że kiedy się urodzi, powinniśmy szczególną uwagę zwrócić na Gutka, żeby nie poczuł się zepchnięty na drugi plan. I tak czyniłem, nie wiedząc, czy cokolwiek zapamięta, ale głęboko wierząc, że wszystko się odkłada w tym małym, lecz bardzo żywym rozumku. Skupiłem się więc całkowicie na synu, aż mi Ania podpowiedziała, żebym poświęcił też uwagę córce.
Ale Gucio właśnie zaczynał mówić, był rezolutny, zakochany w tacie. Uwielbiał moje wygłupy, bawiliśmy się przednio, a obok leżała niekumająca niczego, choć tak naprawdę rozumiejąca wszystko fasolka Basia. Ironia losu polegała na tym, że udało nam się pięknie wprowadzić tę fasolkę w świat jej starszego braciszka. Nic mnie tak nie rozwala, jak Gucio wracający do domu, kiedy jeszcze nie zdejmie kurteczki, tylko gna, żeby pocałować siostrzyczkę i powiedzieć: „To moja Basia. Moja!” i tuli ją czule. Na początku było różnie; sześć razy ją pogłaskał, a za siódmym huknął zabawką. Ale daliśmy radę.
Więc Gucio zakochał się w siostrze przed tatą. Ania była coraz bardziej zirytowana, widząc, ile ciepła okazuję synkowi i jak nieco mechanicznie zajmuję się córką. Aż przyszedł dzień jak wielkie pierdolnięcie. Wziąłem Basię na ręce, próbowała mnie objąć swoimi łapkami, podrapać twarz. Uśmiechnęła się tak, że zrozumiałem, że to się właśnie dzieje. Staję się ojcem swojej córeczki, myślącym tylko o tym, że niech mi jakiś koleś spróbuje kiedyś ją skrzywdzić, to zarżnę, zatłukę i pokroję, kierując się jedynie wskazaniami Starego Testamentu. I zrozumiałem, że starczy mi miłości dla jednego i drugiego, a prawdę mówiąc, starczyłoby i dla większej gromadki, bo Pan Bóg, w którego nie wierzę, jakoś tak mądrze to ustawił.
Wiem, że ta dwójka pokarze mnie za wszystkie krzywdy, które uczyniłem swoim rodzicom. I należy mi się. Mam nadzieję, że dożyję momentu, kiedy przyjdą i powiedzą, że przegięły. Dopiero teraz rozumiem zasłyszane słowa, że dorastamy nie wtedy, kiedy buntujemy się przeciw rodzicom, lecz kiedy rozumiemy, że mieli rację. Nagle pojmujemy, co miały na myśli babcie, gdy mówiły, żebyśmy spieszyli się kochać własne dzieci, bo tak naprawdę mamy na to dziesięć lat: potem pójdą własną drogą, a jeszcze wcześniej będą się wstydzić, kiedy zechcemy je pocałować czy przytulić przy znajomych.
Nie mam więc wielkich wymagań, chciałbym tylko być dobrym wspomnieniem dla Gucia i Basi. O niczym innym nie marzę. Reszta to pył. I choćby po to piszę ten felieton, żebyś któregoś dnia, kiedy będzie Ci źle w życiu, wiedziała, Basiu, iż jesteś moją panią, księżniczką, miłością, kłuciem serca. Moją córką Basią. I nikt tak cię w życiu kochać nie będzie. No, może poza mamą Anią.