Читать книгу Wisła Kraków. Sen o potędze - Mateusz Miga - Страница 4

PROLOG
UTRACONE MARZENIE

Оглавление

10 grudnia 2002 roku, mroźny wieczór w Gelsenkirchen. Śniegu jeszcze nie ma, ale czuć w powietrzu, że lada dzień spadnie. Szykuje się sroga zima. Chwilę po godzinie 19.00 Bogusław Cupiał patrzy na pustoszejące trybuny ultranowoczesnej Areny AufSchalke, ale zaraz ponownie opuszcza wzrok na murawę. Widzi, jak Maciej Żurawski zagrywa szybką piłkę, a niemieccy piłkarze, podobnie jak ich kibice, myślami są już chyba poza stadionem. Teraz Mirosław Szymkowiak biegnie skrzydłem, podnosi głowę i podaje do Kamila Kosowskiego, a ten w pełnym biegu, z rozwianą fryzurą, na raty, ale jednak – strzela czwartą bramkę dla Wisły. Zdziera z siebie koszulkę, rzuca byle gdzie, już nawet nie próbuje zapanować nad emocjami. Chwilę później sędzia Tom Henning Øvrebø gwiżdże po raz ostatni, właściciel Wisły wstaje – na pozór całkowicie spokojny – odbiera gratulacje.

– Warto było czekać. To jeszcze niedokończone dzieło, ale ma solidne fundamenty – mówi po wygranej 4:1. Już zawsze chciał widzieć swoich piłkarzy grających tak jak wtedy, w meczu z Schalke.

Kilka godzin później w samolocie Adam Piekutowski podnosi słuchawkę interfonu i komunikuje:

– Halo, halo. Mówi kapitan, czy mnie słychać? Drzwi sprawdzone. Można lecieć!

Boeing 737 z Münster do Krakowa podrywa się w powietrze. To najszczęśliwszy lot w historii Wisły. Lądowanie pamięta tylko pilot.

Bogusław Cupiał oraz jego dwaj wspólnicy – Stanisław Ziętek i Zbigniew Urban – pojawili się w Wiśle pod koniec 1997 roku. Klub szedł na dno. Pstryknięciem palców zlikwidowali wszystkie problemy, w ciągu kilku miesięcy wyjęli z portfela ponad trzy miliony dolarów, a Wisłę posłali w drogę, na której przez lata nie miała w kraju konkurencji. W drogę, która miała się zamienić w autostradę do Ligi Mistrzów. Nigdy tak się nie stało, blask gwiazd z herbu Ligi Mistrzów okazał się oślepiający. Wisła jechała drogą krajową, do Europy zaglądała zazwyczaj dość nieśmiało i raptem na chwilę, rzadko tak zdecydowanie jak wtedy w Gelsenkirchen, jednak na własnym podwórku przez 14 lat tylko momentami dawała się komuś doścignąć. Najgroźniejsi rywale się zmieniali, ale to ona ciągle wygrywała.

Polską piłkę klubową wywrócili do góry nogami. Gdy inne kluby dreptały w miejscu, kombinowały, ciułały kasę, jedne upadały, w ich miejsce pojawiały się nowe, dziwne twory, kupowały, sprzedawały mecze, nagle Wisła, na którą od dłuższego czasu patrzono w kraju z politowaniem, przepchała się z drugiego szeregu i zrobiła krok do przodu. Krok w nieznane, którym odmieniła siebie i całą ligę. To Wisła była pierwszym klubem, który oferował w pełni profesjonalne kontrakty, umowy spłacano co do grosza, a na rynku transferowym konkurencja nie istniała. Jej wizytówką jest drużyna zbudowana w sezonie 2002/03 – w Europie mogła grać z każdym. Już nigdy potem żaden polski klub nie dysponował zespołem tak silnym, a do tego złożonym niemal w całości z Polaków.

W 2015 roku Wisła znów jest na skraju bankructwa, z finansową pętlą u szyi. Na boisku nie straszy ligowych rywali, trzy sezony z rzędu nie potrafiła się zakwalifikować do europejskich pucharów. Najcięższą walkę toczy w gabinetach księgowych. To walka o przetrwanie. Co stało się z kolosem, który przez lata wyznaczał kierunki innym polskim klubom?

Co stało się z marzeniem Bogusława Cupiała?

Wisła Kraków. Sen o potędze

Подняться наверх