Читать книгу Wisła Kraków. Sen o potędze - Mateusz Miga - Страница 5

1. NAD PRZEPAŚCIĄ

Оглавление

Wisła wysychała. Z miesiąca na miesiąc płynęła wolniej i wolniej, długi były coraz większe, a perspektywy bledsze. Choć przystąpiła do rozgrywek sezonu 1997/98, nikt nie był pewien, czy je ukończy. „Bywało, że miesiącami czekaliśmy na i tak skromne wypłaty”, wspomina Grzegorz Pater, który wchodził wtedy do pierwszej drużyny. Aby wiązać koniec z końcem, po treningach pracował na budowie. „Gdy brakowało pieniędzy, to po prostu pożyczałem od znajomych i rodziny”, mówi Bogdan Zając. „Ludzie w tym klubie nie narzekali już na nic, bo do kłopotów byli przyzwyczajeni od dłuższego czasu”, dodaje Paweł Adamczyk, który latem 1997 roku przyszedł do Wisły ze Śląska. Z jednego bankruta do drugiego.

Gdy zbliżał się start rozgrywek, trener Wojciech Łazarek koniecznie chciał zmobilizować piłkarzy.

– Panowie, sytuacja w klubie zmierza w naprawdę dobrym kierunku – zaczął zaraz po wejściu do szatni. Gdy piłkarze podnieśli z zainteresowaniem głowy, kontynuował: – Naprawdę wiele udało się już załatwić. Zdzichu Kapka kupił wam nowe buty, zagracie też w nowych koszulkach.

Nowe buty. Nowe koszulki. Innych argumentów brakowało. Oczekiwania wobec piłkarzy też nie były wielkie – celem było utrzymanie, o niczym więcej nie było sensu myśleć.

Czym była Wisła? Porzuconym dzieckiem. Rozklekotaną drużyną z rozpadającym się, wiecznie rozkopanym stadionem, z fatalnym błotnistym boiskiem. Z piłkarzami, których nikt inny nie chciał. Miała za sobą wspaniałą historię, ale teraźniejszość była przykra, a przyszłość mglista, nikt nie potrafił jej choćby zarysować. Życie klubu przypominało wegetację.

W złym kierunku płynęła od dawna, w zasadzie, z małymi przerwami, od przełomu lat 80. i 90. W końcu musiała osiąść na mieliźnie. Wiele klubów nie radziło sobie z trwającą od kilku lat przemianą ustrojową i podobnie było z Wisłą. Jeszcze w 1991 roku zespół zajął trzecie miejsce w lidze, a Tomasz Dziubiński założył koronę króla strzelców, ale później było coraz gorzej. W 1993 roku „cała Polska widziała” – piłkarze Białej Gwiazdy tylko przyglądali się, jak Legia Warszawa strzela im sześć bramek. „Od tego meczu rozpoczęły się poważne kłopoty. Choć nikomu niczego nie udowodniono, na wielu zawodników nałożyliśmy dyskwalifikacje, PZPN ukarał nas trzema ujemnymi punktami na starcie nowego sezonu, w efekcie rok później spadliśmy z ligi”, mówi Ludwik Miętta-Mikołajewicz, który z klubem związany jest od 1948 roku, najpierw jako koszykarz, potem trener, działacz, w końcu prezes.

Wisła Kraków. Sen o potędze

Подняться наверх