Читать книгу Seryjni mordercy - Michelle Kaminsky - Страница 11
ОглавлениеPytanie: Czy pośród seryjnych zabójców znajdziemy tyleż samo kobiet, co mężczyzn?
Odpowiedź: Nic podobnego!
Choć kobiety stanowią nieco ponad połowę ludności Stanów Zjednoczonych, są sprawczyniami tylko około siedemnastu procent seryjnych zabójstw. Daleko tu więc do „równouprawnienia”. Co ciekawe jednak, kobiety są w USA sprawczyniami tylko około dziesięciu procent ogólnej liczby zabójstw. Oznacza to, że przeciętnie amerykańskie kobiety częściej dopuszczają się morderstw wielokrotnych niż innych form zabójstwa. Innymi słowy, jeśli Amerykanka już zabije, to bardziej prawdopodobne jest to, że stanie się seryjną zabójczynią niż to, że tak nie będzie.
Nie dajcie też sobie czasem wmówić, że kobiety to wyłącznie niechętne (bądź wręcz przymuszane) wspólniczki swoich mordujących partnerów. Oczywiście istnieją pary, takie jak zwani „Mordercami z wrzosowisk” Ian Brady i Myra Hindley, które wpisują się w ten stereotyp. Zazwyczaj jednak seryjne morderczynie działają w pojedynkę.
Bywa i tak, że to kobieta jest mózgiem operacji. „Morderczyni z ogłoszenia”[4] Miranda Barbour zwabiła Troya LaFerrarę na parking przy centrum handlowym w środkowej Pensylwanii, by następnie go zabić, korzystając z pomocy swego męża, Elytte’a. Ślub z tym ostatnim wzięła ledwie trzy tygodnie wcześniej. Barbour utrzymywała, że zabiła dwudziestu dwóch mężczyzn w czterech stanach. Tej liczby nigdy oficjalnie nie potwierdzono.
Zazwyczaj jednak seryjne zabójczynie działają same. Stosują przy tym inne metody zabijania niż mężczyźni, a także mordują z innych przyczyn. Kobiety zabijają zwykle osoby, które znają, tymczasem ofiarą mężczyzn padają zazwyczaj osoby przypadkowe.
Przypadek Aileen Wournos, która zabijała mężczyzn poznanych chwilę wcześniej, jest tak naprawdę dość odosobniony. Większość seryjnych zabójczyń popełnia zbrodnie w zupełnie innych okolicznościach. Co dość przerażające, wiele seryjnych zabójczyń sprawowało wobec swoich ofiar funkcję – o ironio – zaufanych opiekunek. W schemat ten wpisują się choćby Waltraud Wagner i jej wspólniczki, pielęgniarki z wiedeńskiego szpitala rejonowego w Linzu.
Przyjrzyjmy się teraz suchym liczbom. Mike Aamodt, specjalista w zakresie statystyk dotyczących seryjnych zabójstw, podaje, że od roku 1910 do chwili obecnej pojawiło się pięćset czternaście seryjnych morderczyń. To dużo, jednak tej liczbie daleko do wynoszącej cztery tysiące dwieście – łącznej liczby seryjnych zabójców płci męskiej.
Czy to możliwe, że seryjne zabójczynie po prostu dużo rzadziej dają się złapać? Czy może być tak, że ich liczba jest w statystykach po prostu mocno niedoszacowana?
A nuż…