Читать книгу Feel Again - Mona Kasten - Страница 4

1

Оглавление

Co ja tu właściwie robię, do jasnej cholery?

Nie po raz pierwszy tego wieczora zadawałam sobie to pytanie. Właściwie wszystko było jak zawsze: choć wokół mnie kłębił się tłum, czułam się całkiem sama. I nie było to nowe doznanie. Właściwie cały czas tak się czułam. Ale tutaj, w klubie, otoczona samymi zakochanymi parami, które nawet na chwilę nie odrywały od siebie wzroku, odczuwałam to szczególnie boleśnie.

Czy może inaczej: sporo mnie kosztowało, żeby nie puścić pawia na stół.

Sytuacji bynajmniej nie poprawiał fakt, że nie tak dawno temu łączyło mnie coś z dwoma chłopakami z naszej przedziwnej paczki. Zwłaszcza że obie historie skończyły się dla mnie niezbyt przyjemnie. Ethan zostawił mnie bez mrugnięcia okiem, bo odszedł do miłości swojego życia, Moniki, a i Kaden nawet na mnie nie spojrzał, odkąd Allie zjawiła się w progu jego mieszkania. Od tego czasu minął już rok.

Ciekawe, czy mam w sobie coś takiego, że faceci uciekają, gdzie pieprz rośnie, i – co więcej – przy najbliższej okazji rozpaczliwie pakują się w stały związek?

Zresztą, nawet jeśli. Przecież ja akurat na pewno nie jestem zainteresowana czymś trwałym.

Odwróciłam głowę od zakochanych par i podążyłam wzrokiem w kierunku parkietu. A tam od razu zauważyłam małego rudzielca, za sprawą którego znalazłam się na tej imprezie. Nie tak dawno temu jedno z wydawnictw zgodziło się opublikować książkę Dawn i teraz oblewaliśmy to razem.

A ponieważ Dawn była nie tylko moją współlokatorką, lecz także jedyną prawdziwą przyjaciółką, nie mogłam odmówić. Bo chociaż rzadko jej to okazywałam, nasza przyjaźń była dla mnie bardzo ważna.

Po mojej prawej stronie rozległo się mlaskanie. Starałam się zapanować nad mimiką i nie wykrzywić z obrzydzeniem. Chociaż bardzo lubiłam Dawn, kibicowanie Kadenowi i Allie podczas eksploracji migdałków z efektami dźwiękowymi to za wiele. Musiałam się napić, jeżeli miałam przetrwać ten wieczór do końca.

– Idę do baru. Chcesz coś? – zwróciłam się do kolesia, który siedział koło mnie. Idiotyczna sytuacja, bo zapomniałam, jak ma na imię, chociaż Dawn przedstawiała nas już sobie zapewne z tysiąc razy. Coś na I. Ian, Idris, Ilias… Nigdy nie miałam pamięci do imion. Dlatego wymyślam przezwiska, gdy poznaję nowych ludzi. Tego nazwałam nerdem.

Zupełnie tu nie pasował. Miał na sobie dżinsową koszulę z muchą. Autentycznie, miał muchę pod szyją. Białą, w niebieskie kropki. Nie po raz pierwszy tego wieczora wpatrywałam się w nią zdecydowanie za długo, zanim omiotłam wzrokiem resztę jego ciała. Loki, nie wiadomo, jasnobrązowe czy ciemnoblond, ułożył za pomocą żelu albo lakieru do włosów, żeby nie opadały na czoło. Do tego półokrągłe okulary w brązowych oprawkach.

Był zdecydowanie za elegancki do klubu Hill House. Z trudem się powstrzymałam, by nie zmierzwić jego starannie ułożonych piórek.

Nerdzik odwzajemnił moje spojrzenie. Jego oczy też były nieokreślonego koloru, coś między zielonym i brązowym. Okalały je ciemne rzęsy.

– No więc jak? – zapytałam.

– Ale co? – odpowiedział i zarumienił się lekko.

Urocze.

– Chcesz coś z baru? – powtórzyłam powoli.

Z trudem przełknął ślinę. Można by pomyśleć, że się mnie bał. I właściwie wcale mnie to nie dziwiło. Wszystko we mnie krzyczało: uwaga! Czarne kreski na powiekach, top z wycięciami układającymi się w gigantyczną trupią czaszkę, buty, którymi mogłabym wyważyć masywne metalowe drzwi. Nie mogłam mieć mu za złe, że zachowywał ostrożność i trzymał się ode mnie z daleka.

Niestety, ponieważ tylko my nie gościliśmy w ustach cudzego języka, nie mieliśmy też innego wyjścia, niż zająć się sobą. Przynajmniej tego wieczora.

– Dzięki, jeszcze mam – odparł po dłuższej chwili i podniósł szklankę z papierową parasolką.

– Czy to na pewno twoja szklanka?

Wrócił wzrokiem do naczynia i wzdrygnął się. Poczerwieniał jeszcze bardziej, aż jego policzki przybrały ten sam kolor, co parasolka w szklance.

– Cholera.

Wstałam i wskazałam głową bar.

– Idziesz ze mną? Czy wolisz dalej ich obserwować? Bo ja właściwie nie mam z tym problemu, ale jakoś dzisiaj średnio mnie to kręci i przydałby mi się porządny zastrzyk energii.

– Ha, ha, ha, Sawyer, bardzo śmieszne – odezwała się Monica, zamilkła jednak, ledwie posłałam jej mordercze spojrzenie.

Jeżeli coś opanowałam do perfekcji, to właśnie spojrzenie, którym raczyłam wszystkich tych, o których wiedziałam, że za moimi plecami dużo i chętnie rozprawiają na mój temat. I te wszystkie laski, które odebrały mi nielicznych kolesi, którymi kiedykolwiek byłam choćby odrobinę zainteresowana.

Naprawdę musiałam się napić. I zapewne nie skończę na jednym drinku. Na szczęście nerdzik też wstał. Wzięłam go za rękę, nie zaszczycając Moniki i pozostałych nawet spojrzeniem. Miał lodowate palce, ale nie chciałam ryzykować, że podczas drogi przez parkiet mi ucieknie. Przy barze oparłam się o kontuar i uśmiechnęłam do Chase’a. Był barmanem, a nasze ostatnie spotkanie skończyło się nago w jego mieszkaniu.

– Dawno cię nie widziałem, skarbie – rzucił na powitanie i uśmiechnął się krzywo. – Czego się napijesz?

Oparł się na rękach i pochylił nade mną. Dokładnie w moim typie: mroczna aura, tatuaże, niesforne ciemne włosy i kanciaste rysy z kilkudniowym zarostem. Pamiętam doskonale, jak przyjemnie drapał wnętrze moich ud. Szkoda, że od tego czasu znalazł sobie dziewczynę.

– Bourbon. A dla mojego przyjaciela… – Spojrzałam na nerdzika.

– Piwo poproszę – rzucił szybko, nie patrząc żadnemu z nas w oczy. Czerwone plamy wypełzły mu aż na szyję i znikły za ciasno zapiętym kołnierzykiem koszuli.

– Piwo – powtórzyłam.

Chase przez chwilę wodził między nami wzrokiem. Pytająco uniósł brew. Miał taką minę, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko skinął głową.

– Na koszt firmy – rzucił i chwilę później postawił napoje na kontuarze.

– Super, dzięki.

Sięgnęłam po szklankę i spojrzałam z ukosa na nerdzika.

– Słuchaj, mam fatalną pamięć do imion – wyznałam. – Więc jak się nazywasz?

Po raz pierwszy tego wieczora na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.

– Grant. Isaac Grant.

Jezu, ten koleś autentycznie przedstawił się nazwiskiem. Jakby przyszedł na rozmowę o pracę. Albo jakby był Jamesem Bondem.

– Dixon. Sawyer Dixon. – Poszłam w jego ślady i uniosłam szklankę. – Za wspaniały wieczór, Grancie, Isaacu Grancie.

Pokręcił głową i stuknął się ze mną szklanką.

– No więc powiedz, Grancie, Isaacu Grancie, co ty właściwie robisz? – Z tej odległości prawie nie było widać naszego stolika, tylko co jakiś czas w świetle stroboskopów dostrzegałam rudą czuprynę Dawn.

– Chyba to samo, co ty.

Upiłam łyk bourbona.

– Dobrze znasz Dawn?

Wzruszył ramionami, jakby nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć.

– Cóż, chyba nie za dobrze znasz się na luźnej gadce, co? – zapytałam.

I znowu cień uśmiechu. Szkoda, właściwie mógłby być całkiem fajny, gdyby nie ten kij, który tkwił mu w tyłku.

– A ty jesteś bardzo bezpośrednia – powiedział tak cicho, że jego słowa niemal nikły w niskim pomruku basów.

– Można to postrzegać jako błogosławieństwo albo jako przekleństwo, to wszystko kwestia perspektywy, Grancie, Isaacu Grancie.

Westchnął głośno.

– Już zawsze będziesz mnie tak nazywać?

Odwróciłam się w jego stronę i oparłam się o kontuar.

– A czego się spodziewasz, jeżeli tak się przedstawiasz? Właściwie jestem rozczarowana, że nie wypaliłeś od razu środkowego imienia.

Dostrzegłam błysk rozbawienia w jego oczach. W półmroku nie sposób było ustalić ich koloru. Pochylił się i stwierdziłam, że pachniał dokładnie tak samo, jak wyglądał: schludnie, akuratnie, świeżo. Zapewne używał drogiej wody po goleniu.

Zaskoczyło mnie, że mi się to spodobało.

– Powiesz mi? – wyszeptałam.

Otworzył szeroko oczy. Doszłam do wniosku, że bawi mnie wyprowadzanie go z równowagi.

– Pod warunkiem, że obiecasz, że nie będziesz się śmiała – odparł.

Skrzyżowałam palce.

– Nigdy w życiu.

Isaac głęboko zaczerpnął tchu.

– Teodor.

Z uznaniem pokiwałam głową.

– Isaac Teodor Grant. Podoba mi się. Brzmi dumnie.

Sceptycznie uniósł brew.

– Naprawdę tak uważasz?

Skinęłam głową i upiłam kolejny łyk bourbona.

Roześmiał się bez tchu.

– Dziadek się ucieszy, kiedy mu to powiem – powiedział. – Dostałem imię po nim.

Fajnie było obserwować, jak Isaac się rozluźnia. Poznałam go, kiedy Dawn załamała się po nieudanej prezentacji, zażyła wtedy środki uspokajające, które jej dałam. Wydawało mi się wtedy, że biedny nerdzik lada chwila zacznie rzygać ze zdenerwowania.

– A ty? Jak masz na drugie? – zapytał po dłuższej chwili.

Wzruszyłam ramionami. Odruchowo zacisnęłam dłoń na medalionie, który ukryłam pod koszulką. Przywarłam do niego dłonią i chwilę trwało, zanim byłam w stanie na nowo podjąć rozmowę.

W końcu się odezwałam, zdecydowanie za późno, ze zdecydowanie zbyt szerokim uśmiechem:

– Isaacu Teodorze! Nie mieści mi się w głowie, że już przy pierwszym spotkaniu zadajesz dziewczynie takie pytanie. Bardzo cię proszę!

Isaac powędrował wzrokiem do dłoni na mojej piersi. Zmarszczył czoło.

– Zabrałam cię stamtąd w określonym celu – powiedziałam szybko, żeby zmienić temat.

– Mianowicie?

Jakim cudem koleś z flaszką piwa w dłoni wysławia się tak wyszukanie?

– Na tej imprezie tylko ty i ja zachowaliśmy zdrowy rozsądek, bo miłość nas nie otępiła. A to oznacza, że musimy być silni i trzymać się razem, Isaacu Teodorze. Niech się dzieje, co chce.

Kiedy się uśmiechnął, wokół jego oczu pojawiły się drobniutkie zmarszczki.

– Tak jest.

Ponownie wznieśliśmy toast. Spojrzałam na jego butelkę piwa i nagle pomyślałam, że może jednak to nie będzie taki zły wieczór.

* * *

Półtorej godziny i trzy drinki później Isaac i ja nie byliśmy co prawda jeszcze mistrzami small talku, za to udało nam się odkryć jedną wspólną cechę: uwielbiamy obserwować ludzi, zwłaszcza kiedy oddawali się dziwacznym rytuałom godowym na parkiecie.

– W życiu nie mógłbym się tak poruszać – mruknął Isaac i przekrzywił głowę. Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam kolesia, który dość jednoznacznie kołysał biodrami.

– Mogłabym cię tego nauczyć.

Spojrzał na mnie spod uniesionych brwi.

– Zdawało mi się, że wspominałaś, że nie tańczysz?

– Nie tańczę do takiej beznadziejnej muzyki. Ale umiem się ruszać. Jeśli chcesz, pokażę ci, ale w innych okolicznościach, w cztery oczy – odparłam z uśmiechem.

Oczywiście znowu się zarumienił. Już pięciokrotnie udało mi się do tego doprowadzić. Liczyłam, że zanim wieczór dobiegnie końca, dobiję do dychy.

– Mam wrażenie, że ci ludzie… – spojrzał w kierunku parkietu – …nie tańczą dlatego, że im to sprawia przyjemność, tylko dlatego, że… – Urwał i zacisnął usta w wąską linię.

– Że chcą kogoś wyrwać? – dokończyłam za niego. – Ależ to prawda. Przecież Hill House to nic innego jak targowisko próżności napalonych studentów. Jeżeli tutaj kogoś nie wyrwiesz, to jest już naprawdę źle.

Zakrztusił się piwem. I to tak bardzo, że ulało mu się nosem. Szybko podałam mu kilka serwetek.

Wyglądał tak zabawnie, że nie mogłam się nie roześmiać, co zwróciło uwagę kilku dziewcząt, które siedziały przy barze, a teraz otwarcie się nam przyglądały. Kiedy ostentacyjnie odwzajemniłam ich spojrzenie i uniosłam brew, jedna z nich pochyliła głowę i zaczęły coś szeptać. Po chwili zachichotały głośno.

Przewróciłam oczami i ponownie skoncentrowałam się na Isaacu. Zrezygnowany wpatrywał się w swoją butelkę.

– Co jest? – zapytałam.

– Nic. – Zbył mnie.

– Chodzi ci o te laski? Nie przejmuj się. Jestem do tego przyzwyczajona – zapewniłam szybko. Ostatnie, czego chciałam, to współczucie, a już na pewno nie od kogoś pokroju Isaaca.

Zdumiony wodził wzrokiem między nimi a mną. A potem na jego twarzy pojawiło się zrozumienie.

– Im nie chodziło o ciebie, Sawyer.

– Słucham? – Zdziwiłam się.

Dopił piwo i odstawił butelkę na kontuar. Wbił wzrok w ciemne drewno.

– Chodzę z nimi na te same zajęcia. One… nie są zbyt miłe.

– Nie są zbyt miłe? Co to niby ma znaczyć? – dopytywałam. Nie podobał mi się wyraz jego twarzy, jakby się wstydził.

– To bez sensu – mruknął. – Nieważne.

– Isaacu Teodorze, powiedz mi natychmiast, co oznacza „nie są zbyt miłe” – powtórzyłam stanowczo.

– Dobrze, już dobrze. – Pojednawczo rozłożył ręce i kolejny raz zerknął ukradkiem na dziewczyny. – To nic takiego. Od początku tego semestru one… uwzięły się na mnie.

– Co to ma znaczyć?

Isaac znowu poczerwieniał, ale tym razem mnie to nie ucieszyło.

– Och, no wiesz, nabijają się z moich ciuchów… i innych rzeczy.

– Innych rzeczy? – powtórzyłam powoli.

Isaac zmieszany podrapał się w kark.

– Zaśmiewają się, że nadal… że ich zdaniem nadal jestem prawiczkiem.

– A jesteś?

Spojrzał mi głęboko w oczy i potrząsnął głową.

Aha.

– Więc im to powiedz.

– To nic nie da. Myślą, co chcą. W zeszłym tygodniu słyszałem, jak się zakładały, która…

– Która…?

Odchrząknął.

– Która pierwsza…

– Która pierwsza zaciągnie cię do łóżka? – dokończyłam zdenerwowana.

Potwierdził ruchem głowy.

– Skąd wiesz?

– Siedzą tuż za mną. Nie sposób nie słyszeć wszystkiego, co mówią.

Wkurzyłam się i chwilę trwało, zanim byłam w stanie mówić dalej.

– To najbardziej beznadziejna rzecz, jaką od dawna słyszałam. A słyszę wiele bzdur. Przecież nawet gdyby to była prawda, nikogo nie powinno to obchodzić. Co one sobie myślały, wymyślając takie brednie?

Isaac lekko rozchylił usta i patrzył na mnie z taką miną, jakby dopiero teraz widział mnie naprawdę.

– Powiedziałeś im, że uważasz, że są żałosne i obrzydliwe i że mają natychmiast przestać? – zapytałam.

Pokręcił przecząco głową.

– Mam w nosie, co sobie myślą.

– Ale moim zdaniem to nie jest w porządku – stwierdziłam i posłałam im swoje zabójcze spojrzenie. Niestety, nie zrobiłam na nich odpowiedniego wrażenia. Wręcz przeciwnie, roześmiały się jeszcze głośniej.

Wstałam od kontuaru i zrobiłam krok w ich kierunku, ale wtedy Isaac złapał mnie za łokieć i przyciągnął z powrotem. Był ode mnie sporo wyższy i musiałam odchylić głowę, żeby spojrzeć mu w twarz.

– To naprawdę nie ma znaczenia. I nic mnie to nie obchodzi. – Uśmiechnął się łagodnie i o dziwo, moja wściekłość odrobinę przygasła.

– Naprawdę uważam, że to paskudne.

Przechylił głowę na bok i przyglądał mi się badawczo.

– Dlaczego?

Spojrzałam w kierunku dziewcząt. Cały czas chichotały.

Do diabła z nimi.

Powoli odwróciłam się do Isaaca i położyłam mu ręce na piersi.

Czułam, jak wstrzymuje oddech.

– Dlatego że moim zdaniem jesteś naprawdę w porządku, Grancie, Isaacu Teodorze Grancie.

A potem wspięłam się na palce i go pocałowałam.

Feel Again

Подняться наверх