Читать книгу Feel Again - Mona Kasten - Страница 5

2

Оглавление

Kiedy dotknęłam ustami jego warg, Isaac wydał stłumiony odgłos. Przechwyciłam go ustami. Zdecydowanie naparłam na niego całym ciałem, aż plecami oparł się o kontuar. Przesunęłam rękę na jego kark, wplotłam dłoń w jego włosy i przyciągnęłam go do siebie.

No dawaj, Isaac. Nie psuj tego.

Musnęłam językiem jego dolną wargę. Sapnął zaskoczony. Przesunął dłoń na moje pośladki i wreszcie, wreszcie odwzajemnił pocałunek. Nasze języki spotkały się krótko, jakby nieśmiało.

A potem oderwałam się od niego i odrobinę odchyliłam.

Odcień, który teraz przybrały jego policzki, podobał mi się o wiele bardziej niż ich barwa niecałą minutę temu, kiedy się wstydził.

Przyglądał mi się spod na wpół opuszczonych powiek. Oczy mu nagle pociemniały. A potem gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i przywarł do mnie ustami.

Wow.

Przesunął dłoń na moje plecy, drugą objął za szyję. Pogłębił pocałunek, chciwie penetrował językiem moje usta. Emanowała od niego potężna energia, zalewała mnie i na chwilę autentycznie zabrakło mi tchu. Ugięły się pode mną kolana.

Ugięły się pode mną moje pieprzone kolana.

Coś takiego jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło.

Kurczowo wbiłam palce w materiał jego dżinsowej koszuli i jeszcze bardziej przyciągnęłam go do siebie. Między nas nie dałoby się nawet szpilki włożyć. Ssałam jego język i czułam, jak jego klatka piersiowa wibruje pod moimi dłońmi. Fala gorąca narastała we mnie, zalewała podbrzusze, kiedy Isaac chwycił moją dolną wargę zębami i ugryzł lekko.

A niech to. Kto by pomyślał, że koleś potrafi tak całować?

Tym razem to on się wycofał. Oparł swoje czoło o moje i dyszał ciężko.

Ja też byłam bez tchu.

– Gdzie się nauczyłeś tak całować, Isaacu Teodorze? – wymamrotałam, cały czas z dłońmi na jego klatce piersiowej.

Już otwierał usta, żeby mi odpowiedzieć.

– Co wy wyprawiacie, do jasnej cholery? – rozległo się nagle za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie.

Dawn stała niecały metr od nas i przyglądała nam się z niedowierzaniem.

W pierwszej chwili nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Co my właściwie wyprawialiśmy? A potem powiedziałam pierwsze, co przyszło mi na myśl:

– Pomagam Isaacowi poprawić jego notowania.

Poczułam, jak za moimi plecami wyprostował się gwałtownie.

Dawn była rozczochrana, energicznie odgarnęła z czoła spoconą grzywkę. Podejrzliwie wodziła między nami wzrokiem.

– Wracacie do stolika?

Skinęłam głową i pozwoliłam, żeby wzięła mnie pod rękę. Kiedy kilka metrów dalej odwróciłam się do Isaaca, wbił wzrok w podłogę.

Dziewczyny po drugiej stronie kontuaru przestały się śmiać.

* * *

Poniedziałkowy ranek zaczął się jak zawsze od tego, że przed pierwszymi zajęciami poszłam po duże smoothie i z napojem w ręku powoli przemierzałam teren kampusu. Woodshill jest wspaniałe. Chociaż mieszkałam tu już od dwóch lat, za każdym razem podziwiałam budynki z czerwonej cegły, sklepione łuki i pomniki bogatych sponsorów tak, jakbym widziała je po raz pierwszy. Bo też zawsze odkrywam coś nowego.

Wzór na murku obok gmachu wydziału astronomii. Odstawiłam kubek na ławkę, wyjęłam lustrzankę z torby i kucnęłam. Przez obiektyw wpatrywałam się we wzór w kamieniu. To zapewne sprawa deszczu, a potem wilgoć rozpanoszyła się na tyle, że zafarbowała kamień, i teraz wydawało się, że w stronę słońca unosi się twarz.

Światło było idealne. Cały czas z okiem przyklejonym do obiektywu cofnęłam się o krok i ustawiłam wartość przesłony. Robiłam to ręcznie.

Wcisnęłam przycisk migawki. Jak zawsze charakterystyczny trzask przyprawił mnie o dreszcz podniecenia i okryłam się gęsią skórką. Fotografia to dla mnie wszystko. Jest najważniejsza na świecie; nic nie uszczęśliwia mnie tak bardzo, jak ten moment, gdy wiem, że zrobiłam idealne zdjęcie.

Po dłuższej chwili spakowałam aparat, wzięłam kubek z napojem i poszłam na zajęcia z wizualizacji społeczeństw i ideologii. To jeden z nielicznych obowiązkowych przedmiotów na moim wydziale, który mi się podobał i z którego niekończące się teoretyczne wykłady nie doprowadzały mnie do szaleństwa z nudów. Za pomocą fotografii mieliśmy ukazywać poszczególne aspekty życia społecznego, zajmując przy tym określone stanowisko. W tym semestrze naszym zadaniem było zobrazowanie krytycznego zrozumienia rzeczywistości społecznej. Niestety, oprócz fotografii warunkiem zaliczenia była także analiza pisemna. Wolałabym tego nie robić, ale dla tych zajęć byłam gotowa nawet zabrać się za pisanie.

– Cześć – mruknęłam w odpowiedzi na nieliczne pomruki.

Zajęłam, jak zawsze, miejsce w pierwszym rzędzie, usiadłam na krześle i wyjęłam laptopa z torby. Swego czasu wydałam na niego wszystkie oszczędności. Poza aparatem fotograficznym, który Dawn czule ochrzciła Frankiem, to najdroższa rzecz, jaką posiadałam.

Rzadko wydawałam dużo pieniędzy. Ponieważ odżywiałam się głównie w stołówce uniwersyteckiej, nie musiałam płacić dużo za jedzenie, a ciuchy i tak zazwyczaj kupowałam używane, później sama je przerabiałam, żeby były w moim stylu. Koszulkę z logo zespołu Van Halen, którą dzisiaj miałam na sobie, wynalazłam za trzy dolary w second handzie w Portland. Była na mnie za duża, ale z prawej strony zawiązałam ją w supeł, żeby było widać, że mam pod nią jeansowe szorty.

– Wszyscy już są? W takim razie zaczynamy – zaczęła wykładowczyni, Robin Howard. W sali zapanowała cisza. Profesor Howard zaczęła prezentację, którą wyświetlała z rzutnika na ekranie, i zasypała nas terminami. Bardzo ją lubiłam, także dlatego, że była młoda, farbowała włosy na niebiesko i w przeciwieństwie do wielu innych wykładowców, jeszcze ani razu nie spojrzała na mnie wzrokiem, który zdawał się mówić: A czego ona niby tu szuka? Mimo tego tylko połowicznie koncentrowałam się na jej wykładach. Nie znosiłam teorii.

Zamiast tego otworzyłam Photoshopa i skupiłam się na moim nowym projekcie artystycznym – serii fotografii pod roboczym tytułem Dzień po. Przez ostatnie pięć miesięcy robiłam zdjęcia po każdej przygodzie na jedną noc. Oczywiście nie fotografowałam kolesi, z którymi spałam. To byłoby mało gustowne i nie w moim stylu. Zamiast tego zdjęcia koncentrują się na sztukach odzieży, które poniewierały się na podłodze. Starałam się zainscenizować je w specyficzny sposób. Chciałam uwiecznić promienie słońca, które rano przenikają przez zasłony, i godzinami kucałam na podłodze, żeby w odpowiedniej chwili nacisnąć przycisk migawki. Zdjęcia były eleganckie, seksowne i estetyczne i każdy, kto je widział, mógł je interpretować po swojemu. Właśnie to najbardziej przemawia do mnie w sztuce. Nie ma jednej poprawnej odpowiedzi i żadnej złej, nic nie jest czarno-białe. Wszystko jest w porządku, wszystko można wytłumaczyć.

Otworzyłam najnowszy katalog i przyglądałam się fotografiom. Jeszcze ich nie opracowałam, ale już teraz widziałam, że wyjdą świetne. Całe pomieszczenie spowijało czerwone światło, a obiektyw koncentrował się, co szczególnie mi się spodobało, nie na ubraniu, tylko na zegarku. Przybliżyłam zdjęcie, żeby lepiej widzieć cyferblat, i wtedy ktoś za moimi plecami głośno zaczerpnął tchu.

Odwróciłam się. Blondynka – o imieniu Ashley, o ile się nie mylę – przyglądała mi się szeroko otwartymi oczami.

– Co jest? – zapytałam.

Zacisnęła usta w wąską linię i bez słowa wróciła wzrokiem do ekranu swojego komputera.

Zmarszczyłam czoło i ponownie spojrzałam przed siebie.

Przez resztę zajęć pracowałam nad fotografią. Profesor Howard skończyła wykład teoretyczny i przechadzała się między rzędami, komentując nasze prace. Kiedy doszła do mnie, pochyliła się nad laptopem i najpierw przyjrzała się zdjęciu z zegarkiem, a potem pozostałym, które – zgodnie z jej radą – edytowałam od naszych ostatnich zajęć.

– Świetnie, Sawyer – powiedziała. – Bardzo mi się podoba, jak na tym zdjęciu bawisz się światłem.

– Nie tylko światłem – żachnęła się dziewczyna za mną. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi, i powstrzymałam się, by zareagować na jej komentarz, póki wykładowczyni była koło nas. Na szczęście także profesor Howard puściła jej słowa mimo uszu.

– Masz już pomysł na projekt dyplomowy? – zapytała tylko.

– Jeszcze nie do końca – odparłam. – To, co robię teraz, jest fajne, ale to dla mnie za mało. Portrety były fascynujące, ale kiedy robiliśmy je w zeszłym semestrze, też mi czegoś brakowało. Zrobiłam serię fotografii kampusu, ale moim zdaniem jest za mało… – szukałam właściwego słowa – …za mało istotna.

Robin uśmiechnęła się serdecznie.

– Prawdziwa z ciebie perfekcjonistka.

– Tylko jeśli chodzi o fotografię.

– Nie myśl za wiele. Masz ogromny talent, ale pamiętaj, że musisz też napisać pracę teoretyczną. I to bardziej rozbudowaną niż wszystko, co do tej pory pisałaś na moich zajęciach.

– Dobrze. Będę mieć oczy szeroko otwarte.

Skinęła głową, a potem zajęła się kolejną osobą.

Po zajęciach spakowałam się i właśnie zakładałam plecak na ramię, kiedy dziewczyna siedząca dotychczas za mną trąciła mnie z całej siły i wybiegła z sali.

Co to miało znaczyć, do cholery?

Pobiegłam za nią. Jakby na mnie czekała, stała przy drzwiach, w otoczeniu dwóch przyjaciółek, które obejmowały ją i pocieszały. Na mój widok posłały mi miażdżące spojrzenia.

– Ashley, czy ja ci coś zrobiłam? – zapytałam.

Odwróciła się do mnie. Na jej twarzy wystąpiły czerwone plamy. Oczy jej błyszczały.

– Mam na imię Amanda, ty szmato – syknęła.

Ups. Naprawdę nie miałam pamięci do imion.

– A ja Sawyer, a nie szmata – zauważyłam spokojnie. – O co ci chodzi?

Zrobiła krok w moją stronę.

– Dobrze się bawiłaś?

Nie miałam zielonego pojęcia, czego ta dziewczyna ode mnie chce.

– Tak, często się dobrze bawię. Ale chyba nie o to teraz chodzi, prawda?

– Masz mnie za idiotkę? Myślałaś, że nie poznam tego zegarka? Nie mieści mi się w głowie, że otworzyłaś to zdjęcie tuż pod moim nosem. Jak można być taką suką? – syknęła. Podniosła głos tak bardzo, że włosy na karku stanęły mi dęba.

– Uspokój się – poprosiłam, robiąc, co w mojej mocy, żeby także nie podnieść głosu. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

– Spałaś z moim chłopakiem!

Na korytarzu studenci zatrzymywali się i ciekawie odwracali głowy. Rozpoznałam kilka osób, a przede wszystkim okularnika, który właśnie w tej chwili wyszedł z sali naprzeciwko i, jak wszyscy pozostali, zatrzymał się w pół kroku. To był Isaac. Grant, Isaac Grant. Przyjaciel Dawn, z którym całowałam się w weekend. Zabolało, że patrzył na mnie z taką samą miną, jak wszyscy wokół.

Usiłowałam zachować twarz i nie dać po sobie poznać, że jestem w szoku.

– Nie wiedziałam, że Cooper ma dziewczynę.

Amanda ni to się śmiała, ni to szlochała. Przyjaciółki pocieszająco głaskały ją po plecach.

Cooper, pieprzony dupek. Ani słowem się o niej nie zająknął, ani na imprezie, kiedy zapraszał mnie do siebie, ani później, w łóżku.

Cholera.

Odruchowo podeszłam do Amandy. Tymczasem wokół nas zebrała się mniej więcej połowa uniwersytetu i wszyscy czekali na nasze kolejne słowa.

– Nie wspomniał o tobie ani słowem – powiedziałam tak cicho, że miałam nadzieję, że nikt mnie nie słyszał.

Amanda podniosła głowę i niemożliwa do opisania wściekłość w jej oczach była jedynym znakiem ostrzegawczym, na jaki mogłam liczyć. Bo w następnej sekundzie podniosła rękę i z całej siły uderzyła mnie w twarz.

Gwiazdy stanęły mi przed oczami.

– Ty cholerna suko! – Głos jej się załamał. Jak przez mgłę dotarło do mnie, że wokół nas zapadła cisza jak makiem zasiał. Nikt się nie odzywał. Tymczasem w mojej głowie rozszalała się istna kakofonia. Słowa Amandy zlały się ze wspomnieniami. Szmata! Suka. Taka sama jak matka!

Zrobiło mi się niedobrze. Amanda podnosiła rękę do kolejnego ciosu. Choć byłam w szoku, zdążyłam zareagować i złapałam ją za przegub.

– Mścisz się na mnie, bo twój chłopak nie jest w stanie utrzymać ptaka w spodniach? – krzyknęłam i wbiłam paznokcie w jej skórę.

– Ty nędzna…

Jeszcze mocniej zacisnęłam dłoń.

Przysunęłam się do niej.

– Nic nie poradzę na to, że twój chłopak jest dupkiem – wycedziłam lodowato.

Zwiesiła rękę i zaczęła płakać. Wokół nas powoli znowu rozległy się głosy. Zebrani zaczęli rozmawiać. Usłyszałam ciche przekleństwo. I kolejne.

Tego było już za wiele. Bolał mnie policzek, huczało mi w głowie, nie byłam w stanie oddychać. Puściłam Amandę i odwróciłam się na pięcie. Najszybciej jak mogłam, przepychałam się przez tłum. Szłam z dumnie uniesioną głową, ale nikogo nie widziałam, nie poznawałam.

Już prawie byłam na zewnątrz, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Wyrwałam się, już miałam się odwrócić…

– Wszystko w porządku? – zapytał Isaac. Przyglądał mi się badawczo zza szkieł okularów.

– Muszę stąd wyjść – wychrypiałam.

Wyprzedził mnie i przytrzymał mi drzwi. Szłam za nim na miękkich nogach. Prowadził mnie przez kampus. Wreszcie stanęliśmy przy parkowej ławce, ukrytej w cieniu wielkiego drzewa. Z ulgą usiadłam.

Z trudem zaczerpnęłam tchu.

– Pokaż to – mruknął i pochylił się nade mną. Odwróciłam głowę tak, że dokładnie widział mój policzek. Oczy mu pociemniały.

Zamknęłam się w sobie, opuściłam powieki. Ręce mi drżały, ale starałam się głęboko oddychać, dzięki czemu powoli odzyskiwałam panowanie nad sobą.

– Weź – powiedział Isaac po chwili.

Otworzyłam oczy. Podsunął mi pod nos batonika czekoladowego. Po chwili wahania wzięłam go, rozdarłam opakowanie i odgryzłam mały kawałeczek. W pierwszej chwili mój żołądek wykonał fikołka, ale potem stwierdziłam, że czekolada robi mi dobrze. I chociaż właściwie nie przepadam za słodyczami, zjadłam batonik do ostatniego okruszka.

Potem przez dłuższą chwilę patrzyłam przed siebie.

Nie ma mowy, żeby Isaac nie słyszał, co Amanda do mnie mówiła. Spojrzałam na niego niespokojnie.

– Powiedz mi, dlaczego ze mną poszedłeś?

Isaac zmarszczył brwi.

– O co ci chodzi?

– Dlaczego jesteś tu ze mną, skoro dobrze wiesz, co zrobiłam?

– To, co się tam działo…

– Taka szmata jak ja nie zasługuje na nic innego – rzuciłam ostro.

– Sawyer! – Spojrzał na mnie z oburzeniem.

– No co? Przecież słyszałeś Amandę.

– Nie obchodzi mnie, co zrobiłaś. Nie wolno podnosić ręki na drugiego człowieka – odparł stanowczo. Przyglądał mi się cały czas, przez szkła tych idiotycznych okularów, i nagle przeszła mi przez głowę durna myśl, czy przypadkiem nie gromadzą one i nie koncentrują wiązek światła, bo nagle zrobiło mi się gorąco.

– Nie wiedziałam. – Nagle usłyszałam swój głos. Wbiłam wzrok w czubki butów, pochyliłam głowę, aż włosy opadły mi na twarz. Tak było lepiej. Czułam się bezpiecznie za zasłoną oddzielającą mnie od spojrzenia Isaaca. – Ani słowem nie wspominał, że ma dziewczynę – ciągnęłam. – W innym wypadku ja nie… Ja nigdy…

– Sawyer – Issac przerwał mi cicho. – Ja ci wierzę.

Podniosłam głowę i założyłam włosy za ucho.

Chłopak przyglądał mi się badawczo. A potem wrócił spojrzeniem do mojego policzka, gdzie zapewne do tej pory był widoczny ślad dłoni Amandy.

– Nie jesteśmy tym, co o nas mówią, Sawyer. Nie pozwól sobie tego wmówić. – Uśmiechnął się z otuchą i powoli, bardzo powoli bolesne pulsowanie w policzku zaczęło ustępować.

Feel Again

Подняться наверх