Читать книгу Feel Again - Mona Kasten - Страница 9

6

Оглавление

– Nie patrz na mnie. Udawaj, że mnie nie ma – instruowałam skupiona. Zrobiłam krok w jego stronę i kucnęłam. Właściwie do tych zdjęć przydałaby mi się asystentka, ktoś, kto pomagałby przy oświetleniu i dopilnował, żeby źródło światła nie odbijało się w okularach Isaaca. Ale i tak dam sobie radę.

Pod warunkiem, że uda mi się ogarnąć ekscytację Isaaca.

– Denerwuję się przez ciebie – mruknął i odruchowo spojrzał na mnie, prosto w obiektyw.

– Patrz na monitor – poleciłam.

Z westchnieniem spełnił moją prośbę.

Początkowo celem tej sesji było pokazać Isaaca takim, jaki był przed transformacją – nieśmiałego, zamkniętego w sobie, samotnika. Jednak zdjęcia miały wyglądać naturalnie i lekko. Jak urywki codzienności. Nie powinny emanować przejęciem, bo Sawyer mnie fotografuje.

Ponownie wcisnęłam przycisk migawki. Isaac drgnął.

– Dobra, w ten sposób daleko nie zajdziemy – mruknęłam. Zdjęłam aparat ze statywu i podeszłam do biurka Isaaca.

Mało brakowało, a z przerażenia chłopak spadłby z krzesła, kiedy po południu zjawiłam się u niego w pracy i skierowałam na niego obiektyw. Jego szef jak zwykle siedział w dziale telewizyjnym i oglądał film, i nawet nie zauważył, kiedy minęłam go i poszłam na zaplecze. Bardzo mi zależało, żeby zaskoczyć Isaaca i dlatego nie zapowiedziałam mojej wizyty. Gdyby wcześniej godzinami szykował się na to spotkanie, zapewne byłby jeszcze bardziej sztywny. Chociaż szczerze mówiąc, wątpię, czy to w ogóle możliwe.

Albo może po prostu ciągle był w szoku, że traktowałam naszą umowę poważnie.

– Miałem cię uprzedzić. Nie jestem fotogeniczny – wymamrotał.

– To akurat nieprawda – zapewniłam, pochyliłam się nad nim i włączyłam komputer. – Słuchaj, nie masz tu nic do roboty?

Bezradnie wzruszył ramionami.

Rozejrzałam się po pokoju. Podeszłam do okna i usiłowałam choć odrobinę rozsunąć grube brązowe zasłony. Otoczył mnie tuman kurzu. Zaniosłam się kaszlem.

– Od wieków tu nie sprzątałem, przepraszam. – Isaac podszedł do mnie i rozsunął je.

– A co, jesteś też sprzątaczką Wesleya? – wykrztusiłam.

Podał mi butelkę wody.

– Czasami.

Upiłam spory łyk i odstawiłam butelkę na biurko.

– On cię wykorzystuje.

Isaac znowu wzruszył ramionami.

– Nawet jeśli. Pieniądze to pieniądze.

– Przecież mógłbyś znaleźć inną pracę – zauważyłam, on jednak odwrócił się i ponownie usiadł przy biurku.

– Mógłbym wprowadzić te dane – zaproponował i podniósł kartkę zapisaną kolumnami cyfr.

Pozwoliłam mu na zmianę tematu.

– Super. Zdjęcie będzie bardziej realistyczne, jeżeli się czymś zajmiesz. – Odeszłam o kilka kroków i ponownie uniosłam aparat do twarzy, a Isaac pochylił się nad klawiaturą. Obserwowałam go przez oko obiektywu, ugięłam kolana i wcisnęłam migawkę. Poczułam przyjemny dreszcz, jak zawsze, gdy wiedziałam, że zdjęcie będzie dobre.

– Bomba – mruknęłam.

Nastawiłam ostrość na jego twarz. Zamrugał w skupieniu, wpatrzony w ekran, i nie zwracał na mnie uwagi. Postanowiłam, że od tej pory zawsze będę dawała mu coś do roboty, gdy będę chciała go sfotografować.

Zrobiłam krok w bok, żeby uchwycić na zdjęciu regał w tle i zaplątałam się w kabel. Straciłam równowagę i runęłam na ziemię. W ostatniej chwili udało mi się osłonić aparat.

– Jezu, Sawyer! – Isaac zerwał się zza biurka i kucnął przy mnie. Delikatnie dotknął mojego barku. – Wszystko w porządku?

Skinęłam głową, oszołomiona. Cały czas leżąc na ziemi, wcisnęłam mały zielony trójkącik, dzięki któremu na wyświetlaczu pojawiało się ostatnie zdjęcie. Usiadłam z szerokim uśmiechem na twarzy i pokazałam je Isaacowi.

– Warto było.

Przyglądał się fotografii. Zamrugał kilkakrotnie.

– Nieźle na nim wyglądam – stwierdził z niedowierzaniem.

– Poczekaj, aż z tobą skończę – mruknęłam z uśmiechem.

Zarumienił się.

To także uchwycę okiem kamery.

Kiedyś.

* * *

– Masz taką minę, jakbym cię torturowała – stwierdziłam. Rozległ się trzask migawki.

Isaac zacisnął usta. Z wysiłkiem przełknął ślinę, aż zadrżała mu grdyka.

– Ludzie się na nas gapią.

Opuściłam aparat i rozejrzałam się dookoła. Mało kto patrzył w naszym kierunku.

– Muszę mieć zdjęcia ciebie na terenie uniwersytetu. A poza tym właściwie nikt nie zwraca na nas uwagi.

Isaac westchnął, a potem rozprostował dłonie.

– No dobra, spróbujemy jeszcze raz.

Ponownie uniosłam aparat.

– Oprzyj się o mur – poleciłam. Podeszłam odrobinę bliżej i przesunęłam mu ręce, tak, żeby trzymał książkę pod odpowiednim kątem. – Dobra, teraz się nie ruszaj. To ma wyglądać naturalnie.

Isaac sceptycznie uniósł brwi.

– Nigdy w życiu nie opierałem się o mur z książką w ręku. To wszystko jest bardzo sztuczne.

– Nie wymądrzaj się. Zdjęcia będą super.

Ponieważ w pracy miał na sobie służbowy strój, udało mi się go namówić, żeby spotkał się ze mną dzisiaj na uczelni, żebym zrobiła parę zdjęć jego stylu przed transformacją. Poprosiłam go, żeby się ubrał tak jak zawsze, czyli w jego wypadku była to koszula z krawatem, pulower z wycięciem w serek, ciemnogranatowe spodnie i półbuty.

Z najwyższym trudem powstrzymałam się, by nie przewrócić oczami. Nadal obstawałam przy swoim zdaniu: Isaac nie wyglądał na farmera. Ba, on nawet nie wyglądał na studenta. Wyglądał jak Isaac Teodor Grant III, Lord bla, bla, bla. Już nie mogłam się doczekać, aż dopadnę jego garderoby i zrobię w niej niezły kipisz.

Ponownie podążył wzrokiem do placu przed uniwersytetem. Nieważne, że to już trzecie miejsce, w którym usiłowałam zrobić mu przyzwoite zdjęcia; ciągle był zbyt spięty i niepewny siebie. A akurat tutaj światło było fantastyczne. Szkoda byłoby tego nie wykorzystać. Postanowiłam nie dawać mu żadnych wskazówek i po prostu pstrykać jak szalona.

– Wow – mruknęłam po dłuższej chwili i po raz ostatni nacisnęłam przycisk aparatu. – Wcale nie jest tak źle.

– Koniec na dzisiaj? – zapytał z nadzieją.

– Jezu, jesteś gorszy niż Dawn. – Przeglądałam zdjęcia. Perfekcjonistka we mnie od razu dostrzegła tysiące drobiazgów, które mogłam zrobić lepiej, ale koniec końców rezultat był naprawdę niezły. Isaac Grant, taki, jaki jest naprawdę. Właśnie o to mi chodziło.

– Dzisiejszy wieczór jest nadal aktualny, prawda? – zapytałam i ostrożnie schowałam aparat do plecaka.

– Tak.

– Przynieść coś do jedzenia?

Isaac przecząco pokręcił głową.

– Wujek mojego współlokatora ma restaurację, codziennie dostajemy od niego resztki, które wystarczyłyby dla dwudziestu osób. Możesz spokojnie przyjść głodna. – Zerknął na zegarek. – Muszę lecieć. – Zarzucił skórzaną torbę na ramię i podniósł rękę w geście pożegnania. – Do zobaczenia.

Skinęłam mu głową i ruszyłam do domu. Musiałam jeszcze odrobić zadanie domowe na przedmiot o wdzięcznej nazwie procesy techniczne i zasady postępowania i choć nie miałam na to specjalnej ochoty, nie mogłam odwlekać tego w nieskończoność.

Ledwie jednak weszłam do akademika, natychmiast miałam ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść. Zza drzwi naszego pokoju dobiegał głos nie tylko Dawn, ale jeszcze jednej dziewczyny. Zazwyczaj oznaczało to, że z wizytą wpadła Allie. Atmosfera między nami nadal była dziwna, co właściwie nie powinno nikogo szokować, zważywszy na naszą przeszłość. Z trudem powstrzymałam odruch, by uciec, gdzie pieprz rośnie.

Weszłam do pokoju ze wzrokiem wbitym w podłogę i bezgłośnie zamknęłam za sobą drzwi.

– Witaj, siostrzyczko!

Zamurowało mnie. Odwróciłam się bez słowa.

Na moim łóżku siedziała moja siostra, Riley.

Potem zrobiłam coś, co zdarza mi się bardzo rzadko: krzyknęłam na całe gardło.

Rzuciłam się jej na szyję. Razem zatoczyłyśmy się na łóżko, byłyśmy plątaniną rąk, nóg i włosów. Kątem oka zauważyłam, że Dawn wstała z uśmiechem i wróciła do swojej części pokoju.

Dopiero po dłuższej chwili udało mi się wyzwolić z objęć Riley.

– Lila róż. Podoba mi się – stwierdziłam, muskając palcami kosmyk jej kręconych włosów.

– Jasny blond. – Powtórzyła mój ruch. – Nuda.

– Ale mi się podoba – rzuciłam i pokazałam jej język.

– Tęskniłam za tobą. – Riley znowu mnie objęła.

– Skąd się tu właściwie wzięłaś? – zapytałam.

Riley do dzisiaj mieszkała w Renton, miasteczku oddalonym od Woodshill o cztery i pół godziny jazdy. Obie tam dorastałyśmy i tam przeżyłyśmy piekło na ziemi. Nie pojmowałam, jak mogła tam zostać; ja z trudem wytrzymywałam krótkie wizyty.

I pewnie dlatego często rozmawiałyśmy przez telefon, ale rzadko widziałyśmy się na żywo.

– Nie wspominałaś w poniedziałek, że się zjawisz.

– Są rzeczy, które wolę powiedzieć mojej małej siostrzyczce osobiście, a nie przez telefon – odparła.

Uśmiechnęła się i jak zwykle uderzyło mnie, jak bardzo była podobna do naszego ojca, w przeciwieństwie do mnie. Ja byłam jak skóra zdjęta z matki. Natomiast jeśli chodzi o styl ubierania się i zamiłowanie do krzykliwego makijażu i tatuaży, byłyśmy z Riley zawsze jak siostry bliźniaczki. I do dzisiaj się to nie zmieniło.

Do tego stopnia pochłonęło mnie przyglądanie się siostrze, że w pierwszej chwili nie zauważyłam, że cały czas macha mi przed oczami lewą ręką. A potem dostrzegłam błysk i wstrzymałam oddech.

Naprawdę zaparło mi dech w piersiach. Na jej serdecznym palcu tkwił platynowy pierścionek z czarnym brylantem.

– Morgan oświadczył mi się wczoraj wieczorem. – Riley uśmiechała się promiennie.

Opadła mi szczęka.

I jednocześnie serce stanęło mi w piersi.

– Sawyer? Idę do Spencera – odezwała się Dawn z drugiego końca pokoju. – Moje gratulacje, Riley.

Ponieważ nie mogłam oderwać wzroku od dłoni Riley, tylko skinęłam głową, nie odwracając się.

– Moje gratulacje – ochryple powtórzyłam za Dawn i czułam, jak słowa stają mi w gardle.

Riley to wszystko, co miałam. Jedyna osoba na świecie, która mnie zna i rozumie. Która wie, dlaczego jestem taka, a nie inna. Której ufałam.

Bez Riley byłabym sama jak palec.

Czułam, jak narasta we mnie panika, jak stara się przebić na powierzchnię.

Musiałam zmienić temat, i to szybko.

Odchrząknęłam.

– Wymyśliłam wreszcie, jak będzie wyglądać moja praca dyplomowa. – Spojrzałam na siostrę ze sztucznym uśmiechem na ustach.

Riley zdumiona zmarszczyła czoło. Widziałam zawód w jej oczach, ale uparcie paplałam dalej.

– Poznałam tego kolesia, meganerda, który nie potrafi wyrwać laski nawet na jedną randkę. Zrobię z niego prawdziwego bad boya i zarazem udokumentuję tę przemianę na zdjęciach. O, a mówiłam ci, że profesor Howard wystawi mój cykl Dzień po?

Riley przez dłuższą chwilę przyglądała mi się w milczeniu, potem zamknęła na chwilę oczy, przełknęła z trudem i głęboko zaczerpnęła tchu.

– Nie, nie mówiłaś. Super. – Jej uśmiech był równie fałszywy jak mój.

– Moje fotografie do końca przyszłego tygodnia będą wisiały na uniwersyteckich korytarzach – opowiadałam, rozpaczliwie starając się przeczekać tę trudną chwilę i wypełnić ciszę między nami.

Moja siostra wkrótce będzie miała własną rodzinę. Rodzinę, której ja nie będę częścią.

– Fantastycznie.

– Tak. – Odchrząknęłam, nerwowo bawiąc się rogiem poduszki. – Co słychać w klinice?

– Dobrze, jak zawsze.

– Czyli wszystko się układa – szepnęłam.

– Tak.

Odruchowo dotknęłam medalionu, który nosiłam na łańcuszku na szyi. Ilekroć go dotykałam, ogarniało mnie przyjemne uczucie, jakbym wracała do domu. Niósł ukojenie. Riley podążyła wzrokiem za moją dłonią i z trudem przełknęła ślinę.

– Ciekawe, co powiedzieliby rodzice? – zapytała ledwo słyszalnym głosem, jakby sama się nad tym zastanawiała.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

* * *

Późnym popołudniem Riley ruszyła w drogę powrotną, bo musiała stawić się w klinice weterynaryjnej na poranną zmianę. Przez cały czas konsekwentnie unikałyśmy tematu jej zaręczyn, choć był jak biały słoń i zerkał na nas z każdego rogu pokoju. Kilka razy zapanowała między nami niezręczna cisza, a Riley miała taką minę, jakby chciała coś powiedzieć, ale wtedy szybko znowu zaczynałam paplać.

Kiedy w końcu pojechała, jeszcze długo leżałam na łóżku ze wzrokiem wbitym w sufit. Starałam się o niczym nie myśleć, a przede wszystkim niczego nie czuć. Jednak myśli nie dawały mi spokoju. Nagle wydawało mi się, że nie jestem w stanie oddychać.

Wstałam więc, wzięłam aparat i wyszłam z akademika. Przyroda Woodshill zawsze pozwalała mi się uspokoić. Isaac wysłał mi swój adres, mieszkał tylko dwadzieścia minut ode mnie, ruszyłam więc nieśpiesznie i robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby się uspokoić i opanować myśli.

Chciałam się cieszyć szczęściem Riley, naprawdę. Przecież zależało mi na tym, żeby była szczęśliwa i żeby wszystko jej się ułożyło. Ale sama myśl, że nie będę miała jej już tylko dla siebie, że stracę ją na rzecz kogoś innego, łamała mi serce.

Razem przeżyłyśmy makabryczne dzieciństwo i młodość. Zawsze mi się wydawało, że to, co nas spotkało, połączyło nas i sprawiło, że rozumiałyśmy się lepiej, niż ktokolwiek inny mógłby nas zrozumieć. Ale nagle poczułam, że dzieli nas ogromny dystans. Dystans, którego nie będę w stanie pokonać, bo życie mojej siostry z dnia na dzień będzie zupełnie inne niż moje. Nigdy w życiu nie dotrę do tego punktu, w którym ona jest już teraz. Zaufać komuś? Pokochać? Dopuścić kogoś na tyle blisko, żeby o wszystkim mu powiedzieć? I do tego jeszcze przysiąc, że spędzi się razem resztę życia? Nigdy nie będę do tego zdolna. Byłam o tym święcie przekonana.

Nie angażowałam się w związki. Jedyne, na co sobie pozwalałam i co lubiłam, to seks, nic więcej. Nigdy nawet nie przeszło mi przez głowę, że moje zachowanie jest nienormalne; przecież Riley postępowała podobnie. Nawet kiedy przed ponad trzema laty poznała Morgana, opowiadała mi, że bardzo ciężko było jej się przed nim otworzyć i że nie sądziła, że zrodzi się z tego trwały związek.

Właściwie sama nie wiedziałam, kiedy to się zmieniło. A może po prostu nie chciałam tego zauważyć.

Teraz była zaręczona. Ona naprawdę wyjdzie za Morgana i założy z nim rodzinę. A ja na zawsze zostanę jej młodszą rąbniętą siostrą, której nic się nie udaje i która wiecznie pakuje się w kłopoty. Jak zawsze.

Najchętniej skierowałabym się do swojej ulubionej knajpy, w której właściciel wiedział, że nie skończyłam jeszcze dwudziestu jeden lat, a mimo tego serwował mi wszystko, na co miałam ochotę. Zanim jednak skręciłam w wąską uliczkę, wyrósł przede mną blok, w którym mieszkał Isaac, i w ostatniej chwili się powstrzymałam. Miałam projekt, nad którym musiałam popracować, a teraz właśnie tego było mi potrzeba.

Nacisnęłam guzik dzwonka, przy którym widniało nazwisko Isaaca i jego współlokatora. Ledwie rozległ się dźwięk otwieranego domofonu, weszłam do holu. I na pierwsze piętro, gdzie uchyliły się drzwi i w progu mieszkania Isaaca stanął przystojny brunet z brodą.

– Sawyer, tak? – Otworzył drzwi na oścież i wyciągnął rękę. – Granta jeszcze nie ma, ale możesz na niego poczekać. Jestem Gian.

– Cześć. – Uścisnęłam mu dłoń.

W przeciwieństwie do Isaaca, Gian, w zwyczajnym T-shircie i dżinsach, na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem normalnie. Kiedy jednak go minęłam i weszłam do mieszkania chłopaków, od razu do mnie dotarło, że jest co najmniej takim samym nerdem jak Isaac, skoro tu mieszkał. Abstrahując od wycieraczki, na której widniał napis: „Witajcie, mugole”, w wąskim przedpokoju wisiały dwa oprawione plakaty z The Legend of Zelda. W salonie powitały mnie niezliczone figurki superbohaterów na drewnianym regale, a w kącie stał naturalnej wielkości Darth Vader, który kartonowym ramieniem obejmował równie kartonowego Bilbo Bagginsa.

Gian wskazał groszkowy fotel przy kanapie, który wyglądał jak gruby turkusowy Pokemon.

– Siadaj. Napijesz się czegoś?

– Bardzo chętnie. – Usiadłam z pewnym wahaniem i z najwyższym trudem powstrzymałam okrzyk zdumienia. Miałam wrażenie, że pochłania mnie gigantyczna mięciutka pianka. Cudowne uczucie.

– Właściwie Isaac powinien był wrócić już ponad dwie godziny temu – zauważył Gian, kiedy podał mi puszkę coli i sam usiadł na wielkiej brązowej sofie. Wyciągnął długie nogi i skrzyżował je na niskim stoliku.

– Pewnie szef kazał mu zostać po godzinach. Cholerny dupek – zauważyłam.

Gian energicznie pokiwał głową.

– Właśnie! Od tygodni powtarzam mu, że powinien zrezygnować.

Rozmowa z Gianem okazała się zadziwiająco łatwa. Nie miał żadnych kompleksów i paplał właściwie bezustannie, co wynikało zapewne z tego, że ani go nie onieśmielałam, ani nie planował zaciągnąć mnie do łóżka, a to były najczęstsze reakcje, jakie wywoływałam u nowo poznanych mężczyzn. Opowiadał mi, dlaczego wybrał studia akurat w Woodshill, a mianowicie ze względu na byłą dziewczynę o imieniu Regina; jak poznał Isaaca – za sprawą byłej dziewczyny o imieniu Regina; jak to się stało, że wylądował w tym mieszkaniu razem z Isaakiem – za sprawą byłej dziewczyny o imieniu Regina. Początkowo Gian mieszkał tu razem z nią, ale jakiś czas temu wykręciła mu niezły numer. Sądząc po tym, jak często o niej wspominał, jeszcze dużo czasu upłynie, zanim o niej zapomni.

Kiedy godzinę później Isaaca nadal nie było, Gian odgrzał lazanię, którą przyniósł z restauracji wuja, i postawił przede mną talerz. Do tego podał spory kieliszek czerwonego wina, który wzięłam od niego z wdzięcznością.

Drzwi wejściowe otworzyły się, gdy skończyliśmy jeść. Słyszeliśmy, jak Isaac kręci się w przedpokoju, a potem wszedł do salonu. Chociaż znałam go dopiero od niedawna, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. Nie zaszczycił nas nawet spojrzeniem, minął bez słowa i ruszył do swojego pokoju. Szarpnął za klamkę, zaklął i trzasnął za sobą drzwiami.

Gian i ja wymieniliśmy znaczące spojrzenia.

– Wszystko w porządku, bracie? – krzyknął Gian.

Nie otrzymał odpowiedzi.

Wygramoliłam się z głębokiego fotela, odstawiłam kieliszek wina na stolik i podeszłam do drzwi pokoju Isaaca. Zapukałam nieśmiało. Nie odpowiedział, ale i tak uchyliłam je odrobinę.

Siedział na łóżku z pochyloną głową. Miał na sobie robocze ubranie, w jednej dłoni trzymał okulary, a drugą masował nasadę nosa.

– Wesley mnie wyrzucił – powiedział cicho.

– O kurwa – zaklęłam i weszłam do pokoju. Był minimalistycznie umeblowany i czysty, i poukładany jak cały Isaac. Tylko przy samym posłaniu na podłodze leżało kilka długopisów, segregator i kartki, które zapewne ściągnął z biurka. Minęłam je i usiadłam obok niego.

– Wywalił mnie z dnia na dzień. Znalazł kogoś, kto wykona tę samą pracę za mniej pieniędzy i będzie w stanie pracować jeszcze więcej godzin.

– Co za dupek – mruknęłam.

Isaac tylko wzruszył ramionami.

Już podnosiłam dłoń, by dotknąć jego barku, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie i ponownie opuściłam ją na kolana. Gdzie do cholery jest Dawn, kiedy człowiek jej potrzebuje? Zawsze wie, jak się zachować w takiej sytuacji. Ja natomiast nie miałam pojęcia, co zrobić.

Wiedziałam tylko, co czułabym, gdyby Al wywalił mnie ot tak. To byłoby koszmarne.

– Pieprzyć dziada – powiedziałam w końcu stanowczo.

Isaac odwrócił głowę w moją stronę i w jego oczach coś błysnęło na krótką chwilę, zaraz jednak powróciła przygniatająca beznadzieja, którą zarówno widziałam w jego oczach, jak i słyszałam w głosie, gdy zapytał:

– I co ja teraz zrobię?

Wzięłam go za rękę i powiedziałam pierwsze i jedyne, co w tej chwili przychodziło mi do głowy:

– Znajdziesz coś lepszego. A do tego czasu będziemy pić wino Giana i obżerać się lazanią jego wujka, okej?

Isaac długo milczał, ale potem powoli skinął głową i wstał.

Feel Again

Подняться наверх