Читать книгу Gargantua i Pantagruel - Rabelais François - Страница 67
Księga druga
Pantagruel291, król Spragnionych292. Historia przywrócona do swej pierwotnej osnowy, obejmująca jego przeraźliwe dzieła i uczynki, ułożona przez nieboszczyka mistrza Alkofrybasa, abstraktora piątej esencji
Dziesięciowiersz Mistrza Hugona Salela293 do autora tej książki
Rozdział szósty. Jako Pantagruel spotkał Limuzyńczyka, który kaleczył język ojczysty334
ОглавлениеJednego dnia, nie pomnę kiedy, po wieczerzy, Pantagruel wraz z towarzyszami wyszedł na przechadzkę bramą, która prowadzi do Paryża. Tam spotkał po drodze zgrabnego studencika, wędrującego gościńcem; zaczem wymieniwszy ukłon, spytał:
– Przyjacielu, skąd wędrujesz o tej godzinie?
Szkolarz odpowiedział:
– Z dostojnej, glorioznej i sławnej akademii, którą nominują Lutecją.
– Cóż to ma znaczyć? – zapytał Pantagruel jednego ze swoich ludzi.
– To znaczy: z Paryża – odparł tamten.
– Zatem przybywasz z Paryża – rzekł Pantagruel – i na czymże wy tam spędzacie czas, panowie studenci, w onym Paryżu?
Student odparł:
– Nawigujemy po Sekwanie o dilukulu i krepuskulu; ambulujemy po kompitach i kwadryniach metropolii335; esercytujemy się w werbocynacji latyńskiej i jako wersymiliczne amorabundy kaptujemy sobie benewolencję omnijudycznego, omniformnego i omnigennego seksu feminalnego. W niektóre diecula inspektujemy lupanary w Ryczywole, w Zadzie Górnym, w Pludrakowie i w ekstazie wenerycznej inkulkujemy penisy swoje do najpenireceptywniejszych recesów pudendalnych wielce amikalnych meretrykułek; później kauponizujemy w tawernach merytorycznych pod Wiechą, Papuciem, Magdalenką piękne werwecyniczne szpatułki, perforanimowane petrozylem. A jeśli azardem fortuny nastąpi rarytność albo zgoła penuria pekuniarna w naszych marsupiach i jeśli są ewakuowane z ferruginicznego metalu, opuszczamy gospodarzowi jako cechę nasze pepla i codica w zastaw, ekspektując tabletek mających nadejść z patrymonialnych penatów i larów.
Na co rzekł Pantagruel:
– Cóż to, u diabła, za gwara? Przez Boga, z ciebie musi być jakiś heretyk.
– Segnor, no – rzekł szkolarz – libentissymnie bowiem, skoro tylko zailluceskuje jakiś minutulny okrawek dnia, demigruję do którego z tak nadobnie architektyzowanych templów: i tam, irrygując się lustralną wodą, mamroczę coś niecoś z jakiejś missywnej prekacji naszych sakryfikulów. I submirmilując swoje prekulne horaria, eluuję i absterguję duszę z jej nokturnicznych inikwamentów. Reweruję olympikolów. Weneruję patrialnie supernalnego astripotensa. Diliguję i redamuję swoich proksymów. Strzegę dekalogicznych preskryptów i wedle fakultatywnej wirylności swojej nie disceduję od nich ani na ungwikulną latytudę. Werekundia przyznać każe, iż, jako że Mammon nie supergurgituje zgoła w moich lokulach, jestem nieco opieszały i skąpy w supererogowaniu elemosynów egenom kwerytującym hostiatywnie swoich styptów.
– Gówno – rzekł Pantagruel – co on tu szczeka, ten błazen? Zdaje się, że on nam tu kuje jakowąś diabelską gwarę i chce nas tu urzec swymi zamawianiami.
Na co rzekł któryś z jego ludzi:
– Panie, ten mydłek chce z pewnością naśladować wysłowienie paryżan; ale tylko kaleczy łacinę, chcąc piać wysoko jako Pindarus. Ubzdurał sobie, że jest wielkim mówcą francuskim, dlatego że nie raczy gadać tak jak wszyscy.
Na co rzekł Pantagruel:
– Prawdali to336?
Szkolarz odpowiedział:
– Segnor missariuszu, genius mój nie jest natywnie do tego zdatny, aby, jak twierdzi ów flagicjozny nebulon, ekskoriować kutykułę naszej wernakuły galickiej. Przeciwnie, wicewersalnie operacjonuję i, całą siłą welów i ramów, enituję lokupletować ją latynikomną redondacją.
– Ha, jak mi Bóg miły – rzekł Pantagruel – nauczę ja cię mówić. Ale najpierw odpowiedz mi: skąd pochodzisz?!
Na co odparł szkolarz:
– Prymarne originum moich awów i atawów było indygenne w regionach lemowicynnych, gdzie rekwieskuje korpus agiotata św. Marcjala.
– Rozumiem – rzekł Pantagruel – jesteś Limuzyńczyk za całą paradę, a chcesz się tu podawać za paryżanina. Chodź no tu, ja cię nauczę.
Zaczem chwycił go za gardło, mówiąc:
– Ty będziesz kaleczył tak bezecnie łacinę i mowę ojczystą? Poczekaj, ja okaleczę ciebie.
Wówczas biedny Limuzyńczyk zaczął krzyczeć:
– O Jezu, Jezusicku, panie szlachcic, o święci niebiescy, ratujcie mnie, oj, oj, panoczku, puśćcie mnie, rany boskie, panoczku, nie bijcie.
Na to rzekł Pantagruel:
– Ha, teraz mówisz swoim głosem.
I puścił go, Limuzyńczyk bowiem fajdał co miał tchu do pludrów, które były nie z pełnym siedzeniem, ale wycięte w szpic, w kształt ogona sztokfisza; zaczem rzekł Pantagruel:
– Święty Niebejajżetu, a załatwiajże się gdzie indziej, a cóż za fetor! Niechże kule biją tego limuzyńskiego śmierdziela.
I puścił go. Ale tamtemu na całe życie zostało stąd wspomnienie i często tak mu się chciało pić, iż mawiał, że to Pantagruel ściska go za gardło. I w kilka lat potem pomarł śmiercią Rolandową337, przez co moc boża okazała swą pomstę i potwierdziła, co powiada filozof, a także Auius Gellus, że należy nam mówić zwyczajnym ludzkim językiem i jako powiadał Oktawian Augustus, należy unikać wyszukanych słów z taką samą bacznością, z jaką sternicy unikają raf i skał na morzu.
335
Nawigujemy (…) metropolii – „Pływamy po Sekwanie o wschodzie i zachodzie słońca; przechadzamy się po drogach krzyżowych i rozstajnych stolicy”. [przypis tłumacza]
336
prawdali to – konstrukcja z partykułą -li; znaczenie: czy to prawda. [przypis edytorski]
337
śmierć Rolandowa – Wedle podania Roland po klęsce Ronsewalskiej miał umrzeć z pragnienia. [przypis tłumacza]