Читать книгу Gargantua i Pantagruel - Rabelais François - Страница 75

Księga druga
Pantagruel291, król Spragnionych292. Historia przywrócona do swej pierwotnej osnowy, obejmująca jego przeraźliwe dzieła i uczynki, ułożona przez nieboszczyka mistrza Alkofrybasa, abstraktora piątej esencji
Dziesięciowiersz Mistrza Hugona Salela293 do autora tej książki
Rozdział czternasty. Jako Panurg opowiada swoje cudowne ocalenie z rąk Turczynów

Оглавление

Sąd Pantagruela niezwłocznie rozszedł się po całym kraju. Wydrukowano go w licznych egzemplarzach i wciągnięto do archiwów sądowych; tak iż wszędzie zaczęto mówić: „Salomon, który wymyślną sztuczką wrócił dziecię prawdziwej matce, nie dokonał takiego arcydzieła roztropności, jak to uczynił dobry Pantagruel: szczęście dla nas, zaprawdę, że mamy go w naszej krainie”.

Jakoż chcieli go uczynić referendarzem skarbu i prezydentem trybunału; ale on odrzucił obie szarże, dziękując uprzejmie:

– Zbyt wielka bowiem – rzekł – niewola połączona jest z tymi godnościami i bardzo niełacno mogą osiągnąć zbawienie duszy ci, którzy je sprawują, zważywszy słabość a zepsucie natury ludzkiej. I mniemam, że jeżeli wakujące fotele aniołów nie będą obsadzone ludźmi innego zatrudnienia, ani za trzydzieści siedem jubileuszów nie doczekamy się sądu ostatecznego i Kusanus384 zbłaźni się ze swą przepowiednią. Ostrzegam was o tym zawczasu. Natomiast, jeżeli macie jaką baryłkę dobrego wina, chętnie przyjmę ją w podarku.

Co uczynili chętnie i posłali mu najlepszego, jakie było w mieście, i popił dość uczciwie. Co się tyczy Panurga, ten łyknął sobie bardzo niepohamowanie, wyschnięty bowiem był jak śledź wędzony: dlatego stąpał tak lekko jak chudy kocina. Owo gdy był właśnie w połowie wielkiego pucharu napełnionego perlistym winem, ktoś go zagadnął, mówiąc:

– Pofolgujcie trochę kumie, ciągniecie jak opętaniec.

– Ha, do kroćset czartów – odparł Panurg – juże nie masz przed sobą jednego z wymoczków paryskich, co to piją nie więcej od zięby i których do każdego łyczka trzeba dopiero łaskotać po ogonie jako się czyni wróblom. O, mój druhu, gdybym ja się spinał tak dzielnie, jak dobrze łykam, pewnie już byłbym powyżej sfery księżyca razem z Empedoklesem. Ale nie wiem, co to, u diaska, ma znaczyć: to wino jest bardzo smaczne i lube; ale im więcej piję, tym bardziej mnie dręczy pragnienie. Zdaje mi się, że cień miłościwego Pantagruela rodzi pragnienie, jak księżyc sprowadza katary.

Tu wszyscy zaczęli się śmiać.

Co widząc, Pantagruel rzekł:

– Cóż tam macie tak uciesznego Panurgu?

– Panie – odparł – opowiadałem im, jako te czarty Turki są tak nieszczęśliwe, iż nie wolno im popić ani kropli wina. Gdyby nawet nie było innego zła w Alkoranie Mahometowym, dla tego samego nie poddałbym się nigdy pod jego prawo.

– Ale powiedzże mi teraz – rzekł Pantagruel – jak wydostałeś się z ich rąk.

– Jak mi Bóg miły, panie – rzekł Panurg – nie zełżę ani słowa. Te juchy Turki nadziały mnie na rożen, całego naszpikowanego jak królika, byłem bowiem tak wyschnięty, iż inaczej mięso moje byłoby bardzo niesmaczne; następnie zaczęli mnie piec żywcem na pieczyste. Owo gdy mnie tak pitrasili, polecałem się tymczasem łasce Bożej, mając w pamięci dobrego św. Wawrzyńca, i ciągle miałem nadzieję w Bogu, iż ocali mnie z tej męczarni, co też ziściło się w sposób bardzo osobliwy. Gdy bowiem polecałem się z szczerego serca Bogu, krzycząc: „Panie Boże, dopomóż mi! Panie Boże, ocal mnie! Panie Boże, wybaw mnie z tej męczarni, którą te psy niewierne nękają mnie za to, iż chcę przestrzegać twego zakonu”, stało się, iż ów smażyciel pośpił się, za wolą Boga, albo owego poczciwego Merkura, który uśpił podstępnie Argusa, mimo jego setki oczu.

Kiedym spostrzegł że mnie przestał obracać nad ogniem, patrzę, a ten chrapie. Chwytam wówczas zębami dużą głownię z tego końca, z którego nie była rozżarzona i rzucam ci ją na podołek pana kucharza, drugą zaś ciskam, co mam sił, pod łóżko polowe, które było tuż koło kominka, i gdzie leżał siennik pana smażyciela. Natychmiast ogień chwycił się słomy, ze słomy przeszedł na łóżko, z łóżka na podłogę, która była z sosnowego drzewa. Ale najlepsze było to, że ogień, który prasłem na podołek tego hycla, spalił mu całe kudły wedle przyrodzenia i dobierał się już do kuśki. Turczyn tak był zwyczajnie cuchnący, że nie uczuł swądu; aż gdy mu jęło dopiekać, wówczas zerwał się przestraszony i zaczął krzyczeć z całej siły do okna: „Dal baroth, dal baroth!”, co znaczy tyle co: „Gore, gore!”. Potem podbiegł prosto ku mnie, aby mnie wrzucić do ognia i już przeciął postronki, którymi związano mi ręce, i przecinał więzy na nogach. Tymczasem pan domu, słysząc wołanie do ognia i poczuwszy dym z ulicy (gdzie się przechadzał z innymi baszami i muftimi), pognał co tchu na pomoc, aby ratować kosztowności. Skoro tylko przybył, chwycił rożen, na który byłem nadziany i zabił na miejscu kucharza; i tamten umarł natychmiast z braku wytrzymałości albo też z innego powodu, przepędził mu bowiem szpikulec nieco ponad pępkiem ku stronie prawej i przebił mu trzeci płat wątroby, po czym sztych, kierując się ku górze, przewiercił diafragmę i poprzez worek sercowy wyszedł mu ponad ramionami, między kręgami a lewą łopatką. Co do mnie, skoro wyciągnął rożen z mego ciała, padłem na ziemię pomiędzy rondle i stłukłem się co nieco padając; nie bardzo wszelako, kawałki słoniny bowiem, którymi byłem naszpikowany, złagodziły uderzenie. Następnie basza, widząc, iż stan rzeczy jest rozpaczliwy, że dom zdany jest bez ratunku na pastwę pożaru i całe jego mienie przepadło, zaczął wzywać wszystkich diabłów, wołając Grilgotha, Astarotha, Rapalusa i Gribuisa po dziewięć razy jednym tchem.

Co słysząc, doznałem okrutnego strachu; pomyślałem: owe diabły przylecą tu zaraz porwać tego opętańca; czy im aby nie przyjdzie ochota i mnie zgarnąć przy sposobności? Jestem już na poły upieczony; słoninka moja przyprawi mnie jeszcze o co złego, diabły bowiem w tym kraju łase są na słoninę, jako nam to potwierdza autorytet Jamblika385 i Murmalta386 w apologii de Bossutis et contrefactis, pro magistros nostros. Zaczem uczyniłem znak krzyża, wrzeszcząc: Agios athanatos, ho theos. I żaden się nie zjawił. Widząc to, plugawy basza chciał się zgładzić moim rożnem i wbić go sobie w serce: w istocie przyłożył go do piersi, ale nie chciał wejść, bo nie był dość ostry: pchał niebożę co siły, ale nic nie mógł wskórać. Wówczas podszedłem ku niemu, mówiąc: „Missore hultaio, tracisz jeno czas na marne, nigdy nie zabijesz się w ten sposób: wybijesz sobie dziurę, z której będziesz całe życie lizał się w łapach cyrulików; ale jeżeli chcesz, ja cię tu zabiję jak się patrzy, tak że nic nie uczujesz: możesz mi wierzyć, zabiłem bowiem już dosyć ludzi i bardzo sobie to wszyscy chwalili”. „Ach, przyjacielu, proszę cię bardzo o to, a za fatygę przyjm tę sakiewkę; ot, masz: jest w niej ze sześćset serafów i nieco diamentów i rubinów czystej wody”.

– A gdzież one? – spytał Epistemon.

– Na świętego Jana Kapistrana – rzekł Panurg – muszą być daleko, jeżeli ciągle się toczą. Ba, a gdzież są śniegi zeszłoroczne387? To była największa troska, jaką kłopotał się Wilon, poeta paryski.

– Mów dalej – rzekł Pantagruel – proszę cię, niech się dowiemy, jakeś urządził swego baszę.

– Słowo uczciwego człowieka – rzekł Panurg – nie kłamię ani na jotę. Owinąłem go jakimś kawałkiem płaszcza, który znalazłem tam na wpół spalony, spętałem mu tęgo nogi i ręce mymi własnymi postronkami, tak iż drgnąć nie mógł, następnie przebiłem mu rożnem gardziel i powiesiłem go, zaczepiwszy rożen o dwa haki, na których wisiały halabardy. Później roznieciłem pod spodem piękny ogienek i upiekłem milorda jak śledzia w kominie. Następnie wziąwszy jego sakiewkę i sztylecik, który też wisiał na ścianie, uciekłem w ostrym galopie. A Bóg świadkiem, żem wydawał dokoła siebie swąd niczym spalony udziec barani! Kiedy wydostałem się na ulicę, natknąłem się na mnóstwo ludzi, którzy zbiegli się do pożaru, niosąc obfitość naczyń z wodą dla gaszenia ognia. I widząc mnie na wpół upieczonego, ulitowali się nade mną i wylali na mnie wszystką wodę i ochłodzili mnie rozkosznie, co mi bardzo ulżyło; następnie dali mi nieco żywności, ale nie mogłem jeść, dali mi bowiem do picia jeno samą wodę, wedle swego obyczaju. I nie uczynili mi nijakiej krzywdy, jeno jeden szpetny Turczynek, garbus, ukradkiem zaczął obgryzać na mnie słoninę; ale tak go zdrowo trzepnąłem po palcach sztylecikiem, iż odechciało mu się na drugi raz. Także jedna młoda Koryntianka388, która przyniosła mi garnek mirabelek usmażonych tameczną modą, patrzyła żałośnie na mój biedny dzyndzynek osmalony i skurczony od ognia, dochodził mi bowiem ledwie do kolan. Ale zważcie, iż to przypieczenie wyleczyło mnie zupełnie ze scyjatyki389, na którą cierpiałem od siedmiu lat; przynajmniej z tej strony, z której kucharz, usnąwszy, dał mi się przysmalić.

Owo podczas gdy się tak zabawiali ze mną, ogień szalał w nieopisany sposób, tak iż zniszczył więcej niż dwa tysiące domów, aż wreszcie któryś spostrzegł to i krzyknął: „Na kałdun proroka! Całe miasto się pali, a my się tu bawimy!”. Zaczem każdy pogonił ku swojej każdości; co do mnie, skierowałem się ku bramie. Kiedym się wydostał na wzgórek będący w pobliżu, obracam się, niby żona Lota, i widzę całe miasto płonące jak Sodoma i Gomora, z czego byłem tak rad, żem o mało nie popuścił z uciechy; ale Bóg mnie za to pokarał.

– Jakże to? – sytał Pantagruel.

– Tak iż gdy patrzałem z wielką lubością na ten ogień, dworując sobie i mówiąc: „Ha, biedne pchełki, ha, biedne myszki, złą macie zimę, ogieniek na stryszku”, nagle wypadło z miasta więcej niż sześćset, ba, więcej niż tysiąc trzysta i jedenaście psów, małych i dużych, które uciekały przed ogniem. Zaczem prościutko zwróciły się do mnie, czując zapach mego szelmowskiego wpół upieczonego mięsiwa i byłyby mnie pożarły w jednej chwili, gdyby mój dobry anioł nie był mnie natchnął, podsuwając mi lekarstwo bardzo skuteczne przeciw bólowi zębów.

– Z jakiejż znów przyczyny – rzekł Pantagruel – obawiałeś się bólu zębów? Czyż nie pozbyłeś się reumatyzmów?

– Tam do kroćset – odrzekł Panurg – a czy może być gorszy ból zębów, niż kiedy psi chwytają nimi człeka za łydki? Ale naraz przypominam sobie moje płatki słoniny i rzucam je pomiędzy nie. Dopieroż psy ku nim i zaczynają się gryźć między sobą, kto chwyci słoninę. Dzięki temu zostawiły mnie, a ja je zostawiam także, jak się tam gryzą wzajem. W ten sposób wymknąłem się rzeźwy i wesół i niech żyje pieczona spyrka!

384

Kusanus – Mikołaj de Kuza, franciszkanin i kardynał (1401–1401), wydał dzieło, w którym oblicza datę końca świata. [przypis tłumacza]

385

Jamblik – platoński teozof z IV wieku. [przypis tłumacza]

386

Murmalt – Murmellius, humanista z końca XV w. [przypis tłumacza]

387

gdzież są śniegi zeszłoroczne – Słynny refren ballady Villona: Mais ou sont les neiges d'antan stał się przysłowiowym. [przypis tłumacza]

388

Koryntianka – Korynckie hetery były sławne z wyuzdania. [przypis tłumacza]

389

scyjatyka (daw.) – przewlekła i bolesna choroba kończyn dolnych związana z zapaleniem nerwu kulszowego (ischias); tu: reumatyzm. [przypis edytorski]

Gargantua i Pantagruel

Подняться наверх