Читать книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz - Страница 5

ROZDZIAŁ 1
3

Оглавление

Byłem pewien, że powrót do domu przyniesie mi chociaż częściowe ukojenie. Działo się tak codziennie, kiedy zamykałem za sobą drzwi, a potem przekręcałem trzy porządne zamki.

Jeśli nie musiałem już nigdzie wychodzić, towarzyszyło mi wtedy niemalże poczucie upojenia. Jeśli jednak z jakiegoś powodu czekało mnie później wyjście, czułem niepokój i podenerwowanie.

Tego dnia moje cztery kąty miały podziałać na mnie uspokajająco. Stało się jednak inaczej – poczułem się jak obcy we własnym mieszkaniu. Wypełniłem je dźwiękami Rainbow, bo w przeciwieństwie do Blitza lubiłem raczej te kapele, których już od dawna nie było słychać.

Ręce mi się trzęsły, czułem się, jakbym miał gorączkę. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem spocony. Chłodny T-shirt przylgnął mi do pleców, a po gorącej fali oblewającej ciało nie było śladu. Stając przed lustrem, niemal nie rozpoznałem swojego odbicia. Byłem trupio blady, a cienie pod oczami stały się jeszcze bardziej wydatne. Fryzura, którą i tak zazwyczaj miałem w nieładzie, przywodziła na myśl plątaninę kabli.

Opłukałem twarz zimną wodą, a potem otworzyłem piwo i usiadłem przed pecetem, którego własnoręcznie złożyłem, zaoszczędzając dzięki temu kilka stów. Odpaliłem najnowszą odsłonę Elder Scrolls, po czym sięgnąłem po telefon – tylko po to, żeby go wyłączyć.

Musiałem zniknąć ze świata. Teraz, póki jeszcze kompletnie nie zwariowałem. Nie było sensu katować się, odświeżając ten sam post na Facebooku lub czekając, aż Phil Braddy odpisze.

Czekałem dziesięć lat. Mogłem poczekać jeszcze trochę, ale musiałem się uspokoić.

Blitzer jednak nie dał mi okazji. Ledwo podniosłem smartfon, roześmiana twarz mojego przyjaciela pojawiła się na wyświetlaczu, a z głośnika popłynęły dźwięki standardowego dzwonka. Zdjęcie Blitz zrobił sobie sam, lata temu, kiedy jeszcze pracowałem w Highlanderze.

Tak, byłem jedną z tych osób, które przy zmianie telefonu przenoszą wszystkie zdjęcia na nowy. Teraz nie wiązało się to z większymi trudnościami, ale kiedyś przejście z pierwszego sony ericssona z aparatem na nową nokię było dość problematyczne.

Zatrzymałem Elder Scrolls i przesunąłem palcem po ekranie.

– Nie dzwonisz w dobrym momencie – powitałem go.

– Widziałeś? – rzucił nerwowo i odkaszlnął. – Nie, nie widziałeś, inaczej nie zacząłbyś rozmowy w ten sposób.

– Czy co widziałem?

– Nowy post na spotted.

Szybko wyłączyłem grę, jakby od prędkości, z jaką to zrobię, zależało moje życie. Włączyłem przeglądarkę i szybko odświeżyłem stronę. Rzeczywiście, pojawił się nowy wpis od Phila Braddy’ego.

„Może dzięki temu zdjęciu ktoś ją pozna” – napisał po angielsku i dołączył link do poprzedniego posta.

Patrzyłem na fotografię, ale zdawało mi się, jakbym spozierał wprost w portal prowadzący do alternatywnej rzeczywistości. Znałem to zdjęcie doskonale. Było dla mnie wyjątkowe.

– Jesteś tam? – spytał Blitzer.

Próbowałem coś z siebie wydusić, ale nie potrafiłem.

– Werner!

– Je… jestem.

– To na tysiąc procent ona – ocenił. – Zresztą stoi chyba gdzieś na Krakowskiej, niedaleko Baby na Byku. I jest o dobre kilka lat młodsza.

– O dziesięć… – jęknąłem.

– Co?

– Sam zrobiłem to zdjęcie.

– Jak to? Kiedy? Gdzie?

– Na kilka dni przed tym, jak zaginęła, ale… Blitzkrieg…

– No?

– Nigdy nikomu go nie pokazywałem. Nigdy go nie wrzucałem do sieci, nigdy nawet nikomu nie mówiłem, że je mam…

– Co? Dlaczego?

– Nie wiem – odparłem, gorączkowo pocierając głowę. – Chyba chciałem mieć coś tylko dla siebie, coś wyłącznie mojego, bo…

– Mniejsza z tym – uciął. – Skąd Brytol ma to zdjęcie?

– Nie mam pojęcia.

Nie potrafiłem wyobrazić sobie scenariusza, dzięki któremu Phil Braddy miałby zdobyć zdjęcie. To zdjęcie. Moje zdjęcie.

Wszystkie możliwe wyjaśnienia były na wskroś absurdalne. Nawet jeśli rozmawiał z Ewą dłużej, niż wynikało to z pierwszego posta, ona sama nie miała tej fotografii. Nie zdążyłem jej nawet pokazać tego ujęcia, a sam przypomniałem sobie o nim, dopiero kiedy zaginęła.

Sięgnąłem po piwo i opróżniłem je jednym haustem. Od gazu zakotłowało mi się w brzuchu.

Zrozumiałem, że tego dnia dostałem o wiele więcej niż tylko mętny trop. Fakt, że Braddy miał tę fotografię, dowodził, że musi być jakoś zamieszany w sprawę.

– Odpisał ci? – zapytałem.

– Tak.

Przeszły mnie ciarki.

– Zaraz po tym, jak wrzucił fotkę.

– I?

– Utrzymuje, że naprawdę jej nie zna, nigdy wcześniej ani później jej nie widział i po prostu chciałby nawiązać z nią kontakt. Dopytywał, czy ja ją znam.

– Napisz mu, że…

Urwałem, dochodząc do wniosku, że nie powinienem dłużej polegać wyłącznie na Blitzu. Wyświetliłem profil Phila Braddy’ego i zerknąłem na twarz, którą już doskonale znałem od patrzenia na nią przez długie godziny. Potem wysłałem mu wiadomość.

„Znam dziewczynę, której szukasz. Skąd masz to drugie zdjęcie?”

Blitzkrieg mówił coś do słuchawki, ale jego głos zdawał się niknąć gdzieś na linii. Wpatrywałem się w ekran komputera, czując, jak robi mi się coraz bardziej gorąco. W końcu zaświeciła się niebieska ikonka po prawej stronie wysłanej przeze mnie wiadomości. Braddy ją przeczytał. Nie pokazała się jednak informacja, by pisał odpowiedź.

Odsunąłem nieco krzesło, pochyliłem się i zacząłem uderzać dłońmi o uda. Wpatrując się w monitor, miałem wrażenie, jakbym rzucał wyzwanie.

Wyzwanie, na które nie doczekałem się odpowiedzi.

– Nie odpisuje – powiedziałem.

– Hę? – mruknął Blitzer. – Napisałeś do niego?

– Tak, ale…

– Miałeś mi to zostawić.

Nie pamiętałem, żebyśmy kiedykolwiek się tak umawiali, ale może Blitzer przyjął, że skoro to od niego wszystko się zaczęło, spoczywa na nim jakaś dziejowa odpowiedzialność za doprowadzenie sprawy do końca.

– Nadal nie odpisuje – powiedziałem. – Chociaż przeczytał wiadomość.

– Poczekaj chwilę.

– Niczego innego nie robię, Blitz – odbąknąłem. – Na dobrą sprawę od dziesięciu lat.

Każda sekunda zdawała się biec coraz wolniej, a ja traciłem cierpliwość. Czułem, że mam odpowiedzi na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko przycisnąć tego człowieka.

– Cała ta akcja z poszukiwaniem dziewczyny z koncertu to bzdura – zauważyłem. – Tu chodzi o coś innego.

– O co?

– Nie wiem. Ale zamierzam się dowiedzieć.

– Sam?

– Z twoją pomocą – odparłem, szybko dochodząc do wniosku, że to bodaj najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek mu powiedziałem. Właściwie po raz pierwszy potraktowałem go tak, jak powinienem. Jak przyjaciela, na którym mogę polegać.

– Wiadomo, że z moją. Ale to może nie wystarczyć.

– Z samego rana pójdę na komendę.

– Jeszcze nie byłeś?

– Byłem, ale odesłali mnie z kwitkiem.

Kiedy streściłem mu rozmowę z podkomisarzem Prokockim, długo milczał. Ja wciąż wlepiałem wzrok w monitor, jakbym dzięki temu mógł zmusić Phila Braddy’ego do zdradzenia czegokolwiek.

Skrzynka odbiorcza była jednak pusta. Stało się jasne, że nie zamierza mi odpisywać. Milczał też w konwersacji z Blitzem. Poszedłem po kolejne piwo, wiedząc już, że dzisiaj podejmę kilka złych decyzji, po których jutro rano obudzę się z mocnym bólem głowy.

– W ogóle nie zainteresował się sprawą? – odezwał się w końcu Blitzer.

– Nie tylko nie zainteresował, ale próbował ją zbyć.

– Dziwne.

– Na początku też tak pomyślałem.

– A później zmieniłeś zdanie?

– Mhm – potwierdziłem. – Każdego dnia w Polsce ginie bez śladu jakieś pięćdziesiąt osób. Prokocki pewnie codziennie dostaje donosy o cudownym pojawieniu się którejś z nich.

– Ale widział zdjęcie. Musiał ją poznać, przecież szukał jej przez długie miesiące.

– Może rozpoznał – przyznałem. – I po prostu nie chciał robić mi nadziei.

Było to najwygodniejsze tłumaczenie, które usprawiedliwiało bagatelizowanie nowego dowodu. Inne wersje, które rozważałem, sprowadzały się do wyjątkowo chmurnych scenariuszy.

Wszystko to nie miało już jednak znaczenia. Teraz, kiedy w internecie pojawiło się to samo zdjęcie, które miałem w pamięci telefonu, mogłem posłużyć się niezaprzeczalnym dowodem.

Prokocki skorzysta z okazji, póki pora. Póki nie doszło jeszcze do przedawnienia. Będzie chciał zamknąć sprawę, która z pewnością figuruje w jego aktach jako niedokończone dochodzenie.

I może nie tylko w aktach. Może mimo tego, że sprawiał wrażenie, jakby bagatelizował doniesienie, w rzeczywistości od razu rzucił się w wir pracy. Mogłem to sobie wyobrazić, choć wymagało to otwarcia jeszcze dwóch zielonych puszek z płynną postacią optymizmu.

Zgodnie z moimi przypuszczeniami obudziłem się skacowany. Zasnąłem na kanapie, laptop stał otwarty na stoliku obok. Odpowiedzi od Braddy’ego nadal nie było. Ignorował też Blitzera.

Wziąłem szybki prysznic, właściwie tylko po to, by na komendzie nie sprawiać wrażenia, jakbym pomylił ją z izbą wytrzeźwień.

Na spotkanie z Prokockim musiałem trochę poczekać, ale nie spodziewałem się, że przyjmie mnie od razu. Zapewne przypuszczał, że przyszedłem go bezpodstawnie nękać.

Kiedy w końcu zaprosił mnie do gabinetu, pokazałem mu kolejne zdjęcie, a potem post na Facebooku. Użytkownicy powoli zaczynali okazywać solidarność z Brytyjczykiem poszukującym Polki – zidentyfikowali miejsce w Opolu, poinformowali go, że to niedaleko Wrocławia i że najprawdopodobniej właśnie tam powinien jej szukać. Nikt jednak Ewy nie rozpoznał.

Prokocki również nie.

– To ona? – spytał z rezerwą.

Potrzebowałem kilku chwil, żeby przejść do porządku nad tym, że naprawdę zadał mi to pytanie. Potrząsnąłem głową, a potem zacząłem mu znów tłumaczyć, że sam zrobiłem tę fotografię. W końcu pokazałem mu ją w telefonie.

Długo się jej przypatrywał, a potem spojrzał na mnie, jakbym był kryminalistą, a nie osobą szukającą zaginionej narzeczonej.

– Pił pan coś rano?

Pytanie było retoryczne. Miałem przyspieszony oddech, gabinet podkomisarza z pewnością wypełnił się gorzelniczym zapachem już moment po tym, jak zająłem miejsce przy biurku.

– A jakie to ma znaczenie? – rzuciłem.

– Żadne. To pańskie życie.

– Raczej jego namiastka – odparłem pod nosem, a potem wskazałem na wyświetlacz telefonu. – Bo tylko tyle z niego zostało po jej zniknięciu. Rozumie pan?

– Oczywiście, że…

– I widzi pan chyba, że to identyczna fotografia?

– To nie ulega wątpliwości.

– Więc skąd ta rezerwa?

Westchnął głęboko.

– To tylko zawodowa powściągliwość. Proszę zrozumieć, że trochę podobnych spraw już rozpracowywałem.

Milczałem, obawiając się, że w przeciwnym wypadku powiem coś, czego będę później żałować.

– Może pan polegać na moim doświadczeniu.

– Polegam – zadeklarowałem, chociaż na tym etapie nie miałem do niego już żadnego zaufania.

– W takim razie proszę zostawić to nam. Obiecuję panu, że zrobimy, co w naszej mocy, żeby wyjaśnić wszystkie okoliczności.

– Nie wątpię w to.

Czekałem na coś więcej. Deklarację, że zaraz skontaktują się z Brytyjczykami, postarają się o namierzenie Phila Braddy’ego, cokolwiek. Tymczasem Prokocki podniósł się zza biurka i wyciągnął do mnie rękę.

Pomyślałem, że w ten sposób chce mnie pożegnać, ale było tak tylko połowicznie.

– Obawiam się, że będzie musiał pan zostawić u nas telefon.

– Słucham?

– Może się okazać ważnym materiałem dowodowym.

– Ale…

– Panie Werner, proszę mi zaufać, naprawdę. Zrobimy wszystko, żeby odnaleźć pana narzeczoną.

Spojrzałem na komórkę i odniosłem wrażenie, jakbym miał pożegnać się z czymś znacznie mi bliższym niż tylko telefon. Wprawdzie nie korzystałem z niego zbyt często, nie miałem ku temu powodu, ale było na nim jej zdjęcie. Moja jedyna kopia.

– Wolałbym…

– Chce pan ją odnaleźć? – przerwał mi podkomisarz.

Skinąłem głową.

– W takim razie proszę się zdać na nas. Wiemy, co robimy.

Trwał z wyciągniętą ręką, dopóki nie oddałem mu komórki. Być może zastanowiłbym się dwa razy, gdybym nie był tak mocno skacowany. I gdyby wszystko, co się działo, nie wpędzało mnie w poczucie kompletnej dezorientacji.

– Więc wznowicie postępowanie? – zapytałem, kiedy poprowadził mnie w kierunku drzwi.

– Jeśli tylko nowy materiał na to pozwoli, oczywiście.

– Jeśli?

– Będziemy w kontakcie – zapewnił mnie Prokocki.

Nie pomyślałem o tym, że będzie to dość trudne, jako że właśnie zabrał mi telefon.

Ale nie była to jedyna rzecz, jaką tego dnia straciłem.

Wróciłem do domu z myślą, żeby jak najszybciej ściągnąć zdjęcie z Facebooka. Musiałem je mieć, w pewien sposób było dla mnie ważniejsze niż wspomnienia związane z Ewą.

Fotografia jednak znikła. Podobnie jak poprzedni post.

I konto Phila Braddy’ego.

Nieodnaleziona

Подняться наверх