Читать книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz - Страница 8

ROZDZIAŁ 1
6

Оглавление

Do mieszkania rodziców przy Grottgera wpadłem spocony, zmachany i kompletnie zdezorientowany. Na dobrą sprawę nie wiedziałem nawet, co robię – być może zadziałał jakiś biologiczny mechanizm, który w kryzysowej sytuacji kazał szukać pomocy u rodziców.

Nie miałem wątpliwości, że zastanę ich w mieszkaniu. Był wprawdzie środek tygodnia, ale od kilku lat oboje byli na emeryturze. Większość czasu spędzali na ponownym czytaniu tych wszystkich książek, które już dobrze znali. Rzadko udawało mi się namówić ich na coś nowego.

Drzwi otworzyła matka, ale nie zdążyła nawet się odezwać, bo od razu minąłem ją w progu i wpadłem do środka. Nie umknął mi wyraz przerażenia, który przebiegł przez jej twarz.

– Damian? – zapytała trzęsącym się głosem. – Co się stało?

Ciężko oddychając, zatrzasnąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie plecami. Odgiąłem głowę i zamknąłem oczy.

Dobre pytanie, pomyślałem.

Co się stało?

Zanim uciekłem z mieszkania Blitza, zauważyłem w sypialni zakrwawiony nóż. Ranę na ciele dostrzegłem tylko jedną, tuż pod żebrami. Krew, która pokrywała niemal całe łóżko, sugerowała, że Blitzer dogorywał jakiś czas, być może szukając ratunku. Lub szarpiąc się z napastnikiem i walcząc o swoje życie.

Wzdrygnąłem się.

To nie mógł być przypadek. Co do tego nie miałem żadnych wątpliwości.

Wyglądało na to, że z mieszkania nic cennego nie znikło, w dodatku Blitz nie miał żadnych wrogów. Był powszechnie lubiany, nikomu nigdy nie podpadł, a kobiety, z którymi sypiał i które szybko porzucał, nie wiedziały nawet, gdzie mieszka.

Zamordował go ten, kto stał za zaginięciem Ewy.

– Co się stało? – powtórzyła matka.

Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią w momencie, w którym ojciec wyszedł z pokoju, marszcząc czoło.

– Synu? – odezwał się swoim tubalnym, niskim głosem.

Zawsze zwracał się do mnie w ten sposób, chyba nigdy nie użył mojego imienia. Początkowo był to jego osobisty protest przeciwko temu, że matka wybrała imię Damian, które bynajmniej mu nie odpowiadało. Potem weszło mu to w nawyk.

Oboje byli dobrotliwymi, porządnymi ludźmi – i mówiłbym tak o nich, nawet gdyby mnie nie wychowali. Czasem zdawało mi się, że pojęcie czystego zła, tak dobrze rozumiane przez wielu, jest dla nich zupełną abstrakcją.

Tym trudniej było mi opisać, co się wydarzyło.

Potrzebowałem dobrej godziny, by to z siebie wydusić. Siedzieliśmy w niewielkim, wypełnionym gratami salonie – i teoretycznie rzecz biorąc, piliśmy herbatę. W praktyce kubki stały na stole, a napoje zdążyły zupełnie ostygnąć, zanim zrobiliśmy pierwszy łyk.

Na początku rodzice nie dowierzali, potem weszli w fazę zaprzeczenia. Ostatecznie jednak przyjęli to, co się stało, szybciej, niż na ich miejscu zrobiłoby to wiele innych osób. Wiedziałem, z czego to wynika. Byliśmy oswojeni i obyci z tragedią. Po zaginięciu Ewy staliśmy się gotowi na wszystko.

Była dla nich jak córka, a szczególnie zbliżyli się po tym, jak jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym niecały rok przed atakiem nad Młynówką. Wcześniej w ich relacjach wyczuwało się dystans, może dlatego, że matka i ojciec niespecjalnie dogadywali się z moimi niedoszłymi teściami. Pochodzili z różnych światów – moi rodzice wychowali się w prostych, robotniczych rodzinach, nigdy nie cieszyli się wielkim dostatkiem. Tamtym zaś właściwie się przelewało.

Los wydarł matce i ojcu Ewę akurat wtedy, kiedy stała się im najbliższa. Byłem przekonany, że przez to zdarzenie wszyscy staliśmy się zahartowani, ale ledwo skończyłem wszystko relacjonować, przekonałem się, że w przypadku jednego z nas wcale tak nie jest. Zebrało mi się na wymioty.

– Jesteś cały blady – odezwała się matka.

Czy mogłem spodziewać się innego komentarza? Patrzyła na mnie z głębokim niepokojem, podczas gdy ojciec wbijał puste spojrzenie w ścianę. Przez kilka chwil trwaliśmy w milczeniu.

– Jezus Maria… – jęknęła, potrząsnęła głową, a potem gwałtownie się podniosła. – Poczekaj, zrobię ci coś do jedzenia. Przecież… nic nie jadłeś, prawda?

– Tak, ale…

Poszła do kuchni, a ja wymieniłem się z ojcem krótkim, ale znaczącym spojrzeniem. Obaj powoli zdawaliśmy sobie sprawę z tego, w jak opłakanej sytuacji się znalazłem.

– Zawiadomiłeś policję? – spytał.

Pokręciłem głową.

– Może powinieneś. Lepiej, żeby dowiedzieli się tego od ciebie.

– Co to da?

– Zrobi lepsze wrażenie.

– Wrażenie jest jednoznaczne – odparowałem. – Wszędzie tam są moje odciski palców.

– Właśnie o tym mówię, synu. Musisz jak najszybciej udowodnić, że nie miałeś z tym nic wspólnego.

Dzięki traumie, która od lat była dla nas wyłącznie ciężarem, teraz rozumowaliśmy na chłodno. Mimo to nie potrafiłem ułożyć scenariusza, który mógłby okazać się dla mnie korzystny.

– Cudów nie zdziałam – odparłem, osuwając się na fotelu. – Poza tym ktoś na pewno zaalarmował służby. Może nawet pobierają już odciski palców. Jeszcze dzisiaj sprawdzą je w bazie, a potem po mnie przyjdą.

– Nie wiesz tego.

– Nie?

Prychnąłem, chyba z bezsilności. Zamknąłem oczy i odgiąłem głowę do tyłu, przez moment mając wrażenie, że to wszystko jest tylko jakąś poalkoholową iluzją.

– Widziałeś tam nóż, prawda?

– Tak, chyba tak.

Pamiętałem wszystko jak przez mgłę, ale nie łudziłem się, że długo tak pozostanie. Stanie się dokładnie tak jak w przypadku wspomnień znad Młynówki. Początkowo będą mętne, częściowo nieosiągalne, jakby przysłonięte kurtyną bezpieczeństwa. Potem, poprzez koszmary i powracające z odmętów pamięci obrazy, się wyostrzą. I w końcu staną się wyraźne jak teraźniejszość.

– Nie ma na nim twoich odcisków palców – dodał ojciec. – To wystarczy.

– Powiedzą, że mogłem założyć rękawiczki.

– A były tam gdzieś?

– Tato…

– To wszystko zasadne pytania.

Pokręciłem bezradnie głową.

– Dla ciebie, ale nie dla policji – odparłem stanowczo. – Oni przyjmą, że rękawiczki zabrałem za sobą, a potem po prostu się ich pozbyłem.

Ledwo to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że opuszczenie mieszkania było najgorszym, co mogłem zrobić. Powinienem zostać na miejscu i natychmiast poinformować organy ścigania. A potem czekać, niczego nie ruszając.

Z kuchni doszły nas zapachy smażonych jajek. Matka robiła najlepszą jajecznicę na świecie, ale w tej chwili na samą myśl o jedzeniu robiło mi się słabo.

Pochyliłem się i schowałem twarz w dłoniach.

Co tu się działo, do cholery? Kto i dlaczego miałby zabić Blitzera? I to w taki sposób, by wszystko wskazywało…

Urwałem tok myśli, nagle czując falę gorąca. Dłonie natychmiast stały się wilgotne, a nudności jeszcze większe. Powoli opuściłem ręce, patrząc na ojca pustym wzrokiem.

– Co się stało? – spytał.

– Ten nóż…

Ojciec uniósł brwi, a podłużne zmarszczki na jego czole zdawały się zbliżyć do linii przerzedzonych siwych włosów.

– O kurwa… – jęknąłem.

– Co się dzieje, synu?

– Używałem tego noża wieczorem – odparłem, pocierając nerwowo kark. – Otwierałem nim jakieś wino, rozcinałem tę folię na gwincie…

– Jesteś pewien, że to ten sam nóż?

Skinąłem głową. Nie byłem pewien na sto procent, ale wydawało się to logiczne. Zabójca wszedł do mieszkania, zobaczył nóż leżący na blacie w kuchni i postanowił go użyć. Blitz nie mógł stawiać dużego oporu, był tak samo wstawiony jak ja. Może nawet bardziej.

Mimowolnie wyobraziłem sobie, jak wybudza się z pijackiego snu tylko po to, by za moment umrzeć. Wzdrygnąłem się.

Nie odzywaliśmy się z ojcem przez jakiś czas. Udało nam się wyrwać z marazmu, dopiero kiedy do pokoju weszła matka z jajecznicą. Podała nam talerze, ale musiała wiedzieć, że śniadanie podzieli los nadal nieupitej herbaty. Potrzebowała jednak świadomości, że coś zrobiła, w jakiś sposób starała się o nas zadbać.

Usiadła na kanapie obok ojca i popatrzyła na mnie z głęboką troską.

– Co zrobimy? – zapytała.

– Na razie nic – odparłem.

Obawiałem się, że ojciec zacznie przekonywać mnie, bym jednak skontaktował się z policją, ale się nie odezwał. Dopiero po chwili zrozumiałem, że swoje obiekcje postanowił przekazać mi w inny sposób.

Świdrował mnie wzrokiem, który dobrze znałem.

– To nie ma sensu – burknąłem.

– Nic nie mówię, synu.

– Nie musisz. Widzę, że nadal upierasz się przy policji.

– Nie upieram się.

– To dobrze – odparłem nieco zbyt ostro, ale emocje zaczynały brać górę. – Bo widzisz chyba, że jestem wrabiany. I że ktokolwiek za tym wszystkim stoi, w jakiś sposób wpływa na mundurowych.

Westchnął, a matka uciekła wzrokiem. Była to dla nich stara śpiewka, którą powtarzałem przez jakiś czas po zaginięciu Ewy. Przeszedłem wtedy przez wszystkie stadia depresji, obwiniając każdego, o kim mogłem pomyśleć.

Przez jakiś czas forsowałem wersję, że to śledczy tuszują dowody i są zamieszani w to, co się stało. W pewnym momencie wpadłem nawet na pomysł, że napastnicy byli funkcjonariuszami po służbie, którzy postanowili się zabawić.

Ostatecznie odrzuciłem teorie spiskowe i wszelkie inne absurdalne scenariusze, ale teraz musiałem znów wziąć je pod uwagę. Na tym etapie wszystko było możliwe.

– To już nie są czasy Polski Ludowej – odezwał się ojciec. – Teraz mają sprzęt, mają technologię… ustalą, co tam się naprawdę stało.

Stało się to, że ja żyłem, a Blitz nie.

Powód mógł być tylko jeden. Zabójcy chodziło nie tylko o usunięcie mojego przyjaciela, nie tylko o wysłanie sygnału, ale też o obarczenie mnie odpowiedzialnością. Ale dlaczego? Nie łatwiej byłoby zabić również mnie?

Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, gdy pomyślałem o tym, jak blisko śmierci byłem. Wystarczyła chwila. Decyzja jednego człowieka.

– Zobaczą tylko dowody, które wskazują na mnie – odparłem pod nosem. – Ktokolwiek to zrobił, zadbał o to.

Zanim którekolwiek zdążyło odpowiedzieć, rozległ się dźwięk, który sprawił, że wszyscy się wzdrygnęliśmy. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to komórka Blitza. Musiałem w popłochu, bezwiednie zabrać ją z mieszkania, by mieć jakiś kontakt ze światem. Wyjąłem smartfon z kieszeni i zobaczyłem jedną nieprzeczytaną wiadomość.

Automat ze strony Reimann Investigations wysłał kod dostępu. Machinalnie odłożyłem telefon na oparcie fotela, ale zaraz potem zmarszczyłem czoło i wbiłem wzrok w gasnący wyświetlacz.

Podniosłem się i ruszyłem do swojego dawnego pokoju, który służył teraz ojcu za gabinet. Jakiś czas temu oddałem rodzicom mój stary komputer, bo upierali się, że chcą iść z duchem czasu i korzystać ze wszystkich dobrodziejstw, jakie oferuje internet. Nieco leciwy pecet nie najlepiej się do tego nadawał, ale rodzice nie dali się nakłonić do kupna nowego komputera.

W jednej z szafek był też stary asus, mój pierwszy laptop, który właściwie równie dobrze mógłby stanąć w muzeum. Z dwojga złego lepiej było skorzystać z peceta.

Włączyłem sprzęt, zalogowałem się na stronie i wprowadziłem kod.

Pojawiło się niewielkie okienko i lista, na której znajdowało się jedynie dwóch użytkowników. Identyfikowały nas wyłącznie ciągi przypadkowych cyfr i znaków. Skrypt, który działał na stronie, miał być obwarowany porządnymi zabezpieczeniami, ale nie wiedziałem, na ile to prawda, a na ile zwykłe marketingowe zachęty, które pracownicy RI serwowali Blitzerowi, by ten zdecydował się na skorzystanie z ich usług.

Zapewniali, że wszystkie informacje są automatycznie szyfrowane wojskowym protokołem AES-256 CTR. I że dzieje się to jeszcze przed wysłaniem danych z komputera nadawcy, a więc na serwer trafia już wersja zakodowana – niemożliwa do odczytania bez kodu, który miałem wcześniej dostawać esemesem.

Dodatkowym zabezpieczeniem miało być to, że wiadomości były przechowywane na dyskach Reimann Investigations tylko przez dziesięć sekund.

Spojrzałem na czarny ekran i czekałem. W końcu pojawiło się pytanie:

[xc97it] Wszystko w porządku?

Nie musiałem długo zastanawiać się nad odpowiedzią.

[w0p6z1] Nie. Nic nie jest w porządku.

[xc97it] Rozmawiam z Wernerem, prawda?

[w0p6z1] Tak. Kim jesteś?

[xc97it] Jola.

Obserwowałem, jak linijki tekstu pojawiają się, a zaraz potem znikają. Imię nic mi nie mówiło. Na dobrą sprawę nie wiedziałem nawet, czy po drugiej stronie rzeczywiście znajduje się jakaś dziewczyna.

[xc97it] Rozmawialiśmy wczoraj.

[w0p6z1] Niewiele pamiętam.

Nastąpiła długa pauza, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Miałem wrażenie, że minęło nie kilkanaście sekund, ale minut, zanim pojawiła się kolejna wiadomość.

[xc97it] Co tam się stało?

Teraz przypomniałem sobie, że osoba, z którą wczoraj się kontaktowaliśmy, przedstawiła się jako Jola Kliza. To ona miała zajmować się sprawą Ewy, a Blitz twierdził, że lepiej nie mogliśmy trafić – głównie dlatego, że wyobrażał sobie Klizę jako długonogą blondynkę o ciele przypominającym klepsydrę.

Powiodłem wzrokiem po pokoju, dostrzegając, że rodzice zostawili tu sporo rzeczy z mojego dzieciństwa. Kilka upominków od Ewy, które dostałem chyba jeszcze w podstawówce. Między innymi figurki Spider-Mana, na punkcie którego swego czasu miałem hopla. Do tego stopnia, że Ewa mówiła do mnie tak jak Mary Jane do Petera Parkera. Tygrysie. Normalnie byłoby to nieco obciachowe, ale przy całym moim uwielbieniu dla Spider-Mana wyłącznie mnie cieszyło.

Była tu też tabliczka, którą w liceum razem z Blitzerem ściągnęliśmy z jakiegoś znaku drogowego.

Dopiero teraz poczułem ciężar tego, co się stało. Wiedziałem jednak, że na żałobę będzie jeszcze czas. Teraz musiałem postarać się, by w jednej chwili wszystko się nie zawaliło.

Może byłem paranoikiem, ale wydawało mi się, że mogę dopowiedzieć sobie, co stanie się w przeciwnym wypadku. Policja szybko mnie ujmie, prokuratura postawi zarzuty. Trafię do aresztu śledczego, gdzie będę czekać aż do procesu. Potem wyślą mnie prosto do zakładu karnego.

Nie będzie mowy o odkryciu jakiegokolwiek tropu Ewy. Nigdy jej nie odnajdę. Po raz kolejny przepadnie na zawsze.

Patrzyłem pustym wzrokiem na monitor, odpływając myślami coraz dalej. Ocknąłem się, dopiero kiedy ponownie pojawiło się to samo pytanie.

[xc97it] Co tam się stało?

Uznając, że w tej chwili Jola to jedyna osoba, która może mi pomóc, opisałem jej to, co pamiętałem. Nie zagłębiałem się w szczegóły, stwierdziłem, że nie są teraz najważniejsze. Po chwili tekst znikł, a ja znów wpatrywałem się w puste, czarne okienko. Biały kursor zdawał się migać na nim niepokojąco.

[xc97it] Masz coś do pisania?

Sięgnąłem do jednej z szuflad po bloczek żółtych kartek samoprzylepnych. Po chwili zapisałem na nich numer, który pojawił się na ekranie.

[xc97it] Kup pre-paid i jakiś używany telefon w komisie. Potem wyślij pod numer, który Ci podałam, esemesa o treści „b4lt1cp1p1”.

Wszystko zanotowałem.

[w0p6z1] Co potem?

[xc97it] Poprowadzę cię dalej, ale na razie musisz pozbyć się telefonu.

[w0p6z1] Chcesz, żebym uciekał?

Kursor znów mrugał jak złe ślepie zwierzęcia w ciemności. Przełknąłem ślinę.

W końcu pojawiła się odpowiedź.

[xc97it] Tak.

Potem nagle zostałem wylogowany, a okienko się zamknęło. Siedziałem w osłupieniu przez chwilę, zanim zrozumiałem, że Kliza mogła dotrzeć do informacji, których ja nie miałem.

Może wiedziała więcej niż ja.

Miałem kilka wyjść, ale wszystkie były mniej więcej tak samo beznadziejne. W końcu wybrałem to, które spośród nich wydawało się najlepsze. Uznałem, że skoro Blitz z jakiegoś powodu zaufał tej dziewczynie, być może ja też powinienem.

Nie pomyślałem, że to przez nią mógł zginąć.

Nieodnaleziona

Подняться наверх