Читать книгу Autopsja - Tess Geritsen - Страница 15

Rozdział dziewiąty

Оглавление

Mila


Okna są zakratowane. Rankiem mróz pokrył szyby kryształową pajęczyną. Na zewnątrz rosną drzewa; jest ich tyle, że nie widać, co jest za nimi. Znam tylko ten pokój i ten dom, który stał się naszym światem od tamtej nocy, kiedy przywiozła nas tu furgonetka. Słońce iskrzy się na szronie za oknem. Las jest piękny. Wyobrażam sobie, jak cudownie byłoby spacerować wśród tych drzew. Szelest liści pod nogami, lód na gałęziach. Zimny dziewiczy raj.

Ten dom jest piekłem.

Widzę je w twarzach innych dziewcząt, które w tej chwili śpią na łóżkach polowych. W ich niespokojnych westchnieniach brzmi udręka. W pokoju jest nas sześć. Najdłużej jest tu Olena, która ma na policzku paskudnego siniaka, pamiątkę po brutalnym kliencie. Mimo to czasem się stawia. Jest jedyną spośród nas, której nie udało im się okiełznać, mimo środków uspokajających i zastrzyków. I mimo bicia.

Słyszę samochód zajeżdżający pod dom i z lękiem oczekuję dzwonka do drzwi. To jak dotknięcie przewodu z prądem. Na ten dźwięk wszystkie dziewczyny budzą się i siadają na pryczach, przyciskając do piersi koce. Wiemy, co się zaraz stanie. Słyszymy szczęk klucza i drzwi się otwierają.

Autopsja

Подняться наверх