Читать книгу Antybrat - Tijan Meyer - Страница 6

ROZDZIAŁ 5

Оглавление

To była duża impreza. Dom znajdował się daleko od kampusu. Musiałyśmy przemaszerować przez trzy długie przecznice. Gdy dotarłyśmy na miejsce, jakiś koleś otworzył dla nas drzwi frontowe. Schyliłam się pod jego ręką i voilà – byłam już na swojej pierwszej college’owej imprezie! Z głośników dudniły hip-hopowe kawałki, dookoła biegały laski w bikini, a ja czułam się jak na planie teledysku. Takiego, na którym w zwolnionym tempie leje się szampan, a dziewczyny nacierają się nim, wyginając się przy sportowym lamborghini. No, może niezupełnie tak to wyglądało… Ale najważniejsze, że byłam z Avery i jej ekipą.

Usłyszałam za plecami czyjś gardłowy śmiech, a potem zobaczyłam rękę trzymającą tackę zapełnioną czerwonymi kubeczkami z plastiku.

– Nasze panie częstujemy tylko najlepszym piwem.

Avery wcześniej tłumaczyła, że na imprezach piją tylko swój alkohol, więc od razu zerknęłam na nią nerwowo, a ona przewróciła oczami.

– Zabieraj to. Wiesz, że przynosimy własne zapasy.

Wszystkie dziewczyny w tej samej sekundzie uniosły w górę butelki, z których zaczęły już popijać w drodze na imprezę. Tacka cofnęła się w powietrzu nad moim ramieniem. Zrobiłam krok w bok. Ten gość miał naprawdę potężną rękę. Musiałam sprawdzić, co to za jeden.

Moje spojrzenie wylądowało na jego klacie… a potem przesunęło się wyżej. Nigdy wcześniej nie widziałam na żywo kogoś, kto wyglądał jak zawodowy kulturysta. Miał mięśnie na gardle, na nadgarstkach, dosłownie wszędzie – łącznie z miejscami, o których bałam się nawet myśleć.

Uśmiechnął się, pocierając szczękę.

– Ej, dajcie spokój. Wiecie, że nasze melanże są inne. U nas nikt nikogo nie gwałci.

Avery prychnęła.

– Bez urazy, Dave, ale znasz naszą ekipę.

– Tak, tak. – Machnął ręką. – Kapuję. A może pozwolicie, że zaproponuję wam udział w konkursie mokrego podkoszulka? Zaczyna się za dziesięć minut. – Głośno zagwizdał, lustrując nas po kolei. – Sądzę, że macie szansę na wygraną.

– Każdej panience wciskasz takie teksty – odparła Claudia, przewracając oczami.

Dave mrugnął do niej.

– Nie możesz mieć mi tego za złe do końca życia.

Odwróciła się.

– Pewnie, że mogę. – A potem zniknęła w tłumie imprezowiczów. Druga dziewczyna poszła w jej ślady, a ja przypomniałam sobie o systemie dwójkowym. Czy ja miałam kogoś do pary?

Najwyraźniej Avery umiała czytać w moich myślach, bo powiedziała:

– Ty jesteś ze mną.

– Ona cię przyprowadziła – wtrąciła jej koleżanka – więc jest twoją opiekunką.

Zerknęłam na Avery.

– Dzięki. – Poczułam się jak nieogarnięta studentka pierwszego roku, którą zresztą byłam.

– Tylko nikomu się nie wygadaj, kto jest twoim bratem.

– Przybranym bratem.

– Przybranym – poprawiła się. – To ma aż takie znaczenie?

Dave stanął za naszymi plecami i wetknął głowę pomiędzy nas.

– Kto jest twoim przybranym bratem? – spytał, spoglądając na mnie, a potem na nią.

Avery przyłożyła dłoń do jego czoła i odepchnęła go mocno.

– Nie twój interes. Gdzie jest Marcus?

Nagle zamarłam, słysząc to imię. Chyba nie chodziło o tego Marcusa, którego poznałam…

Dave zmarszczył czoło.

– A czemu o to pytasz? On jest z Maggie – dodał po chwili.

– Czyli Maggie jest tutaj? – spytała Avery ostrzejszym tonem.

– Yyy. – Dave się zaciął. – To znaczy, oni ze sobą chodzą. Chyba wspominał, że dzisiaj Maggie będzie się uczyła z koleżankami.

Avery zmarszczyła brwi. Obróciła się twarzą do Dave’a, a ja stałam sparaliżowana i wystraszona. Kątem oka dostrzegłam, że reakcja pozostałych dziewczyn była identyczna.

Wszystkie gapiłyśmy się na Avery. Uniosła brew.

Dave chyba zajarzył, że palnął coś głupiego. Wybałuszył oczy i rozdziawił usta, jakby bezdźwięcznie mówił: „O, cholera!”. Cofnął się o krok i podrapał za uchem.

– Yyy… to znaczy… – Westchnął głośno. – Kurwa.

– Doskonale wiem, że Marcus chodzi z Maggie – odparła Avery chłodnym tonem. – To jego dom. Domyślam się, że jest tutaj, ale nie chcę go spotkać. Stąd moje pytanie.

Dave pokiwał głową.

– Czaję. Masz rację. Siedzi z tyłu, w ogródku.

– A Maggie jest tutaj?

Dave zamknął usta i pokręcił głową.

– Tylko tyle chciałam wiedzieć – odrzekła Avery z uśmiechem.

– Dobra. Życzę wam przyjemnego wieczoru i… – Znowu zrobił krok do tyłu, ściskając mocno tackę z drinkami. – Na razie! – Po chwili zniknął w tłumie.

– O co chodziło? – spytałam.

Avery wzruszyłam ramionami.

– Pewnie myślał, że przejmuję się tą sprawą, ale jest w błędzie. – Mocno złapała mnie za rękę, lecz po chwili poluzowała uścisk. – Chodź. Musimy zobaczyć, gdzie tu się tańczy, a potem wrócimy do picia.

I właśnie to zrobiłyśmy.

Avery prowadziła mnie, wymijając tłumy. Tak jak w kampusie – ci, którzy ją rozpoznali, witali się z nią głośno. Niektórzy ją obejmowali, rozdając pijackie uściski, i tak jak wcześniej – Avery odpowiadała tym samym. Dopiero po dwudziestu minutach dotarłyśmy na dół, gdzie odbywały się pląsy.

Ulokowałyśmy się w kącie. Jakiś koleś od razu porwał Avery na parkiet. Patrząc, jak odchodzą, nachyliłam się do jednej z dziewczyn i przekrzykując muzykę, spytałam:

– To zawsze tak wygląda?

Pokiwała głową.

– Tak to jest, jeśli przyjaźnisz się z Avery. Wszyscy ją lubią. – Podniosła wzrok i dorzuciła: – No, prawie wszyscy.

Miałam ochotę zadać dodatkowe pytania. Chciałam się dowiedzieć, co miała na myśli, ale ona się odwróciła i zaczęła rozmawiać z koleżanką. Odniosłam wrażenie, że dziewczyny nie chcą mnie wtajemniczać w ten temat. Cóż, może innym razem.

Wyciągnęłam swoją butelkę po wodzie wypełnioną rumem i sokiem pomarańczowym, a potem oparłam się o ścianę, żeby umilić sobie resztę wieczoru, która była pełna śmiechu, alkoholu i tańców. Avery w końcu zaciągnęła nas wszystkie na parkiet. Shell i Claudia znowu do nas dołączyły, parę dziewczyn zaczęło flirtować z jakimiś facetami, a reszta spławiała każdego kolesia, który do nich podchodził.

Jakiś czas później, gdy siedziałyśmy przy stoliku, Avery nachyliła się w moją stronę.

– One mają chłopaków! – wyjaśniła, przekrzykując muzykę.

– Aha. Już rozumiem – odkrzyknęłam.

Zmarszczyła czoło.

– A ty masz chłopaka? Bo wcześniej zapomniałam spytać.

Pokręciłam głową.

– Nie, nie mam.

– Co?! – Nachyliła się bliżej, żeby lepiej mnie słyszeć.

Znowu potrząsnęłam głową.

– Nie! Nie mam chłopaka!

– Och. – Podniosła kciuk do góry. – Ja też nie. Tak jest najlepiej! Bycie singielką jest dużo fajniejsze.

Owszem, zgadzałam się z nią, ale i tak zawsze myślałam, że do tej pory już sobie kogoś znajdę. Avery nie wiedziała, że tak naprawdę mam ochotę na związek. Ale to nie było takie proste. Tu nie chodziło tylko o to, żeby się spotykać z byle kim. Nie byłam tego typu dziewczyną. Umawiałam się na randki z paroma chłopakami, ale nie czułam do nich tego, co do Kevina. Albo tego, co myślałam, że czuję. Nie miałam pewności, co to dokładnie jest, lecz tutaj, w college’u, mieliśmy wreszcie być razem.

– Dobra. – Avery wstała od stolika. – Jest mi gorąco, cała się spociłam, a ta wolna piosenka totalnie zamula.

Shell pochyliła się do przodu, opierając łokcie o stolik, a następnie spojrzała pijanymi, zmęczonymi oczami na Avery.

– Gdzie jest Marcus?

Claudia wróciła z parkietu i runęła zmęczona na krzesło obok Shell. Z grymasem odgarnęła kosmyki włosów przylepione do spoconej skóry na policzkach i szyi.

– Co się dzieje? – Miała szkliste oczy, podobnie jak jej koleżanka, ale wydawała się trochę bardziej trzeźwa.

– Idę na zewnątrz – oświadczyła Avery.

– Ale tam jest Marcus!

„Nie, tylko nie Marcus!” Błagam je w duchu, żeby wymyśliły jakiś inny plan. Powinnam była się ulotnić, gdy tylko usłyszałam, do kogo się wbijamy na imprezę. To było terytorium Marcusa. Jeśli pamiętał mnie z wczoraj, byłam pewna, że nie chciał, żebym tutaj przebywała.

Wstałam.

– Wiecie co, chyba jeszcze sobie potańczę. Pewnie zaraz puszczą lepszą muzę.

Shell prychnęła.

– Raczej nie. Jak tylko zaczynają się wolne kawałki, to lecą już do samego końca. W ten sposób wypędzają ludzi z imprezy. Pewnie już się skończyło piwo.

– Możemy robić to, na co mamy ochotę, tylko trzeba uważać, żeby nie wpaść na Marcusa – powiedziała Avery. – Musimy go unikać. Totalnie.

Zgodziłam się z nią, kiwając głową z entuzjazmem. Tak, przyznawałam jej rację w całej rozciągłości.

Avery przewróciła oczami, kładąc dłonie na biodrach.

– Ale i tak chcę wyjść na zewnątrz. – Zdmuchnęła sobie z czoła kosmyk włosów. – Idziemy, dziewczyny. Damy radę. Ja na pewno. Nawet jeśli na niego wpadniemy.

– Jesteś pijana – zauważyła Shell. – To niedobrze wróży.

Brwi Avery strzeliły do góry.

– Że co? – spytała, przekrzywiając głowę.

– Marcus siedzi w ogródku. A ty jesteś narąbana. Zrobisz coś głupiego. Wiadomo, że kiedy jesteś w takim stanie, najpierw mówisz, a dopiero potem myślisz.

– Dam sobie radę z Marcusem.

– Nie, nie dasz – wtrąciła Claudia. – Nie po alkoholu.

Im dłużej o tym dyskutowały, tym bardziej byłam zaintrygowana całą tą sytuacją. A także zdenerwowana. Avery i Marcus? Jeszcze przedwczoraj twierdził, że jest zakochany w Maggie.

– Już mówiłam, że dam sobie radę. Bo dam. – Avery obróciła się na pięcie i zaczęła torować sobie drogę przez tłum, kierując się w stronę schodów.

– Kurwa.

Nie wiedziałam, z czyich ust padło przekleństwo, ale Shell i Claudia zerwały się z krzeseł i pobiegły za nią. Jedna z dziewczyn, która tańczyła na parkiecie, usłyszawszy tę rozmowę, wyrwała się z objęć partnera, złapała swoją „dwójkę” i zaczęła ciągnąć ją ze sobą na górę. Ja wyszłam jako ostatnia, bo okazało się, że jestem bardziej pijana, niż mi się wydawało. Wstałam, ale wszystko zakołysało się razem ze mną. Poczekałam chwilę, aż przestanie, a potem ruszyłam w stronę schodów. Gdy dotarłam na górę, okazało się, że dziewczyny już zniknęły.

Zaczepiłam jakiegoś mijającego mnie chłopaka.

– Gdzie jest ogródek? – spytałam.

Wskazał mi drogę.

Na tyłach domu znalazłam Avery i jej ekipę. Stały w rogu, blisko siebie, odwrócone plecami do ogródka. Co chwila zerkały przez ramię w stronę ogniska po drugiej stronie działki. Kręciła się tam spora grupka ludzi, ale wiedziałam, na kogo dokładnie patrzą: na Marcusa i Dupka. Obaj siedzieli na krzesełkach ogrodowych, z wyciągniętymi nogami, popijając piwo. Można było pomyśleć, że zwyczajnie się relaksują, nie zwracając uwagi na otoczenie, ale zauważyłam, że Caden obserwuje dziewczyny, tak samo jak Marcus, który wyglądał na trochę spiętego. Uważniej przyjrzałam się Cadenowi. Nie dostrzegłam u niego rozdrażnienia ani gniewu, czyli wszystkiego tego, co widziałam przedwczoraj. Wyglądał, jakby się dobrze bawił. Przeniósł wzrok z Avery na brata. Sprawiał wrażenie, jak gdyby śmieszyło go to, że Marcus prawie się skręcał na krześle.

Z jakiegoś powodu to mnie wkurzyło.

Pchnęłam drzwi mocniej, niż to było konieczne. Przeszkadzała mi świadomość, że Dupek ma ubaw kosztem swojego brata. Zeszłam po schodkach, dołączyłam do ekipy Avery, a potem odwróciłam się do Cadena i Marcusa. Wydawało mi się, że obaj mnie zauważyli, ale żaden nie zareagował. To znaczy – nie miałam pewności, czy któryś zareagował. Było już ciemno, a ja stałam na drugim końcu ogródka i byłam podpita. Wmawiałam sobie jednak, że nie jestem, i tej wersji zamierzałam się kurczowo trzymać.

– Co ty wyprawiasz? – syknęła do mnie Avery.

Stanęłam obok niej, ale znowu spojrzałam w stronę Marcusa i Cadena, podczas gdy ona odwróciła się do koleżanek.

Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Po prostu niczego nie udaję – odparłam.

– Co? – Popatrzyła na mnie przestraszona. – Dlaczego się tak zachowujesz?

Nie miałam pojęcia. Ale musiał istnieć jakiś powód. Chyba.

Marcus pochylił się do przodu. Caden był ciągle wyraźnie rozbawiony. Po chwili popatrzył prosto na mnie. Uniosłam brodę. Nie stchórzyłam.

Uśmiechnął się i upił łyk piwa z butelki.

– Przestań, Summer. Nie chcę, żeby Marcus podszedł do nas.

Zmarszczyłam czoło i przerwawszy wymianę spojrzeń z Dupkiem, popatrzyłam na Avery.

– Jak to? Myślałam, że chcesz.

– Nie.

Ale było już za późno. Marcus wstał z krzesła. Avery odwróciła się z jękiem.

– O, cholera. On tu idzie – szepnęła.

Podeszły do nas pozostałe dziewczyny.

– Co zrobiłaś? – spytała jedna z nich.

To nie było pytanie do Avery. Wszystkie gromiły mnie wzrokiem.

– Och. – „Ups”.

– Przyszłaś złożyć prawdziwe zeznania? – rozległo się czyjeś pytanie.

Wiedziałam, kto to powiedział, jeszcze zanim się odwróciłam. Marcus. Stał za nami, z butelką piwa w ręku i ironicznym, prawie leniwym uśmieszkiem na ustach. Przeskakiwał wzrokiem pomiędzy mną a Avery, ale kiedy ona też się odwróciła w jego stronę, zdałam sobie sprawę, że jego pytanie było skierowane do mnie.

Drgnęłam nerwowo.

– Co?

Marcus zmrużył oczy. Przesunął wzrokiem po całym moim ciele, a potem uniósł piwo do ust.

– Moja dziewczyna. Twój brat. Domyślam się, że przyszłaś tutaj powiedzieć, co naprawdę wtedy widziałaś.

Stałam jak sparaliżowana, czując na sobie wzrok Avery i jej koleżanek.

– Yyy… to znaczy… czemu miałabym to zrobić?

Uniósł brew.

– To jest mój dom. Moja impreza. Ale i tak tu przyszłaś. – Znowu upił łyk piwa. – Żeby się przyznać, prawda?

Avery odchrząknęła i przybrała tę samą pozę, co ja, krzyżując ręce na piersi.

– Ja ją tutaj przyprowadziłam.

Marcus wpatrywał się w nas, ale teraz już było widać, że jest rozbawiony, tak samo jak jego brat.

– Mieszka na moim piętrze – dodała Avery.

– Tam, gdzie jesteś szefową?

– Tak.

Przeniósł wzrok na butelkę, którą trzymała w rękach.

– Już jej dajesz dobry przykład, co, Av?

Zaczerwieniła się.

– Mówisz tak, jakbyś sam był wzorem do naśladowania.

Skinął na mnie swoją butelką.

– Wiesz, kto jest jej bratem, prawda?

– Przybranym bratem – poprawiłam go dla formalności.

Avery przewróciła oczami.

– A wiesz, kto jest twoim bratem? – odbiła piłeczkę.

Marcus do tej pory był wyluzowany, nawet trochę arogancki, ale teraz jego dobry humor wyparował, a w oczach błysnął gniew.

– Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, Av.

Avery prychnęła.

– Jasne. Bo przyjaciele robią sobie takie numery.

Jego oczy pociemniały, jakby zaszły dymem, a ja poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Wystarczy. – Shell zrobiła krok do przodu, patrząc na nich z dezaprobatą. – Rozdzielamy was, zanim urządzicie awanturę. – Złapała Avery za rękę. – Marcus, to była urocza imprezka. Dzięki, że pozwoliłeś nam wpaść, potańczyć, upić się, ale musimy się już zwijać.

Marcus mruknął coś pod nosem. Avery potulnie zgodziła się odejść razem z Shell. Kłótnia została zażegnana.

Odprowadziłam wzrokiem Marcusa. Jednocześnie uważałam, żeby nie zerknąć na Cadena. Nie lubiłam go. Nie bez powodu nazwałam go Dupkiem. A jednak cały czas byłam świadoma jego obecności, która była jak bzyczący insekt, latający gdzieś w pobliżu i niepozwalający mi się skupić. Myślałam, że Caden zaraz do nas podejdzie, przejmie kontrolę nad sytuacją i odciągnie brata, tak jak wtedy, pod domem bractwa. Ale nie zrobił tego. Nie siedział już nawet na krześle. Dołączył do jakiejś grupki, lecz nie brał udziału w rozmowie. Nie popijał piwa, tylko stał z założonymi rękami. Jakaś dziewczyna położyła mu dłoń na ramieniu, ale on nie zwracał na nią uwagi.

Wpatrywał się we mnie.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Zdziwiłam się, nie dostrzegając u niego wrogości, a przynajmniej nie takiej, jak poprzednim razem. Zauważyłam jedynie lekkie rozbawienie, jakby śmieszyła go moja osoba albo cała ta sytuacja. Zerknęłam do tyłu, ale nie zobaczyłam tam nic zabawnego. Zaraz, coś mi tu nie pasowało. Odwróciłam się ponownie.

Dziewczyny się ulotniły.

Cholera.

Nie miałam pojęcia, jak wrócić do akademika. Weszłam do domu, ale tam ich też nie było. Ani w salonie, ani w kuchni, ani w łazienkach. Nie było ich na górze ani na dole. Wróciłam do ogródka, żeby ostatni raz tam sprawdzić, lecz znowu nic.

A potem poczułam jego obecność.

Stał tuż obok, trzymając ręce w kieszeniach. Popatrzył na mnie świdrującymi oczami.

– Poszły sobie, kiedy próbowałaś zabić mnie spojrzeniem.

– Wcale tego nie robiłam. – A przynajmniej tak mi się wydawało. Rozbolała mnie głowa. Uniosłam rękę, żeby potrzeć skronie.

Uśmiechnął się kącikiem ust.

– Robiłaś, ale nie ma sprawy. – Uniósł brew. – Podrzucić cię do domu?

Westchnęłam.

– Ale my mamy system dwójkowy.

Drugi kącik jego ust także się uniósł. Znowu miałam wrażenie, że śmieje się ze mnie.

– Daj spokój. – Wskazał głową ulicę. – Wypiłem tylko jedno piwo. Mogę siedzieć za kółkiem. Zresztą sam też się stąd ewakuuję. Czy darzysz mnie wystarczającym zaufaniem, żeby wsiąść ze mną do samochodu?

Wstrzymałam oddech. Wcześniej śmiał się ze mnie, a teraz już jawnie się nabijał? Rozważyłam swoje możliwości. Mogłabym zamówić taksówkę i liczyć na to, że kierowca będzie wiedział, gdzie znajduje się mój akademik, albo wyruszyć na piechotę, próbując trafić tam bez niczyjej pomocy. Trzecią opcją był telefon do Kevina. Jakaś część mnie chciała to zrobić. Sięgnęłam po komórkę. A co będzie, jeśli nie odbierze? Schowałam telefon. Nie sprawdzać tego scenariusza.

Moja ostatnia możliwość stała przede mną.

Pokiwałam głową.

– Dobra. Jadę z tobą.

Antybrat

Подняться наверх