Читать книгу Antybrat - Tijan Meyer - Страница 9

ROZDZIAŁ 8

Оглавление

– Jestem ci winna przeprosiny. Znowu.

Zatrzymała się przede mną. Widziałam tylko jej buty. Rzuciła na trawę gruby podręcznik i notatnik, a te wylądowały na ziemi z głuchym łoskotem. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jej gołe nogi, które po chwili się zgięły.

Próbowałam się uczyć pomiędzy zajęciami, na skwerku we wschodniej części kampusu. Minął już tydzień od rozpoczęcia studiów. Wszystko świetnie się układało. No, prawie wszystko. Do tej pory zajęcia były łatwe, ale jeszcze z nikim się nie zaprzyjaźniłam. Poprzedniego wieczoru grupka ludzi z mojego piętra zamówiła pizzę i urządziła sobie maraton filmowy – Dirty Dancing, Pitch PerfectKlub samobójców – a ja do nich dołączyłam. Zjadłam kawałek pizzy z serem i od tamtej pory bez przerwy nuciłam pod nosem piosenkę Cups, ale z reguły na studiach było… nudno.

Ja byłam nudna.

Nie miałam pojęcia, dlaczego to stało się problemem. Clarissa i ja byłyśmy nudziarami w liceum. May nie była nudziarą, lecz my owszem, i to nam nie przeszkadzało. Ale teraz… Dziewczyny z mojego piętra były miłe. Grzeczne, spokojne. No dobra – były nudne. Powinnam uwielbiać z nimi przebywać. „Powinnam” to było słowo klucz.

Ale zamiast tego męczyłam się w ich towarzystwie.

Już się zbierałam do wyjścia w czasie finałowego występu Barden Bellas, gdy nagle usłyszałam śmiech dobiegający z łazienki. Po chwili wyłoniła się Avery, ale nie była sama. Shell, Claudia i dwie pozostałe, których imiona ciągle wypadały mi z głowy, kręciły się za jej plecami i wszystkie na mnie patrzyły. Avery pomachała do mnie i posłała mi przyjacielski uśmiech, podobnie jak Shell i jedna z tamtych. Ale Claudia nie. Nie pokazała mi środkowego palca ani nic w tym rodzaju. Po prostu zupełnie mnie olała. Jej twarz wyglądała jak maska. Przyglądałam się jej trochę dłużej, niż powinnam, a Avery to zauważyła. Wszystkie miały ze sobą plecaki i napełnione butelki. Domyśliłam się, że idą na jakąś imprezę. Może znowu do Marcusa?

Gdy odeszły, odwróciłam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Planowałam iść do łóżka, ale nie mogłam uciec od tego, co czułam w środku.

Pragnęłam pójść z nimi.

Nie chciałam w weekendy siedzieć i oglądać Klubu samobójców ani Szesnastu świeczek, tak jak robiły to dziewczyny z mojego piętra i wielu innych pierwszoroczniaków. Nie chciałam zamawiać pizzy – przynajmniej nie w piątkowy ani sobotni wieczór. A jeśli w sobotę, to tylko pod warunkiem, że miałabym kaca po piątkowej imprezie. Tego właśnie chciałam. Ale Claudia wszystko popsuła.

Z jej powodu nie mogłam niczego powiedzieć ani niczego zrobić. Suka. Okazałabym się idiotką, gdybym próbowała znowu załapać się do ich ekipy, skoro byłam tylko nędznym „świeżakiem”. Więc tamtego dnia jedynie odprowadziłam je wzrokiem…

Avery usiadła teraz obok mnie na trawie, nie zwracając uwagi na swoje książki. W jej oczach dostrzegłam błysk determinacji.

– Claudia – odezwała się.

– Co z nią?

– Ona cierpi na pewną dolegliwość.

– Serio?

– To się nazywa sukoza. – Wzruszyła ramionami. – Zachowała się wobec ciebie jak suka tamtego dnia, kiedy poszłyśmy na imprezę, prawda?

Nie czekała, aż potwierdzę czy zaprzeczę.

– Widziałam, jak wtedy na nią popatrzyłaś. Później z nią pogadałam. Kazałam jej powiedzieć, co się stało. Mogę się założyć, że nie wyjawiła wszystkiego, ale to i tak wystarczyło. Umiem czytać między wierszami. Summer, przepraszam cię. Naprawdę.

– Och. – Nie miałam pojęcia, co powiedzieć.

– Od niej też usłyszysz przeprosiny. Nie chcę jej wybielać, ale ona tak się zachowuje między innymi dlatego, że próbuje chronić Shell. Myśli, że jak jesteś w pobliżu, to zaraz pojawi się też Kevin. A ona tego nie chce.

Usiadłam wygodniej na trawie.

– Ale walnęłaś przemowę… – Zaśmiałam się, uciekając wzrokiem. Mój śmiech zabrzmiał sztucznie. – To znaczy, wow.

– Powinnaś wiedzieć coś jeszcze, ale nie możesz nikomu o tym mówić, bo reszta dziewczyn nie jest wtajemniczona.

Znowu na nią spojrzałam.

– O co chodzi?

– Claudia spotykała się z twoim bratem. Przed Maggie miał dwie inne dziewczyny, a wcześniej była ona.

– Czekaj. Shell też z nim chodziła, prawda?

Avery przytaknęła.

– Ale ona nie wie o Claudii. A Claudia dopiero niedawno dowiedziała się, że Shell chodziła z Kevinem, i okropnie się poczuła. Tylko ja wiem o wszystkim. No i teraz ty. Błagam, nie wygadaj się. Kevin w ubiegłym roku chodził z mnóstwem dziewczyn, ale każdej kazał trzymać język za zębami. Wciskał im jakieś teksty o tym, że ceni sobie prywatność.

– Tak, ludzie są czasami głupi – mruknęłam pod nosem, bawiąc się rąbkiem koszuli.

– To dlatego nie chciałaś nigdzie z nami pójść, kiedy cię zapraszałam, prawda? Odmawiałaś z powodu Claudii.

Przytaknęłam.

Intuicja podpowiadała mi, że za chwilę dostanę kolejne zaproszenie, a nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Objęłam kolana rękami i przycisnęłam je do siebie.

– Wiesz, ja i dziewczyny bierzemy udział w takiej akcji „Pomagajmy lokalnej społeczności”. Razem z innymi ludźmi z kampusu organizujemy wielką flamingową zbiórkę pieniędzy. Właśnie idę na kolejne spotkanie w tej sprawie. Będziemy jeździć i rozdawać ulotki. – Zagryzła dolną wargę. – Chcesz się dołączyć?

Moja intuicja się nie myliła.

Nie wiedziałam, czym jest flamingowa zbiórka pieniędzy, i nie miałam ochoty się tego dowiadywać, ale chwilę później przeszły obok nas po chodniku dwie pierwszoroczniaczki z mojego piętra. Pomachały do nas, a ja dostrzegłam w ich oczach coś znajomego. Strach.

To był typowy strach świeżaka – strach przed chodzeniem na zajęcia, przed zaprzyjaźnianiem się z ludźmi, przed odrzuceniem, samotnością, pustką.

Zmieniłam zdanie.

– Tak, chcę – rzuciłam do Avery.

Postanowiłam, że nie będę czuła tego strachu. Nie będę samotna. Będę miała przyjaciół.


Cały parking był zastawiony samochodami. Wokół kręcili się studenci. Niektórzy przyklejali do wozów transparenty z wielkim napisem: „Pomagamy lokalnej społeczności”, a pod spodem: „Zaptaszamy!”. Wszędzie dookoła widać było zdjęcia flamingów, a do dachów ciężarówek przyczepiono ogromne rzeźby ogrodowe. Na przyczepie jednej z ciężarówek znajdował się basen wypełniony ozdobnymi flamingami. W wodzie pluskała się też grupka chłopaków w kąpielówkach. Niektórzy mieli zaplecione wokół bioder różowe rurki wetknięte do drinków, które trzymali w dłoniach.

Gdy szłyśmy przez parking, Avery pomachała do kogoś, a ja się zatrzymałam, oszołomiona całą tą feerią różu.

– Hej.

Odwróciłam się. W moją stronę szedł Kevin.

– Co ty tu robisz?

Gestem ręki wskazałam parking.

– Miałam przegapić ten flamingowy raj? Prawidłowe pytanie brzmi: dlaczego nie zaprosiłeś mnie tutaj?

Przez chwilę gapił się na mnie, a potem głośno się roześmiał.

– Ukradnę dla ciebie jednego pod koniec tej imprezy.

– A tak przy okazji: o co w tym wszystkim chodzi?

Avery przestała rozmawiać ze znajomymi, okręciła się i odszukała mnie wzrokiem. Na widok Kevina zrzedła jej mina, ale pomachała do nas. Odpowiedziałam tym samym, a ona znowu odwróciła się do znajomych.

– To jest akcja charytatywna – wyjaśnił Kevin. – Zbieramy pieniądze dla stowarzyszenia pomagającego ludziom z urazem mózgu. – Odchrząknął. – Tak się składa, że to Banks podrzucił ten pomysł.

Wskazałam na transparent znajdujący się najbliżej nas.

– Ale po co to różowe ptactwo?

– Och. – Znowu się zaśmiał. – Dla mnie one są prawie przezroczyste, bo już tak do nich przywykłem. Ludzie płacą nam za to, żebyśmy „zaptaszyli” ogródki ich znajomych. Trzy dolary za jednego ptaka. W nocy rozstawiamy flamingi razem z tabliczką, że zostali „zaptaszeni”. Następnego dnia je zabieramy. To wszystko robimy dla zabawy, w ramach tej akcji charytatywnej. Dzisiaj będziemy jeździć po okolicy, rozdawać ulotki i uświadamiać ludzi, że zbliża się kolejna okazja, żeby wspomóc potrzebujących.

Skrzyżował ręce na piersi, ziewnął i spytał:

– Jak zostałaś w to wciągnięta?

Skinęłam głową na Avery.

– Spytała, czy chcę z nią pójść. Nie miałam pojęcia, w co się pakuję.

Oparł się o jedną z ciężarówek.

– Spokojnie. Będzie fajnie. Chyba niedługo zaczynamy.

– Ludziska! – krzyknęła jakaś dziewczyna, klaskając i wymachując rękami w pobliżu wozu, przy którym stała Avery.

Nikt nie przestał gadać, więc wetknęła palce do ust i gwizdnęła. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś zrobił to tak głośno.

– Ej, ludziska! Woluntariusze! Przyjaciele! – Wszyscy ciągle rozmawiali, więc wrzasnęła: – Dupki!

Parę dziewczyn popatrzyło na nią w szoku, ale kilku chłopaków się roześmiało. Jeden z nich ryknął głębokim barytonem:

– Zamknąć mordy!

– Dzioby – poprawiła go tamta dziewczyna.

– Tak, dzioby.

– Sam stul dziób! – rzucił ktoś z tyłu.

Kevin nachylił się do mnie i szepnął:

– To jest Jill, szefowa „Pomagamy lokalnej społeczności”, a ten krzykacz obok niej to jej chłopak, Niall.

Kevin był dla mnie miły. Wiedziałam, że nie zapamiętam imion tych ludzi. Chciałam być jednak uprzejma, więc popatrzyłam w stronę Nialla, ale moje spojrzenie zderzyło się z parą znajomych, wrogich oczu.

Maggie stała z założonymi rękami przy jednym z samochodów i gromiła mnie wzrokiem. Zesztywniałam i zmrużyłam oczy. Zauważyłam, że obok niej jest Marcus Banks. Opierał się o ciężarówkę, z ręką wyciągniętą nad głową Maggie, i rozmawiał z kimś stojącym za jego plecami. Jego ramiona trzęsły się od śmiechu.

– Kevin.

Nie musiałam mówić nic więcej. Odwrócił się i zobaczył to, co ja. Zaklął pod nosem, kładąc mi dłoń na ramieniu.

– Ona nie wierzy, że jesteśmy tylko rodzeństwem. Ale nie martw się tym. Przekona się, że łączy nas tylko to, co może łączyć brata i siostrę.

Ale to była nieprawda. Zacisnęłam zęby. Przecież byliśmy kochankami.

Miałam wrażenie, że jego dłoń parzy moje ramię, jakbym nie miała na sobie koszuli. Jakby dotykał mojej nagiej skóry. Maggie dostrzegła jego dotyk i jeszcze mocniej zmrużyła oczy. Ruszyła w naszą stronę, ale Marcus się odwrócił, więc nagle się zatrzymała.

Zacisnęłam usta. W myślach prawie ją namawiałam, żeby coś powiedziała, coś zrobiła. „No, dawaj”. Chciałam do niej pomachać, przywołać ją do nas. „Powiedz coś. Podejdź tutaj i bij się o swojego Kevina. Zapomnij, że jesteś ze swoim chłopakiem. No, dalej”.

Ale ona tego nie zrobiła. Uśmiechnęła się sztucznie, kiedy Marcus coś do niej powiedział, a potem ją przytulił. Lecz gdy tylko odwrócił się do kogoś innego, znowu wbiła we mnie wrogie spojrzenie.

Nieważne, co Kevin jej nagadał. Maggie widziała, że coś do niego czuję.

– No, dobra! – krzyknęła przywódczyni, a ja znowu skupiłam na niej swoją uwagę. Zatoczyła ręką koło w powietrzu. – Szykujcie się. Zaczynamy za pięć minut!

Tłum nagle się ożywił. Ludzie zaczęli gorączkowo biegać po parkingu. Chłopcy ładowali się na ciężarówki. Słychać było trzaskanie drzwiami, okrzyki i gwizdy.

Cholera.

Wszyscy zaczęli się ewakuować. Zupełnie przegapiłam, co powiedziała „szefowa”. Odwróciłam się do Kevina, ale już go nie było. Po chwili spostrzegłam, jak wsiada do SUV-a. Zaczęłam się rozglądać za Avery. Wymijały mnie samochody.

Szybkim krokiem ruszyłam do przodu, ciągle szukając wzrokiem mojej towarzyszki, ale nie mogłam jej znaleźć. Odwróciłam się i zobaczyłam ostatnią ciężarówkę, która została na parkingu – tę najbardziej ozdobioną, z basenem na przyczepie. Z tyłu siedziała grupka chłopaków i dziewczyn. Przywódczyni zaczęła wsiadać do tego auta.

– Hej! Yyy… – zawołałam do niej, ale urwałam. Zapomniałam jej imienia.

Podniosła wzrok.

– Tak? – Rozglądała się na boki. – Twoja ekipa cię zostawiła?

Skinęłam głową.

– Stałam z moim bratem. Koleżanki pewnie pomyślały, że zabiorę się z nim, ale… – Wskazałam opustoszały parking.

– Dobra, rozumiem. – Zerknęła na swoją ciężarówkę i zrobiła zmartwioną minę. – Posłuchaj, mamy już komplet. Jesteś woluntariuszką? Nie pamiętam, jak masz na imię. Pewnie się do nas nie zapisałaś. Ja jestem Jill.

– A ja Summer. Przyszłam z Avery. Wiesz, nie ma problemu. Mogę wrócić do akademika.

– W porządku. Przykro mi, że cię zostawili.

Machnęłam ręką. Przecież nic się nie stało. Czułam się tylko odrobinę upokorzona. Po chwili usłyszałam, jak na parking wjeżdża jakiś samochód. Odwróciłam się, mając nadzieję, że to Avery albo Kevin. Zamiast nich ujrzałam Cadena. Uśmiech zniknął z mojej twarzy.

Zatrzymał się i opuścił szybę.

– Jest tu jeszcze mój brat?

Jill podeszła do jego auta.

– Cześć, Caden! Chcesz dołączyć do naszej akcji?

Przeskakując wzrokiem pomiędzy nami, pokręcił głową i odpowiedział:

– Nie, muszę tylko znaleźć brata. Ma wyłączony telefon. Wiedziałem, że będzie tu z wami.

Jill zajrzała do swojego notatnika.

– Hmm… Jego grupce przypadły okolice Rose Creek. Nic dziwnego. Mógłbyś tam pojechać i go poszukać.

– Dobra. Tak zrobię. Dziękuję.

– Coś się stało?

Caden pokręcił głową.

– Nie. W porządku. Znajdę go. – Znowu popatrzył na mnie.

Jill zauważyła jego spojrzenie.

– Zaczekaj. – Skinęła głową w moją stronę. – Widzisz tę sierotkę? Znajomi ją zostawili. Mógłbyś ją oddać w dobre ręce, jeśli znajdziesz kogoś z naszej ekipy?

Na chwilę zamknęłam oczy. Uczucie upokorzenia przybrało na sile.

Caden uśmiechnął się, dzięki czemu jego twarz stała się nieco bardziej przyjacielska. Wskazał drzwi od strony pasażera.

– Spoko. Wsiadaj, panno Matthews. To może być znowu ciekawa przejażdżka.

Jill zrozumiała, że Caden mnie zna, więc zaczęła uważniej mi się przyglądać.

Poczułam, jak oblewam się rumieńcem. Pokręciłam głową, cofając się o krok.

– Nie, nie trzeba. – Wskazałam kciukiem za siebie. – Powinnam się pouczyć.

– Summer.

Głos Cadena sprawił, że zamarłam w bezruchu. Chciałam stąd uciec. Sama myśl o tym, że miałabym znowu znaleźć się w jego samochodzie, tak blisko niego, wywołała we mnie burzę emocji. Coś mnie ścisnęło w żołądku i zakręciło mi się w głowie. Nie byłam w stanie zmusić moich nóg do tego, by się ruszyły się z miejsca.

– Wskakuj.

To jedno słowo zabrzmiało jak rozkaz wypowiedziany łagodnym głosem i sprawowało większą władzę nad moim ciałem niż mój umysł. Nie panując nad sobą, obeszłam land rovera i wsunęłam się do środka. Zamykając drzwi, zauważyłam, jak Jill wsiada do swojej ciężarówki, ale wciąż ze wzrokiem utkwionym we mnie.

Przyszłam tutaj jako panna nikt, ale coś mi mówiło, że już wkrótce przestanę nią być – dzięki temu, że znał mnie Caden Banks. Nie wiedziałam, czy jestem na to gotowa. Dziewczyny będące „kimś” często są nielubiane. Może ciągle chciałam być nikim?

Antybrat

Подняться наверх