Читать книгу Dziewczyna bez makijażu - Zuzanna Arczyńska - Страница 10
9
ОглавлениеTopolow pojawił się późnym wieczorem. Razem z nim przyjechała Tatiana i jej arabski narzeczony. Właściwie młodzi wpadli tylko na chwilę, bo wynajęli pokój w najlepszym hotelu w miasteczku. Przywitali się, przedstawili i po kilku minutach uciekali, by odpocząć po długiej podróży. Tania żałowała, że nie poznała dziewczynek. Po bajce i kolacji padły jak muchy. Nie doczekały gości.
Jewgienij Topolow usiadł w głębokim fotelu. Jego syn zrobił mu drinka i rozmowa tocząca się po rosyjsku zakończyła się, nim się na dobre zaczęła. Ojciec był pewien, że młody przeczytał i przyswoił instrukcje. Wszystko, czego jeszcze nie wiedział, miało stać się jasne po uroczystości. To z Angeliką stary tak naprawdę chciał pogadać. Poprosił ją o rozmowę, a ona, nie zdając sobie sprawy z wagi tego, co może usłyszeć, swobodnym gestem dłoni zaprosiła go do kuchni. Podniósł teczkę stojącą przy nodze i ruszył za dziewczyną, która od razu sięgnęła do lodówki i wyjęła brzoskwiniową maślankę. Topolow postawił na blacie swojego drinka i usiadł naprzeciw nastolatki.
– Piękna, młoda kobieto… Jestem zaszczycony, goszcząc pod twoim dachem. Dziękuję, że zechciałaś wyjść za mojego syna.
– No bez przesady! – prychnęła, gdy tylko przełknęła maślankę. – I bez makaronu na uszy. Nie jestem piękna, to pański dom, a układ z tą rodziną wyciąga mnie z biedy. Nie wiem, gdzie tu zaszczyt.
– Oj, maleńka. Robić z tobą interesy to będzie kłopot. – Zaśmiał się szczerze. – Mówisz, co myślisz, a do tego jesteś przekonana, że to dobrze.
– Do rzeczy, bo nie mogę mieć jutro worków pod oczami. Lepiej, żebym się położyła o normalnej porze. Jak mogę panu pomóc?
– Doskonale, Angeliko. Mam tu dokumenty do podpisania. Są napisane po polsku, żeby nie było niejasności. Może chcesz, by ktoś je z tobą przeczytał? Wezwać adwokata? Poprosić matkę?
– Dziękuję. Umiem czytać ze zrozumieniem. Poradzę sobie, ale doceniam ten gest. Chętnie przeanalizuję dokumenty razem z panem. W razie niejasności będę miała informacje z pierwszej ręki.
– Zacznij, a ja zamienię jeszcze parę słów z synem i pójdę po butelkę, bo to potrwa.
Zostawił ją z plikiem kartek. Kolejne podpunkty umowy przedślubnej regulowały jej dochód, mówiły o nieograniczonych kosztach wykształcenia i utrzymania, co gwarantowało bardzo wysoki status społeczny. Wszystko to brzmiało jak bajka. Potem doszły paragrafy, od których zrobiło się jej ciemno przed oczami. Topolow jak wytrawny łowczy zastawiał pułapki. Chciał zabezpieczyć się na każdą sytuację. Gdy dotarła do ustępu mówiącego o wspólnym wychowywaniu dzieci, parsknęła śmiechem. Następny, traktujący o tym, że jeśli będzie miała z Aloszą dziecko, a potwierdzą to testy DNA, dom i wszystko, co się w nim znajduje, zostanie automatycznie przepisane na nią i bez względu na to, czy małżeństwo się utrzyma, czy rozpadnie, dziadek zobowiązuje się do łożenia na wnuki, wprawił ją w tak dziką wściekłość, że zacisnęła pięści i czekała na powrót przyszłego teścia. Nie czytała dalej. Zareagowała dopiero, gdy usiadł. Wstała, głośno szurając krzesłem, i oparła się dłońmi o stół.
– Myślisz, że skoro kupujesz nazwisko i pięć lat mojej egzystencji, możesz rozegrać mną szachowy mecz swojego życia? – Patrzyła na przystojną nadal, zdumioną twarz Jewgienija. – Nawet siwa głowa nie ochroni cię przed moim jadowitym językiem. Nie jestem pionkiem! Jasne? Nie rozstawisz mnie ani po kątach, ani na swojej szachownicy! Co ty sobie wyobrażałeś, zepsuty bogaczu?!
Milczał, bo nie wiedział jeszcze, co spowodowało ten autentyczny gniew.
– Myślisz, że kim jesteś? Może Bogiem, co? To było takie prostackie! – rzucała mu w twarz kolejne krótkie zdania jak zgniłe jaja. – Co chciałeś osiągnąć? Kupić mnie dla syna? Zapłacić za moją niewinność? Sprawić, że wizja posiadania tego domu wepchnie mnie do jego łóżka? Tego chciałeś? Napalonej na chatę idiotki, która zrobi z siebie szmatę, żebyś ją przez całe życie łaskawie utrzymywał? Nie kupujesz mojego ciała! Nie sprzedawałam go nawet, gdy byłam głodna! Pierdolę ten dom! Rozumiesz?! Mieszkałam w ciasnym pokoju z mamą i trzema siostrami, a było tam więcej miłości, niż umiesz sobie wyobrazić, ty narcystyczny dupku! Do tego niepotrzebny jest gmach, tylko ludzie! Własnego syna byś unieszczęśliwił, byleby mieć wnuki! Myśl, człowieku, myśl! Alosza też nie jest na sprzedaż! Nie jesteśmy niewolnikami! Nie zgadzam się na to! Jasne?!
Topolow patrzył na małą, chudą furię ciskającą gromy i pił. Pokiwał ze zrozumieniem głową, potem wyciągnął rękę, wziął ze stołu długopis i jednym ruchem skreślił cały akapit. Nie odezwał się ani słowem, ale wrzaski młodej słychać było na całym parterze. Arek przetłumaczył je Aloszy na rosyjski pewnie zupełnie niepotrzebnie, bo ten od dawna pielęgnował pod nosem błądzący uśmieszek, słysząc, jak młoda miesza z błotem wytrawnego biznesmena i kompletnie się go nie boi. Na angielski żaden z nich nie przełożył ani słowa, celowo pomijając Kate, która przez cały wieczór była irytująco lekceważona przez wszystkich, jakby się zmówili. Dokładne tłumaczenie sprawiło, że twarz chłopaka najpierw na moment wydłużyła się z oburzenia, a potem, gdy usłyszał całość, przestał hamować śmiech. Ta mała lwica, jak nazwał ją Arek, miała niewyparzoną gębę.
Angelika usiadła. Głos wciąż drżał jej z wściekłości i w piersi falowało. Topolow przeprosił, więc wróciła do czytania dokumentu. Skreśliła jeszcze dwa ustępy, które uznała za niewłaściwe. Potem zaczęła dopisywać swoje. Rozszerzyła nielimitowane środki na wykształcenie na swoje siostry i mamę, uznając, że gdyby ta chciała pójść na studia, to właściwie czemu nie? Potem dodała wpis o zagranicznych wakacjach, a na koniec uznała, że chce prowadzić działalność charytatywną i potrzebne są jej środki na otworzenie domu dla maltretowanych kobiet z dziećmi. Gdy skończyła, podała Topolowowi gotowy dokument, on dopisał jedno zdanie, którego nie widziała, wezwał Arka i polecił przeskanować materiał do biura. Oczekiwał poprawionego tekstu w ciągu pół godziny. W tym czasie Angelika odstawiła kubek do zlewu, umyła go i postawiła na suszarce, nieprzyzwyczajona do zmywarki. Mężczyzna wyciągnął rękę do nastolatki. Wytarła dłoń w luźne dżinsy i podała mu ją.
– Angeliko Suszyńska, to dla mnie zaszczyt zostać twoim teściem. Całym moim rosyjskim sercem wielbię matkę, która cię wychowała. Nigdy nie pożałujesz czasu, który dasz mojej rodzinie. – Wręczył jej ciemnogranatową wizytówkę. – To mój prywatny numer, dziecko. Bardzo prywatny. Dzwoń o każdej porze. I mów mi „papa”. Jak Alosza. A teraz wybacz… Stary, narcystyczny, bogaty dupek musi cię już opuścić. Dobrej nocy, moja droga.
Gdy dziewczyna wyszła z kuchni, jej matka podniosła się z sofy i podeszła, by objąć swoje dziecko. Była z niej dumna. Angelika nie pamiętała, by Karina kiedykolwiek tak się zachowała. Poszły razem na górę ułożyć się do spania w pokoju dzieci. Małe miały już swoje łóżeczka, a one rozsunęły kanapę i przytulone na łyżeczki, zasnęły przykryte jedną kołdrą. Nim to się stało, Karina wyznała, że jej serce przepełnia duma. Czuła, że córka jest dobrym człowiekiem. Rodzicielka nie wypytywała o szczegóły kontraktu. Nie chciała niczego wiedzieć. Pragnęła cieszyć się tym, że mimo wichru życia dmącego jej w nozdrza, mimo wszystkich trudności i kłopotów udało się jej coś cudownego; udała się jej córka, której serce i rozum nie zawsze szły ze sobą łeb w łeb. Zwykle rozsądek był szefem, który pociągał za sznurki mądrego serca.
Tymczasem stary Topolow nie mógł zasnąć. Arek dostarczył mu nowe dokumenty. Dodatkowa kartka z przepisaną odręczną notatką Jewgienijowi sprawiła radość. Rano musiał porozmawiać z synem. Ciekawe, ile za zniknięcie z życia Aloszy weźmie ta odpicowana słodka hiena, zastanawiał się ojciec. Dziwek można mieć na pęczki, ale gdyby jego syn dostrzegł, na jak cenny diament tu trafił, mógłby go samodzielnie oszlifować; wychować sobie przyszłą żonę, być jej pierwszym i ostatnim. Takiej perły Jewgienij już dawno nie spotkał. Ostatnia tak wspaniała kobieta zginęła w wybuchu ich mieszkania, nim się jeszcze dorobił majątku. Była wyjątkowa: piękna jak Tatiana i waleczna jak Angelika. Wspominał ją z tęsknotą. Gdyby mógł ją wtedy uratować, zatrzymać… Gdyby się tak nie uparła… Cóż, pewnie zginęliby wszyscy, cała czwórka. Zostały mu ukochane dzieci. Dwa powody, by co rano otworzyć oczy, myśleć i pracować. Tak wiele by dał, żeby jego piękna Ania stanęła teraz w drzwiach, by mógł choć na nią popatrzeć. Jej twarz zacierała się we wspomnieniach. Nie zostały żadne zdjęcia, a Tatiana nawet nie wiedziała, jak bardzo jest podobna do matki.