Читать книгу Dziewczyna bez makijażu - Zuzanna Arczyńska - Страница 9
8
ОглавлениеW piątkowy poranek Alosza odpuścił sobie bieganie. Kate spała tak cudnie wypięta, że nic nie wyciągnęłoby go z łóżka. Postanowił z nią zostać. Mógł przewietrzyć się później albo nie robić tego wcale. Wybrał leniwy poranny seks, czuły i niekończący się, przerywany zachwyconymi westchnieniami i prośbami o jeszcze i bardziej. Uwielbiał tę chętną i rozkosznie zepsutą kobietę. Była jak odpowiedź na błagania każdego faceta. Nie znała słowa „nie” w łóżku, eksperymentowała z pasją i zachwycała go tym ponad miarę.
Po prysznicu zszedł do kuchni. Dziś miał pojawić się ojciec. Oczywiście Arek wiedział, kiedy będzie Topolow, ale niepytany nie odzywał się. Bo i po co?
Alosza nalał sobie kawy. Odkąd zawitały dzieci, cisza była w tym domu na wagę złota, więc się nią cieszył. Nim wypił zawartość filiżanki, przejrzał pobieżnie prasę na tablecie. Odebrał pocztę. Rozszyfrował informacje, które nadeszły od ojca, przyswoił polecenia i właściwie bardzo cieszył się z zaplanowanego rodzinnego spotkania. Spodziewał się jeszcze młodszej siostry, a ponieważ nie widział jej od kilku miesięcy, nie miał pojęcia, jak wygląda plan papy dotyczący zapewnienia jej bezpieczeństwa i czy w związku z tym ona w ogóle się pojawi.
Tatiana była sportowcem. Zawodowo jeździła na łyżwach. Jako solistka występowała w mistrzostwach świata w jeździe figurowej. Rzuciła szkołę tuż po tym, jak ją zaczęła, bo w ławce nudziła się koszmarnie. Już w podstawówce wiedziała, co będzie robić w przyszłości. Szkoła zabierała jej cenny czas, a ona tego nie znosiła. Bez balastu w postaci standardowej edukacji Tania mogła zajmować się swą pasją zawodowo pomimo początkowego sprzeciwu Topolowa. Zgodziła się na prywatnego nauczyciela, ale często podróżowała, więc uczyła się w kratkę. Alosza kochał to uparte dziewczę, które świata nie widziało poza lodowiskiem. Jej nie dało się ukryć jak brata, bo to złamałoby dziewczynie serce. Ojciec musiał wymyślić coś bardzo błyskotliwego, żeby Tania nie ucierpiała na skutek machinacji wrogów politycznych. Chłopak był ciekaw, jak ojciec to zrobił. Podobno dziewczyna mieszkała i trenowała na północy Kanady. Wiedział, że dowie się więcej, gdy spotka tatę.
Tymczasem Arek zawiózł do szkoły dzieci oraz Angelikę i wrócił, by pojechać z Kariną do supermarketu. Czekając na nią, usiadł w kuchni obok Aloszy i opowiadał robiącej listę zakupów kobiecie o planach jej córki.
– Angelika powiedziała, że zerwie się dziś wcześniej ze szkoły. Trzeba ją odebrać tak za piętnaście dwunasta.
– Dlaczego? Co wymyśliła?
– Ma sobie zrobić paznokcie i pójść do kosmetyczki czy fryzjera. Jeśli chcesz, mam cię zabrać, to skorzystacie razem.
– Nie trzeba. Mam czyste paznokcie. Włosy też mogą być – ucięła z uśmiechem.
– W sumie racja. Niczego im nie można zarzucić. Lubię dowartościowane kobiety – pochwalił ją, choć wiedział, że to nie pewność siebie, a wyuczona oszczędność przez nią przemawia. – Mimo wszystko myślę, że pan Topolow życzyłby sobie, żeby matka jego synowej wyglądała jak z żurnala. Zresztą spytajmy Aloszę. – Szybko rzucił kilka niezrozumiałych zdań po angielsku. Jego rozmówca tylko potakiwał. – A nie mówiłem? Zawiozę cię do banku, założysz konto, na które wpłyną fundusze na utrzymanie domu i honorarium za jego prowadzenie. Później kupisz telefon, bo musimy mieć ze sobą kontakt – wyjaśnił. – To konieczne. Dopiero wtedy zrobimy zakupy, a na koniec pojedziemy pod szkołę. Wieczorem pan Topolow z przyjemnością was pozna.
– Dobrze, już dobrze, rozumiem. Tylko kto będzie płacił za te fanaberie? – Nieprzywykła do posiadania gotówki, niepokoiła się nieco.
– Dałem młodej pięć stówek rano.
Karina popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Powiedziała, że wystarczy. Zamówimy dziś obiad, bo nie będziesz miała czasu na gotowanie. Po prostu zróbcie się na bóstwa. Poza tym przeleję ci kasę, przecież powiedziałem. Nie martw się wydatkami. Musisz nauczyć się posiadać pieniądze. W sumie to proste. Przyzwyczaisz się. Do tej pory zwracałaś uwagę tylko na zaspokajanie podstawowych potrzeb, teraz musisz brać pod uwagę zachcianki i rozmach. Nie kupiłaś ani jednej torebki i tylko kilka par butów. To niesłychane! Myśl o sobie. Kto inny to zrobi za ciebie?
– Gadasz jak połączenie terapeuty i przyjaciółki, Bies, tymczasem ja nie wiem nawet, jak uruchomić tę maszynę do kawy, a co gorsza, także pralkę i suszarkę, które stoją w piwnicy.
– Pan Topolow kazał przyjąć kogoś do pomocy w prowadzeniu domu. Nie myślałaś chyba, że będziesz wszystko robiła sama? Co?
– Tak właśnie myślałam. – Wstała, sięgnęła do lodówki. Wyjęła karton mleka. Wypiła jeden kubek, potem drugi, a gdy nalała sobie trzeci, Arek spojrzał na nią zdziwiony. – Nie pamiętam już, kiedy mogłam napić się mleka do oporu. Każdy ma swoje marzenia, prawda? Moim był litr mleka. Cały. Jak podzielisz na czworo dzieci, to nawet przy małych szklankach niewiele zostaje.
Mężczyzna tylko pokiwał głową. Karina złożyła opakowanie i wrzuciła do jednego z wielu pojemników do segregowania odpadów. Usiadła i sączyła czwarty kubek mleka.
– Arek, powiedz mi, ale tak szczerze, nie wydarzy się tak, że pewnego pięknego dnia wpadną tu jakieś draby i wymordują nas wszystkich we śnie? Nie wiem, czy powinnam o to pytać, bo może nawet to jest niebezpieczne.
– Spokojnie. Nie denerwuj się. Topolow to bogaty biznesmen, ale nie mafiozo czy zbir. On prowadzi legalne interesy. Jedyny problem, że mu się zachciało krytykować Wołodię otwarcie. A wódz, jak każde słońce narodu, nie lubi krytyki. Wie, że jego lud ma taką biedę, jakiej dawno nie doznał, że przemysł upadł, że niewiele się opłaca, szpitale świecą pustkami, bo brak sprzętu i leków nie pozwala na przyjmowanie pacjentów. Wie o nędzy na wioskach, ale to mistrz zachowywania pozorów. Żyje jak książę, posiada ogromny majątek, własną wyspę i zachcianki jak w bajce, które są spełniane, gdy tylko ubierze je w słowa. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dla przeciętnego Rosjanina to car i Bóg w jednej osobie. Nawet cerkiew popiera go z całą mocą, a to przecież stary komuch. Ale co się dziwić… Kościoły zawsze pod ramię z władzą spacerują i doją kasę, ile wlezie. Po rękach go całują jak papieża, a on daje coraz więcej i więcej kosztem zwykłych ludzi. Oni, ci wszyscy Rosjanie, nie patrzą na swoje życie realnie. Telewizja karmi ciemnotę propagandą, a ci, którzy mają inne zdanie i krytykują następcę Stalina, są uznawani za zdrajców narodu.
– Nie uspokoiłeś mnie.
– Nawet nie próbowałem. Uważam, że musisz znać prawdę. Ryzyko jest zawsze, ale po to stary próbuje ustawić swoje dzieci w świecie, by nie były solą w oku Kremla. Znikną z pola widzenia, zajmą się czymś bezpiecznym, kontakt z nim będą mieć sporadycznie i dzięki temu ich życie znormalnieje. Kto będzie szukał w Polsce jakiegoś Suszyńskiego? Pewnie nikt. Studia sobie skończy już pod nowym nazwiskiem. Można było po prostu je zmienić, ale nie chodzi przecież o to, by się wychylać i kantować. W tym przypadku należy pójść prostą drogą: zrobić wszystko legalnie i nie wzbudzać sensacji. Tak myśli stary. Pewnie ma rację. Co prawda tylko wykonuję polecenia, ale wydają mi się sensowne. A ty jak chroniłabyś swoje dzieci?
– Jak zawsze. Za wszelką cenę – zaakcentowała mocno. Dopiła mleko i bawiła się kubkiem.
Alosza przyglądał się jej nienachalnie. Mateczka była twardą kobietą. Wiedział, że lepiej uważać, by w żaden sposób nie zranić młodziutkiej narzeczonej.
– Ale w zgodzie z prawem, prawda? Jakoś twój kat i oprawca żyje. Nie nakarmiłaś go trutką na szczury, nie napoiłaś metanolem. Łatwo pozbyć się śmiecia, sama wiesz, pewnie sto razy o tym myślałaś, a jednak tego nie zrobiłaś. Chroniłaś dzieci tak, jak Topolow, próbując nie łamać prawa.
– Prawda. Muszę przyznać, że nie otrułam dziada nie z jakiejś wewnętrznej prawości, tylko ze strachu. Nie o siebie, ale o dzieci.
Arek wyraził zdziwienie ruchem brwi.
– Pomyśl… Gdybym mendę zabiła i poszłabym siedzieć, co stałoby się z dziewczynkami? To o nie się bałam. Choć nie da się ukryć, bardzo podle było mi z nim żyć, patrzeć, jak pijaczyna okrada z cukru i herbaty własne dzieci, bo musi coś przehandlować, by było na picie. Wiodłam wyjątkowo nędzne życie. Nie chciałabym do niego wracać. Nigdy. Co z nami będzie, gdy małżeństwo Angeliki się skończy?
– Nie martw się na zapas. Po prostu planuj. Ten związek nie musi się skończyć. A nawet gdyby, wiesz, ile taka zaradna kobieta jak ty może odłożyć, prowadząc tak duży dom? Nie przehulasz pensji, choćbyś chciała. Po pięciu latach bez udziału banków i proszenia o kredyt kupisz mieszkanie i założysz własny biznes. Nie bój się wybiegać myślą do przodu.
– A ty? Co planujesz?
– Ze mną jest inaczej. Żyję dniem dzisiejszym, ale moja sytuacja jest inna. Ja jestem winien Topolowowi życie.
– On ocalił je tobie? Niesamowite. – Pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Tak. Właściwie tak. Kiedyś byłem komandosem. Chciałem dobrze zarobić, więc odszedłem z wojska i zostałem ochroniarzem Putina. A z tamtej pracy się nie odchodzi ot tak. – Pstryknął palcami. – Powiązania ciągną się do nagłej, spodziewanej śmierci w ciemnej uliczce. Poderżnięte gardło, skręcony kark, śmiertelny zastrzyk, zawsze coś się trafi. Nigdy nie wiesz, czy twoja wiedza nie jest czymś, za co musisz zginąć. Topolow wykupił mnie od Putina. Zapłacił mu mnóstwo kasy, by mnie odstąpił jak niewolnika. I jeszcze zrobił mu prezent. Był wtedy w dobrych układach z władzą, bo podpisywali razem jakieś gazowe kontrakty. Trafił na wyśmienity humor Wołodii, więc car miał gest. Szef zwolnił mnie ze służby i zabrał moją matkę z Rosji. Teraz sam nie wiem, po jaką cholerę ją tam ciągnąłem. Pewnie nie chciałem, by sama została w Polsce, bo prócz mnie nie ma nikogo. Gdyby nie pomoc Topolowa, dziś pewnie byłbym trupem, którego żre robactwo gdzieś, gdzie znikają niewygodni i użyźniają ziemię, albo ktoś przepuściłby mnie przez maszynę w fabryce konserw dla psów, bo to przecież też metody władzy. Moja mama byłaby w Rosji nędzarką, bo umowy międzynarodowe są takie, że miałaby kłopot, by własną emeryturę odebrać. A tak, jak widzisz, nadal żyję i pracuję, a ona ma niewielki domek nad morzem w Dziwnowie przy porcie rybackim i jeszcze dorabia, wynajmując pokoje letnikom. Cokolwiek każe Topolow, wykonam, choćbym miał samemu diabłu łeb ukręcić. Dlatego nie planuję.
– Naprawdę byłeś komandosem?
– Spójrz na mnie. Tak trudno w to uwierzyć?
– Nie wiem, nigdy nie znałam żadnego. – Wzruszyła ramionami. – Możesz mnie zabić gołymi rękami na kilka sposobów?
– Jasne. Ale po co? To nie leży w niczyim interesie, Karino, a po wczorajszych pielmieniach na obiad to byłoby gorsze niż strzał we własne kolano – zażartował. – Alosza napisałby donos do ojca i miałbym pozamiatane.
Chłopak podniósł brwi, słysząc, że o nim mowa, a Arek przetłumaczył mu to, co uznał za konieczne.
– W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się cieszyć, że mój zięć jest zadowolony.
– Właśnie. I zrobić się na bóstwo przed ślubem najstarszej córki. Jeśli jesteś gotowa, jedźmy. Musisz dziś załatwić mnóstwo drobnych rzeczy i zrobić duże zakupy. Co planujesz na kolację?
– Chciałbyś wiedzieć! Nie powiem. Będę miała mroczny sekret do samego wieczora. Nie próbuj zgadywać. To na nic. Milknę jak prezydentowa.
Oboje uśmiechnęli się gorzko na samą myśl o kolejnej politycznej postaci w teatrzyku na górze.
– Jeśli tak, to trudno. Bierz dowód, tę listę zakupów i spadamy.
– Alosza nie jedzie z nami?
– Nie, on ma dziś sporo nauki. Powinien sobie przypomnieć podstawowe polskie zwroty, przynajmniej te podobne do rosyjskich. Ojciec go o to prosił. A gdy on prosi, chłopak się stara. Topolow doskonale mówi po polsku.
– Serio?
Wyszli przed dom i wsiedli do auta. Arek ostrożnie wyjechał z podwórza. Brama zamknęła się za nimi bezszelestnie.
– Żona Topolowa, matka Aleksieja i Tatiany, była Polką.
– Kogo?
– Aleksego. No, Aloszy i jego siostry Tani.
– Dzieci się ucieszą, że Alosza to Aleks. Jak lew z bajki.
– Jemu nie jest wszystko jedno, jak się do niego zwracają. Nie chce utracić narodowej tożsamości. – Bies próbował perswadować.
– Sranie w banie! – Nawet przez chwilę w to nie uwierzyła. – Raczej nie chce powiedzieć, z czym się to dla niego wiąże, i wymyślił taki tekst, żeby byle jak zaspokoić ludzką ciekawość. To zbyt inteligentny człowiek, by gadać takie płytkie bzdury narodowe. Studiuje w Oksfordzie, nie jest narodowcem, kibolem czy durniem. Jest otwarty na świat. Mówię ci, w tym tkwi drugie dno.
– Może i tak. Nie wnikałem. Podobno młody kiedyś mówił po polsku. Może sobie przypomni. Jak dla mnie, to on wszystko rozumie i trochę ściemnia.
– Zapytam go o to. Wciąż gadasz o Topolowie. A jego żona? Jaka jest?
– Tego się już nie dowiemy.
– Rozeszli się?
– Nie. Wrócili z zimowych wakacji nad Bajkałem, wysadził ją pod domem i pojechał z dziećmi kupić coś na kolację. W aucie było ciepło, w domu nie. Ona miała nastawić piecyk gazowy, żeby ogrzać mieszkanie. Wzięła ze sobą torebkę, aparat fotograficzny, jakieś drobiazgi. Gdy wrócili, poddasze kamienicy stało w ogniu. Podobno gaz się ulatniał i gdy włączyła piecyk, spowodowała wybuch. Mieszkanie eksplodowało. Po niej nie zostało nawet zdjęcie. Alosza miał dziesięć lat, a Tania trzy. On pamięta matkę, a ona nie ma żadnych wspomnień.
– Biedne bogate dzieci. Ich ojciec nie ożenił się powtórnie?
– Nie. Oboje mieli doskonałe niańki i poszli do dobrych szkół. Mimo ogromu pracy Jewgienij znajdował dla nich czas. Spotykał się z kilkoma kobietami, ale nie nadawały się na matkę, więc nigdy nie zastąpiły tej prawdziwej.
– Straszne. Gdy pomyślę o swoim ślubnym, to wolałabym, żeby go tir rozmazał na ścianie, niż miałby decydować o życiu naszych dzieci. Nie pamiętam, kiedy rozmawiałam z tym człowiekiem. Po prostu żyliśmy pod jednym dachem. Teraz czuję się wolna i gdybym miała spędzić jeszcze jeden taki jałowy dzień, walcząc o to, by niedopity chuj nie wyciągnął z lodówki margaryny i poszedł spytać sąsiadkę, czy nie zamieniłaby jej na złoty pięćdziesiąt, bo mu brakuje do winka, to bym go pewnie własnoręcznie ukatrupiła w misce wody. Może po odmoczeniu przestałby tak cuchnąć.
– W takim razie tym bardziej mi przykro, że będziesz musiała ścierpieć jego obecność na jutrzejszej uroczystości.
– Przeżyję. To i tak farsa przecież. Co za różnica… Wiesz, spotkało mnie jeszcze coś dobrego. Ta wielka kluska, która latami tkwiła mi w gardle i sprawiała, że pamiętałam o każdym swoim oddechu, zniknęła. Ot tak. Jak węzeł, który ktoś rozwiązał. Po prostu już jej nie czuję. Nie jestem taka, hm, zdławiona.
– Nerwica. Trzeba było zwyczajnie iść z tym do lekarza.
– Recepty kosztują. Dajmy już temu spokój. Arek, a jak to jutro będzie?
– Normalnie: wy pojedziecie na ślub, ja przypilnuję firmy kateringowej, a kiedy wrócicie, wystawny obiad będzie gotowy, potem pstrykniemy rodzinne zdjęcia jako dowód dla potencjalnych wątpiących i z bańki. Topolow za kilka dni pojedzie w swoją stronę, a my spróbujemy się tu nie pozabijać. Ty powinnaś być przy podpisywaniu przez Angelikę intercyzy. Dbaj o jej interesy. W końcu jesteś najbliższą rodziną. Potarguj się z Topolowem. Może zechce poprawić warunki finalne. Może dom utargujesz. Twoje dzieci już go kochają. Staraj się. Życie to twardy biznes. Walcz, Karino. Walcz o was. On to doceni. Może się okazać, że ma gest.
– Nie mogę jej pomóc. Obiecałam nigdy się nie wtrącać, chyba że sama mnie poprosi. A tak właściwie mówisz to po to, bym czuła, jak bardzo poświęca się dla mnie?
W jej głosie usłyszał gorycz.
– Nie rozumiesz własnej córki. Pytałaś, co ona myśli. Dla niej to nie jest poświęcenie. Dla Angeliki to biznes. Ona ma głowę do interesów. Co może stracić?
– Czas?
– Brednie. Angelika chce się uczyć, więc dla niej to czas studiowania. Ma szkołę skończyć i nie myśleć o pierdołach. Spytaj ją. Mówi, że będzie miała starszego brata. Cieszy się. Wykorzystuje Aloszę do nauki angielskiego. Już go nawet pytała, czy mogłaby się z małymi uczyć rosyjskiego. Ucieszył się jak dziecko. Angelika ma zacząć zaraz po maturze, a do tego czasu chce z Kate rozmawiać przynajmniej dwadzieścia minut dziennie, z Aloszą również dwadzieścia po angielsku. To prawie dodatkowa godzina konwersacji. Lepiej niż korepetycje. Ona jest zadowolona. Rozmawiaj z nią, bo stracisz córkę.
– Gadasz jak stary ojciec, który wychował piątkę dzieci i wszystkie wyszły na ludzi.
– Gadam, bo nie wyobrażasz sobie, jak wiele dzieci popełnia życiowe błędy tylko dlatego, że nie rozmawia z rodzicami. Kiedy nie ma komu się wyżalić, opowiedzieć czy poskarżyć w domu, znajdą się zawsze podli doradcy. Serio. Będą słuchać, ale nie słyszeć i bez zastanowienia radzić głupie rzeczy, takie, o których tylko fantazjują, ale sami nie mają odwagi tego zrobić. A potem wiadomo: konsekwencje, płacz i zgrzytanie zębów. Patrzysz do lustra i plujesz sobie w gębę, bo czasu nie cofniesz. No pomyśl, ile młodych wraca z baletów po pijaku albo nawciąganych, ile jest niechcianych ciąż z przypadkowymi partnerami… Ile młodych ginie, bo się ich trzymały głupie żarty i postanowili jechać z głową poza pociągiem czy poczuli, że wszystko mogą i zimą próbują przepłynąć rzekę? Ile osób przypłaca życiem własną głupotę? Młodość ma swoje prawa, ale musi też mieć granice nakreślone jasno przez doświadczenie starszych. Nie da się chodzić po pijaku nocą po stromym dachu i nie spaść. Uda się raz czy dwa, ale za trzecim razem życie roztrzaska się w drzazgi. A czasu nie cofną. Nie ma szans. Masz niegłupie dzieci. Kochasz je. Teraz będą miały godne warunki, dobre dzieciństwo. Naucz dziewczynki, że jesteś, byłaś i będziesz ich opoką. Inaczej pójdą w tango, a tobie zostanie płacz.
– Dziękuję, Arek. Nikt tak nigdy ze mną nie rozmawiał. Jesteś głosem rozsądku.
– Teraz raczej bankomatem. Idź, konto załóż, kobieto, bo stoimy pod tym bankiem już kilka minut.
– Wiem. – Położyła drobną dłoń na jego ręce opartej o dźwignię zmiany biegów. – Ale to nie był stracony czas. Warto ciebie posłuchać. Bardzo dziękuję.