Читать книгу Dziewczyna bez makijażu - Zuzanna Arczyńska - Страница 4

3

Оглавление

Szef był zadowolony. Sposób, w jaki Arek opisał mu rozmowę z Angeliką i ją samą, wywołał leniwy uśmiech zadowolenia na jego twarzy. Jewgienij Topolow niczego nie pragnął dla swoich dzieci tak bardzo, jak prawdziwej rodziny. Czuł, że już lubi tę małą. Kazał na nią zarejestrować firmę, matce dać etat, zatrudnić dla niej pomoc domową i oddać im do dyspozycji piętro, które syn obiecał Kate. Trudno, Arek wiedział, że Alosza będzie musiał przenieść się z kochanką na strych. Dobrze, że skosy mieściły spore garderoby, bo inaczej chłopak miałby wieczny salon mody w miejscu, gdzie musiał pisać pracę na zakończenie studiów.

Co papa powiedział, miało być wykonane. Młody Topolow nie posiadał jeszcze tyle siły, by decydować o sobie i przeciwstawić się ojcu. Nie był mięczakiem, a po prostu miał świadomość, że nie zarabia, natomiast korzystanie z zasobów ojca zobowiązuje do okazywania mu szacunku. Poza tym Alosza wierzył w rozum papy. W końcu doszedł on do majątku nie dzięki pracy swoich rąk, a dzięki umiejętności przewidywania i znajomości ludzkich charakterów. Dla chłopaka ojciec był wzorem. Nie widział potrzeby buntowania się przeciwko komuś, komu bezgranicznie ufał. Jewgienij Topolow był mądrym człowiekiem i kochał swoje dzieci. O tym Alosza był przekonany.

To właśnie dzięki takiemu nastawieniu chłopaka praca Arka była łatwiejsza, niż przypuszczał, że będzie. Byłoby ciężko, gdyby młody się stawiał i rządził, ale on słuchał. Dyskutował, lecz rozumiał, dlaczego decyzje rodzica są ważne. Z młodą lwicą mogło być inaczej. Topolow zażyczył sobie, by jej ojciec był obecny na ślubie. Nie chciał słyszeć argumentów, że chłop zalewa się w trupa byle czym od bardzo dawna. Kazał wykonać, więc Arek nie tylko musiał to zrobić, ale też przekonać lwicę do tego pomysłu.

Siedząc w luksusowej audicy z Angeliką, jej matką i trójką młodszych dzieci, co przekraczało liczbę dopuszczalnych osób, próbował z nią nawet pogadać, ale podekscytowane dziewczynki nie pozwalały na rozmowę, skutecznie zagłuszając każde słowo. W końcu powiedział im, jak otworzyć barek z przekąskami, i zasunął szybę, odgradzając tył samochodu i odcinając się od zgiełku.

– Pan Topolow, wkrótce twój teść, życzy sobie, żeby na ślubie pojawił się Suszyński – zaczął bez wstępów.

– Pan Topolow nie wie, o co prosi, panie… Jak mam się do pana zwracać?

– Arek.

– Panie Arek. Stary jest takim brudasem, śmierdzielem i pijakiem, że nawet moja ciągle sprzątająca matka nie była w stanie pozbyć się z domu jego cudownego aromatu – kpiła. – Trzeba by starego wymoczyć, wyszorować ten pijacki fetor, ubrać jak człowieka i jeszcze sprawić, żeby wytrzeźwiał. Zrobisz to?

– Muszę. Szef chce go na ślubnych fotografiach.

– No to gratuluję fuchy. Powiedz temu menelowi, panie Arek, że najlepiej zrobi, jeśli nie będzie się odzywał. Ciekawe, jak go przekonasz…

– Arek wystarczy, odpuść sobie pana. To bardzo proste. Dokładnie wiem, co zrobię… Zastraszę go. Powiem, że wżeniłaś się w ruską mafię, pomacham gazówką, a potem wyślę jakąś ekipę sprzątającą i zlecę, żeby go wykąpali. Nawet nie wiesz, do czego można zmusić ludzi, kiedy się odpowiednio płaci. – Uśmiechnął się pod nosem. – Kupię mu też garnitur.

– Rób, jak chcesz. Sukienkę też mi wybierzesz?

Tym razem wyszczerzył się w uśmiechu. Bezczelna. Szybko polubił tę smarkatą.

– Na szczęście matkę masz do rzeczy. Wiesz, że ona mnie spytała, czy może wydać po sto złotych na dziecko?

– Co się dziwisz? Ja też nie wiem, na czym stoję.

– Powiedziałem, że może wydać każdą kwotę, ale nie sądzę, że się uda przekroczyć pięćdziesiąt tysięcy na całą zgraję, no chyba że nie znam jej możliwości. Pewnie pomyślała, że żartuję.

– Klepałeś kiedyś biedę?

– Aż taką jak u was to pewnie nigdy.

– To skończ pieprzyć! Mama odetchnęła z ulgą, gdy dostała pięćset plus. Wyobrażasz sobie dwa tysie dodatkowo do jej marnej pensji? Myślała, że jest w niebie. I wiesz, co się wtedy wydarzyło? Wracający z meliny pijany stary ją sprał, tysiaka zarąbał i przewalił na picie w tydzień! Ona jest mądra. Szybko się uczy. Kupiła dwa worki ziemniaków, mięso pomroziła, nakupiła jedzenia niemal za całą kwotę, która jej została, i jeszcze ubrała dziewczynki w lumpeksie. Zrobiła, co mogła. Przyszłoby ci do głowy, że stary posprzedawał sąsiadom mięso, kawę, herbatę i owoce? Puścił, co się dało. Zostały ziemniaki. Wiesz, co mama zrobiła po kolejnej wypłacie?

– Ja pierdolę, ale sukinsyn! Zarąbałbym go siekierą. Dawaj, co zrobiła? – W myślach postanowił poturbować gościa bardziej, niż pierwotnie zakładał, i nastraszyć go mocniej.

– Kupiła używaną zamrażarkę i wstawiła ją do piwnicy. Tam prąd jest za złotówkę miesięcznie, więc nie ma kłopotu. Od tej pory zakupy zanosiła do piwnicy, bo on tam nigdy nie chodzi. Wmówiła mu, że już jej zabrał zasiłek i ktoś go okradł. Kupiła małym ciepłe buty, ale kazała chować w łóżkach, żeby im nie zwędził i nie przewalił. Nawet chleb na zapas miała w zamrażarce. Herbatę i kawę przynosiła do domu po trochę, serki do szkoły kupiła hurtem i dzieciom odmrażała co wieczór. W lodówce w mieszkaniu była tylko cebula i słonina. Aha, i margaryna do smarowania. Jemy obiady w szkole, więc jemu robiła ziemniaki ze skwarkami, żeby mu przez głowę nie przeszło, że ma co sprzedać. Taka jest moja matka. Podziwiam ją. Ty też będziesz. Sam zobaczysz.

Arek znacząco pokiwał głową. Doskonały traf. Topolow będzie zadowolony. Tak niezwykle przedsiębiorcza kobieta na pewno perfekcyjnie poprowadzi dom.

– Co twoja mama robiła do tej pory? To znaczy skąd miała pieniądze na opłaty?

– Sprzątała u ludzi. Wcześniej było różnie, na przykład pracowała na kasie w Biedronce, ale jak stary przyszedł pijany do niej do roboty i zaczął się awanturować, że ma mu dać flaszkę na krechę, to ją zwolnili. Wstyd na cały sklep. Za sprzątanie dostawała tygodniówki, więc robiła opłaty po trochę, żeby chociaż prądu nie wyłączyli. Telewizora ojciec nie sprzedał tylko dlatego, że nikt nie chciał kupić tak starego pudła.

– Ja pierdolę. Angelika, to Alosza ci spadł z nieba, co? – Z chwili na chwilę miał do niej coraz więcej szacunku.

– No co ty. To jego ojciec spadł mi z nieba. On i jego narzeczona w ciągu następnych pięciu lat niewiele mnie obejdą.

Przez głowę przeszło mu, że małolata wyrzekła się życia już na starcie. Nie wiedział, co powiedzieć.

– Aha, słuchaj, firmę trzeba otworzyć, a to trochę załatwiania jest. – Wrócił do interesów. – Spółkę zakłada się u notariusza i w sądzie trzeba zgłosić.

– Kończę lekcje o trzynastej trzydzieści. Jeśli chcesz, możesz po mnie przyjechać.

– W sobotę dostaniesz auto. Prezent ślubny. Sama możesz przyjechać. Umówimy się pod sądem. Poczekamy tam z Aloszą na ciebie.

Dziewczyna wybuchła śmiechem.

Nie wiedział, co ją rozbawiło, więc czekał.

– Arek, mam osiemnaście lat i nigdy nie miałam w ręku dwustuzłotowego banknotu! Z telewizji wiem, że istnieje pięćsetzłotowy, a ty myślisz, że prowadzę samochód? Pobudka! Słyszałeś kiedyś, że prawko kosztuje? Dawno się tak nie uśmiałam. – Wytarła łzy z kącików oczu. – Jesteś z innej bajki. Zupełnie innej. Ciężko się przyzwyczaić.

– Naprawimy to. A twoja mama?

– Nie wiem. Nie sądzę, ale zapytaj ją.

Wcisnął guzik. Szyba pomiędzy przednią a tylną częścią samochodu wolniutko się schowała.

– Pani Suszyńska, czy pani ma prawo jazdy?

Kobieta przybrała spanikowany wyraz twarzy. Po chwili domyślili się dlaczego. Z tyłu doszedł ich nieprzyjemny zapach wymiocin.

– Bardzo pana przepraszam. Pochorowały się po tych solonych orzeszkach. Nie chciałam głowy zawracać. Niczego nie zabrudziły, daję słowo. Wszystkie zwróciły do pojemnika z barku.

– Proszę się nie martwić, to auto po ślubie idzie na sprzedaż, bo jest niepraktyczne. Zbyt rzuca się w oczy. Poza tym zaraz się wywietrzy. Pojemnik na mrożonego szampana choć raz się przydał. To jak, prowadzi pani auto?

– Mam prawo jazdy. Jeszcze nawet nie wymieniłam na plastikowe, bo nigdy go nie używałam. Zrobiłam przed ślubem. Dawno temu.

– Doskonale. Mam kupić pani samochód do wożenia dzieci i zakupów. Ma pani jakieś wymagania?

– Może… bezpieczny? – wyszeptała kobieta.

Usłyszał to tylko dlatego, że chorujące dzieci nie odzywały się wcale.

– Mądrze – skwitował. – Proszę odnowić dokument, pani Karino. Jeździć nauczę was sam. A teraz wysiadamy i idziemy po zakupy. Aha, i nie zabieramy niczego. Wszystko nam przywiozą. Otworzę tu kredyt dla was. Jeśli czegoś zabraknie albo zapomnimy, wybierze pani później, a ja ureguluję rachunki. Proszę zacząć od sukni ślubnej, bo szef chce fotkę do aprobaty. Potem reszta. Zaczynamy od trzeciego piętra, dzieci na drugim. Zrobię zdjęcie, pozałatwiam formalności i pojadę posprzątać auto. Zamykają o dwudziestej. Macie trzy godziny. Dobrej zabawy.

Dziewczyna bez makijażu

Подняться наверх