Читать книгу Dziewczyna bez makijażu - Zuzanna Arczyńska - Страница 8
7
ОглавлениеRano w prawdziwie termoaktywnych dresach i nowych butach Angelika poszła pobiegać. Cicho i lekko zeszła ze schodów. Niestety wyjście z domu nie było proste. Nie miała pojęcia, jak wydostać się na zewnątrz. Bała się, że próby otwarcia drzwi lub wpisanie nieprawidłowego kodu sprawią, że alarm postawi na nogi wszystkich domowników. Wkurzona już miała wracać do pokoju, gdy na schodach zobaczyła Aloszę w sportowym stroju.
– Show me code, please3 – powiedziała cicho.
Wybierał kolejne cyfry na klawiaturze, mówiąc przy tym głośno:
– A, L, O, SZ, A. – Wystukał dwa, cztery, pięć, osiem i znów dwa.
Do głowy by jej nie przyszło, że odpowiednik „sz” to jedna litera.
– Nu, dawaj4. – Otworzył i pozwolił jej wyjść.
Po chwili, równo oddychając, gnała przed siebie. Mężczyzna chyba spodziewał się truchtu, bo został z tyłu i biegł swoim rytmem. Jego jogging w niczym nie przypominał jej wyczerpującego wysiłku. Z boku wyglądało to tak, jakby przed nim uciekała. W rzeczywistości potrzebowała dostarczyć mózgowi endorfin i tlenu.
Kate stała w oknie. Patrzyła, co się dzieje na drodze przed domem. Schowała się za zasłoną, by z dołu nikt jej nie dojrzał. Zawinięta w koronkowy szlafrok, popijała kawę. Marzyła o papierosie, ale obiecała Aloszy, że zadba o zdrowie. Właściwie to nawet żałowała tej małej Polki. Wiedziała, że jej życie nie będzie bajkowe, a za kilka lat majątek, z którym się oswoi, pryśnie. Rodzinka nie powinna zbytnio przyzwyczajać się do luksusów, a nastolatka dokładnie czytać intercyzę, a nawet wziąć prawnika. Jednocześnie Kate czuła złość na Topolowa. Stary cwaniak nie wziął jej pod uwagę jako kandydatki na żonę swego pierworodnego. Dlaczego uparł się na Polkę? Czy Angielkom czegoś brakuje? Ona przynajmniej ma klasę i umie wydawać pieniądze. Wygląda wystrzałowo i łeb ma na karku. Nie to, co ta szara mysz, chuchro zbyt młode na żonę dla światowego Aloszy.
To, że plany Kate legły w gruzach, nie znaczyło, że nie mogła tego zmienić. Trzeba było zacząć budować od nowa. Postanowiła zagrać najstarszą bronią świata: zajść w ciążę i zabrać Aloszę do domu z tego dziwnego kraju. W obliczu dziecka stary będzie musiał zmienić śpiewkę. Ugnie się jak wszyscy i zawsze. W końcu wnuk to krew z krwi, nie jakieś tam papierowe brednie. Na razie jednak Angielka musiała dopasować się do tła. Nie wychylać, niemal przyjaźnić. Da się zrobić. Zagra słodką i kochaną. Potrafi. Jędzą będzie potem, kiedy już zajdzie. Dobry plan to połowa sukcesu! Potem niańka i swobodne latanie po świecie. Uda się. Wszystko się uda.
Tymczasem za oknem aniołek jej chłopaka, jak nazwała w myślach Angelikę, kończył morderczą trasę i wracał do domu. Aloszy jeszcze nie było widać. Gdy wróci, wejdzie pod prysznic jak zawsze, a Kate razem z nim. Na dobry początek dnia.
Droga do szkoły w ciepłym aucie i suchych butach była czymś, do czego wszyscy mogli się przyzwyczaić niemal natychmiast. Angelika wyskoczyła z samochodu i po chwili stała pod klasą z zeszytem w ręku. Dzwonek na lekcję zadzwonił, a fizyka wciąż nie było. Ktoś poszedł po klucz. Najlepszym sposobem na przeczekanie nieobecności nauczyciela było zachować pozory. Wszyscy weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Dopóki będą cicho, nikt się nie domyśli, że profesor znowu nie dotarł na czas. Jeśli w końcu dojedzie, wie, gdzie ich szukać, a jeśli nie, każda kolejna klasa będzie go kryła. Zasłużył. Do zeszłego roku był ulubieńcem uczniów; wesoły i swobodny, dowcipnie wyjaśniał trudne zagadnienia. Sprawiał, że fizyka stawała się przystępna. Potem jego żona po kilku miesiącach choroby umarła na raka. Od tej pory często nie było go w pracy i jakoś udawało im się go nie zdradzić. Gorzej, gdy pojawiał się w szkole nawalony. Wtedy woźna zawracała go już w korytarzu, żeby przypadkiem nie spotkał kogoś z pedagogów, bo mogłoby się to skończyć dla niego źle, a tego nikt mu nie życzył. Ludzie wierzyli, że w końcu się otrząśnie i wróci do świata żywych oraz trzeźwych, tymczasem nic na to nie wskazywało.
Z braku zajęcia klasa postanowiła omówić swoje sprawy. Kilarska, jak zwykle zaangażowana w nowy pomysł, usiadła na biurku nauczycielskim i machając nogami, zaczęła opowiadać, jak cudownie spędzą czas na wycieczce, którą współfinansuje jej tatuś. Od samego rana miała coś do Angeliki. Rzucała w jej stronę zawistne spojrzenia. Prawdopodobnie w oko wpadły jej nowe buty koleżanki.
– Sucha, a ty jak zwykle nie jedziesz, co? – zapytała zaczepnie, choć wszyscy w klasie wiedzieli, że z kasą u niej zawsze krucho.
– Nie. Nie jadę. – Angelika ani myślała się tłumaczyć.
– Autobus jest za darmo. Tylko za żarcie płacimy. To w końcu Rzym. Wymyśl coś. Na buty za parę ładnych stówek znalazłaś kasę, to może i na wycieczkę złapiesz sponsora.
W klasie zrobiło się cicho. Bezczelne oskarżenie zawisło w powietrzu.
– Odjeb się, Wioleta, bo tak ci przypierdolę z forhendu w ten pusty łeb, że go nie znajdziesz, gdy spadnie i się potoczy – warknęła Angelika głośno i wyraźnie w swojej obronie.
Rówieśnicy wciąż milczeli.
– To, że ty nie przepracowałaś w życiu ani godziny, a jedyne zajęcie, które sobie wyobrażasz, to dawanie dupy, nie znaczy, że inni mają tak samo, zdziro. I mów szczerze, o co chodzi. Słuchajcie! To nie jest wycieczka do Rzymu, tylko do jego niewielkiej enklawy nazywanej Watykanem. Jeszcze wam nie powiedziała? Tatuś jedzie paść na kolana przed papieżem na zapchanym ludźmi placu i zabiera was na przyczepkę. A chuj, że jest zima! Wyjdzie na pobożnego filantropa. Dostaniecie zniżkę na różańce i postoicie pod oknem, czekając na audiencję. Może zobaczycie grób Wojtyły. Cudowna atrakcja – drwiła.
– Wiola, czy Sucha mówi prawdę? Dokąd ta wycieczka? – Posypały się pytania. – Co ze zwiedzaniem?
– Już ja się dowiem, skąd miałaś kasę na te buty – syknęła Kilarska niezadowolona. – Ojciec mówił, że wycieczka jest do Rzymu. Obiad na pewno będzie w Rzymie. Reszty nie wiem. A jak do Watykanu, to też super. Kto jedzie? Raz, dwa, trzy – liczyła podniesione ręce. – Serio, nie chcecie do papieża? – Wkurzona rzuciła wychodzącej Suszyńskiej wściekłe spojrzenie. Nie mogła ścierpieć, że ta bida nosi głowę tak wysoko. Powinna być malutka jak mrówka, a nie zadzierać nosa.
Dorota wstała tuż po Angelice i wyszły obie za szkołę, by zapalić papierosa. Oparta o mur Suszyńska odpaliła od razu dwie fajki, podając drugą kumpeli.
– Pytaj.
Zdenerwowanie i zaciekawienie nastolatki były aż nazbyt widoczne.
– Po co? Wiem, że tego nie zrobiłaś. Ona tak, ale nie ty. Wiesz, że Wioleta nie odpuści. Te buty nieprędko stanieją i będą ją kłuły w oczy. Jak to możliwe, że ty masz to, o czym ona może pomarzyć? Kilarska spróbuje ci dopiec do żywego.
– Trudno. Albo buty, albo zdrowaśki w autobusie. Przynajmniej się ponabijamy, no nie?
– Spoko. Tylko wiesz, że jak coś wyniucha, to zrobi z tego takie halo, że buda będzie drżeć w posadach.
– Pieprzę jej plotki. Wiadomo, że kiedyś się wszyscy dowiedzą. Za mąż wychodzę, Dorkas. W tę sobotę. Przyjdziesz?
– Sucha, no co ty? Nieee… – Patrzyła z niedowierzaniem. – A jednak… Mnie nie bujasz. Opowiadaj!
– Serio. Wychodzę za niesamowicie przystojnego Rosjanina, studenta Oksfordu, blondaska, słodziaka z boskim akcentem, który się tu sprowadził ze swoją dziewczyną.
– Z dziewczyną? A hajta się z tobą?
Angelika przytaknęła.
– Masz jego zdjęcie?
– Nie mam, ale jest taki, że ojej. Wygląda jak Dima Bilan, ten z Eurowizji, tylko że ma jasne włosy. Boski. Podpisuję kontrakt przedślubny. Robię to dla kasy. Od wczoraj mieszkam w willi. Zabrałam matkę i dziewczynki. Stary… Pieprzę go, niech zdycha sam. Małe mają wszystko. Będzie im dobrze. Zakładam firmę, którą mąż poprowadzi. On studia sobie skończy zaocznie, a ja na swoje będę miała kasę. Przez najbliższe pięć lat posiadania gotówki mam tylko nie zajść w ciążę z nikim innym i dobrze wyglądać.
– I co teraz zrobisz?
– A co mam zrobić? Będę się uczyć. Muszę opanować jazdę autem, podciągnąć angielski do komunikatywnego i chętnie nauczę się rosyjskiego. Ale nie wszystko od razu. Po maturze. Mogę wydać na kształcenie, ile zechcę. Kupię sobie książki… milion książek. I będę czytać.
– Skoro robisz to dla kasy, Wioleta cię ukrzyżuje. Wiesz, jak będą za tobą wołać?
– W przeciwieństwie do niej nie bajeruję po cichu niemal emerytowanych kolegów tatki, więc skoro ona jest cichodajką, to ja będę głośnodajką. Alosza jest młody i przystojny. Właściwie kto mi udowodni, że robię to dla siana? To nie kulawy staruch. Jak go dziewczyny zobaczą na studniówce, to im te czerwone majty na podłogę pospadają.
– Głośnodajka. – Dorkas skrzywiła się i wyrzuciła kiepa. – No to wymyśliłaś… Weź mu jakieś zdjęcie zrób, co? I od dziś, burżujko, palimy twoje.
– Naciesz się. To już niedługo. Pan teść wymaga, żeby nie jarać. Matka ma nam dziś kupić jakieś gówno na niepalenie. Nie będzie lekko. A zdjęcie czym niby zrobię? Podobno mamy sobie razem Fejsa założyć. Taki dowód rzeczowy na związek. Głupie to, ale co tam… Pozory trzeba zachować. Jak już będzie w sieci, to ci powiem. Słuchaj, może byś wpadła do nas, co? Poznasz go przed ślubem. A Wioletą się nie martwię. – Zdeptała niedopałek. – Jeszcze nie widziała naszego ochroniarza. Starego nastraszył, że jest z ruskiej mafii. Ileż mu taką Kilarską przerazić? Mówisz i masz. Dorkas, przyjdź. Proszę. Potrzebny mi świadek na ślubie.
– Mam być twoim świadkiem? Serio? – zdziwiła się i ucieszyła.
– A co? Wioletkę mam poprosić? – Angelika skrzywiła się z niesmakiem. Znienawidzona pupilka rady pedagogicznej nie była materiałem na jej przyjaciółkę.
– No nie żartuj. Twój ślub, ty decydujesz. Dobrze, to zostanę świadkiem. I wiesz co, mogę dziś przyjść, tylko mi powiedz na którą i gdzie. – Nim Angelika zaczęła odpowiadać, Dorota zatrzymała ją gestem i odrobinę ciszej wyraziła swoją opinię: – Ale w klasie chyba powinnaś to ogłosić.
– Po co? Nie zależy mi na bandzie idiotek ze sztucznymi rzęsami, których cały świat kręci się wokół seriali, klasówek i testów ciążowych robionych na pokaz w szkolnym wucecie tylko po to, by sobie udowadniać, która to jest bardziej doświadczona i żyje na ostrzejszej krawędzi.
– To przegięcie, fakt. – Uśmiechnęła się. – Ale zapomniałaś o chłopakach. Oni cię lubią i szanują. Przynajmniej ci, z którymi pracujesz. Pomagaliście sobie zawsze.
– Wyślę im zbiorczego esemesa z bramki godzinę przed ślubem. Tylko numery muszę od ciebie spisać. Wszyscy wiedzą, że nie mam komórki, żeby oddzwonić. Komu będzie zależało, ten przyjdzie. Może być?
– Lepiej tak niż wcale. Pewnie do mnie będą tarabanić. Na bank nie uwierzą. Pomyślą, że to mega ściema. Będę się za ciebie tłumaczyć. Ale heca!
– Tylko dowód weź. Nie zapomnij.
W szkole rozległ się dzwonek, po którym dziewczyny wolno ruszyły do budynku. Co prawda dopiero zaczęła się przerwa, ale stanie w palarni o tej porze nie było mile widziane przez grono pedagogiczne.
Jedna ważna rzecz była już odfajkowana. Panna młoda liczyła na Dorotę. Zawsze mówiła, że tylko ona jest względnie normalna z dziewczyn w tej klasie. Cieszyła się, że może ją do siebie zaprosić. Po raz pierwszy robiła coś takiego i czuła radość.
Po lekcjach Angelika wybiegła na parking, gdzie miał czekać na nią Arek. Nie było go. W samochodzie siedział Alosza. Wysiadł i uśmiechnął się do niej szelmowsko. Nie spodziewała się przedstawienia, które właśnie się zaczynało. Najpierw pocałował ją w obie dłonie, potem wziął jej nową czarną torbę, która zastąpiła pocerowany plecak, i odłożył na tylne siedzenie auta. Kiedy otwierał jej drzwi, delikatnie objął dziewczynę w pasie. Akurat gdy wsiadała, w bramie stanęły koleżanki z jej klasy. Nie było wśród nich Wiolety, ale Angelika mogła być pewna, że opis jej narzeczonego na pewno nie ucierpi, powtarzany z ust do ust. Pomachała im tylko dlatego, że się gapiły. Chwilę później zamruczał silnik nowego wozu. Odjechali.
– It’s your friends?5 – zapytał.
– Jakie przyjaciółki!? Zwariowałeś?! No fucking way!6 – zaprzeczyła gwałtownie. – Odbiło ci? Ja i te małpy? They are old, stupid parrots and monkeys7 – powiedziała po angielsku, co jej przyszło do głowy.
– Okay. You know the whole zoo8. – Roześmiał się. – Talk to me, Angela9.
– To są plotkary, tępe dzidy, idiotki. Jak ci to… Bla, bla, bla. Small talk, you know? They talk about people10.
– I understand. Where I have to go now?11
– Aha, no dobra. Jedziemy do sądu. Już ci mówię: right and right12.
– Here? Are you sure?13 – dopytywał. – I can’t14.
– Ojej, cholera, jednokierunkowa! – spanikowała. – Jasne, że nie możesz!
– Yeah: „ojej” – zacytował ją i się roześmiał. – Don’t panic, think15.
– Jedź w lewo, no w lewo! Go to the left, look at my hands16.
Alosza zwolnił i jechał tam, gdzie mu pokazywała tak długo, aż zaparkowali pod budynkiem sądu.
– Jestem mokra… – westchnęła, nim wysiadła.
– What?17 – zapytał, a ona wzięła jego rękę i położyła sobie na krzyżu.
Roześmiał się serdecznie.
– Wsjo w porjadkie, ja wsjo poniał: wprawo, wliewo18.
Na miejscu czekał na nich ochroniarz. We trójkę ruszyli załatwiać formalności. Po drodze tłumaczyła Arkowi, że nigdy jeszcze nie spociła się jak mysz, pilotując samochód. Teraz wiedziała już, że nie potrzebuje do tego angielskiego. Wkurzona, symbolicznie uderzyła Aloszę pięścią w ramię.
– Gadaj, jeśli rozumiesz. Po co mam się produkować?
– Twoj angliskij słabyj. Praktikujties19. – Narzeczony wyciągnął do niej rękę.
Zdziwiła się, ale podała mu swoją i weszli do budynku.
– Pan nauczyciel się znalazł – mruknęła, a głośno dodała: – Dobra, poćwiczę, ale czemu na drodze? To cholernie stresujące. Aha, koleżanka dziś przyjdzie cię poznać. Będzie moim świadkiem na ślubie. Arek, proszę, przetłumacz mu. Jak mnie wnerwia to niezrozumienie. Kto będzie jego świadkiem?
– Spokojnie. Myślę, że on cię doskonale rozumie. Wszystko się załatwi. Opanuj się. Masz dowód?
– Kurde, nie mam. – Sprawdzała w kieszeni nowej torby, choć pamiętała dokładnie, jak wyjęła go z plecaka i włożyła do pustej górnej szuflady w komodzie, zastanawiając się, co tam będzie trzymała.
– No to wracamy. – Arek rozłożył ręce. – Nic tu nie załatwisz bez dokumentów. Nazad20 – rzucił do Aloszy.
– Chociaż jakieś formularze pobierzmy. Przepraszam, nawaliłam, ale przynajmniej laski z mojej klasy sobie Aloszę obcięły pod budą. Będzie gadanie. Może pojedźmy po dowód i wrócimy?
– Nie pali się. Może lepiej załatwić te sprawy po ślubie. W poniedziałek nazwisko będzie już wspólne. Masz coś w mieście do załatwienia?
– Ja? Nie. Nic. Dzieci wróciły?
– Tak. A twoja mama chciała się do południa rozbić o wszystko, o co się dało. Postanowiła mnie zabić. Jeździ, jakby to był jej pierwszy raz. Myślałem, że zawału dostanę. Dawno nie przeżyłem takiego stresu. Uwierzysz, że prawo jazdy zdawała w maluchu?
– Nawet nie wiedziałam, że je ma. Jest aż tak źle?
Pokiwał głową.
– Jest strasznie. Nie chciałabyś tego przeżyć. Po obiedzie ty jeździsz.
– Skoro muszę… Nie masz dosyć stresu na dziś? – Spróbowała się wykręcić.
– Mam. Nie wytrzymam ani minuty dłużej obok prowadzącej baby, dlatego będziesz uczyła się z Aloszą.
– Zgłupiałeś? – Roześmiała się. – Przecież ja go nic a nic nie zrozumiem!
– Powiedział, że zawsze chciał nauczyć jeździć młodszą siostrę. Jej tu nie ma, więc niech uczy ciebie. Będzie miał frajdę.
– Mówisz? Starszy brat? No dobra. Spróbujemy.
Wsiadła do auta przyszłego męża i ruszyli za Arkiem do domu.
Mama zaszalała. Nie chodziło o to, że zrobiła ogromny obiad. Raczej o to, że naprawdę miała z czego przygotować posiłek. Zrobiła pyszną zupę pieczarkową, kilka surówek i pielmienie, na których widok oczy Aloszy rozbłysły z radości. Kate sądziła, że obiad będzie jarski, więc jadła surówki i była bardzo zadowolona do momentu, gdy zobaczyła, że z równiutkich pierogów dzieci wydobywają mięso w delikatnym rosołku. Dla nich domowy obiad w tygodniu też był zupełną nowością. Zwykle jadały tylko w szkole. Mama jedynie w weekendy przyrządzała im tanie posiłki.
Angelika pochwaliła ją szczerze.
– Nawet nie wiedziałam, że potrafisz zrobić takie dobre rzeczy, mamo.
– Za to nie miałam jeszcze czasu na lekcje dziewczynek.
– Do wieczora zdążycie. Nie ma się co spinać. Nikt nas nie goni.
– Wiem, córuś. Alosza, dobre? – zapytała zięcia.
– Ocień charoszo, mateczka, bolszoje spasibo. Poslie objeda ja budu uczyt Angelike wodit maszinu21.
– Świetnie! Może jej pójdzie lepiej niż mnie. Nic już nie pamiętam. Ona jest młoda, więc raz-dwa się nauczy.
Alosza opowiedział Kate o planie na popołudnie, a ona stwierdziła bezproblemowo, że w takim razie coś poczyta, pocałowała go w usta i wstała od stołu, grzecznie dziękując. Zdziwił się. Nigdy nie widział, by ta kobieta czytała. Myślał, że czeka go kolejny foch, a tu okazało się, że przynajmniej z zazdrością Kate nie ma problemów. Bo kogo tu porównywać? Wyrafinowaną dojrzałą niewiastę i nieopierzoną nastolatkę? Dobrze, że widział w podlotku młodszą siostrę. Na takiej stopie mogli budować coś fajnego. Jakąś przyjaźń. Na razie młoda jest interesowną smarkulą z bardzo dobrym sercem, ale kim zostanie, gdy w jej życiu pojawią się pieniądze, naprawdę dużo pieniędzy? Zastanawiał się i postanowił przyglądać z uwagą.
Gdy wstał od stołu, razem z nim poderwały się dziewczynki i zabrały go na górę, by zobaczył, że dotarły już ich łóżeczka. Przy okazji dowiedział się, że gdy wstawały rano, obudziły się na materacach całą piątką. To było… dziwne. Gdy się nad tym zastanowił, uznał, że to jakiś sposób ochrony najmłodszych dzieci, może też przejaw braku zaufania albo głęboko zakorzeniony lęk.
Schodząc po schodach, zawołał Angelikę, a ona posłusznie podążyła za nim. Wyjechał z garażu, wsiadła bez szemrania i pojechali za miasto. Zatrzymali się na parkingu dla tirów, bo był prawie pusty. Przy wjeździe Alosza dał cieciowi dwie dychy, więc miał tyle miejsca, ile potrzebowali. Wysiadł, a ona zajęła miejsce kierowcy. Oczekiwała, że chłopak usiądzie obok, a on zaskoczył ją, sadowiąc się za nią. Położył dłonie na ramionach dziewczyny. Dzięki temu zrozumiała, gdzie ma spid, a gdzie stop. Podpowiedział, że trzecia możliwość to sprzęgło. Naciskał na jej ramiona i zwalniał nacisk. Próbował pokierować jej reakcjami. Mówił na przemian po rosyjsku i angielsku. Słuchała. W końcu wcisnęła sprzęgło, przekręciła kluczyk, włączyła pierwszy bieg i wolno puszczając jeden pedał, naciskała drugi.
Gdy tylko auto ruszyło z miejsca, panika zawładnęła mózgiem dziewczyny. Uspokajał ją, wiedząc, że może tak jechać na jedynce do końca świata i katować silnik. Nacisnął na miejsce odpowiedzialne za sprzęgło. Wykonała polecenie i po chwili mieli już drugi bieg. Samochód osiągnął astronomiczną prędkość trzydziestu kilometrów na godzinę. Zbliżali się do końca parkingu. Tam o dziwo spokojnie Angelika wykonała manewr zakręcania. Gdy znów wyjechała na prostą, udało się jej wrzucić trzeci bieg. Była spocona ze stresu. Wolno i spokojnie tłumaczył jej, jak ma zatrzymać samochód. Miała na to mnóstwo miejsca i czasu. Trochę nerwowo nacisnęła pedał hamulca, ale nie było najgorzej. Alosza wysiadł i otworzył drzwi kierowcy. Podał jej rękę, a gdy wynurzyła się z auta, zdjął z niej kurtkę i szalik.
– Jeszczjo ras22 – rzucił i wsiadł do auta razem z jej rzeczami.
Znów położył jej ręce na ramionach, a ona spróbowała uruchomić silnik. Nie wyszło. Ponowiła próbę. Tym razem auto zachowało się, jak oczekiwała.
– Mjakko kak w ljubwi – wyszeptał i sam się zdziwił, że to powiedział. Poprawił się więc po angielsku: – Gently like in love23.
– Akurat w love to ja jestem teoretyk, więc zupełnie nic mi to nie mówi – prychnęła i skupiła się na prowadzeniu.
Jeszcze kilka razy przećwiczyli odpalanie, aż za każdym razem udawało się jej ruszyć z miejsca, wrzucić dwójkę, a potem zatrzymać.
Alosza przesiadł się obok niej, zapiął pas, włączył światła i kazał zawieźć się do domu. Najpierw spanikowała, ale po chwili poczuła dreszczyk przygody. W końcu żadna to metropolia, a jego było stać na stłuczkę czy mandat. Wyjechała z parkingu, wytoczyła się na drogę bez kierunkowskazu i po chwili jechała już na trójce, mając na liczniku zawrotne cztery dychy. Musiała stanąć na czerwonym i szczęka jej opadła, bo osobą, która zmieniła światło, była wicedyrektorka szkoły. Dziewczyna ukłoniła się grzecznie zza szyby, a Majewska pogroziła jej palcem. Dalej już nie szło tak gładko. Do domu dojechała w nerwach i ze spoconymi plecami. Wyskoczyła z auta jak z procy i pobiegła opowiedzieć matce, co się stało.
Alosza nie przestawał jej chwalić. Mama, rozumiejąc piąte przez dziesiąte, wiedziała, że jest bardzo zadowolony. Nikt prócz samej Angeliki nie przejął się profesorką na pasach. Nie widzieli powodu. Przecież maturzystka skończyła już osiemnaście lat i właściwie nie powinno nikogo dziwić, że prowadzi samochód.
Przed osiemnastą, gdy mama kończyła odrabiać lekcje z dziewczynkami, po domu rozległ się dziwny hałas. Domofon przy bramie wjazdowej na posesję okazał się kolejną zaskakującą nowością. Arek odebrał i otworzył furtkę, a potem stanął w otwartych drzwiach, czekając na gościa. Zaprosił do środka Dorotę i już miał pójść po Angelikę, gdy Alosza pojawił się w holu, przedstawił i zaproponował, że zaprowadzi ją do narzeczonej.
Dziewczyna grzecznie przyjęła ofertę i ruszyła przed nim schodami. Chciała go sobie dobrze obejrzeć, ale jak miała tego dokonać, gdy puścił ją przodem? Na piętrze zawołał Angelikę i poczekał, aż otworzy drzwi swojego pokoju. Przyjaciółka podziękowała ładnie po angielsku i rzucając kumpeli wymowne spojrzenie, weszła do jej pokoju, zamykając za sobą drzwi.
– Nikt nie uwierzy, że robisz to dla siana, Sucha. To po prostu nie przejdzie. On jest… Wow! Po prostu! No mówię ci. Nie lecisz na niego?
– Podobno mamy mieć relacje jak siostra z bratem. Fajny jest, ale nie widziałaś jeszcze jego kochanki. Nie mam nawet po co startować.
– Oj, daj spokój. Wszystko masz tam, gdzie trzeba.
– No, tylko jakoś mało. Wiesz niektórzy, znaczy niektóre – poprawiła się – potrzebują spadochronów na cycki, a moje raczej mieszczą się w naparstkach.
– Przytyj trochę, to ci przybędzie. – Dorota usiadła w głębokim fotelu i niemal natychmiast się w nim zapadła.
– Mam nadzieję. Wiesz, jaka wtopa? Jedziemy autem, ja prowadzę, dojeżdżam do pasów, a tu Majewska.
– No i co? Kilarska też już ma prawko. Olej to. Co ci może zrobić? Palcem pogrozi?
– Już pogroziła.
– Sucha, lej na to. Kieckę lepiej pokaż.
Angelika zamrugała zdziwiona.
– No, suknię ślubną.
– Aha. Wisi w garderobie. Przechodzimy tędy z mamą do dzieci, pokażę ci. – Włączyła światło w osobnym pomieszczeniu i pokazała na kolejne drzwi.
Nie dobiegały stamtąd żadne dźwięki.
W pokoju dzieci było ciemno i cicho, bo małe na dole oglądały bajkę. Półki wpasowane w skosy były do połowy wypełnione jeszcze zapakowanymi, nowymi ubraniami. Suknia wisiała na środku, dodatki i buty leżały w opakowaniach obok.
Dorota nabrała powietrza i zagwizdała.
– No, kochana! To jest wyższa liga. Ekstraklasa! Co mam ci powiedzieć… Przepiękna jest! Będziesz wyglądać jak z bajki. Słuchaj, poproszę bratową, żeby ci zrobiła włosy poza kolejnością. To będzie mój prezent dla ciebie. Ale paznokcie to chyba musisz sobie sama załatwić.
– Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
– Żartujesz! – Dorota miała zdziwioną minę. – Kompletnie ci odbiło?
– Kiedy właśnie wcale nie żartuję.
– Durna babo! Ślub może nie być z twoich marzeń, ale zdjęcia mają być i już! Chcesz triumfu Wiolety? Zniesiesz to, jak się puszy? Działaj! Zrób sobie włosy, paznokcie, makijaż! Masz być księżniczką! Wszyscy mają wierzyć, że to cudowna chwila, ty zaś tryskasz miłością! Jesteś zakochana do szaleństwa i szczęśliwa tak, że mogą zzielenieć z zazdrości. Pierwsza w klasie wychodzisz za mąż! Wioleta się zmoczy, gdy to usłyszy. Ogryzie tipsy do krwi. I to za kogo wychodzisz! On jest piękny! Takiemu sama bym się dała zbajerować. A tak swoją drogą, jak ci to powiedzieć… Wiesz, że będziecie się całować?
– Wiem, Dorkas, wiem. Udaję, że o tym nie myślę. Chodź, herbatę sobie zrobimy.
– Nie mamy czasu. Znaczy ja nie mam. Ty zrób, chętnie się napiję. Muszę zadzwonić do bratowej i umówić cię z dziewczynami od kosmetyczki obok, bo sama sobie terminu na już nie załatwisz, skoro jeszcze o tym nie pomyślałaś. Może coś wymodzą. Uszu nie ma co przebijać, ale brwi wyregulować trzeba i może rzęsy zagęścić. Najlepiej jutro po szkole. A makijaż przed ślubem i włosy w sobotę rano. No zrób tę herbatę, a ja podzwonię.
Nie było łatwo, ale w końcu wszystkie terminy zostały potwierdzone. Angelika pomyślała wieczorem, że musi tylko trzymać głowę wysoko i nie spanikować, kiedy piękny Alosza będzie ją całował, jakby była jego prawdziwą miłością. Postanowiła się tym cieszyć, bo właściwie dlaczego nie? Całkiem fajnie będzie całować się z przystojniakiem.
3
Pokaż mi kod, proszę.
4
Chodź.
5
To twoi przyjaciele?
6
Nigdy w życiu!
7
To stare, głupie papugi i małpy.
8
Znasz całe zoo.
9
Mów do mnie, Angeliko.
10
Minirozmówki, wiesz? One gadają o ludziach.
11
Rozumiem. Gdzie mam jechać?
12
W prawo i w prawo.
13
Tutaj? Jesteś pewna?
14
Nie mogę.
15
Nie panikuj, myśl.
16
Jedź w lewo, patrz na moje ręce.
17
Co?
18
W porządku, wszystko zrozumiałem: w prawo, w lewo.
19
Twój angielski jest słaby. Poćwicz.
20
Wracamy.
21
Bardzo dobre, mateczko, wielkie dzięki. Po obiedzie będę uczył Angelikę jeździć autem.
22
Jeszcze raz.
23
Delikatnie jak w miłości.