Читать книгу Dziewczyna bez makijażu - Zuzanna Arczyńska - Страница 5
4
ОглавлениеZakupy jeszcze nigdy nie były takie stresujące. Najpierw pani w salonie sukien ślubnych spytała, czy skoro Angelika bierze ślub tak młodo, sukienka będzie wymagała poszerzania w talii. Nie zrozumiały z Kariną, o co chodzi, bo przecież dziewczyna nie miała szans przytyć do soboty. Ekspedientka założyła, że suknia będzie potrzebna za pół roku lub ewentualnie trzy miesiące, nie na już, a tak młode narzeczone zwykle są w ciąży. Gdy usłyszała, że do soboty Angelika nie przybierze na wadze, uspokoiła się, rozpromieniła i zaczęła przynosić kreacje w najmniejszych rozmiarach.
Dopiero w dużym lustrze przymierzalni matka z córką zdały sobie sprawę z tego, jak bardzo są chude. Angelika miała tak małe piersi, że konieczne były dodatkowe wkładki do stanika typu push-up. Poza tym wszystkie proponowane sukienki leżały na niej modelowo. Wybrała gładką, rozkloszowaną od talii, kremową, z delikatną koronką zamiast pleców. Grzecznie zaproponowano im dodatki, aż do pełni szczęścia został tylko zakup butów. Arek zrobił zdjęcie panny w wybranej sukni i wysłał je szefowi. Poczekał na odpowiedź i tylko pokiwał głową.
Potem przyszła kolej na dzieci. Ich wielkie oczy rozwarły się jeszcze szerzej, gdy dziewczynki wybierały kolejno majtki, podkoszulki, bluzki, spodnie i sukienki z obrazkami z Disneya, ich niedoścignione marzenie. Potem przyszedł czas na kurtki, kozaki, rękawice, czapki i szaliki. Nowe, z metkami. Mierzone w przymierzalni sklepu, nie lumpeksu, takie, które w razie potrzeby można zamienić na mniejsze lub większe, a nie samemu przerabiać. Oszołomił je ogromny wybór wszystkiego w dobrej jakości, a w końcu Arkadiusz proszący ekspedientkę, by pomogła pani Suszyńskiej podwoić zamówienie. Nawet sprzedawczyni była zdziwiona tym poleceniem, ale z zapałem zabrała się do pracy, wiedząc, że w tym miesiącu dostanie premię jak marzenie.
Skąd Topolow wziął tego faceta? Karina patrzyła na niego z absolutnym zdziwieniem. W starym domu nie miałaby gdzie schować tylu ubrań, a on po prostu kazał przywieść wszystkiego dwa razy tyle. Ludzie wykonywali jego polecenia bez słowa i jeszcze byli wdzięczni, że je wydaje. Kiedy ubrania dla małych zostały już wybrane, skrzyknął całą trójkę i pojechał z nimi do kina, zostawiając Angelikę z matką.
Obie zmęczone skakaniem dokoła trzech małych zachwyconych iskierek usiadły w fotelach przy przymierzalni. Matka wykonała ręką nieskoordynowany gest, na który dziewczyna zareagowała, podnosząc głowę.
– Chciałabym to nazwać, dziecko. Chcę, bo wiesz… To wszystko i cała reszta… No nie wierzę. A jeśli to bańka mydlana? No nie. Przecież nie śpię. Ale jeśli śpię, to nie hałasuj, bo chętnie zostanę w śpiączce. Czuję się bezpiecznie i moje dzieci też tu są.
– Wiem, no wiem, przestań. – Angelika jakby czytała w jej myślach. Miała podobne odczucia. Była zadziwiona łatwością wchodzenia w stan posiadania.
– Dzieci zapomną o biedzie – tłumaczyła Karina mętnie, próbując ubrać w słowa swoje przemyślenia. – Nawet nie wiem, jak ci za to dziękować. Ja też kiedyś próbowałam naprawić nam życie. Chciałam sprzedać nerkę, ale za nic nie umiałam tego zorganizować. Sama wiesz, nowinki technologiczne są nie dla mnie. Nie znam się. Usiadłam w kawiarence internetowej, by zamieścić ogłoszenie, ale nie dałam rady z komputerem. Dopiero wtedy sobie uświadomiłam, że jeśli ktoś mnie rozbierze na części zamienne w jakimś sterylnym, ukrytym kącie, to nikt nie będzie mnie szukał, a wy zostaniecie same z potworem. Wtedy otrzeźwiałam. To, co zrobiłaś… Ta decyzja jest niezwykła. Podjęłaś ją dla nich. Dla nas.
– I dla siebie, mamo. Pamiętaj, że ja też korzystam. Na studia pójdę. To moja przyszłość. – Próbowała umniejszyć swoją rolę, odwołując się do własnego egoizmu, lecz myślała o historii, którą właśnie opowiedziała jej mama. – Jest inaczej, prawda? No sama powiedz.
– Zupełnie inaczej. Jakoś tak… Bezpieczniej. Głupio gadam, córuś? – Matka westchnęła.
– Nie. Nie głupio. Dobra, nie rozklej mi się tu. Dawaj, ruszamy się, bo do jutra nie skończymy. Na dole widziałam automat z kawą. Jeśli się uwiniemy, to zdążymy. W końcu będę wyglądać tak, jak chcę.
To, czego pragnęła Angelika, na pewno nie było tym, co spodobałoby się Topolowowi, ale w końcu on nie będzie oglądał jej na co dzień w szkole. Kupiła mnóstwo białych bluz i czarnych spodni. Właściwie prócz tego wybrała tylko kilka ciemnoczerwonych dresów. Żadnych spódnic, sukienek, niczego opiętego, bo cokolwiek by to było, uwydatniałoby jej nadmierną szczupłość. Wyszła z przymierzalni w czarnych dżinsach i białej bluzie z kapturem, z rękami upchanymi głęboko w kieszenie. Chwyciła szarą parkę i czarną ocieplaną skórę z kapturem. Czułaby się kompletnie ubrana, gdyby nie stare buty.
Karina była rozdarta. Marzyła o powrocie do zwiewnych sukienek, w których chodziła wiele lat temu. Nie czuła się młoda, o nie, może nawet wydawała się sobie starsza, niż była. Przytłaczały ją życiowe doświadczenia, ciągła walka bez efektów i milion drobnych porażek. Teraz ich jednak nie widziała. Sukienki kusiły i zapraszały. Myśląc, że raz się żyje, kupiła sześć. Do tego wybrała kilka kompletów luźnych ubrań do prac domowych, jakieś bluzki, spódnicę i żakiet. Postanowiła, że jeśli nie będzie musiała, już nigdy nie włoży spodni. Chciała poczuć się kobieco. Dorzuciła kilka spódniczek i bieliznę. Nie mogła odzyskać lat straconych w koszmarnym związku, za to czuła, że ma szansę odzyskać siebie taką, jaką się lubiła.
Nim ruszyły po buty, Angelika zjechała do automatu po kawę. Przyniosła dwie. Kobiety weszły z nimi do obuwniczego.
Gdy zrobiły zakupy, przed galerią stał już Arek, czekając na znajome, a małe kotłowały się z tyłu samochodu. Karina chciała porozmawiać z mężczyzną, więc zamieniła się z córką miejscami i dyskretnie poprosiła ochroniarza o zamknięcie szyby. Wypytywała o Topolowów, o ojca i syna. Dowiedziała się o istnieniu kochanki chłopaka i usłyszała, na jakie warunki przystała Angelika. Coraz bardziej podziwiała własne dziecko. Z jednej strony wiedziała, że to ogromne poświęcenie, z drugiej – dziękowała Bogu za to, że okoliczności postawiły na drodze jej córki kogoś, kto w zamian za kilka lat fikcyjnego związku zapewni jej dużo lepszy start. To układ jak z samym diabłem, ale jaki korzystny! Jadąc luksusowym autem do pięknego nowego domu, Karina modliła się w myślach, by się z tego dostatku jak ze snu nie obudzić. Wspominała entuzjazm córek ze sklepowej przebieralni, ich lśniące oczy i własną radość. Odczuwała dziwną niecierpliwość. W końcu zmierzały w nieznane. Rozpoczynały zupełnie nowe życie.