Читать книгу Niemożliwy manuskrypt - Agnieszka Grzelak - Страница 5

Оглавление

2.

Dom. Zapach zakurzonych ksiąg, tuszu i wanilii, którą ciotka Myrch hojnie dodawała do wszystkich wypieków. Wysokie wnętrza oświetlone ciepłym światłem lamp naftowych. Zawieszone na ścianach, oprawione w ramki iluminowane karty manuskryptów mieniące się żywymi barwami.

– Eia? – dobiegł z głębi głos ojca.

– Już idę!

Trad Sekeros siedział w salonie i jak każdego dnia czekał na wieści ze skryptorium. Eia nie potrafiła dobrze opowiadać. Musiała długo się namyślać, żeby spośród zwykłych wydarzeń wyszukać coś, co zainteresowałoby ojca.

– Nad czym dziś pracowałaś?

– Kończyłam zaproszenia dla Plummenchów. Nudne zadanie. A od jutra zaczynam Statut Bractwa Strzelców.

– Jakim pismem? Harsa wydaje się najodpowiedniejsza, ale gregoria też by pasowała.

Do salonu wsunęła się ciotka i postawiła na stole talerz zupy.

– Daj jej w spokoju zjeść – powiedziała z wymówką w głosie. – Przecież jest głodna po całym dniu pracy – ręka ciotki Myrch przez moment spoczęła na głowie Eii.

Myrch była siostrą Trada i nie miała własnych dzieci. Zamieszkała w domu brata zaraz po śmierci jego młodej żony. Zajęła się gospodarstwem i opieką nad dwuletnią Eią. Należała do mało wylewnych, raczej surowych kobiet i tylko z rzadka pozwalała sobie na jakiś czulszy gest, jak choćby przelotne pogłaskanie bratanicy. Miłość wyrażała głównie poprzez gotowanie, pieczenie i karmienie. Nigdy nie zgodziła się na zatrudnienie kucharki, więc mieli tylko dochodzącą co drugi dzień służącą, do której należało sprzątanie i zanoszenie ubrań do pralni i magla.

– Spotkałam dziś na targu Ragusa. Pytał o ciebie – ciotka zawiesiła głos przyglądając się czujnie bratanicy.

Eia zesztywniała.

– A o co konkretnie? – spytała nie kryjąc niechęci.

– Po prostu… chciał wiedzieć jak się czujesz, czy bardzo dużo pracujesz i takie tam… Interesuje się tobą.

– Tak, zapewne – mruknęła sarkastycznie.

Od mniej więcej roku pasją ciotki stało się poszukiwanie dla Eii odpowiedniego mężczyzny. Ragus, pochodzący z rodziny złotników i posiadający od niedawna własną pracownię, był aktualnie jednym z jej faworytów.

– Nie rozumiem, co masz przeciwko niemu. Przystojny, z dobrej rodziny i z perspektywami.

Poza tym zarozumiały, arogancki i szybko zmieniający obiekty swoich uczuć – dodała w myślach Eia. Ciotka nie miała pojęcia, że Eia była kiedyś zakochana w Ragusie. Beznadziejnie zakochana. Ukrywała to umiejętnie, więc chyba nawet sam zainteresowany nie miał o tym pojęcia, zwłaszcza, że cała jego uwaga kierowała się wtedy ku wyniosłej Annonie o posągowych kształtach.

– Nie pozwalasz jej spokojnie zjeść – wtrącił się w tym momencie Trad, pokonując siostrę jej własną bronią.

Ciotka fuknęła i wycofała się do kuchni.

Eia rzuciła ojcu pełne wdzięczności spojrzenie. Przy okazji zwróciła uwagę na leżący przed nim manuskrypt, a raczej, sądząc po marnej objętości, zaledwie część manuskryptu.

– Nowy nabytek? – spytała.

– Gurb znalazł to w rzeczach po zmarłej babce. Nie sądził, że ktokolwiek będzie zainteresowany kupnem kilku kart, więc mi je podarował. No cóż – ojciec uśmiechnął się chytrze. – Nie protestowałem. Zobacz, jaki to skarb. Pisane eolianą, na moje wyczucie siódmy wiek i jestem prawie pewien, że pochodzi z Aquuippy.

Starożytne miasto Aquuippa, które przed wiekami legło w gruzach na skutek trzęsienia ziemi, było w czasach swej świetności prężnym ośrodkiem uniwersyteckim, posiadającym olbrzymią bibliotekę i kilka rywalizujących ze sobą skryptoriów.

– Po czym to poznałeś?

Ojciec wziął silną lupę i pochylił się nad pergaminem. Gdyby nie szkło powiększające, nie mógłby oddawać się swojej największej pasji – badaniu zabytków piśmiennictwa.

– Tutaj. Popatrz na ornament ze smokiem. To częsty element występujący w tamtych czasach, ale ten akurat smok ma trzy złote łuski.

Eia przyjrzała się uważnie. Rzeczywiście, na ogonie bestii dawny artysta nałożył trzy maleńkie płatki złota. Sama nie zwróciłaby na nie uwagi. Zadziwiała ją wnikliwość, z jaką ojciec badał manuskrypty i ile szczegółów w nich znajdował mimo pogarszającego się wzroku.

– Uważasz, że są ważne? – spytała retorycznie.

– Miałem kiedyś w ręku manuskrypt z Aquuippy. Tam po raz pierwszy spotkałem się z trzema złotymi łuskami na ogonie smoka. Podejrzewam, że to coś w rodzaju podpisu konkretnego iluminatora. Możliwe też, że był to ornament używany jako znak rozpoznawczy skryptorium, ale teoria osobistej sygnatury artysty wydaje mi się bardziej prawdopodobna.

– Skąd to się wzięło u babki pana Gurba?

– Karty wyściełały spód skrzyni, w której ta zacna nieboszczka przechowywała swoją suknię ślubną. Poprosiłem Gurba, żeby sprawdził, czy reszta księgi nie spoczywa na spodzie szuflad z bielizną. Gdybym miał lepszy wzrok, sam bym mu pomógł w poszukiwaniach. Może inne smaczne kąski wpadłyby mi w oko? – powiedział rzeczowym tonem, bez żalu. Trad nie użalał się nad sobą i nie znosił, kiedy inni to robili.

– Piękne – Eia z zachwytem przebiegała wzrokiem po kolorowych zdobieniach zajmujących marginesy. – W wolnej chwili skopiuję tę stronę. Mam nadzieję, że kiedyś dopuszczą mnie do iluminowania.

– Stary Muur powinien to zrobić już dawno. Wie, że jesteś dobra… i to go chyba powstrzymuje. Miałabyś bogatszych klientów i lepiej płatne zlecenia, więc starsi członkowie Gildii czuliby się pokrzywdzeni.

– Ale czy sława i dochody Gildii nie byłyby większe, gdyby podniosła się jakość prac?

– Nie martw się – ojciec poklepał ją po ręce. – Twój czas nadejdzie.

– Kiedy umrze Glen Monte i jemu podobni – burknęła ze złością.

– Nigdy nie wiadomo, co się zdarzy. Może napłynąć tyle zamówień, że iluminatorzy i miniaturzyści nie będą nadążać. Wtedy Muur będzie musiał cię dopuścić do zdobień.

– Nie lubią mnie, bo jestem twoją córką, a ty byłeś najlepszy.

Trad nie zamierzał zaprzeczać.

– Gorzej – powiedział. – Miałem dobre oko do wyłapywania błędów, a tego to już z pewnością nie mogli mi darować. Dobro i rzetelność Gildii są ważniejsze niż fakt, czy jestem lubiany czy nie.

– Właściwie mogłabym pracować w domu – zaczęła wielokrotnie już poruszany temat. – Zwłaszcza teraz. Dni są coraz dłuższe i w moim pokoju jest wystarczająco dużo światła. Przecież uczyłeś mnie właśnie tutaj. Pamiętasz, jak kazałeś mi kopiować kartę tytułową Księgi z Sarum? Ile tam było drobnych plecionek! I poradziłam sobie. Pani Seguina Orest zjawia się w Gildii tylko po to, żeby oddać zamówione prace i wziąć nowe zlecenie. Dlaczego nie mogłabym robić tak jak ona?

– Seguina ma lat pięćdziesiąt, a ty dwadzieścia. Dlatego.

– To nie jest żadne wytłumaczenie.

– Gildia jest miejscem, gdzie nie tylko pracujesz, ale i wielu rzeczy możesz się nauczyć.

– Ciekawe jakich.

– Na przykład przetrwania w niesprzyjających warunkach. Nie chcę, żebyś żyła chowana pod kloszem. Poza tym, młoda osoba powinna spotykać różnych ludzi, a nie spędzać całe dnie ze starym ojcem i ciotką.

– Jakich różnych ludzi? Widuję ciągle te same osoby.

– Kiedyś dopuszczą cię do kontaktu z klientami.

– Nie wierzę, że to kiedykolwiek nastąpi – westchnęła.

Wszystkie zlecenia przyjmował osobiście Incor. Czasem zastępował go któryś z najstarszych członków Gildii. Wiele lat minie zanim pozwolą na to komuś takiemu jak Eia.

Niemożliwy manuskrypt

Подняться наверх