Читать книгу Niemożliwy manuskrypt - Agnieszka Grzelak - Страница 9
Оглавление6.
Trzeba przyznać, że lady Gladys zadbała o przygotowanie odpowiedniego warsztatu pracy. Pulpit składał się z dwóch części. Na wyższej można było wygodnie umieścić przepisywaną księgę, a na dolnej położyć czystą pergaminową kartę. Eia ostrożnie wyjęła ze skrzyni leżący na wierzchu manuskrypt. Był bogato iluminowany i miał złocone krawędzie kart. Napisano go gregorią – eleganckim, okrągłym pismem z czasów króla Gregora. Po wnikliwszym przyjrzeniu okazało się, że kształt kilku liter różni się od klasycznej wersji, co sugerowałoby wyspiarską modyfikację tego pochodzącego z ósmego wieku pisma.
Lady Noor zażyczyła sobie skopiowania karty tytułowej, ale w tamtych czasach nie było przecież kart tytułowych. Od razu zaczynał się właściwy tekst. Tak też było w tym przypadku. Większą część strony zajmował otoczony skomplikowanymi plecionkami inicjał z wrysowaną miniaturą przedstawiającą rycerza walczącego ze smokiem.
Eia nie miała zamiaru od razu malować na kosztownym pergaminie. Wolała najpierw „poćwiczyć rękę” (ulubione wyrażenie jej ojca) na zwykłym grubym papierze. To doskonały sposób na bliższe zapoznanie się ze złożonym ornamentem. Kreśląc zawiłe linie zastanawiała się, o co chodzi z tą księgą, której rzekomo nie da się skopiować. Lady Noor, mimo silenia się na obojętny ton, nie potrafiła ukryć nadziei, że Eia natrafi na ten trudny manuskrypt. Ojcu też błysnęło oko, kiedy o nim usłyszał. Dlaczego nie powiedział, o co chodzi?
Pracowała w skupieniu aż do obiadu. Służąca przyniosła jej jedzenie do pokoiku zastawionego oszklonymi szafami z porcelaną i kryształami. Wysoko pod sufitem wisiało kilka pociemniałych ze starości portretów kobiet i mężczyzn wątpliwej urody. Eia dziwnie się czuła siedząc samotnie przy lśniącym jak lustro stole i jedząc wykwintne potrawy: zawijane roladki mięsne, pieczone kulki ziemniaczane, szparagi w białym sosie, a na deser mus owocowy z bitą śmietaną i płatkami czekolady. Wszystko podane było na delikatnej porcelanie malowanej w kwiaty bzu, z dyskretnie umieszczonym pośród gałązek herbem rodziny Noor.
Po obfitym posiłku trudno się było zabrać do pracy. Żeby odegnać ogarniającą ją senność, Eia zaczęła od przycinania pergaminu do odpowiedniego formatu. Potem ustawiła na bocznym stoliku wszystko, co mogło okazać się przydatne – tusze, zaostrzone gęsie pióra, farby i puzderko z listkami złota. Uważnie zaznaczyła położenie głównych elementów strony i liniaturę, w której miał się zmieścić krótki tekst. To, że go nie rozumiała, nie miało znaczenia. Ważne były kształty liter. Praca coraz bardziej ją angażowała. Czuła się niemal jak ten artysta sprzed tysiąca lat, tworzący misterne plecionki i dodający ledwo widoczne gołym okiem ozdoby: układy kropek i spiralnych linii, ptasie głowy, drobne listki lub geometryczne elementy. W przeciwieństwie do plecionek, te detale nie miały ustalonego rytmu, ani nie były rysowane symetrycznie. Umieszczenie ich we właściwym miejscu wymagało dużej uwagi.
Skrzypnęły drzwi. Eia spodziewała się, że Gladys Noor prędzej czy później zjawi się, żeby sprawdzić, jak postępuje praca. Przybyła nie odezwała się ani słowem. Nie podeszła też bliżej. Cicha obecność punktowana ledwie słyszalnym oddechem dekoncentrowała. Eia nie wytrzymała.
– Czy potrzebuje pani czegoś, lady Noor? – spytała podnosząc wzrok znad pulpitu.
Ale to nie była Gladys Noor. Przy drzwiach stała chudziutka, czarnowłosa dziewczyna i wpatrywała się w Eię wielkimi szarymi oczami. Była zbyt dobrze ubrana jak na służącą, ale za ubogo jak na arystokratkę. Guwernantka? Też chyba nie – za mało pewna siebie. Zresztą, z tego co słyszała, córki lady Noor były już dorosłe.
– Dzień dobry – odezwała się Eia zachęcająco.
Po bladej twarzy dziewczyny przemknął uśmiech, który zaraz zniknął.
– Dzień dobry – odpowiedziała nieznajoma prawie niedosłyszalnie. – Czy mogę popatrzeć?
Eia nie znosiła, kiedy ktoś obserwował ją przy pracy. Palce natychmiast stawały się niezgrabne, a dłonie zaczynały drżeć.
– Raczej nie – odpowiedziała z ociąganiem. – To mnie rozprasza.
– Rozumiem… – dziewczyna spuściła głowę tak, że włosy opadły jej na twarz. – To może mogłabym chociaż obejrzeć te manuskrypty… – wyszeptała. – Nigdy nie widziałam tak starych książek.
– Nie są moje – było jej przykro, że musi odmawiać. – Trzeba spytać lady Noor.
– Dobrze… – dziewczyna obróciła się na pięcie i wyszła.
Dopiero teraz Eia dostrzegła, że niebieska, ozdobiona wstążkami sukienka, którą miała na sobie nieznajoma, jest na nią za duża. Widać było nieudolne próby dopasowania stroju do znacznie drobniejszej figury. Żałowała, że nie okazała tej biedulce większej życzliwości, ale nie umiała rozsądnie reagować, kiedy wydarzało się coś niespodziewanego.
Dziewczyna wróciła po dłuższej chwili.
– Lady Noor pozwoliła.
– Wobec tego możesz sobie oglądać do woli. Rozłóż manuskrypt na tamtym stole, tylko bądź ostrożna przewracając kartki. Właściwie powinnaś mieć bawełniane rękawiczki. Mój ojciec twierdzi, że na palcach znajdują się niewidoczne zanieczyszczenia i pot, który źle wpływa na kondycję starożytnych kart.
Dziewczyna z niepokojem popatrzyła na swoje dłonie.
– Będę dotykała kart przez czystą chusteczkę, czy to wystarczy?
– Oczywiście.
Eia skarciła się w duchu za przemądrzałość. Z pewnością lady Noor nie stosowała takich środków ostrożności. Nawet sami skrybowie z rzadka kłopotali się nakładaniem rękawiczek. Jej ojciec przestrzegał różnych zasad, bo kolekcjonował rzadkie księgi i zależało mu na zachowaniu ich w jak najlepszym stanie.
Czarnowłosa wyjęła ze skrzyni manuskrypt i delikatnie położyła go na stole. Chwyciła przez chusteczkę oprawioną w skórę okładkę i niemal wstrzymując oddech otworzyła księgę na pierwszej stronie.
Eia próbowała skupić się na malowaniu, ale obecność nieznajomej mocno jej w tym przeszkadzała.
– Jak masz na imię? – spytała nie mogąc wytrzymać coraz bardziej nabrzmiewającej napięciem ciszy.
– Zehana. A ty jesteś Eia. Eia Sekeros z Gildii Skrybów i Iluminatorów. Słyszałam jak służący przedstawiał cię lady Noor.
Eia skinęła głową. Nie potrafiła sformułować pytania, które pozwoliłoby jej zorientować się, kim jest Zehana. Pochyliła się z powrotem nad pergaminem i cieniutkim pędzelkiem zaczęła stawiać czerwone kropeczki okalające skrzywiony ptasi dziób. Wkrótce okazało się, że wcale nie musi pytać.
– Lady Noor przyjęła mnie z łaski – odezwała się znienacka Zehana nie podnosząc głowy znad oglądanego manuskryptu. – Stary hrabia Zolar Maiss, jej dziadek, nalegał, żeby mnie wzięła do siebie razem z tymi manuskryptami. Bał się, że po jego śmierci nie będzie nikogo, kto zatroszczy się o mój los.
– A co z twoją rodziną?
– Nie mam rodziny. Nieżyjąca już siostra hrabiego Maissa, lady Reglunta Maiss, znalazła mnie w lesie.
– Och! – Eia była wstrząśnięta.
– W tamtych stronach ludzie czasami porzucają niemowlęta, jeśli nie są w stanie ich wykarmić i wychować – Zehana wzruszyła ramionami. – Podejrzewam, że jestem dzieckiem jakiejś ubogiej wieśniaczki. Poszczęściło mi się. Zamiast pasać owce i kozy, zamieszkałam w pałacu. Lady Maiss była dla mnie bardzo dobra.
Eia domyśliła się, że lady Noor taka nie jest.
– Nie traktują mnie tutaj źle – Zehana rzuciła jej krótkie spojrzenie. – Ale tęsknię za Karromon. Za tamtejszymi górami, lasami i za ludźmi.
– Od kiedy tu mieszkasz?
– Przyjechałam dwa tygodnie temu. Myślę, że to za krótki okres, żeby się przyzwyczaić.
Zehana wróciła do oglądania manuskryptu. Znów zapadła cisza. Eia wypróbowała odcień czerwonej farby i domieszała odrobinę żółcieni. Plecionka była wielobarwna i należało uważnie śledzić kolor każdego pasma. Czubkiem srebrnego rysika zaznaczyła sploty, które należało pokryć czerwienią. Praca pochłonęła ją całkowicie.
Równo z nadejściem zmroku zakończyła malowanie pierwszej plecionki. Odłożyła pędzelek, zakręciła słoiki z farbami i poruszyła kilka razy ramionami, żeby pozbyć się sztywności pleców. Prawie zapomniała o obecności Zehany, która uważnie jej się przypatrywała. W zapadającym zmierzchu twarz dziewczyny wydawała się jeszcze bledsza, a oczy jeszcze większe.
– Nie wiedziałam, że ciągle tu jesteś.
– Biblioteka to najlepsze miejsce, żeby spędzić dzień. Gdzie indziej czuję się dość niezręcznie. Służba nie bardzo wie, jak się do mnie odnosić, a lady Noor i pozostali członkowie rodziny omijają mnie wzrokiem, co nie jest przyjemne.
– Pozostali członkowie rodziny?
– Lady Noor ma dwie córki, Helenę i Cecylię, które traktują mnie jak powietrze. Ich ojciec, lord Galbeth Noor raczy mnie nie zauważać, podobnie jak jego siostra, panna Bertilla.
Zehana mówiła rzeczowym tonem, pozbawionym żalu czy pretensji. Dziwne było, że zwierza się zupełnie obcej osobie. Eia czuła się z tym niezręcznie.
– To musi być dla ciebie przykre – powiedziała.
– Rozumiem ich – Zehana wzruszyła ramionami. – Czy będę mogła tu przyjść jutro? Mam nadzieję, że moja obecność ci nie przeszkadzała?
– Na początku trochę tak – przyznała uczciwie Eia – ale potem zupełnie o tobie zapomniałam.
– Staram się nie absorbować innych swoją osobą.
W głosie Zehany zabrzmiał taki chłód, że Eia mimowolnie się wzdrygnęła.