Читать книгу Siostry Tom 1 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk - Страница 10

9

Оглавление

Rano Agata zaspała. Obudziła się dopiero wtedy, gdy promienie słońca dotarły do kanapy i zaczęły łaskotać jej policzki. Otworzyła oczy i w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest. Całe pomieszczenie zalane było światłem, które rozpraszało się na sprzętach. Było to jasne i łagodne światło poranka, sprawiające, że łatwo wkracza się w nowy dzień, z radością czekając, co dobrego przyniesie.

Spojrzała na obrazy matki. Wyglądały pięknie, bo delikatne światło wydobyło wszystkie ich kolorystyczne walory. „Zupełnie jakby malowała blaskiem” – pomyślała Agata, kręcąc w zdumieniu głową. Kwiaty na obrazach lśniły perłowo, a powietrze skrzyło się srebrzyście jak woda.

Dziewczyna ubrała się szybko i zeszła na dół. W kuchni pełnej namalowanych kwiatów i motyli uwijały się Daniela z Tosią, w doskonałej komitywie.

– Cześć, siostro – przywitała ją Daniela, stawiając na stole koszyk pełen szczypiorku, rzodkiewki i sałaty. – Uwielbiam zapach powietrza o świcie – powiedziała, robiąc głęboki wdech. – Nie ma sobie równych!

– Kiedy ty spałaś, my wzięłyśmy się za śniadanie – dodała Tosia. – Nie mamy tylko bułek, ale ja mogę skoczyć do piekarni.

– Nie, ja chętnie pójdę, tylko mi wytłumacz, gdzie to jest – powiedziała Agata, która nabrała ochoty na poranną przechadzkę.

– Bardzo blisko, na Piekarskiej, to jest taka mała przecznica od naszej ulicy, w kierunku rynku.

Na Piekarskiej. Jakżeby inaczej.

– Tu jest nawet mała szklarnia – powiedziała tymczasem Daniela. – Na pewno są już ogórki, ale nie jestem pewna, czy dojrzały jakieś pomidory. Zaraz pójdę sprawdzić, to zrobimy sobie prawdziwe letnie śniadanie!

Agata wzięła lnianą torbę z napisem: „Willa Julia – sklep z prasą i pamiątkami” i wyszła na ulicę. Chciała od razu iść na Piekarską, ale zmieniła zdanie i ruszyła w przeciwnym kierunku, obejrzeć kiosk matki od frontu. Zlokalizowany był kilkanaście metrów od domu, w gęstych zaroślach ogrodu, ale doskonale widoczny od ulicy. Agata zorientowała się, że cały niewielki budynek obsadzony był po prostu krzakami bzu, jaśminu i tawuły. Od strony domu widać było tylko pachnącą, roślinną kępę. Od ulicy wszystko jednak wyglądało inaczej. Sklepik miał przeszkloną ścianę, przez którą można było zaglądać do środka, co Agata od razu zrobiła. Tak jak mówiła Tosia, Ada sprzedawała prasę, drobne pamiątki i książki. W witrynie wisiały kolorowe papierowe motyle (specjalność malarki) oraz szklana biżuteria, też najczęściej przedstawiająca kwiaty i owady.

„Urocze miejsce” – pomyślała Agata, rozglądając się wokół siebie. Przed sklepikiem było nieco wolnej przestrzeni, toteż ustawiono tam drewnianą ławkę, pomalowaną naturalnie na biało. Zresztą biały kolor tutaj dominował, w nawiązaniu do świetlistości obecnej wewnątrz domu.

Na ulicy było jeszcze niewiele osób, jak to w sobotę. Grupa turystów w sportowych strojach i z plecakami zmierzała na Lisią Górę. Gdy przechodzili obok, pozdrowili ją wesoło. Agata zawróciła i poszła do piekarni. Znalazła ją od razu. Sklep mieścił się w starym domostwie wybudowanym w charakterystycznym dla tego regionu stylu – werandę ozdabiały wycinanki, układające się w poplątany wzór splecionych serc i kwiatów. Mimo pierwszego dnia weekendu i nie tak już wczesnej godziny, w sklepie było parę osób, które rozprawiały z wielkim zaangażowaniem. Gdy Agata weszła do środka i rzuciła uprzejme „dzień dobry”, wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Odniosła niejasne wrażenie, że rozmawiano właśnie o niej.

– O, dzień dobry, pani Agato – powiedziała serdecznie ekspedientka, a dziewczyna dałaby sobie głowę uciąć, że nigdy wcześniej nie widziała tej kobiety. Widać, wieści roznosiły się tutaj lotem błyskawicy i wrażenie, że jest obiektem sklepowych plotek, najwyraźniej nie było mylne.

Agata rozpoznała tylko jedną osobę – chudą jak tyczka grochowa żonę burmistrza, która wczoraj zrobiła nieprzyjemną uwagę o tuszy Danieli. Skrzywiła się na samo wspomnienie tej gafy i kolejnych, które nastąpiły z winy pani Małgorzaty podczas wczorajszego pogrzebu.

Pani burmistrzowa zinterpretowała jej minę inaczej – jako wyraz niechęci do siebie, więc od razu powiedziała nieprzyjemnym głosem.

– Jak tam noc w rodzinnym domu? Mam nadzieję, że dobrze się spało? Zastanawiamy się, co ma pani zamiar zrobić z tym domkiem? Może sprzedać?

Agatę zdumiały te obcesowe słowa. Czy naprawdę sprawiała takie wrażenie, że chce jak najszybciej pozbyć się domu matki i wyjechać? Widać, miejscowi właśnie tak ją oceniali.

– Nie wiem jeszcze, co zrobię – powiedziała tylko i zaczęła rozglądać się po sklepie w taki sposób, by wszyscy uznali, że rozmowa na ten temat jest zakończona. Ale najwyraźniej nie była. Dołączyła się druga niewiasta, w odświętnej kwiecistej sukni, ozdobionej koronkowym kołnierzem.

– Gdy się pani chciała pozbyć domu, to na pewno znajdzie się kupiec. Sam budynek nic nie jest wart, ale teren dosyć duży i to jedyny plus tego całego interesu!

Agata przypatrzyła się jej uważnie. Kobieta zaczerwieniła się po tym taksującym spojrzeniem i wycofała za plecy chudej żony burmistrza, która chrząknęła, jakby przygotowując się do dłuższej mowy.

– Państwo nie kupują? – spytała Agata i bezceremonialne przepchnęła się do lady. – Poproszę sześć bułek śniadaniowych i kawałek tego chleba ze słonecznikiem, wygląda smakowicie.

Ekspedientka oderwała się od obserwowania zebranych i natychmiast wróciła do swoich obowiązków.

– To znakomity chleb! Nasza tajna receptura. Niech pani bierze na zdrowie. I jeszcze proszę kupić twarożek, Tosia bardzo lubi. I mleko niech pani weźmie, mamy także z własnej, małej mleczarni, pani Ada zawsze… – tu urwała, jakby zawstydzona i popatrzyła na Agatę spod oka niepewnie.

– Moja mama lubiła to mleko? – zapytała Agata, spoglądając po zebranych dosyć wyzywająco, ale nikt już tego nie komentował.

– Tak, bardzo lubiła. Do kawy zwłaszcza, ona dużo kawy piła – pospieszyła z zapewnieniami ekspedientka.

– To wezmę i mleko. Ja także lubię kawę. – Zapłaciła i zapakowała zakupy do płóciennej torby.

– Do widzenia państwu – powiedziała, wychodząc, ale na progu sklepu odwróciła się i rzuciła przez ramię: – Do państwa wiadomości – nie zamierzam sprzedawać domu. To jest dziedzictwo mojej siostry i chcę, żeby tak pozostało.

Wyszła i szybkim krokiem ruszyła na Lisiogórską. Czuła gniew. Dlaczego mieszkańcy wtykali nos w nie swoje sprawy? Oczywiście, nie miała złudzeń, że będą plotkować o niej i o Tosi, to było nie do uniknięcia, bo ludzie zawsze tak robią. Jednakże dlaczego zagadywano ją tak impertynencko i napastliwie w sprawie domu?

„Może ktoś z nich chce go kupić i chcą szybko załatwić sprawę?” – pomyślała i od razu doszła do wniosku, że może to być właściwy trop. Tylko po co komuś z nich ten dom? Dla Agaty był atrakcyjny i ładny, ale dla innych mógł nie przedstawiać żadnej wartości. Wygodny dla dwóch osób, nie pomieściłby rodziny, a zaplanowany jako siedziba artystki-malarki na pewno nie mógłby pełnić funkcji pensjonatu czy agroturystyki. Chyba że rzeczywiście chodziło o dużą działkę – po wyburzeniu domku można tu było postawić nawet hotel, kto wie…

To wszystko było zastanawiające, ale Agata postanowiła nie poświęcać temu tematowi więcej uwagi i nie denerwować się zachowaniem mieszkańców Zmysłowa. Poza tym dotarła już właśnie do furtki „Willi Julia” i zamierzała zjeść z siostrami smaczne śniadanie.

W domu czekało ją wielkie zaskoczenie – kuchnia była pusta, a Danieli i Tosi nigdzie nie było widać. Przez chwilę nawoływała w cały domu, a potem zdecydowała się wyjść na zewnątrz.

– Tu jesteśmy! – krzyknęła Daniela. – Chodź, musisz to zobaczyć!

Agata posłusznie przeszła za dom. Dobudówka, w której mieściła się pracownia, utworzyła tutaj coś w rodzaju zabudowanego od góry tarasu. Dziewczyna spojrzała w górę i zobaczyła przeszkloną frontową ścianę pracowni, miejsce, skąd wieczorem podziwiała widoki. Pracownię wzniesiono na przedłużeniu osi domu. Tuż pod nią powstał rozległy i mile zacieniony taras, którego podłogę wyłożono drewnianymi, okrągłymi płytkami, najwyraźniej odciętymi z pnia jakiegoś szarego drzewa, o wyraźnych, ciemnych słojach. Na podłodze stały ceramiczne donice z ziołami, a otwarte ściany tarasu ozdabiały kratownice z powojnikami i dzikim winem.

Dalej był już ogród z jego starannie przystrzyżoną trawą i drzewkami owocowymi. Tutaj także nie było nigdzie kwiatów, ale rozciągał się stąd uroczy widok na pobliskie łąki i góry porośnięte gęsto lasem.

– Mama to wszystko zaprojektowała – powiedziała Tosia. – Podobnie jak pracownię. Czy otworzyłaś tam okna? W ciągu dnia w pracowni robi się bardzo gorąco przez te wszystkie szyby i trzeba wietrzyć.

Agata przyznała, że nie otwierała okien, więc dziewczynka pobiegła, żeby to zrobić.

– Popatrz, jak tu cudownie – powiedziała Daniela z uznaniem. – Zachwyca mnie to surowe piękno – drewniane podłogi, cegły szamotowe do wykończenia, ceramiczne donice. I ten pomysł na taras! Znajduje się przecież pod kondygnacją piętra, a wcale nie jest tutaj ciemno!

Była to prawda. Taras usytuowano w taki sposób, że słońce przesuwało się po podłodze właściwie przez cały dzień, przefiltrowane przez liście powojników i dzikiego wina.

Widać było, że Ada lubiła krzewy i pnącza, a z roślin jednorocznych szanowała wyłącznie te jadalne.

– Możesz sobie dodać do herbaty mięty prosto z krzaka – roześmiała się Daniela. – Albo szałwii czy dziurawca. To moim zdaniem bardzo praktyczne!

– I jak ładnie pachnie – stwierdziła Agata, pochylając się nad największą donicą, ustawioną na przeciętym pniu szarego drzewa.

– Widzę, że kupiłaś bułki! Siadaj do stołu, zaraz przyrządzę jajecznicę. Poczekamy tylko na Tosię.

Tarasowe meble także wyglądały niezwykle. Był to komplet dużych, obszernych sof i foteli pomalowanych na biało. Gdy dobrze się im przyjrzała, zorientowała się, że są to po prostu palety drewniane, starannie wyszlifowane, by pozbyć się nierówności i wystających drzazg, pomalowane na biało. Wszystkie meble zaopatrzono w wygodne materace i poduszki uszyte ze skrawków bajecznie kolorowych tkanin. Z palet zrobiono również wysoki stolik oraz półki, na których stały doniczki z ziołami.

– Bardzo pomysłowe – pochwaliła Agata, a Daniela kiwnęła głową.

– Tak. Meble z palet są teraz bardzo modne, ale trzeba mieć na to pomysł. Zbicie kilku skrzynek ze sobą to jeszcze nic, trzeba to umieć wykończyć, jak tutaj – powiodła ręką wokół siebie.

Na taras wyjrzała Tosia.

– Otworzyłam wszystkie okna. Jest już to śniadanie?

– Oczywiście! – Daniela zerwała się i pobiegła do kuchni. Za chwilę wróciła z patelnią pełną jajecznicy i dzbankiem z kawą.

– Mam jeszcze mleko i twarożek – przypomniała sobie Agata, sięgając do lnianej torby.

Tosia wyglądała na uszczęśliwioną. – To mój ulubiony ser! Zjem go sobie na słodko z truskawkami!

Posiłek, na który składały się prawie wyłącznie produkty z ogrodu Ady, smakował im wybornie. Agata znowu zdumiała się, jak smaczne mogą być warzywa, które wyrosły bez żadnych chemicznych dodatków. Szczypiorek w jajecznicy, rzodkiewka czy ogórek miały nie tylko inny smak i zapach, ale nawet kolor i fakturę.

– Przepyszne – powiedziała Daniela, smarując sobie kolejną bułkę masłem i nakładając na wszystko plasterki zielonego ogórka. – Choć nie powinnam tyle jeść, bo jestem gruba!

Agata spojrzała na nią ze zdumieniem. To był chyba pierwszy raz, gdy siostra zaczęła otwartą rozmowę o swojej tuszy.

– Nie jesteś gruba – powiedziała Tosia, pałaszując truskawkowy twarożek. – Masz po prostu dużą powierzchnię ciała.

Daniela się uśmiechnęła.

– Może i tak, ale nie ma co się oszukiwać. Jestem gruba i dzisiaj jakoś łatwiej mi się z tym pogodzić. Wiem, że powinnam coś z tym zrobić, bo to sprawa mego zdrowia, ale nie bardzo wiem, co…

– Posłuchaj, Daniela – powiedziała Agata. – Jeżeli dotknęło cię to, co powiedziała na cmentarzu tamta baba, to daj spokój… Ona wszystkim wtyka szpilki, taki ma charakter! Spotykałam ją dzisiaj w sklepie i też mi usiłowała dokuczyć.

– Co ci powiedziała? – dopytywała Daniela, a Agata zrozumiała, że popełniła błąd. Nie mogła przy Tosi zrelacjonować rozmowy z panią burmistrzową. Dziewczynka mogłaby się przestraszyć, że starsza siostra chce sprzedać dom. Musiała więc kłamać, ale postanowiła, że to kłamstwo będzie tylko częściowo nieprawdą.

– Zaczęła mnie wypytywać, kiedy stąd wyjadę – powiedziała więc, a obie siostry zawiesiły na niej wzrok.

Wzruszyła ramionami.

– Odpowiedziałam, że na razie nie zamierzam!

Tosia odchyliła się do tyłu i odetchnęła głęboko.

– To dobrze. Myślałam, że wyjedziecie i zostawicie mnie samą. A ja nie chcę być sama. Nie chcę też mieszkać u pani Trzmielowej, ona zresztą mówiła, że oddasz mnie do domu dziecka. Zrobisz tak?

Agacie odebrało mowę. Do tej pory żona burmistrza wydawała się jej po prostu wścibską i gburowatą kobietą, teraz doszła do wniosku, że jest po prostu podła.

Dziewczyna aż kipiała gniewem:

– A to wstrętne babsko! Oczywiście, że cię nigdzie nie oddam. Będziesz tutaj mieszkała…

– Z wami? – zapytała z nadzieją Tosia.

Agata zasępiła się. Dostała dwa tygodnie urlopu, który oczywiście będzie musiała przedłużyć ze względu na zaistniałe, niespodziewane okoliczności. Miała nadzieję, że do tej pory znajdzie ojca Tosi i wszystko się rozwiąże. Ale co będzie, jeśli nie uda się go znaleźć? Ta opcja wydawała się coraz bardziej realna. Plan awaryjny był taki, że zabierze Tosię do siebie, do Krakowa. Teraz jednak pomysł ten nie wydawał się najlepszy. Widać było, że dziewczynka kocha Zmysłów i „Willę Julia”. Czy zgodzi się wyjechać? Agata wiedziała, że musi z nią porozmawiać, bardzo delikatnie, i zapytać o to, ale na razie nie chciała tego robić. Dziewczynka straciła właśnie matkę, nie chciała dokładać jej cierpienia w postaci utraty domu i całkowitej zmiany otoczenia.

– Rzeczywiście okropna kobieta z tej Trzmielowej – usłyszała tymczasem głos Danieli. – Może przez to, że jest taka wysuszona jak wiórek? Wyraźnie nadmierna chudość sprawiła, że zanikło u niej nie tylko poczucie humoru, ale i dobre wychowanie. Jak widać, szczupła figura nie jest gwarantem miłej osobowości. A co do mieszkania z tobą, ja na pewno mogę tu zostać, o ile pozwolisz, bo nie jestem, Tosiu, twoją krewną.

Agata spojrzała na siostrę ze zdumieniem. Zostać? A kurs tłumaczy? Praca w Brukseli?

Daniela pokręciła głową.

– Do Brukseli na razie nie będę startować, muszę jeszcze się podszkolić, wciąż za mało umiem. Przemyślałam to sobie dokładnie – nie chcę niczego robić pochopnie, by nie zamknąć sobie potem drogi. Nie mówiłam ci, bo nie wiedziałam, czy dam sobie radę, ale dostałam pewną propozycję. Tłumaczenie powieści. To jeden z moich ulubionych autorów, w Polsce jeszcze nieznany. Przetłumaczyłam kilka rozdziałów na próbę i wysłałam do wydawnictwa, w którym poleciła moje usługi jedna z moich koleżanek. Wyobraź sobie, zainteresowali się i dostałam to zlecenie!

– To znakomicie! – ucieszyła się Agata. – Nigdy nie mówiłaś, że chciałaś tłumaczyć literaturę. Myślałam, że twoim marzeniem było przekładanie przemówień i obrad rządowych!

Daniela zaprzeczyła.

– Zawsze chciałam robić przekłady literackie, tylko nie wiedziałam, czy się do tego nadaję. Trzeba mieć wyczucie języka i umieć wejść w sposób pisania autora. Przekład powinien nie tylko oddawać treść, ale również to coś, co pisarz ukrył pomiędzy wierszami. Wyczucie stylu, rytmu, bogactwo języka… Po prostu obawiałam się, że nie dam sobie z tym rady, ale dostałam szansę!

– To naprawdę świetnie! – powiedziała Agata.

– Tak. I w związku z tym, mogłabym zostać na lato w Zmysłowie, o ile Tosia zechce!

Dziewczynka podskoczyła na fotelu i skinęła głową.

– Tak, możesz zostać! Czy to oznacza, że nie będę musiała wyjeżdżać? – zwróciła się do Agaty.

– A ty nie chcesz wyjeżdżać? – zapytała starsza siostra.

Tosia pokręciła głową. – Nie chcę. Tutaj jest mój dom i… mama. To znaczy ja wiem, że jej już nigdy nie zobaczę, ale moim zdaniem ona tu jest. Choćby w tym wszystkich obrazach! Tak uważam i już!

Agata zgodziła się. Ona także czuła obecność Ady w całym domu. Taki dobry duch, który opiekuje się wszystkimi i nie trzeba się go bać.

– Ja mam na razie dwa tygodnie urlopu – powiedziała. – A potem spróbuję coś wymyślić, obiecuję!

Tosia podskoczyła do niej i mocno się przytuliła.

– Wiedziałam, że nie będzie źle! Że się ułoży. Źle już było, kiedy mama chorowała i umarła. Teraz już nie chcę, żeby było źle!

Agata wymieniła spojrzenia z Danielą i obie popatrzyły na Tosię ze współczuciem. To niewiarygodne, ile ta dziewczynka przeszła, a jednak była taka pogodna.

„To chyba mama wyrobiła w niej taką postawę” – pomyślała niespodziewanie Agata. „W jakiś sposób przygotowała ją na swoją śmierć i umiała sprawić, że dziecko nie zamknęło się w sobie. Jak udało się jej tego dokonać? Musiała być naprawdę niesamowitą osobą”.

– No to postanowione – stwierdziła Daniela, sięgając po kolejny kawałek miejscowego pysznego chleba, ale po namyśle go odłożyła. – Ja mam jeszcze trochę pieniędzy z ostatniego stypendium, poza tym coś mi wpadnie z umowy za przekład. Możemy doskonale żywić się tym, co mamy w ogrodzie, więc na pewno nie zginiemy.

– Nie dramatyzuj, nie będzie tak źle. Ja przecież pracuję i dosyć dobrze zarabiam! – dodała Agata.

– Mamy kiosk – przypomniała Tosia, a Agata nie miała serca, by jej powiedzieć, że kiosk trzeba będzie zamknąć. Kto niby miałby się nim zajmować?

– Wiecie co? – wykrzyknęła niespodziewanie Tosia. – Jesteśmy takimi poplątanymi siostrami!

– Poplątanymi? – Daniela nie rozumiała.

– Tak. Mamy poplątane DNA jak pnącze powojnika. Ty jesteś siostrą Agaty, ale ja nie jestem twoją siostrą, bo tylko ona jest naszą wspólną siostrą, prawda? – powiedziała, a Daniela kiwnęła głową.

– W dodatku każda z nas nazywa się inaczej: ja jestem Antonina Bielska, ty Daniela Strzegoń, a ona Agata Niemirska.

– To prawda – z uznaniem potwierdziła Daniela. – Tak się zabawnie złożyło, że my dwie nosimy nazwiska swoich matek, a Agata – ojca.

– Tak, od razu widać, że jesteśmy poplątanymi siostrami, bo u nas wszyscy mają imiona na A – Ada, Agata i Antonina, a ty jesteś Daniela! I wiecie, co jeszcze? Inicjały naszych imion układają się w słowo ADA, zauważyłyście?

Nie zauważyły, ale po plecach Agaty przeszedł dziwny dreszcz. Chwilę milczały, nie wiedząc, co odpowiedzieć, aż wreszcie odezwała się Niemirska, jak zwykle praktyczna:

– Skoro mamy tutaj spędzić więcej czasu, muszę przywieźć jakieś ubrania i rzeczy z Krakowa. Nie mogę chodzić cały czas w tej samej sukience i codziennie prać bielizny. No i nie mam żadnych kosmetyków.

Daniela skinęła głową.

– Też o tym pomyślałam. Mnie również nie uśmiechają się nieustanne przepierki i zakładanie ciągle czarnej spódnicy. Dam ci klucze od mojego mieszkania i uprzedzę współlokatorkę, że przyjedziesz. Na szczęście mam gotową walizkę, nie zdążyłam jej rozpakować po przyjeździe z Londynu – jak widać, czasem bałaganiarstwo się opłaca.

Agata spojrzała na nią z przyganą. Jak można nie rozpakować się po podróży i jeszcze uważać to za powód do dumy?

Daniela zignorowała ten wzrok.

– I weź jeszcze taką niedużą torbę, która stoi obok walizki. Tam mam wszystkie moje materiały naukowe i książki do tłumaczenia. Takie przewoźne biuro, bez niego sobie nie poradzę.

Agata zadecydowała, że wyjedzie tuż po obiedzie, by zdążyć wrócić na wieczór. Nie zamierzała rozstawać się ze Zmysłowem i domkiem z jasnoniebieskimi drzwiami na zbyt długo.

Siostry Tom 1 Czary codzienności

Подняться наверх