Читать книгу Siostry Tom 1 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk - Страница 4
3
ОглавлениеRodzice rozstali się, gdy Agata miała niespełna rok. „Rozstali się” zresztą nie było dobrym określeniem – matka pewnego dnia spakowała swoje rzeczy i zostawiła ojcu kartkę. Agata nigdy nie widziała tej kartki, ale z tego, co mówił, matka napisała, że nie może tego wszystkiego wytrzymać i musi wyjechać, by nabrać dystansu. A potem zniknęła. Ojciec szukał jej bezskutecznie przez kilka miesięcy, dał nawet znać na milicję, ale powiedziano mu wprost, że matka najprawdopodobniej „nie będzie chciała dać się znaleźć”. „Są takie przypadki” – tłumaczył mu oficer przyjmujący zgłoszenie. – „Ktoś wychodzi po papierosy i znika na zawsze. Potem nawet go odnajdujemy, przypadkiem, po latach, gdy, na przykład, musi opłacić mandat. Mówi wówczas, że nie chce, by informowano o jego aktualnym miejscu pobytu rodzinę. I ma do tego prawo”.
Ojciec był jednak przekonany, że matka nie zniknęłaby w ten sposób. Ale pozostaje faktem, że od tej pory już nigdy jej nie widział. Trzy lata później poznał Teresę, a kolejny rok później urodziła się Daniela. Teresa zresztą zawsze starała się tłumaczyć matkę, choć to przecież przez nią nie mogła wziąć z ojcem ślubu.
– To mógł być efekt depresji poporodowej – mówiła, a Agacie, wówczas nastolatce, która zadawała wiele pytań, wcale nie było od tego lżej. Fakt, że matka wpadła przez nią w depresję i uciekła, bolał i rodził poczucie winy. Co takiego zrobiła, że matka ją porzuciła? Może była nieznośna i wrzeszczała po nocach, nie dając spać? Ojciec twierdził, że była nad wyraz spokojnym dzieckiem, nie to, co Daniela, która istotnie wyła, ile wlezie, i Teresa musiała ciągle ją nosić na rękach. Potem Agata poczuła wściekłość w stosunku do matki. Jak mogła ją tak zostawić? I dlaczego? W klasie były inne dzieci z tak zwanych rozbitych rodzin, ale tylko ją, Agatę, porzuciła rodzicielka. Przez pewien czas dziewczyna udawała nawet, że Teresa jest jej biologiczną matką, by nikt jej nie wypytywał i nie wytykał palcem. Ale wydało się, gdy jedna z koleżanek, wyjątkowo wścibska i złośliwa, zapytała słodkim głosem:
– Dlaczego ty, Agata, mówisz do swojej mamy po imieniu?
Agata była oczywiście wściekła na Teresę, ale ta uważała, że taka forma zwracania się do niej jest w porządku.
– Nie jestem twoją matką ani ciotką. Najlepiej mów do mnie po prostu Teresa! – zażądała kategorycznie i zamknęła sprawę.
Z biegiem lat Agata przyznała jej rację i szanowała ją za tę prostolinijną uczciwość. Wtedy jednak czuła złość. Nie chciała się wyróżniać, zwracać na siebie uwagi w ten sposób. W podstawówce była więc „dziewczynką, którą opuściła matka”, kimś w rodzaju biednej sieroty, pokrzywdzonej i godnej pożałowania. Czuła się nieszczęśliwa, ale wyłącznie wtedy, gdy piętnowano ją w ten właśnie sposób. Poza tym żyła w zupełnie harmonijnej rodzinie. Teresa była dla niej bardzo dobra, a Danielę uwielbiała. W tym czasie zaczęła sobie tłumaczyć, że matka zmarła, a ona ma po prostu macochę. Tak sprawę przedstawiła koleżankom z liceum, do którego poszła przezornie na drugim końcu miasta i gdzie nikt jej znał. Przyjęto to zresztą bez specjalnego zainteresowania, bo głowy dorastających pannic zaprząta jednak zupełnie coś innego niż matka koleżanki. Agata jednak była wciąż bardzo drażliwa na tym punkcie. Wymyśliła całą historię, jak to matka zmarła tuż po jej urodzeniu, i po pewnym czasie zaczęła sama w nią wierzyć. Opowiadała tak sugestywnie, że jedna z koleżanek wyraziła nawet zdziwienie, że zna tyle szczegółów, skoro w czasie tragicznego wydarzenia była oseskiem. Agata zmitygowała się więc trochę, bo nie chciała uchodzić za kłamczuchę. Chyba właśnie wtedy nauczyła się ostrożności i pewnego kunktatorstwa – wolała dostosować się do oczekiwań otoczenia, niż za bardzo się wychylać.
Ojciec dowiedział się o zmyśleniach Agaty tuż przed jej maturą. Wybuchła straszna awantura, pozornie o kłamstwa, ale tak naprawdę o ogólną sytuację w domu. Ojciec zarzucił jej niewdzięczność, całkowicie źle odczytał jej intencje, uważając, że robiła to, by wzbudzić w koleżankach i nauczycielach litość. Stwierdził też, że zachowała się nie fair w stosunku do Teresy, przedstawionej w tym kontekście jako zła macocha, która szybko zajęła miejsce zmarłej matki.
– Jak mogłaś tak nakłamać? – grzmiał ojciec, a Agata była wściekła, że „stary” w ogóle niczego nie rozumie. Jej złość obróciła się też przeciwko Teresie, która próbowała łagodzić sytuację. Co ona wie i po co się wtrąca? W końcu nie jest moją prawdziwą matką! – nakręcała się Agata, podnosząc głos na ojca i jego partnerkę.
Dziwiła się, że ojciec jej wtedy nie przylał. Może dlatego, że miała już osiemnaście lat, a może przez to, że nigdy nie był skory do przemocy. Chyba raz w życiu dał jej klapsa, gdy łaziła po parapecie przy otwartym na oścież oknie.
Teraz na wspomnienie tamtej awantury czuła wstyd. Z drugiej strony wciąż rozumiała swoje pobudki – nie chciała być czarną owcą w stadzie, wolała uśmiercić widowiskowo matkę, niż stać się po raz kolejny „tą porzuconą”.
Matki nie zostawiały dzieci, przynajmniej w tym świecie, do którego należała. Ojcowie, owszem, odchodzili, zakładali nowe rodziny lub nie, ale matki trwały. Wszystkie poza jej matką, która nabawiła się depresji i uciekła.
Agata zastanawiała się nawet, czy nie powinna iść do psychologa. Ale co by mu powiedziała? „Mam problem, bo w niemowlęctwie zostawiła mnie matka”? Pewnie by ją wyśmiał! Były przecież po stokroć gorsze zgryzoty! Matka jednej koleżanki zmarła na raka, inna miała wypadek i z trudem dochodziła do siebie.
A jej matka żyła gdzieś tam w świecie i zupełnie o nią nie dbała.
I to była największa bolączka.
Przez wiele następnych lat, najpierw dzieciństwa, a potem czasów nastoletnich, Agata miała nadzieję, że kiedyś przyjdzie list czy choćby kartka od matki, w której ona wyjaśni, co naprawdę się stało, wytłumaczy się. Może matka musiała wtedy tak postąpić, bo ktoś ją do tego zmusił (może ojciec?) lub na przykład zapadła na amnezję i nie pamiętała, że ma wrócić do domu… Czas biegł, a Agata wymyślała coraz bardziej irracjonalne powody. Czekała w każde urodziny i na każdą Gwiazdkę. Ostatni raz pobiegła do skrzynki w dniu swych osiemnastych urodzin. Wówczas już się nie łudziła, zrobiła to jedynie z długoletniego przyzwyczajenia. Ale nie. I tym razem nic. Doszła do wniosku, że skoro nawet tego dnia nic się nie pojawiło, to już na pewno nigdy się to nie zmieni. Postanowiła wtedy z całą mocą, że o niej zapomni. Wyrzuci matkę ze swojego życia na zawsze, tak jak ona wyrzuciła ją, swoją córkę. Od tego czasu nie zmyślała żadnych historyjek, tylko mówiła wprost: „Ja nie mam matki”. W świecie ludzi dorosłych przyjmowano to bez komentarza i drążących temat pytań.
A teraz, zupełnie nagle, po przeszło ćwierćwieczu dzwoni do niej niejaki Jerzy Wilk i mówi, że muszą porozmawiać o matce? To chyba jakieś żarty!
Uruchomiła wyszukiwarkę i odkryła, że osób o takim nazwisku jest wiele. Obejrzała fotografię jakiegoś sportowca i kilku licealistów, z których na pewno żaden nie był jej telefonicznym rozmówcą. Było kilka firm zarejestrowanych na to nazwisko i szybko zniechęciła się, przeglądając pobieżnie ich strony. Niczego nie można było wywnioskować z podanych informacji, poza faktem, że mieściły się w różnych, bardzo od siebie oddalonych regionach Polski.
Potem, nieco już walcząc ze sobą, wrzuciła w wyszukiwarkę imię i nazwisko matki: Adela Niemirska. Choć może się to wydać nieprawdopodobne, robiła to po raz pierwszy w życiu. Podobno – jak zauważali telewizyjni komentatorzy – jeśli nie ma cię w internetowej wyszukiwarce, nie ma cię wcale. Jej matki tam nie było.
Była zdenerwowana, więc zadzwoniła do Filipa. Odebrał po kilku sygnałach, mówił dziwnym, przytłumionym głosem.
– Spałeś już? – zapytała zdezorientowana. Zaczął się tłumaczyć, że miał ogromnie męczący dzień, dużo problemów w pracy.
Pomyślała o swoim dniu i poczuła wściekłość. Tak naprawdę musi sobie ze wszystkim radzić sama! Beata ma rację – Filip to taki niby-chłopak. Niby jest, a gdy go najbardziej potrzeba, brakuje jego obecności.
– Co się stało? – zapytał on tymczasem. – Masz taki głos…
– Jaki? – warknęła.
– Nie wiem. Chyba rozdrażniony, jakby coś złego się stało.
– Dzwonił do mnie jakiś facet. W sprawie mojej matki, mówił, że musimy o niej porozmawiać. Nagrał się na sekretarkę, bo nie było mnie w domu.
– Twojej matki? Chodzi o Teresę? – Filip najwyraźniej nie rozumiał.
– Nie o Teresę, o moją biologiczną matkę! Nie widziałam jej od urodzenia!
– Naprawdę? Nie miałem o tym pojęcia. – Był wyraźnie zaskoczony.
Agata zacisnęła zęby. Tak. Tego również mu nie powiedziała. Naprawdę niezbyt wiele o sobie wiedzieli, w każdym razie on niewiele wiedział o niej. Inna sprawa, że raczej jej nie wypytywał. Widać, nie bardzo obchodziła go jej historia rodzinna i to także nie było przyjemne.
– No i co z tą matką? – spytał, gdy długo się nie odzywała. Mogło się wydawać, że się rozłączyła. Ale nie.
– Nic! – ucięła i rzeczywiście nacisnęła czerwony przycisk. Potem patrzyła chwilę na telefon i pomyślała, że rozmowa właściwie nie spełniła jej oczekiwań. Tylko czego chciała? Wsparcia? Pociechy? A może propozycji, że Filip przyjedzie do niej, by nie czuła się samotna w tej trudnej chwili. Niestety, najwyraźniej nie mogła na to liczyć.