Читать книгу Siostry Tom 1 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk - Страница 7

6

Оглавление

– Ja z tobą pojadę! – Daniela krzyknęła z entuzjazmem, gdy Agata streściła jej całą sytuację przez telefon. Rozmawiały przez skype’a i Agata patrzyła przez okno komunikatora na zaciekawioną twarz siostry.

– Zwariowałaś! Pogrzeb jest w piątek, a ty nadal jesteś w Londynie!

– No i co z tego! – Siostra przysunęła twarz do kamerki internetowej i Agata wyraźnie widziała jej wesołe oczy. – Chyba nawet ty słyszałaś o czymś takim jak tanie linie! Mogę w czwartek być w Polsce, przylecę lekkim twistem!

– A ty zapewne wiesz, panno mądralińska, że bilety na tanie linie kupowane w ostatniej chwili nie są wcale tanie!

– No, chyba że ma się koleżankę w biurze podróży, która może takie rzeczy załatwić!

– No chyba że!

Roześmiały się obie. Twarz Danieli rozmyła się nieco, gdy dziewczyna sięgnęła po coś na półkę.

– Popatrz. To mój dyplom. Ukończyłam kurs dla tłumaczy konsekutywnych! Teraz będę mogła przekładać przemowy najważniejszych polityków!

Największym marzeniem Danieli była praca tłumacza przy którejś z instytucji Unii Europejskiej. Miała ogromny talent. Nie tylko znakomicie władała trzema językami, ale posiadała wprost fenomenalną pamięć. Na kursie dla tłumaczy konsekutywnych zaskakiwała tym, że nie potrzebowała robić notatek z pięciominutowych odcinków tłumaczonej wypowiedzi. Przekładała wszystko wiernie i bardzo dokładnie. Studiowała lingwistykę stosowaną, ale nieustannie dokształcała się na rozmaitych kursach i szkoleniach, które wyszukiwała sobie za granicą w ramach grantów i stypendiów. Miała bowiem głowę na karku i była bardzo zaradna. Jej na pewno nie brakowało życiowej odwagi, czego Agata skrycie jej zazdrościła.

Teraz pomyślała sobie, że byłoby jej raźniej, gdyby Daniela także pojechała do Zmysłowa. Choć przecież z drugiej strony miała wszystkiemu stawiać czoła sama. Tak to sobie zaplanowała – jako wielkie wyzwanie, które wiele miało zmienić.

– No to postanowione – odezwała się siostra przez komunikator. – Dzisiaj jeszcze muszę być na imprezie dla absolwentów naszego kursu, a potem jestem już wolna! W czwartek jestem w Polsce, a w piątek rano ruszamy do Zmysłowa. Nie mogę cię zostawić w potrzebie!

Miała rację. Agata na pewno potrzebowała wsparcia. Dziewczyna pomyślała ponuro, że taką rozmowę, jak ta przed chwilą z siostrą, powinna odbyć ze swoim chłopakiem. To on winien jej towarzyszyć i pomagać w trudnych chwilach.

Westchnęła. Miała wrażenie, że w tym związku wszystko wymyka się jej z rąk. Poczuła nawet pewne zniechęcenie. Skoro się wymyka, widać tak musi być. Czasem nie warto iść życiu pod prąd, a unosić się na jego falach, nie zastanawiając się, dokąd nas zaniesie. Ta myśl ją pokrzepiła, uwolniła od napięcia. Uświadomiła sobie, że wciąż się czymś przejmuje, kreśli czarne scenariusze, spodziewa się różnych trudności. Samo to wpędzało ją w stres i zły humor. „Jestem jak przyczajone do skoku zwierzę! Ale nie do ataku, raczej do ucieczki” – pomyślała i sama się zdziwiła. Już od bardzo dawna nie analizowała swych emocji w podobny sposób.

Na razie czekało ją zupełnie inne zadanie, czyli uporządkowanie swoich spraw zawodowych. Tutaj też nie zamierzała się poddawać, więc następnego ranka wkroczyła do gabinetu dyrektora Antczaka z miną, która oznajmiała, że jest gotowa na wszystko.

– Dobrze, że jesteś – powiedział przełożony, widząc ją w drzwiach. – Miałem do ciebie dzwonić.

Agata poczuła lekki niepokój. Najwyraźniej coś się stało, skoro Antczak porzucił przeglądanie serwisów aukcyjnych i czytanie tych samych wiadomości w piętnastu kolejnych serwisach informacyjnych. Uważał bowiem, że trzeba być dobrze poinformowanym, bo w ten sposób buduje się ogólną wiedzę o świecie. Być może miał rację – właśnie to wyróżniało go spośród innych menedżerów w firmie, że zawsze potrafił rzucić celnym i aktualnym przykładem z życia politycznego czy ekonomii. Budził respekt i szacunek, uchodził za człowieka o szerokich horyzontach i błyskotliwego.

„Błyskotliwy to on na pewno jest, skoro przez tyle lat nikt się nie zorientował, że nic nie robi!” – pomyślała złośliwie i usiadła, nie czekając na zaproszenie.

– Coś się stało? – spytała obojętnym tonem.

– Zawsze się coś dzieje – uśmiechnął się. – Ale tym razem samo dobre! Dostałem cynk z samej góry, że klient chwycił przynętę i robimy ten projekt. Oczywiście głównie jest to zasługa naszej wspaniałej prezentacji podczas spotkania, była bardzo przekonująca…

– Tak, jak ci już wspomniałam – przerwała Agata – poświęciłam jej cały weekend. To oczywiste, że była dobra, nie wypuszczam bubli.

Skrzywił się, jakby napił się czegoś kwaśnego.

– Zostawmy to – powiedział niezobowiązująco. – Teraz czekają nas poważniejsze zadania. Cały zespół musi się zmobilizować. Nie muszę ci mówić, ile czeka nas pracy! – przewrócił wymownie oczami.

– Hmm – mruknęła Agata, zastanawiając się, jak ma wyartykułować to, z czym przyszła. Postanowiła nie owijać w bawełnę. – Potrzebuję kilka dni wolnego, muszę wyjechać.

– Czyś ty oszalała? W takim momencie chcesz urlop? Nie ma mowy.

– Zmarła moja matka, jadę na pogrzeb. Muszę uporządkować pewne sprawy.

Zawiesił na niej zdumione spojrzenie. Dziwił go jej niewzruszony spokój, jakby coś się za tym wszystkim kryło.

– Matka? – powiedział bezmyślnie. – Nie wiedziałem, że chorowała, bardzo mi przykro.

Wstała z fotela.

– Dziękuję za wyrazy współczucia. Rozumiem, że mogę jechać. Pogrzeb jest w piątek.

– Tak, oczywiście, bez dwóch zdań. Jedź. Cała firma jest z tobą w tej trudnej chwili.

Antczak otrząsnął się z szoku i szybko wszedł na właściwy rejestr korporacyjnej krzepiącej przemowy. „Jesteśmy razem, wspieramy się, tworzymy wielką rodzinę, nie opuścimy cię w nieszczęściu”.

Agata nie dała mu dokończyć, tylko wyszła z gabinetu. Zastanawiała się, czy nie trzasnąć na pożegnanie drzwiami, ale ostatecznie zamknęła je cicho i delikatnie.

„Co za dwulicowy palant” – pomyślała z niesmakiem, przemierzając korytarz w drodze do swego pokoju. „Oni chyba mają procedurę na każdą sytuację – spalił ci się dom: mamy zestaw standardowych pocieszeń dla pogorzelców, zmarła bliska osoba – w równie standardowy sposób wyrażamy kondolencje”.

W tym momencie pomyślała o kolegach z działu reklamy. Opowiadali jej kiedyś, że gdy klient zbyt długo grymasił i odrzucał każdy slogan, wtedy wyciągało się zeszyt nazywany „bzdetą ostatniej szansy” – tam wszyscy pracownicy działu kreatywnego zapisywali banały pasujące absolutnie do każdego produktu: od cukierka po bezzałogowy samolot. W sytuacji awaryjnej rzucało się „bzdetą ostatniej szansy” i zazwyczaj klient był zadowolony. Życie bowiem opiera się na banale i nic tego nie jest w stanie zmienić. Korporacyjne pocieszenia to także „bzdety ostatniej szansy”, wypowiadane nie po to, by komuś naprawdę pomóc, ale by „odfajkować” pozycję w procedurze zatytułowaną: „Wspieramy naszych ludzi w każdej sytuacji”.

Usiadła przy biurku i wyciągnęła rękę po słuchawkę, by zadzwonić do Danieli. Rozmyśliła się jednak i wykręciła wewnętrzny numer do pokoju Filipa.

– Filip Hołda, słucham – rzucił oficjalnym tonem, choć na pewno zauważył na wyświetlaczu, kto dzwoni.

– Daj spokój, to ja – powiedziała Agata i z pewnym lekceważeniem pomyślała o jego tchórzostwie. Skoro ona była tchórzem, to co dopiero można było powiedzieć o nim?

– Po co dzwonisz na ten numer? – syknął. – Chyba się umawialiśmy?

– To ty się umawiałeś – stwierdziła. – Może zresztą telefonuję w służbowej sprawie, tego nie wziąłeś pod uwagę, prawda? Wyjeżdżam na kilka dni do Zmysłowa. – Czekała chwilę na jakąkolwiek reakcję, ale ponieważ ona nie nastąpiła, rzuciła tylko „cześć” i odłożyła słuchawkę.

Odchyliła się na oparciu krzesła i wypuściła powietrze z płuc. Podręczniki uczyły, że trzeba uwalniać złą energię i właśnie starała się to zrobić. Wyobraziła sobie, że wraz z głębokim wydechem uchodzi z niej wściekłość. Na Filipa, na wrednego Antczaka, na całą firmę i jej wszystkie przyległości. Miała nadzieję, że ogarnie ją spokój. Niestety nie. Wciąż niepokoiła się tym, co zastanie w Zmysłowie.

„Chyba nie mam nawet żadnej czarnej sukienki” – pomyślała, a potem ogarnęła ją kolejna wątpliwość. Czy powinna występować w żałobie po matce, której wcale nie znała, praktycznie obcej kobiecie? No, ale czerń to przecież sposób na okazanie szacunku zmarłej! Tak naprawdę Agata nie chciała się wychylać i narażać na obmowę. Jednocześnie jakie znaczenie miało to, czy stanie się przedmiotem plotek w jakimś Zmysłowie, w którym nie pojawi się zapewne przez kolejne piętnaście lat! Właściwie to mogła się zjawić na pogrzebie w różowej sukience i kanarkowym kapeluszu z piórkiem, a i tak by to niczego nie zmieniło.

Zmarszczyła brwi. Weterynarz nie powiedział jej przez telefon, gdzie dokładnie miałaby przyjechać. Czy Zmysłów ma własny cmentarz? Może trzeba pójść wcześniej do kościoła? Agata nie lubiła niejasnych i niezaplanowanych sytuacji. Nie miała przy tym pojęcia, jaki światopogląd wyznawała jej matka – była wierząca czy nie? Liberalna czy konserwatywna? Fakt, że porzuciła ją w dzieciństwie bez skrupułów, świadczyłby o jej dużym liberalizmie, ale być może wcale tak nie było. Historia już nas nauczyła, że często bardzo konserwatywne poglądy głoszą osoby, które mają co nieco na sumieniu w sprawach obyczajowych. Agatę bardzo męczył fakt, że nic nie wiedziała o kobiecie, którą miała teraz na zawsze pożegnać.

Pożegnać, choć nawet jej nie powitała. Nie zdążyła poznać i nigdy już tego nie zrobi. Prawdą jest, że tylko śmierć ostatecznie kończy wszystkie sprawy. Ucina je i pozostawia w punkcie, w którym utknęły. Już niczego nie da się wyjaśnić, odkręcić, naprawić. Już na zawsze Agata i Ada pozostaną sobie obce. Odległe światy, które nigdy się nie spotkały.

Te rozważania wytrąciły z równowagi. Żeby coś robić i nie dręczyć się niepokojącymi pytaniami bez odpowiedzi, postanowiła jeszcze raz zadzwonić do Wilka, tym razem z pytaniem o miejsce pogrzebu.

– Na naszym cmentarzu – powiedział zniecierpliwiony. – Mieści się przy ulicy Cmentarnej. Mieszkańcy Zmysłowa są praktyczni, szkoła jest przy Szkolnej, kościół przy Kościelnej, cmentarz przy Cmentarnej.

„Sklep przy Sklepowej, a dom przy Domowej” – dodała w myślach, żegnając się z nim, bo znowu był bardzo zajęty, jechał do jakiegoś zwierzaka. Widać było, że weterynarz prowadzi dosyć rozległą praktykę. „Ciekawe, przy jakiej ulicy mieszka? Pieskowej może lub Kotkowej” – pomyślała jeszcze, postanawiając zająć się pracą. Miała kilka pilnych projektów do zamknięcia przed wyjazdem i na tym postanowiła się skupić. Pracowała tak przez pewien czas, ale jej myśli nieustannie biegły w kierunku Zmysłowa i tego, co ją tam czekało. Wciąż była to jedna wielka niewiadoma.

Siostry Tom 1 Czary codzienności

Подняться наверх