Читать книгу Siostry Tom 1 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk - Страница 3

2

Оглавление

Wróciła do domu jakoś po dziewiątej, spędziwszy naprawdę miły wieczór w towarzystwie Beaty i jej męża Maćka, którzy tworzyli godną pozazdroszczenia parę. I choć Beata twierdziła, że jej mąż trwa przy niej z przyzwyczajenia, które trudno zmienić po dwudziestu latach, prawda była zupełnie inna. Agata już dawno nie wierzyła w idiotyczne frazesy o przeciwieństwach, które się przyciągają, i koniecznym w każdym związku elemencie ryzyka. Być może było tak na krótkim dystansie, w przelotnych romansach. Długi związek musiał się opierać na podobieństwach – wspólnych zainteresowaniach, poglądach, podobnym sposobie widzenia świata – i zazwyczaj tych zbieżności musiało być co najmniej kilka.

Ona i Filip byli właśnie takimi przeciwieństwami, które jakoby miały się przyciągać. Rzecz jasna, doskonale działało to na etapie pierwszej fascynacji, gdy poznali się w dosyć banalnych okolicznościach, bo na służbowym wyjeździe. Znajomość już od początku nie była niewinna – pierwszego wieczoru skonsumowali ją w pokoju Agaty, z którego roztaczał się oszałamiający widok na góry (firma wysłała ich do Zakopanego). Musieli się jednak ukrywać, bo korporacja nie tolerowała „takich rzeczy”. Była to kolejna zagadka organizacyjna – zwalniano ludzi bez mrugnięcia okiem, bo robili się „za starzy”, a jednocześnie zarząd wyjątkowo dbał o moralność swoich pracowników. A przecież Agata i Filip byli dorośli i wiedzieli, co robią. Tak jej się przynajmniej wydawało.

Przez kilka tygodni ich konspiracyjnego związku było jak w bajce. Uśmiechali się do siebie porozumiewawczo w windzie, o tej samej godzinie chodzili na lancz, przesyłali sobie SMS-y na prywatne komórki, bardzo się pilnując, by nie korzystać z oficjalnego maila czy telefonu. Wieczorami spotykali się także dyskretnie, prawie jak w szpiegowskim filmie, nigdy nie wychodzili o jednej porze, nie szli w tym samym kierunku. Filip dbał o to, by nikt z firmy nie wiedział o ich romansie. W odróżnieniu od Agaty był wysoce ostrożny, przewidujący i troszczył się o swoją karierę. W porównaniu z nim ona – choć pracowita, skrupulatna i dokładna – wydawała się rozlazłym leniem. Filip każdą minutę wolnego czasu miał dokładnie zaplanowaną – dokształcał się, uczył języków, zawierał pożyteczne znajomości. Życie nie przeciekało mu przez palce, każda chwila była wykorzystana, a rzeczywistość zorganizowana w najdrobniejszych szczegółach. Agata podejrzewała, że nawet czas dla niej ma ściśle wyliczony i rozplanowany, choć przecież nie dawał jej odczuć, że mniej się dla niego liczy niż praca. Wręcz przeciwnie. To właśnie Filip próbował ją cały czas dopingować, zachęcać do działania i zainteresowania się czymś, co mogłoby ją podciągnąć w hierarchii firmy. Niestety, gdy tak nad nią pracował, budził się w niej złośliwy chochlik, który nakazywał zachowania wręcz odwrotne. Gdy więc mężczyzna na coś naciskał, ona wykręcała się od tego z całej siły.

Filip bardzo dbał o swój wygląd zewnętrzny, co samo w sobie nie było przecież złe, a jednak Agacie zaczęło przeszkadzać. Czasami miała wręcz wrażenie (a może to była paranoja?), że kochając się z nią, stara się tak upozować, by i w tej intymnej sytuacji prezentować się maksymalnie elegancko i po męsku. Pewnego dnia doprowadziła go do wściekłości niewinną uwagą, że firma Hugo Boss, której garnitury tak lubił, w czasie wojny produkowała mundury dla niemieckiej armii.

– A co to ma do rzeczy? – zaperzył się. – Historia mnie nie interesuje, zresztą czasy się zmieniły, gdybyś nie zauważyła.

Jak się okazało, nie wszystko się zmieniło. Po kilku miesiącach tego konspiracyjnego „docierania się” – tu właśnie jest miejsce na rozprawienie się z kolejnym mitem, że każda para musi się dotrzeć; być może dociera się to, co i tak do siebie pasuje, bo w innym wypadku raczej się rozleci niż scali – pojawił się upiór z przeszłości, czyli dawna dziewczyna Filipa. Okazało się bowiem, że nawet tak poukładana osoba jak on może mieć swoje tajemnice. Mroczne sekrety.

Magda była jego studencką miłością i mieli nawet się pobrać. Potem coś się popsuło, ona wyjechała za granicę, on pozostał w kraju. Znajomość puściła w szwach, jak to mówił, ponieważ związki na odległość nie mają przyszłości.

Agata łyknęła to tłumaczenie jak młody pelikan rybkę. Było to na początku ich znajomości, gdy wszystko w drugiej osobie wydaje się atrakcyjne i pociągające. Nawet mu współczuła, że został porzucony w taki sposób, a sprawa z Magdą wydawała się definitywnie zamknięta.

Niedługo stało się oczywiste, że wcale tak nie było. Magda wróciła do kraju i bezskutecznie szukała pracy. Filip uważał, że powinien jej pomóc, bo przecież nie można nikogo zostawiać na pastwę losu, zwłaszcza jeśli coś nas z tą osobą łączyło. Agata w pierwszym momencie była nawet zbudowana tą jego wspaniałomyślnością. W następnym już nie, bo okazało się, że „nieszczęśliwa” Magda wymaga kompleksowej pomocy. W poszukiwaniu i wynajęciu mieszkania („Ona jest taka roztrzepana, kochanie, mogłaby podpisać jakąś szczególnie niekorzystną umowę, trzeba jej pomóc”), późniejszym remoncie („Nie masz pojęcia, jak potrafią naciągnąć różnej maści fachowcy, wszystkiego trzeba pilnować, no, a jednak z mężczyzną się bardziej liczą”), umeblowaniu („Niby to meble do samodzielnego składania, ale jednak dla kobiety to ciężka praca”), przewożeniu różnych gratów, a nawet wyprowadzaniu psa. W międzyczasie Magda zapadła na nerwicę i depresję, ponieważ ciągle nie mogła znaleźć satysfakcjonującej posady, więc Filip zaczął się zastanawiać, czy Agata nie mogłaby polecić jej w swoim dziale. Przecież jego była dziewczyna miała znakomite kwalifikacje i tylko się marnowała, a Agata mogłaby zrobić dobry uczynek.

Tego już było za wiele. Może jest wredna i nieczuła, ale nie zamierzała codziennie oglądać eks-narzeczonej swego chłopaka w pracy.

– Nie bądź zazdrosna, kochanie – tłumaczył Filip. – Magda to wspaniały człowiek, nie wyszło nam, to prawda, ale ona ma wiele problemów i naszym obowiązkiem jest jej pomóc. Jest całkiem sama i ma tylko nas.

Agata szczerze w to wątpiła. Magda z pewnością miała rodzinę lub dalszych krewnych. Nie wierzyła, by dziewczyna była całkiem sama, jak ta sierotka. A nawet gdyby – Filip pomógł jej już wystarczająco i naprawdę nie było powodów, by ciągnąć to dalej.

Poza jednym, oczywiście. Że nadal ich coś łączy.

– Czy ja jestem złym człowiekiem? – pytała Agata swoją przyrodnią siostrę Danielę, która aktualnie była w domu pomiędzy jednym wyjazdem zagranicznym a drugim. Marzeniem siostry było zrobić karierę tłumacza; studiowała lingwistykę i intensywnie korzystała ze wszystkich możliwych stypendiów językowych. Teraz właśnie przyjechała z Nowego Jorku i tryskała entuzjastyczną miłością do tego miasta.

Na tak zadane pytanie Daniela parsknęła śmiechem.

– Moim zdaniem, baby, ty jesteś w tej sytuacji aniołem wcielonym! Ja bym już dawno kopnęła pana tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, i kazała mu zjeżdżać do Magdy. Jestem przekonana, że on ją bardzo skutecznie pociesza na własnoręcznie skręconej kanapie z IKEI!

Agata miała podobne podejrzenia i trzeźwe spojrzenie młodszej siostry tylko ją w tym utwierdzało. Zazwyczaj właśnie Daniela wypowiadała na głos to, o czym Agata tylko myślała. Była bowiem od siostry bardziej stonowana, ostrożna w osądach, bardziej correct, jak żartowała z niej Daniela.

Miała zatem twardy orzech do zgryzienia, jeżeli chodziło o Filipa, i bardzo ją to martwiło. Siostra zapewne doradziłaby jej, by zapytała wprost: „Czy ty aby nie sypiasz z tą swoją Magdą?”, lecz trudno było liczyć na to, że facet tak zagadnięty odpowie prawdę. Beata uważała z kolei, że Filip to facet z gatunku takich, co chcą zjeść ciastko i mieć je jednocześnie.

– To taktyka uchylonej furtki – tłumaczyła jej przyjaciółka w „Wiśniowej Górce”, gdy jadły razem kolację. – I tu sobie zostawia możliwość. Zaradny chłopak, nie ma co! – Beata niby żartowała, ale, tak poważnie, nie widziała przyszłości dla związku Filipa i Agaty. Nie w sytuacji, gdy na horyzoncie wciąż majaczyła Magda, której trzeba było pomagać.

Agata jednak nie potrafiła zmierzyć się z problemem. Chowała głowę w piasek. Z jednej strony wiedziała, że powinna posłać Filipa w diabły, a z drugiej wciąż wahała się, czy to zrobić. Podobnie było w pracy. Niby zademonstrowała, co myśli o zachowaniu Antczaka, ale tak naprawdę nie powiedziała mu do słuchu. Trzeba to było zrobić dużo wyraźniej i dobitniej, żeby nie myślał, że ma do czynienia z grzeczną dziewczynką.

„Moim problemem jest l’esprit de l’escalier. Zawsze wiem, co mam powiedzieć, ale już po niewczasie” – pomyślała, otwierając drzwi swego mieszkanka.

Kupił jej go ojciec, by miała coś „na początek”. To także budziło w niej sprzeciw – nie zapracowała na mieszkanie sama, tylko dostała je w prezencie. Nie miała do ojca pretensji, absolutnie nie, nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby być taką niewdzięcznicą! Wręcz przeciwnie, żywiła do „staruszka” same ciepłe uczucia, ale była wściekła, że tak prostował jej ścieżki. Miała bowiem wrażenie, że nigdy nie ma się okazji wykazać, zaryzykować, zawsze ktoś robi coś za nią. Ojciec kupił jej mieszkanie, Filip zachęca do wykazywania się większą ambicją w sprawach zawodowych, a młodsza siostra jest jak jej własny asertywny głos, tyle że wewnętrzny. Agata nie musi wygłaszać żadnych kontrowersyjnych opinii, bo robi to za nią Daniela. Niby była samodzielna i zaradna, ale wciąż czuła się jak mała dziewczynka, którą ktoś manipuluje. Denerwowało ją to. Nieustannie miała poczucie, że nie w pełni kieruje swoim życiem i to budziło w niej złość.

Kiedy, rozdrażniona wnioskami, do których doszła, rzuciła klucze na stoliczek z telefonem stacjonarnym, praktycznie w ogóle nie używanym i służącym jedynie do rozmów z osiemdziesięcioletnią ciocią z Gdańska, nieuznającą komórek, zobaczyła, że miga światełko nieodsłuchanej wiadomości. Zdziwiła się. Ciocia nie zwykła się nagrywać, bo nie akceptowała również automatycznych sekretarek; nie zostawiali wiadomości również akwizytorzy pościeli z lamy czy supergarnków z kosmicznej stali. Być może to Daniela zrobiła jej taki dowcip, to akurat było do niej podobne. Agata westchnęła i odsłuchała wiadomość.

– Witam panią, mówi Jerzy Wilk. Nie zna mnie pani, ale musimy pilnie porozmawiać o pani matce. Proszę zadzwonić pod numer, który zaraz podam. – Głos był jej zupełnie nieznany, dobiegał jakby zza szyby i miał nieco chropawe brzmienie. Ale nie to sprawiło, że Agata całkiem zesztywnia i wpatrywała się bezmyślnym wzrokiem w migające światełko maszyny.

Matka… Słyszała o niej po raz pierwszy od dobrych dwudziestu lat.

Siostry Tom 1 Czary codzienności

Подняться наверх