Читать книгу Kroniki Archeo Skarb Atlantów - Agnieszka Stelmaszyk - Страница 10

Rozdział VII
Powrót badaczy

Оглавление

Ania i Martin w napięciu śledzili Delgado chodzącego wzdłuż bazy. Z niepokojem też zerkali na morze. Klejto gdzieś zniknęła, a przyjaciele ciągle nie wracali z rekonesansu. Naraz przez szum fal przebił się okrzyk:

– Jest!

Serce Ani załomotało.

– To Jim! – od razu rozpoznała głos.

Strażnik również coś usłyszał. Przystanął i zaczął podejrzliwie się rozglądać.

– Co oni tam robią? – Ania miała ochotę zbiec do brata i przyjaciół.

Martin przytomnie ją powstrzymał. A zaraz potem wydał z siebie głos przypominający krzyk mewy. Zrobił to tak przekonująco, że już po chwili Delgado powrócił do swojej monotonnej wędrówki tam i z powrotem.

– Dobry jesteś – szepnęła z uznaniem Ania.

– Dostałem niedawno płytę z odgłosami ptaków zamieszkujących Kretę i niektóre z nich już opanowałem – uśmiechnął się z dumą. – Dobrze, że zacząłem od mew – zachichotał.

Raptem jednak przestał się śmiać i pośpiesznym ruchem przyłożył lornetkę do oczu. Twarz mu zbladła. Ania spojrzała w tym samym kierunku.


Do wybrzeża zbliżał się katamaran.

– Wracają! – pisnęła. Drżącymi palcami wybrała na komórce numer do Bartka.

– Kończcie już! Nadpływają! Za chwilę będą w bazie! – zameldowała nerwowym tonem.

– Okay – odparł krótko brat i rozłączył się.

– Gdzie jest Klejto? – Ania wychyliła się zza skał, żeby dać jej znak. Powinna odwrócić uwagę strażnika, ale Greczynki nie było widać.

– Niedobrze… są coraz bliżej… – Martin z przerażeniem patrzył na zbliżającą się w szybkim tempie dwukadłubową jednostkę.

Tymczasem Klejto gdzieś przepadła, a rodzeństwo Ani i Martina wciąż pozostawało w bazie.

Martin zdawał sobie sprawę, że za chwilę wszyscy znajdą się w potrzasku.

– Jeśli zaraz nie wrócą, będzie bardzo źle – denerwował się.

– Widzę Klejto! – Ania ucieszyła się i czym prędzej do niej pomachała, dając tym samym znak, że powinna odwrócić uwagę strażnika.

– Gdzie oni są?! – wycedził przez zaciśnięte zęby Martin. Wziął od Ani telefon i kolejny raz wybrał numer. Tym razem jednak nikt nie odbierał…


Bartek poczuł w kieszeni wibrację ściszonej komórki. W tym samym momencie przez okno dostrzegł zbliżający się do brzegu katamaran.

– Jim, wyłącz komputer! Naprawdę musimy już uciekać! – potrząsał przyjaciela za ramię.

– Już, jeszcze chwilkę! Tu jest jakiś dziwny plik, przegram go – Jim sięgnął do kieszeni i wyciągnął pendrive w kształcie rockowej gitary.

Mary Jane uwijała się gorączkowo, zacierając ślady.

– Lepiej żeby nie zauważyli, że ktoś tu myszkował! – układała równo papiery na stole, Bartek też jej pomagał. Nie miał nawet czasu, aby odebrać telefon.

– Finito! – Jim przegrał plik o enigmatycznej nazwie „Wytyczne BF” i szybko wyłączył komputer.

Prawie w ostatniej chwili przyjaciele wymknęli się z pracowni. Nie mogli już jednak uciekać drewnianymi schodkami, które wiły się wokół bazy, ponieważ zobaczyliby ich ludzie z katamaranu. Przemykali więc pomiędzy chatami, kryjąc się w ich cieniu. Z wysiłkiem pięli się do góry po ostrych jak brzytwy skałach. Musieli też uważać na Delgado u góry, który irytował się widokiem Klejto i nie chciał z nią rozmawiać po raz kolejny.

Ania z Martinem z bijącymi sercami śledzili rozwój sytuacji.

– W razie czego musimy się rozdzielić – szepnął Martin. – Ty pomożesz Klejto, a ja im – ruchem głowy wskazał Bartka, Jima i Mary Jane.

Klejto rozpaczliwie próbowała zatrzymać ochroniarza, lecz na próżno. On także dostrzegł już statek i najwyraźniej chciał zejść do towarzyszy. Pewnie po to, aby pomóc im zacumować, bo fale tego dnia były wyjątkowo wysokie i wściekle biły o poszarpany brzeg. Na szczęście, nim Delgado zbiegł po drewnianych schodach w dół do prowizorycznego pomostu, Bartek, Mary Jane i Jim pojawili się w kryjówce Ani i Martina. Natychmiast też odwołali z posterunku Klejto.

Po niespełna dziesięciu minutach z katamaranu wysiadło kilkanaście osób. Zajęci byli wynoszeniem na brzeg przeróżnych pakunków.

– Pryskajmy! – rzucił Bartek i przyjaciele czym prędzej opuścili ośrodek badawczy.

Kiedy znajdowali się już dość daleko i mogli swobodnie rozmawiać, Mary Jane opowiedziała, co odnaleźli w pracowni komputerowej.

– W domu sprawdzimy na laptopie dane, które przegrał Jim – zaproponował Bartek i przyśpieszył kroku.


Białe ściany domu pani Zarkadakis, skąpane w zieleni i girlandach różowych oraz czerwonych kwiatów, pięknie kontrastowały z błękitnym niebem. Z okien i tarasu roztaczał się wspaniały widok na szmaragdowe morze i złocistą plażę. Tym razem jednak przyjaciele nie zwracali najmniejszej uwagi na krajobrazy. Pędem wbiegli do pokoju bliźniaków, żeby sprawdzić, jakie informacje kryją się w pliku o nazwie „Wytyczne BF”.

Nie zdążyli jeszcze uruchomić laptopa, gdy znienacka zmroził ich głos panny Ofelii:

– A co to za stado dzikich bawołów tu galopuje?!

Stała na progu pokoju z rękoma założonymi na piersi i przytupywała nogą.

– Przyjechałam tu na wakacje! Chcę mieć ciszę i spokój! – powiedziała ostrym tonem. – A tymczasem wszędzie biegacie i krzyczycie! – fuknęła.

– Przepraszamy panno Ofelio, będziemy już bardzo grzeczni – Ania zrobiła minkę słodkiego aniołka. – Przyszła do nas koleżanka, Klejto – przedstawiła małą Greczynkę.

Panna Łyczko przyjrzała się bystro gościowi.

– Hm… No dobrze, bawcie się – dodała łaskawie.

Już wydawało się, że sobie pójdzie, gdy niespodziewanie zwróciła się do Klejto:

– Czy twoje imię nie pochodzi z mitologii? O ile dobrze pamiętam – panna Ofelia ściągnęła brwi – Klejto zamieszkała z Posejdonem na Atlantydzie. A z ich związku narodziło się dziesięciu synów, którzy władali państwem Atlantów.

Dziewczynka uśmiechnęła się.

– Dziadek chciał, żebym nosiła takie imię. On uwielbia greckie podania i legendy – wyjaśniła.

Młodzi Ostrowscy i Gardnerowie patrzyli w osłupieniu na przyjaciółkę. Nawet Mary Jane, którą interesowały wszelkie starożytne opowieści, nie skojarzyła imienia Klejto z mityczną Atlantydą.

Tymczasem panna Ofelia przypatrywała się całej grupce dość podejrzliwie, jakby obecność kogoś o takim właśnie imieniu nie była przypadkowa.

– Czy wy czegoś znowu nie knujecie? – łypnęła groźnym okiem.

– Ależ skąd! Poznajemy tylko z Klejto okolicę – Martin zapewniał gorąco.

– Ach tak… – wymruczała panna Ofelia.

Odeszła kilka kroków, ale odwróciła się jeszcze i dodała ku przestrodze:

– Tylko pamiętajcie, jeżeli macie zamiar w coś znowu się wplątać, to powiem o wszystkim rodzicom! – pogroziła palcem.

– Może być pani spokojna, pooglądamy sobie teraz moje najnowsze zdjęcia – Mary Jane wyciągnęła z leżącego na stole aparatu kartę pamięci i przełożyła ją do laptopa, przy którym siedział Jim.

Panna Łyczko odgarnęła z twarzy idealnie ułożone jasne loki, wygładziła nieskazitelnie białą sukienkę ozdobioną błękitnym, geometrycznym haftem i rzuciła ostatnie przeciągłe spojrzenie na dzieci. A potem poszła na spacer.

Bardzo by się zdziwiła, gdyby zobaczyła, że dzieciaki wcale nie mają zamiaru oglądać zdjęć.

Mary Jane upewniwszy się, że panna Ofelia nie wtargnie znowu za moment, podeszła do Klejto.

– Dlaczego nie powiedziałaś nam, że twoje imię wiąże się z Atlantydą? – zapytała z lekkim wyrzutem.

– Jakoś nie pomyślałam o tym. Przecież na co dzień nie zastanawiasz się, jakie nosisz imię i co ono oznacza – Greczynka wyznała z rozbrajającą szczerością.

– Racja – poparła ją Ania.

– Ale to dość niezwykłe, że poznałem ciebie w tej samej chwili, gdy odnalazłem pieczęć Posejdona – uśmiechnął się Bartek.

– Zbieg okoliczności. Może to znaczy, że przyniosę szczęście waszym poszukiwaniom! – Klejto roześmiała się.

– Dosyć już tego gadania, lepiej zobaczmy, co jest w tym pliku! – zniecierpliwiony Martin przerwał rozmowę.

– Jasne! – Bartek się ocknął.

Wystarczyło jedno kliknięcie i oczom wszystkich ukazały się zaskakujące zapiski…


Kroniki Archeo Skarb Atlantów

Подняться наверх