Читать книгу Kroniki Archeo Skarb Atlantów - Agnieszka Stelmaszyk - Страница 5

Rozdział IV
Stokrotki i starożytne tajemnice

Оглавление

W czasie gdy Ania, Mary Jane i bliźniacy wylegiwali się na złocistej plaży w zacisznej zatoczce, Bartek postanowił obejrzeć ruiny starożytnej świątyni wznoszącej się na szczycie urwistego klifu.

– Za pół godzinki będę z powrotem! – rzucił optymistycznie do przyjaciół i pomaszerował na samotną wycieczkę.

– Ja nie mam dzisiaj ochoty na wspinaczkę – mruknęła Mary Jane. Spięła włosy w kitkę żeby odsłonić szyję, sprawdziła, czy nowy kostium kąpielowy dobrze na niej leży i położyła się plackiem na ręczniku. – Wolę poleniuchować i opalić się na boski brąz.

– Przecież ty zawsze spiekasz się jak rak! – przypomniał jej Martin, ledwo widoczny zza góry piachu. Razem z Jimem budowali zamek.

– Kupiłam dobry olejek do opalania i tym razem będę miała piękną opaleniznę – zawzięła się Mary Jane.

Bracia uznali, że lepiej z nią nie zadzierać i skupili się na swoim zamku. Tym bardziej, że na palcach u rąk mieli jeszcze pęcherze od ryżowej szczotki – pamiątkę po ich ostatnim wybryku, kiedy to podpadli pannie Ofelii.

Gdy Jim z Martinem wznosili warowną twierdzę, Ania w słomkowym kapelusiku na głowie, ubrana w pomarańczową sukienkę, malowała farbami w Kronice Archeo morze koloru indygo i białe klify, które otaczały z dwóch stron zatokę. Na szczycie wzgórza za jej plecami znajdował się uroczy dom, w którym, z dala od zatłoczonych hoteli, zamieszkali Ostrowscy i Gardnerowie. Ania czuła się w nim prawie tak dobrze, jak w Bursztynowej Willi w swoim rodzinnym Zalesiu Królewskim.


Kiedy wreszcie, po godzinie mozolnej wspinaczki w okropnym upale, Bartek stanął u stóp świątyni, stwierdził, że pozostało z niej niewiele. Jedynie fragmenty murów i dwie marmurowe kolumny, które zdawały się podtrzymywać błękit nieba. Najpierw obszedł ruiny dookoła, a potem przysiadł na przewróconym fragmencie kolumny i zamyślił się. Zastanawiał się, jak starożytni wznieśli tę budowlę na urwistych zboczach klifu. Pewnie pomógł im jakiś heros – wyobraził sobie z uśmiechem. Gdy odwrócił głowę dostrzegł, że mali Gardnerowie zaczęli dokazywać w płytkiej wodzie zatoczki. Sam również nabrał ochoty na orzeźwiającą kąpiel w morzu, dlatego postanowił wrócić już do przyjaciół.

Bartek schodził raźno wąską ścieżką ze szczytu klifu, nadal uśmiechając się do swoich myśli. Tuż przy krawędzi zbocza zauważył bladoróżowe stokrotki. Pomyślał, że Ania i Mary Jane będą pewnie trochę złe, że tak długo go nie było, postanowił więc zerwać dla nich kilka kwiatków.

– Stokrotki powinny je udobruchać – uznał.

Ostrożnie przykucnął i zaczął zrywać kwiatki. Tuż obok kępki trawy, na której rosły, czerniła się warstwa sypkiej sadzy Bartek przyjrzał się jej uważniej.

– Hm… – mruknął i zmarszczył brwi zaintrygowany

Roztarł ciemną substancję palcami. Nagle przypomniał sobie, gdzie widział już coś podobnego. Kiedyś, gdy był mały, wspinał się z rodzicami na Wezuwiusz we Włoszech. Pamiętał dobrze, jak wtedy wyglądał osad. Dlatego teraz był niemal pewien, że ma przed sobą jakiś rodzaj pyłu wulkanicznego.


Gliptyka

jest sztuką wykonywania pieczęci. W szlachetnych lub półszlachetnych kamieniach wycinano wzory i napisy. Po odciśnięciu pieczęci (na przykład na rozgrzanym wosku) powstawało negatywowe odbicie wzoru.

Gemma

to szlachetny albo półszlachetny kamień ozdobiony wklęsłym bądź wypukłym reliefem. Jeśli wzory były wklęsłe, klejnot nosił nazwę intaglio, jeśli natomiast były wypukłe, nazywano go kameą.


Strzepnął palce i już zamierzał wrócić do stokrotek, gdy zauważył wystającą spod wulkanicznej masy błyszczącą płytkę. Zaciekawiony zaczął ją odgrzebywać. Musiał przy tym zachowywać się wyjątkowo ostrożnie, ponieważ klif w tym miejscu był bardziej stromy niż od strony zatoki, a w dole rozciągał się głęboki wąwóz.

W końcu udało mu się wydłubać z czarnego pyłu niewielki owalny przedmiot, przypominający broszkę.

– To chyba gemma! – Bartka olśniło.

Widział coś podobnego w muzeum w Atenach kilka dni temu. Ta gemma wyglądała jednak zupełnie inaczej niż ozdoby w muzealnych gablotach. Był to różowawy agat oprawiony w złoto. Powierzchnię agatu zdobił wypukły relief. Przedstawiał on głowę byka ze złotymi rogami, a pod nią widniał niezrozumiały napis. Obok natomiast z wielką precyzją wyrzeźbiono starożytny okręt, który wznosił się na grzywie ogromnej, wzburzonej fali, jakby zmagał się ze straszliwym sztormem.

Bartek postanowił pokazać swoje znalezisko przyjaciołom. Spojrzał na zegarek i zdał sobie sprawę, że teraz to już na pewno dziewczyny będą wściekłe – minęło już półtorej godziny Schował tajemniczą gemmę do wysłużonej torby przewieszonej przez ramię, po czym schylił się, żeby urwać jeszcze kilka stokrotek na przeprosiny.

Nagle, krucha skała, na której stał, gwałtownie obsunęła się i runęła z łoskotem w dół, pociągając za sobą kamienie i odłamki skalne skalny na samo dno wąwozu.


Bartek krzyknął, zachwiał się i spadł z urwiska…

W ostatnim momencie złapał się palcami wystającego kamienia i zawisł na skarpie, próbując znaleźć oparcie dla stóp.

– O, w mordkę jeża! – zaklął, choć na wiele mu się to nie zdało.

Czuł, jak z każdą sekundą krew odpływa z jego uniesionych w górę rąk i pozbawia go tym samym sił.

– Długo tak nie wytrzymam – mruknął zrozpaczony

– Co ty tu robisz? – usłyszał niespodziewanie głos gdzieś ponad sobą.

Odchylił nieco głowę i ujrzał smagłą buzię dziewczyny

– A tak sobie tu wiszę i podziwiam widoki… – wystękał z trudem. – Jesteś aniołem? – spytał na wszelki wypadek, wpatrując się w oczy barwy ciepłego bursztynu.

Dziewczyna roześmiała się.

– O ile mi wiadomo, nie jestem aniołem. Ale może skończysz już podziwiać te widoki i podasz mi rękę, to ci pomogę? – wyciągnęła ramię.

– Tak. Myślę, że się już napatrzyłem – odparł Bartek i z ulgą uchwycił zbawczą dłoń. Gdy po chwili stanął bezpiecznie na ścieżce, przegarnął odruchowo brudnymi palcami jasną czuprynę, pozostawiając na niej ciemne smugi.

– Bardzo dziękuję za przybycie w samą porę – uśmiechnął się z wyraźną ulgą.

– Miałeś szczęście, akurat byłam w pobliżu i usłyszałam twój krzyk – nieznajoma odwzajemniła uśmiech.

– Jeśli nie jesteś aniołem, to kim jesteś? – zagadnął Bartek. – Chciałbym wiedzieć, komu zawdzięczam życie – ukłonił się po rycersku.

– Mam na imię Klejto – odparła dziewczynka w jasnej sukience. Była chyba mniej więcej w wieku Mary Jane. – Mieszkam niedaleko stąd. A ty? – zapytała, odgarniając z policzka długie czarne włosy. – Pewnie mieszkasz w domu Alkmeny Zarkadakis?

– Tak, razem z siostrą i przyjaciółmi – potwierdził Bartek. – Skąd wiesz?

Klejto roześmiała się.

– Do tej części Panormo rzadko zaglądają turyści. Wolą hotele. Nietrudno więc było was zauważyć.

– No tak – Bartek uśmiechnął się.

– Muszę już lecieć, babcia na mnie czeka. Jeżeli dalej będziesz podziwiał widoki, to uważaj, żebyś znowu nie spadł – przestrzegła go Klejto.

– Tak naprawdę, zrywałem stokrotki – Bartek przyznał się zawstydzony i pokazał wymiętego kwiatka, który jakimś cudem ostał mu się w dłoni.

Klejto uniosła wysoko brwi ze zdumienia.

– Niezły z ciebie romantyk – zachichotała.

– Czy ja wiem – Bartek zarumienił się. – Weź, proszę, nie mam nic innego – podał jej wymizerowaną stokrotkę.

– Dziękuję – na policzkach Klejto zakwitły delikatne rumieńce. – Chodźmy już – skinęła głową, żeby ukryć zmieszanie.

Schodząc ze wzgórza, przez cały czas rozmawiali. Bartek dowiedział się, że dziewczyna na co dzień mieszka w Atenach, a teraz jest na wakacjach u babci i dziadka.

– Mój dziadek jest rybakiem i codziennie o świcie wypływa w morze. Zna także mnóstwo opowieści o greckich bogach i herosach – pochwaliła się.

– Chętnie bym posłuchał – Bartek wtrącił nieśmiało.

– Naprawdę? – Klejto ucieszyła się. – W takim razie zapraszam ciebie i twoich przyjaciół. Przyjdę po was jutro po południu.

– Och, to super! – Bartek już nie mógł się doczekać spotkania z dziadkiem i… Klejto.

Ponieważ zeszli już z klifu, dziewczyna pożegnała się i pobiegła w stronę swojego domu otoczonego gajem oliwnym i drzewkami pomarańczowymi. A Bartek poszedł w kierunku plaży.

Na jego widok Ania porzuciła Kronikę Archeo, w której już dawno skończyła pisać i malować.

– Gdzie byłeś tak długo? – zapytała trochę zirytowana.


– A tam, na szczycie, to znaczy… w ruinach świątyni. – Bartek był wyjątkowo rozkojarzony

– A tobie co się stało?

– Mary Jane z grubą warstwą kremu ochronnego na spieczonym czerwonym nosie patrzyła na niego podejrzliwie. – Wyglądasz jakoś dziwnie.

Przyjaciel miał zadraśnięty policzek, ubrudzone szorty, rozerwaną koszulkę i trochę nieobecny wyraz twarzy.

– Aaa, to. – Bartek dopiero teraz zauważył rozdarcie. – Miałem mały wypadek – machnął ręką, bagatelizując całą sprawę.

– Jaki wypadek? – Ania z troską przyglądała się bratu.

– Wszystko w porządku – przekonywał. – Ale poznałem pewną dziewczynę, Greczynkę – dodał.

– Dziewczynę? – Mary Jane nastroszyła się i odruchowo zaczęła ścierać krem z nosa. – To dlatego tak długo cię nie było! – powiedziała z wyrzutem. Bartek nie zwrócił na to uwagi.

– Ma na imię Klejto – ciągnął dalej.

– Klejto? Co to za imię? – zdziwiła się Mary Jane. Szybko nałożyła swoją kolorową tunikę i poczuła, że po długim opalaniu tradycyjnie plecy też ma spalone.

Słysząc jakieś zamieszanie, Jim i Martin z zaciekawieniem wystawili swoje piegowate buzie z ogromniastej dziury, którą wygrzebali dla ochłody

– Jej dziadek jest rybakiem i zna mnóstwo ciekawych opowieści. Klejto zaprosiła nas do siebie.

– O, to bardzo fajnie – ucieszyła się Ania.

– Może jej dziadek zabierze nas na ryby? – bliźniacy spojrzeli na siebie z nadzieją. – Moglibyśmy z bliska zobaczyć delfiny! – Martin tak się zapalił, że aż wyskoczył z dziury

– Ostatnim razem chciałeś z bliska oglądać krokodyle i pamiętasz, czym to się skończyło! – Mary Jane wypomniała mu mrożącą krew w żyłach historię sprzed kilku miesięcy.

– Oj, delfiny to przecież nie to samo co krokodyle! – żachnął się Martin. – Są przyjaźnie nastawione do człowieka, lubią się bawić i nie są ludożercami – wzruszył ramionami. – Mogłabyś zrobić im zdjęcia – chytrze podszedł siostrę.

– Faktycznie! Z łodzi rybackiej wyszłyby piękne ujęcia – Mary Jane nabrała chęci na łowienie ryb. – To kiedy poznamy tę Klejto? – odwróciła się do Bartka.

– Przyjdzie po nas jutro po południu – odparł.

Naraz coś sobie przypomniał. Sięgnął do torby i wyciągnął z niej tajemniczy przedmiot.

– Patrzcie, co znalazłem na zboczu wzgórza – pokazał. – Myślę, że to starożytna ozdoba, gemma. Wyjątkowo misterna robota: agat oprawiony w złoto, jakieś trzy centymetry długości – ocenił fachowym okiem. – Była zagrzebana w warstwie pyłu wulkanicznego – dodał.

Wszyscy skupili się wokół niego.

– Ale tutaj chyba nie ma wulkanu. Skąd ten pył? – dopytywała się Mary Jane. – Nie mam pojęcia – Bartek wzruszył ramionami.

– Jest trochę inna niż te gemmy, które oglądaliśmy w muzeum – spostrzegła Ania. – Wyrzeźbiona jest na niej głowa byka, okręt i jakieś znaki.

– No właśnie, też zwróciłem na to uwagę. Wydała mi się bardzo tajemnicza – mówił Bartek.

– Pokażmy ją rodzicom, może nam wszystko wyjaśnią – zaproponował Jim.

– O, nie! – Ania zaprotestowała gwałtownie. – Wtedy panna Ofelia się dowie, że znowu coś znaleźliśmy Wpadnie w furię i będzie wszędzie za nami łazić i węszyć, i pilnować, żebyśmy tylko nie wpadli w jakieś tarapaty. Lepiej nie psujmy jej wakacji – dziewczynka uśmiechnęła się z miną kotka, który zamierza coś zbroić.

Bartek obracał w palcach złotą gemmę.

– Może dziadek Klejto będzie znał jej tajemnicę – powiedział w zadumie.


Kroniki Archeo Skarb Atlantów

Подняться наверх