Читать книгу Kroniki Archeo Skarb Atlantów - Agnieszka Stelmaszyk - Страница 9
Rozdział VI
Zatoka Cieni
ОглавлениеOd kilkunastu minut ekspedycja badawcza pod przewodnictwem Bartka obserwowała z ukrycia obóz podejrzanych archeologów.
– Nieźle się tutaj urządzili – mruknęła z podziwem Mary Jane.
Tuż nad samym morzem, na ostrych, niegościnnych skałach wyrosły zbudowane na palach drewniane chatki. Z ich lekko spadzistych dachów sterczały różnego rodzaju anteny Na jednej z platform przykrytych dachem znajdowało się wiele niebieskich beczek.
– Ciekawe co w nich jest? – Martina korciło, żeby do nich zajrzeć.
– Pewnie woda pitna – szepnęła Klejto, która przyprowadziła całą grupę do Zatoki Cieni. – Ci badacze rzadko pojawiają się we wsi, więc muszą mieć zapasy wody i jedzenia.
Bartek uważnie lustrował obóz przez lornetkę.
– Wygląda, jakby nikogo tam nie było – stwierdził zdumiony.
– Prócz strażnika – Klejto ruchem głowy wskazała ogromnego, dobrze umięśnionego mężczyznę, który przechadzał się tam i z powrotem tuż powyżej bazy. Miał na głowie kowbojski kapelusz, nieco wysuniętą dolną szczękę jak u szympansa, a na jego szyi lśnił złoty łańcuch.
– Ale jest napakowany! – szepnął z uznaniem Jim.
– A jakie ma karczycho! – dodał z respektem Martin.
– I chyba jest uzbrojony – zaniepokoił się Bartek.
– To Delgado – odezwała się Klejto. – On jeden zachodzi czasem do wsi i przesiaduje w tawernie.
Mary Jane przypatrywała mu się przez lornetkę.
– Ma taką minę, jakby nie pilnował drewnianych baraków, tylko sejfu z diamentami!
– Gdzie oni wszyscy mogli się podziać? – dumała Ania.
– Może gdzieś odpłynęli. Mają katamaran, a czasem przypływa tu też duży jacht. Zawsze ten sam. Na burcie ma napisane Jazon – mówiła Klejto. – Stąd nie widać, ale poniżej, przy prowizorycznym pomoście, mają też umocowane na sznurach łodzie motorowe.
Bartek spojrzał na przyjaciół:
– Jeśli teraz nikogo nie ma, możemy tam zajrzeć. Co wy na to?
– Jak na lato! Nie możemy przecież przepuścić takiej okazji – Jim uśmiechnął się szelmowsko.
– Musimy tylko jakoś przechytrzyć tego goliata – Martin z fascynacją wpatrywał się w strażnika. Jego umięśnione bary robiły na nim wielkie wrażenie.
– Trzeba odciągnąć jego uwagę – Mary Jane łamała sobie głowę, jak to zrobić.
– Spróbuję go zagadać, a wy w tym czasie zbiegniecie do bazy – Klejto długo nie zastanawiała się nad szczegółowym planem. – Po piętnastu minutach znowu dopilnuję, żeby stał odwrócony plecami, a wy wrócicie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, wcale się nie zorientują, że mieli gości – powiedziała wesoło.
Bartek oceniał przez moment możliwości powodzenia całego przedsięwzięcia.
– Twój plan jest dobry, musimy tylko szybko się uwinąć, bo w każdej chwili mogą wrócić – uświadomił wszystkim ryzyko. – To co, ruszamy? – zapytał.
Roziskrzone oczy przyjaciół świadczyły, że są już gotowi i żądni wrażeń.
– Uważaj na siebie – Bartek posłał Klejto krzepiący uśmiech.
– Nie martwcie się o mnie, znam Delgado, a w razie czego, szybko ucieknę. Lepiej wy miejcie się na baczności – dziewczynka odparła. – I dajcie mi znak, gdy będziecie wracać.
Bartek kiwnął potakująco głową.
Po chwili Klejto już z nimi nie było.
Minutę później zobaczyli, jak strażnik odwraca się do nich tyłem i rozmawia z małą Greczynką.
Bartek wiedział już, że nadszedł właściwy moment.
Razem z Jimem i Mary Jane zaczęli chyłkiem zbiegać po stromym zboczu. Ania z Martinem zostali na czatach ukryci za skałą. Mieli obserwować morze i dać znać przez telefon komórkowy, gdyby pojawił się katamaran lub jacht.
Bartek z przyjaciółmi zbiegł do budynku najbardziej naszpikowanego antenami i zwisającymi kablami. Podejrzewał, że właśnie tam najszybciej uda im się sprawdzić, czym zajmują się podejrzani badacze. I nie mylił się.
Wewnątrz chaty, wzdłuż całej ściany zamontowany był długi stół, a na nim znajdowało się sześć stanowisk komputerowych. Leżało na nim również mnóstwo skoroszytów, teczek i wydruków z różnymi danymi.
Jim natychmiast spróbował uruchomić jeden z komputerów.
– To nie są prawdziwi archeolodzy – oceniła Mary Jane, patrząc na stojące na podłodze plastikowe skrzynie wypełnione amforami, dzbankami, czarkami oraz innymi fragmentami antycznej ceramiki.
Bartek ukucnął przy amforach.
– Pewnie wydobyli je z dna morskiego – przeglądał zawartość skrzyń.
– Tylko że żaden profesjonalny archeolog nie przechowywałby w taki sposób tak cennych znalezisk – zauważyła Mary Jane.
– Masz rację – zgodził się Bartek. – Są tu poupychane bez ładu i składu. W żaden sposób ich nie zabezpieczyli ani nie opisali. Mam wrażenie, że niektóre zostały potłuczone już po wydobyciu – z żalem i niepokojem badał pozostałości starożytnych naczyń. – Jakby im wcale na nich nie zależało – osądził. – Dla archeologa to prawdziwe świętokradztwo! – powiedział wzburzony – Jim, masz coś? – zwrócił się do przyjaciela siedzącego przy komputerze.
– Niestety, dostępu broni hasło. Nie uruchomię go tak szybko – mruknął, nie przerywając wstukiwania na klawiaturze różnych kombinacji. Koniuszki jego uszu zrobiły się czerwone z emocji.
Mary Jane zaczęła przeglądać leżące na stole papiery, a Bartek wertował szpargały na półkach. Nie mogli jednak znaleźć nic podejrzanego, a minął już prawie kwadrans
– Dobra, zbieramy się – zdecydował Bartek. – Trzeba wyłączyć komputer.
– Jeszcze chwilę, może uda mi się złamać hasło! – zajęczał Jim.
– Nie mamy czasu, musimy już iść – choć Mary Jane czuła olbrzymi zawód, zgadzała się w tej kwestii z Bartkiem.
– Dajcie mi dwie sekundy – błagał Jim. – A gdyby wpisać.
Zawahał się, po czym wklepał wyraz: Atlantyda
Nagle komputer ożył.
– Jest! To było takie proste!– wykrzyknął z radością Jim.
– Nie krzycz tak! – Mary Jane zbeształa brata. – Strażnik mógł usłyszeć!
Zaraz jednak zaciekawiona przysiadła koło niego.
– Spójrzcie! – Jim z wrażenia aż podskakiwał na obrotowym krześle.
Na błękitnym pulpicie ukazała się ikonka o nazwie: „Projekt Wyspa”.
Jim kliknął ją i natychmiast wyświetliła się trójwymiarowa prezentacja jakiegoś stanowiska archeologicznego na morskim dnie. Starożytne amfory były na nim rozrzucone w regularny sposób.
– Mają zainstalowane specjalistyczne oprogramowanie do cyfrowego przetwarzania danych – powiedział z uznaniem Jim.
Bartek pod różnym kątem przyglądał się zdjęciom, które znaleźli w kolejnym pliku.
– To wrak starożytnego okrętu – doszedł wreszcie do wniosku. – Drewno nie zachowało się do naszych czasów, pewnie pożywiły się nim świdraki okrętowe. Ale po układzie amfor leżących na dnie, można rozpoznać zarys statku. O, tu znajdowała się rufa, a tu dziób – pokazał palcem.
– Może właśnie na tym okręcie szukali posągu Posejdona? – podsunęła Mary Jane.
– Na razie nie mamy żadnego dowodu na to, że w ogóle o nim wiedzą – Bartek zaprzeczył. – Wiemy tylko, że prowadzą podwodne badania, być może związane z Atlantydą i nie szanują wydobytych artefaktów.
– Nie rozumiesz? – Mary Jane spojrzała z ukosa na Bartka. – Szukają tego samego, co my! Posągu Posejdona. Jestem tego pewna! To zwyczajni łowcy skarbów, a nie archeolodzy I zdaje się, że tak jak my, przypuszczają, że spoczywa gdzieś na dnie.
– Ale to my mamy pieczęć! – przypomniał chełpliwie Jim.
– Słusznie, bracie – Bartek poklepał przyjaciela po ramieniu. – Macie rację, coś tu nie gra – mruknął, omiatając wzrokiem pracownię pseudoarcheologów.