Читать книгу Kapuściński non-fiction - Artur Domosławski - Страница 10
ОглавлениеLegendy (1): ojciec i Katyń
– Ojciec, oficer rezerwy, uciekł z transportu do Katynia.
W Katyniu, wiosną 1940 roku, radziecka NKWD morduje na rozkaz Stalina tysiące polskich oficerów. Są to żołnierze wzięci do niewoli na początku II wojny światowej, po zajęciu przez Związek Radziecki wschodnich terenów Polski.
W Imperium, jest fragment poświęcony początkom okupacji radzieckiej w Pińsku. Stylizując tę część na podobieństwo opisu sporządzonego przez dziecko, Kapuściński relacjonuje powrót ojca z wojny 1939 roku:
Widzę, jak ojciec wchodzi do pokoju, ale poznaję go z trudem. Pożegnaliśmy się latem. Był w mundurze oficera, miał wysokie buty, nowy żółty pas i skórzane rękawiczki. Szedłem z nim ulicą i słuchałem z dumą, jak wszystko na nim chrzęści. Teraz stoi przed nami w ubraniu poleskiego chłopa, chudy, zarośnięty. Ma na sobie lnianą koszulę do kolan przewiązaną parcianym paskiem, a na nogach łykowe kapcie. Z tego, co mówi mamie, rozumiem, że dostał się do niewoli sowieckiej i że pędzili ich na wschód. Mówi, że uciekł, kiedy szli kolumną przez las, i w jakiejś wiosce zamienił z chłopem mundur na koszulę i łapcie.
Wątpliwościami co do ucieczki ojca z radzieckiej niewoli (nie mówiąc o ucieczce „z transportu do Katynia”) dzieli się ze mną szkolny przyjaciel Kapuścińskiego, Andrzej Czcibor-Piotrowski, pisarz i tłumacz.
– Wielu pisarzy ma ciągoty do autokreacji, dopisywania do swojej biografii zmyślonych lub częściowo zmyślonych, ubarwionych wydarzeń – mówi. – Nie ma w tym niczego sensacyjnego. Rysiek, jakiego pamiętam, lubił konfabulować.
Kapuściński opowiada o „ucieczce ojca z transportu do Katynia” w jednym z wywiadów, niespełna cztery lata przed śmiercią. (Wcześniej wspomina o tym w rozmowie z Wilhelminą Skulską, w jej tekście Reporter z 1988 roku). Może posługuje się skrótem myślowym? To znaczy: chce powiedzieć, że po zajęciu przez Związek Radziecki wschodnich terenów Polski ojciec został schwytany, trafił do niewoli radzieckiej, a następnie uciekł z transportu do jednego z obozów dla oficerów i żołnierzy, których kilka miesięcy później rozstrzelano w Katyniu?
Pytam siostrę Kapuścińskiego, Barbarę, czy zna szczegóły ucieczki ojca z niewoli radzieckiej. Jest zaskoczona pytaniem. Mówi stanowczo, że ojciec nigdy nie był w radzieckiej niewoli, że Opatrzność Boża nad nim czuwała. Nie uciekł więc – dopytuję – z transportu do Katynia? Nie uciekł ani z transportu do Katynia, ani do żadnego z obozów dla polskich oficerów i żołnierzy. Ojciec nigdy nie był w niewoli, a gdyby był, na pewno wiedziałaby o tym. Wrócił, kiedy ustały walki, przebrany w cywilne ciuchy i krótko potem przeprawił się z kolegą, Olkiem Onichimowskim, też nauczycielem, do Generalnego Gubernatorstwa. Musiał uciekać, bo pod okupacją radziecką, jako nauczycielowi, groziła mu wywózka na wschód.
List stryja Kapuścińskiego, Mariana, który znajduję w pracowni mistrza na poddaszu, potwierdza wersję siostry. Na miesiąc przed wybuchem wojny Marian Kapuściński dostał posadę w nadleśnictwie w Sobiborze. We wrześniu 1939 roku, zanim Niemcy doszli do Sobiboru, zjawił się u niego Józef Kapuściński w mundurze wojskowym. Nadleśniczy, przełożony stryja, dał mu cywilne ubranie, żeby go nie złapano jako oficera i nie wywieziono do oflagu. Józef Kapuściński udał się w dalszą podróż do Pińska po cywilnemu.
Dlaczego Kapuściński dopisał ojcu martyrologiczny rys? Pierwsze, co przychodzi do głowy, to, że załatwiał w ten sposób jakieś porachunki z częścią swojej biografii, w której oddał serce i umysł idei komunizmu. Czy ojciec „uciekający z transportu do Katynia” miał coś „zrównoważyć”? Powstrzymać ataki tych, którzy po upadku realnego socjalizmu tropili epizody aprobaty dla tamtego systemu i współpracy z tajnymi służbami w życiu znanych postaci świata polityki i kultury, do których Kapuściński się zaliczał?
W Polsce po roku osiemdziesiątym dziewiątym partie i środowiska antykomunistycznej prawicy przedstawiały wielu ludzi polityki i kultury, którzy w latach młodości uwierzyli, że komunizm jest przyszłością świata, jako zdrajców narodu, tchórzy, karierowiczów, łajdaków. Kapuściński widział dramaty przyjaciół i znajomych ze swojego pokolenia, których poniewierano słowem. Bał się, że i jego dopadną oskarżenia, prasowy pręgierz, publiczne poniżanie.
Źle znosił krytykę, a osobiste ataki przyprawiały go o stany bliskie chorobie. Gdy krótko przed jego śmiercią po Warszawie krążyła plotka, że telewizja publiczna w jednym z programów publicystycznych podda wiwisekcji jego współpracę z wywiadem Polski Ludowej, dzwonił do znajomych, skurczony ze strachu, i pytał, czy ktoś nie słyszał, cóż to chcą mu wyciągnąć, jakim kijem przyłożyć.
– Straszne facety – mówił o prawicowych politykach i publicystach, ściszając głos. – Straszne facety.
Ataku na siebie spodziewał się od początku lat dziewięćdziesiątych. W drugiej połowie tamtej dekady w pisemkach prawicowych zaczęto sugerować, że sukces pisarski zawdzięcza dobrym kontaktom z komunistycznym rządem i współpracy z wywiadem Polski Ludowej. W opowieści o nieżyjącym ojcu Kapuściński mówi wtedy, że ów uciekł z radzieckiej niewoli. Pada również słowo Katyń.
Katyń to w dziejach polskiej martyrologii XX wieku świętość. W stronę Katynia trudniej rzucić kamieniem. Jeśli ojciec „uciekł z transportu do Katynia”, to syn musiał wiedzieć od początku, że komunizm to zbrodniczy system. I jeśli służył systemowi, to bez wiary; po prostu układał się z komuną, jak większość Polaków; kombinował, jak przeżyć w możliwie najdogodniejszych warunkach. Taki miał być – jak sądzę – podskórny przekaz legendy o ojcu „uciekającym z transportu do Katynia”.
Szukam jeszcze innej hipotezy: psychoanalitycznej (zapominam na chwilę o swoim sceptycyzmie wobec tej szkoły myślenia). W Nowym Jorku spotykam Renatę Salecl, interpretatorkę myśli Lacana, której opowiadam o katyńskiej konfabulacji Kapuścińskiego. Salecl zajmowała się przypadkiem Binjamina Wiłkomirskiego, muzyka, który opublikował wspomnienia o swoich traumatycznych przeżyciach w obozach koncentracyjnych w czasie II wojny światowej. Faktycznie nigdy w nich nie był.
W skonfabulowanych wspomnieniach Wiłkomirskiego jego ojciec zostaje rozstrzelany na oczach syna (naprawdę Wiłkomirski nigdy ojca nie poznał). Na moment przed śmiercią – „wspomina” Wiłkomirski – ojciec próbuje krzyknąć, jednak z ust nie wydobywa się żaden głos. Zamiast głosu autorytetu – pisze Salecl w książce Anxiety – wydobywa się milczący skowyt i strużka krwi.
– Ojciec bywa w życiu syna postacią wzbudzającą silny niepokój – mówi Salecl. – Nieobecność ojca, jak było w wypadku Wiłkomirskiego, bądź jego słabość wcale nie uśmierzają niepokoju. Przeciwnie – mogą go pobudzać lub prowokować do poszukiwania substytutu ojca, może nim być na przykład kultowy lider polityczny, z którym można się zidentyfikować.
Salecl nie wiedziała nic o relacjach Kapuścińskiego z ojcem. Dopiero po wysłuchaniu jej teoretycznych objaśnień mówię, że ojciec nie był dla Kapuścińskiego inspiracją, nie doceniał syna; w sposób zapewne nieświadomy, bez złej intencji, umniejszał jego wysiłki i dokonania; prawdę powiedziawszy, nie za bardzo rozumiał, czym się syn zajmuje ani kim jest.
– Możliwe, że dopisując ojcu ów silny element heroicznej i martyrologicznej historii Polski – spekuluje Salecl – Kapuściński niejako stwarzał go na nowo, budował autorytet, którego nigdy nie było, a którego tak bardzo potrzebował.
Uwagi Salecl nieźle współbrzmią z tym, co o relacjach Kapuścińskiego z ojcem udało mi się ustalić.