Читать книгу Kapuściński non-fiction - Artur Domosławski - Страница 12
ОглавлениеLapidarium (1): poeta
– Stałem się ofiarą Majakowskiego – mówił po latach w rozmowie z młodszym kolegą, poetą, Jarosławem Mikołajewskim. – Moje ówczesne próby, moja „majakowszczyzna” była rozczarowująca również dla mnie samego. Chciałem się z niej otrząsnąć, ale nie miałem już czasu poszukiwać innych dróg. Zacząłem pracować jako dziennikarz i przeszedłem do prozy. Do reportażu.
Kapuściński nigdy nie zmierzył się z młodzieńczymi wyborami, nigdy nie wspominał o okolicznościach epoki, w jakich uprawiał „majakowszczyznę”: Jakiej sprawie służyła? Jak po latach oceniał tamten czas i swoje zaangażowanie – poety piszącego propagandowe wiersze?
Po przygodzie z „majakowszczyzną” rozstaje się z poezją na prawie trzydzieści lat. Czyta i kolekcjonuje tomiki poetów z kraju i z zagranicy, lecz do pisania poezji nie wraca. Zbiór wierszy Notes wyda dopiero w osiemdziesiątym szóstym roku; drugi i ostatni – Prawa natury – krótko przed śmiercią.
Mówi, że nie czuje się „poetą profesjonalnym”; że w poetach ceni dbałość o sam język (prozaicy tymczasem dbają głównie o intrygę; eseiści o myśl samą...).
– Pisanie wierszy pozwala dotknąć żywego języka, zbadać jego granice, docenić wartość samego słowa i metafory pozbawionych pobocznych wzmocnień.
– Pewnych stanów i nastrojów nie da się wypowiedzieć inaczej. Tylko przez wiersz.
Wiersze Kapuścińskiego wzbudzają większe zainteresowanie za granicą niż w Polsce. Włoski pisarz Claudio Magris nazywa go „oryginalnym poetą o intensywnym i oszczędnym wyrazie”, zestawia z najwybitniejszymi polskimi poetami XX wieku – Miłoszem, Szymborską, Różewiczem.
Z kolei Silvano De Fanti, włoski historyk polskiej literatury, pisze tak:
Był poetą na co dzień. Był nim, kiedy z najzwyklejszych sytuacji wydobywał ironią, niemal dziecięcą czułością, współczuciem – najskrytszy sens rzeczy i życia, lacrimae rerum i ludzi. Był nim, kiedy w ostatnich latach – choć coraz bardziej świadomy swojej kruchości – nikogo swoim bólem nie obciążał. Był w tym okresie życia samą poezją, w swoim cierpieniu podobny do „róży więdnącej” z jego wiersza, która „jest zrozpaczona / jeszcze próbuje rozbłysnąć / jeszcze chciałaby się rozchylić”, mimo że „płatki / są już jak połamane skrzydła kolibra”.
Pytam Julię Hartwig, wybitną polską poetkę, która przyjaźniła się z Kapuścińskim, o ich rozmowy o poezji. Pytam też, co sądzi o wierszach zmarłego przyjaciela.
– Był poetą zawiedzionym. Mówił, że gdyby miał wybierać, kim chce być, chciałby być właśnie poetą. Czytał poezję, interesował się nowościami, szukał znajomości z poetami. Starał się dopingować młodych, nieznanych i niedocenianych poetów. Sądzę, że jego talent poetycki nie dorastał do talentu reportera. I myślę, że miał kompleksy na tym punkcie. Jego wiersze są na pewno prawdziwe, niektóre naprawdę dobrze „zrobione”, nie mają jednak tego, co nazwałabym „wielką skalą”, nie poruszają we mnie niczego.
Czy nie miał do poezji wielkiego talentu?
– Może nie miał, a może miał, lecz nie zdołał go rozwinąć, bo całe życie zajmował się czymś innym? Uprawianie reportażu to bycie w „akcji”, „w ruchu”. Poezja wymaga innego rodzaju skupienia, rozwija inne cechy pisarskie. Jak mówił Baudelaire, poezja wymaga „nicnierobienia”. Kapuściński bywał świetnym poetą w prozie.
Andrzej Czcibor-Piotrowski przypomina sobie, jak z pewnym smutkiem, trochę zazdrością Kapuściński powiedział mu kiedyś:
– Ty to jesteś poetą w Związku Literatów Polskich, a ja tylko dziennikarzem.