Читать книгу Bohater wieków - Brandon Sanderson - Страница 11

Оглавление

Trzymanie mocy uczyniło dziwne rzeczy z moim umysłem. W ciągu kilku chwil zaznajomiłem się z samą mocą, jej historią i sposobami, w jakie mogła zostać wykorzystana.

Jednakże wiedza różniła się od doświadczenia czy nawet umiejętności wykorzystania mocy. Na przykład, wiedziałem, jak poruszyć planetę na nieboskłonie. Nie wiedziałem jednak, gdzie ją umieścić, by nie znalazła się za blisko Słońca lub zbyt daleko od niego.

2

Jak zawsze, dzień TenSoona zaczął się w ciemnościach. Częściowo wynikało to oczywiście z faktu, że nie miał oczu. Mógłby je sobie stworzyć – należał do Trzeciego Pokolenia, czyli był stary, nawet według standardów kandra. Przetrawił wystarczająco wiele ciał, by umieć instynktownie stworzyć narządy zmysłów, bez modelu do skopiowania.

Niestety, oczy nie dałyby mu zbyt wiele. Nie miał czaszki, a zdążył już odkryć, że większość organów nie działa zbyt dobrze bez pełnego ciała – i szkieletu – jako podpory. Jego własna masa zmiażdżyłaby oczy, gdyby się poruszył w nieodpowiedni sposób, a ich odwracanie w różne strony byłoby bardzo trudne.

Poza tym, i tak nie miał na co patrzeć. TenSoon przesunął nieco swoją masę wewnątrz więziennej celi. Jego ciało wyglądało teraz jak zbiór przezroczystych mięśni – niczym masa wielkich ślimaków, połączonych ze sobą, nieco bardziej elastycznych niż ciało mięczaka. Gdyby się skupił, mógłby rozpuścić jeden z mięśni i albo połączyć go z innym, albo stworzyć coś nowego. Niestety, bez szkieletu był niemal bezsilny.

Znów poruszył się w celi. Jego skóra miała swój własny zmysł – coś w rodzaju smaku. W tej chwili smakowała smród jego odchodów po bokach celi, ale nie ważył się odłączyć tego zmysłu. Nie miał innych sposobów na kontakt ze światem.

„Cela” była właściwie przykrytą kratą kamienną jamą, w której ledwie mieściło się jego ciało. Nadzorcy zrzucali z góry jedzenie, a od czasu do czasu wylewali wodę, by go nawodnić i spłukać odchody przez niewielki otwór ściekowy w dnie. Zarówno otwór, jak i przestrzenie między prętami kraty na górze były zbyt wąskie, by się przez nie przecisnął – ciała jego rodzaju były elastyczne, ale istnieją pewne ograniczenia w ściskaniu sterty mięśni.

Większość ludzi oszalałaby, gdyby została zamknięta w tak ograniczonej przestrzeni przez... nawet nie wiedział, ile czasu minęło. Miesiące? TenSoon jednak miał Błogosławieństwo Przytomności. Jego umysł nie poddawał się tak łatwo.

Skup się, powiedział sobie. Nie miał mózgu, nie tak jak ludzie, ale był zdolny do myślenia. Nie rozumiał tego. Nie był pewien, czy ktokolwiek z kandra to rozumie. Może ci z Pierwszego Pokolenia wiedzieli więcej, ale jeśli nawet, to nie dzielili się swoją wiedzą.

Nie mogą cię tu trzymać bez końca, powiedział sobie. Pierwszy Kontrakt stanowi...

Zaczynał już wątpić w Pierwszy Kontrakt – a raczej w to, czy Pierwsze Pokolenie się nim kierowało. Czy mógł mieć do nich pretensje? TenSoon złamał Kontrakt. Jak sam przyznał, wystąpił przeciwko woli swojego pana, by pomóc komuś innemu. Ta zdrada skończyła się śmiercią jego pana.

Jednakże nawet tak karygodny czyn był najmniejszą z jego zbrodni. Karą za złamanie Kontraktu była śmierć i gdyby TenSoon się na tym zatrzymał, pozostali by go po prostu zabili. Niestety, chodziło o coś więcej. Zeznania TenSoona – które złożył na zamkniętym przesłuchaniu przed Drugim Pokoleniem – ujawniły o wiele bardziej niebezpieczne i ważniejsze uchybienie.

TenSoon zdradził tajemnicę swojego ludu.

Nie mogą mnie stracić, pomyślał, wykorzystując tę myśl, by zachować koncentrację. Muszą się najpierw dowiedzieć, komu powiedziałem.

Tajemnica. Cenna, jakże cenna tajemnica.

Skazałem nas wszystkich na zagładę. Mój lud. Znów będziemy niewolnikami. Nie, już jesteśmy niewolnikami. Staniemy się czymś innym – automatami, z umysłami opanowanymi przez innych. Uwięzieni i wykorzystani, nasze ciała nie będą już należeć do nas.

To właśnie zrobił – to potencjalnie rozpoczął. Przyczyna, dla której zasługiwał na uwięzienie i śmierć. Ale pragnął żyć. Powinien sobą gardzić. Mimo to, z jakiegoś powodu wciąż czuł, że postąpił właściwie.

Znów się poruszył, masy śliskich mięśni przesuwały się po sobie. W połowie ruchu zamarł. Wibracje. Ktoś nadchodził.

Przygotował się, odpychając mięśnie na bok, tworząc wgłębienie pośrodku ciała. Potrzebował całego dostępnego jedzenia – nie dawali mu zbyt wiele. Tym razem jednak przez kratę nie spadły pomyje. Czekał w napięciu, aż krata się otworzy. Choć nie miał uszu, wyczuwał wibrację, gdy kratę odsuwano, aż żelazo uderzyło o podłogę nad jego głową.

Co?

Następnie pojawiły się haki. Otoczyły jego mięśnie, chwytając go i rozrywając ciało, gdy wyciągały go z jamy. Bolało. Nie tylko szarpanie hakami, ale też nagła wolność, gdy jego ciało rozlało się po posadzce więzienia. Niechętnie posmakował kurz i wysuszone pomyje. Jego mięśnie drżały, brak ograniczeń po opuszczeniu celi wydawał mu się dziwny. Napiął się, poruszając swoją masę w sposób, który wydawał mu się niemal zapomniany.

I wtedy nadeszło. Czuł je w powietrzu. Kwas, gęsty i gryzący, pewnie w pozłacanym wiadrze niesionym przez nadzorców. A jednak mieli go zabić.

Ale nie mogą! Pomyślał. Pierwszy Kontrakt, prawo naszego ludu...

Coś na niego spadło. Nie kwas, ale coś twardego. Dotknął tego z przejęciem, mięśnie się poruszały, smakowały, sprawdzały, macały. Było okrągłe, z otworami i kilkoma ostrymi krawędziami... czaszka.

Smród kwasu stał się ostrzejszy. Czy go mieszali? TenSoon poruszył się szybko, otaczając czaszkę, wypełniając ją. Już przygotował sobie rozpuszczone ciało w wewnętrznej sakiewce. Teraz je wykorzystał, oblał nim czaszkę, szybko tworząc skórę. Pominął oczy, pracował nad płucami, tworzył język, na razie ignorując wargi. Pracował z desperacją, gdy smak kwasu stawał się coraz silniejszy, a wtedy...

Trafił w niego. Spalił mięśnie jednej połowy jego ciała, omywając jego masę, roztapiając go. Najwyraźniej Drugie Pokolenie zrezygnowało z wyciągania z niego tajemnic. Zanim go zabiją, muszą mu dać szansę na wypowiedzenie ostatnich słów. Wymagał tego Pierwszy Kontrakt – stąd czaszka. Tyle że strażnicy najwyraźniej mieli rozkaz zabić go, nim zdąży powiedzieć cokolwiek w swojej obronie. Trzymali się litery prawa, jednocześnie ignorując jego ducha.

Nie uświadamiali sobie jednak, jak szybko pracował Ten Soon. Niewielu kandra spędziło na Kontraktach tyle czasu co on – wszyscy z Drugiego Pokolenia i większość z Trzeciego już dawno odeszli ze służby. Prowadzili łatwe życie w Ojczyźnie.

A łatwe życie niewiele uczyło.

Większość kandra potrzebowała godzin, by stworzyć ciało – niektórzy młodsi nawet kilku dni. Jednak TenSoon w ciągu kilku sekund ukształtował podstawowy język. Gdy kwas zalewał jego ciało, zmusił się do stworzenia krtani, napełnił płuco i wychrypiał jedno słowo.

– Sąd!

Kwas przestał się lać. Jego ciało wciąż płonęło. Pracował mimo bólu, tworząc prymitywne narządy słuchu wewnątrz jamy czaszki.

W pobliżu ktoś szepnął:

– Głupiec.

– Sąd! – powtórzył TenSoon.

– Przyjmij śmierć – wysyczał ktoś. – Nie stawiaj się w pozycji, w której możesz wyrządzić większą krzywdę naszemu ludowi. Pierwsze Pokolenie dało ci tę szansę na śmierć ze względu na twoje lata dodatkowej służby!

TenSoon się zawahał. Proces będzie publiczny. Na razie tylko wybrane jednostki znały rozmiary jego zdrady. Mógł umrzeć, przeklinany za złamanie Kontraktu, lecz zachowując pewną dozę szacunku ze względu na wcześniejszą karierę. Gdzieś – pewnie w jamach w tym właśnie pomieszczeniu – znajdowali się inni, cierpiący niekończące się uwięzienie, które ostatecznie łamało nawet umysły tych obdarzonych Błogosławieństwem Przytomności.

Czy chciał się stać jednym z nich? Wyjawiając swoje czyny na otwartym forum, skaże się na wieczność w cierpieniu. Wymuszanie procesu było głupotą, nie mógł bowiem mieć nadziei na oczyszczenie z zarzutów. Jego zeznania już go pogrążały.

Jeśli miał się odezwać, to nie dlatego, by się bronić. Chodziło o coś zupełnie innego.

– Sąd – powtórzył, tym razem cichym szeptem.

Bohater wieków

Подняться наверх