Читать книгу Bohater wieków - Brandon Sanderson - Страница 7

Prolog

Оглавление

Marsh próbował się zabić.

Jego dłoń zadrżała, gdy starał się zebrać siły, by podnieść rękę, wyrwać kolec z pleców i zakończyć potworną egzystencję. Nie próbował się już uwolnić. Trzy lata. Trzy lata w postaci Inkwizytora, trzy lata uwięzienia we własnych myślach. Te lata udowodniły, że nie ma ucieczki. Nawet teraz jego myśli się zaćmiły.

A później To przejęło kontrolę. Świat wokół niego jakby wibrował – i nagle zaczął widzieć wszystko wyraźnie. Dlaczego walczył? Dlaczego się martwił? Wszystko było w jak najlepszym porządku.

Zrobił krok do przodu. Choć nie widział już tak jak zwyczajni ludzie – w końcu w jego oczodoły wbito potężne stalowe kolce – wyczuwał pomieszczenie wokół siebie. Kolce wystawały z tyłu jego czaszki. Gdyby wyciągnął rękę i dotknął tyłu głowy, poczułby ostre końce. Nie było krwi.

Kolce dawały mu moc. Wszystko otaczały niebieskie allomantyczne linie, rozjaśniając świat. Pomieszczenie było średnich rozmiarów, a wraz z Marshem znajdowało się w nim kilku towarzyszy – również otoczonych błękitem, allomantyczne linie wskazywały na metale w ich krwi. Każdy miał kolce w oczodołach.

To znaczy, każdy poza mężczyzną przywiązanym przed nim do stołu. Marsh uśmiechnął się, wziął kolec ze stołu i uniósł go. Więzień nie został zakneblowany. To by stłumiło krzyki.

– Proszę – wyszeptał więzień i zadrżał. Nawet terrisański lokaj załamywał się, mając w perspektywie własną gwałtowną śmierć.

Mężczyzna próbował się szarpać. Znajdował się w bardzo niewygodnej pozycji, został bowiem przywiązany na innej osobie. Stół zaprojektowano w taki właśnie sposób, wgłębienie mieściło ciało poniżej.

– Czego chcecie? – spytał Terrisanin. – Nic już wam nie powiem o Synodzie.

Marsh pomacał mosiężny kolec, czując jego ostry koniec. Miał pracę do wykonania, lecz zawahał się, smakując ból i przerażenie w głosie mężczyzny. Zawahał się, żeby móc...

Marsh zapanował nad własnym umysłem. Słodki aromat sali zniknął, zastąpiony przez smród krwi i śmierci. Jego radość zmieniła się w grozę. Więzień był terrisańskim Opiekunem, człowiekiem, który całe życie pracował dla dobra innych. Zabicie go będzie nie tylko zbrodnią, ale i tragedią. Marsh próbował zapanować nad sobą, unieść rękę i wyrwać najważniejszy kolec z pleców – jego usunięcie zabiłoby go.

To jednak było zbyt silne. Moc. Jakimś sposobem panowała nad Marshem – i potrzebowała go oraz innych Inkwizytorów jako swoich rąk. Była wolna – Marsh wciąż czuł, jak się tym raduje – lecz coś nie pozwalało jej zbyt mocno wpływać na świat. Przeciwnik. Siła, która otaczała świat niczym tarcza.

To nie było jeszcze pełne. Potrzebowało więcej. Czegoś jeszcze... czegoś ukrytego. A Marsh to odnajdzie, przyniesie swojemu panu. Panu, którego Vin uwolniła. Istocie, która została uwięziona w Studni Wstąpienia.

Nazywała się Zniszczeniem.

Marsh uśmiechnął się, gdy jego więzień zaczął płakać. Później zrobił krok do przodu, unosząc kolec. Przytknął go do piersi skamlącego mężczyzny. Kolec musiał przebić jego ciało, przeszywając serce, a później wbić się w ciało Inkwizytora przywiązanego poniżej. Hemalurgia była brudną sztuką.

I dlatego była taka zabawna. Marsh uniósł drewniany młot i zaczął uderzać.

Bohater wieków

Подняться наверх