Читать книгу Bohater wieków - Brandon Sanderson - Страница 18
ОглавлениеRashek wkrótce odnalazł równowagę w zmianach, które wprowadził w świecie – i całe szczęście, gdyż jego moc wypaliła się dosyć szybko. Choć moc, którą trzymał, wydawała mu się ogromna, tak naprawdę była jedynie niewielką częścią czegoś o wiele większego.
Oczywiście, w końcu zaczął się nazywać Skrawkiem Nieskończoności w swojej religii. Może rozumiał więcej niż mi się wydaje.
Tak czy inaczej, musimy mu podziękować za świat bez kwiatów, z brązowymi roślinami, gdzie ludzie potrafią przeżyć w środowisku, w którym z nieba regularnie spada popiół.
6
Jestem zbyt słaby, pomyślał Marsh.
Nagle przepełniła go jasność, jak to się często zdarzało, gdy Zniszczenie nie przyglądało mu się uważnie. Było to niczym przebudzenie z koszmaru, będąc w pełni świadomym wszystkiego, co działo się we śnie, a jednocześnie bez zrozumienia dla powodów własnych czynów.
Dalej szedł przez obóz kolossów. Zniszczenie wciąż nad nim panowało, jak zawsze. Gdy nie naciskało wystarczająco mocno umysłu Marsha – kiedy się na nim nie skupiało – czasem Marsh mógł myśleć.
Nie mogę przeciwko temu walczyć, pomyślał. Zniszczenie nie czytało mu w myślach, tego był pewien. A jednak Marsh nie mógł w żaden sposób walczyć ani się opierać. Kiedy to robił, Zniszczenie natychmiast odzyskiwało panowanie nad nim. Przeżył to tuzin razy. Czasem udało mu się poruszyć palcem, czasem się zatrzymać, ale nic poza tym.
Przygnębiało go to. Marsh jednak zawsze uważał się za człowieka praktycznego i zmusił się do przyznania prawdy. Nigdy nie zyska wystarczającego panowania nad swoim ciałem, by się zabić.
Z nieba wciąż padał popiół. Czy kiedykolwiek przestawał? Właściwie prawie żałował, że Zniszczenie czasem rozluźnia swój uścisk na jego umyśle. Gdy umysł należał do niego, Marsh widział jedynie cierpienie i zniszczenia, ale gdy panowało nad nim Zniszczenie, postrzegał spadający popiół jako coś pięknego, czerwone słońce jako triumf, a umierający świat jako przyjemne miejsce.
Szaleństwo, pomyślał Marsh, zbliżając się do środka obozu. Muszę oszaleć. Wtedy nie będę musiał tego znosić.
W środku obozu dołączyli do niego inni Inkwizytorzy, poruszający się z cichym szelestem szat. Nie mówili. Nigdy się nie odzywali – panowało nad nimi Zniszczenie, po co więc przejmować się rozmową? Bracia Marsha mieli zwyczajne kolce w głowach, przebijające czaszki. Widział jednak też ślady nowych kolców, wystających z ich piersi i pleców. Marsh sam umieścił wiele z nich, zabijając Terrisan pochwyconych na północy lub wytropionych później.
Sam Marsh miał kolekcję nowych kolców, między żebrami lub w piersi. Były piękne. Nie rozumiał dlaczego, ale ekscytowały go. Te kolce powstały dzięki śmierci, i samo w sobie było to przyjemne – ale chodziło o coś więcej. Jakimś sposobem wiedział, że Inkwizytorzy byli niekompletni – Ostatni Imperator nie dał im pewnych umiejętności, by byli od niego bardziej zależni. By się upewnić, że mu nie zagrożą. Ale teraz dostawali to, co zatrzymał.
Cóż za piękny świat, pomyślał Marsh, patrząc na spadający popiół i czując lekki, uspokajający dotyk płatków na skórze.