Читать книгу Sułtan - Demet Altınyeleklioğlu - Страница 12

Оглавление

4

Śmierć!

Nie wiedział, czy to oddech Burhanettina, który poczuł na sobie, czy powiew nadchodzącej śmierci, ale Sulejman wzdrygnął się nagle i poczuł przejmujący chłód.

– Powiedziałeś „śmierć”, Burhanettin?

– Nie udawaj, Sulejmanie. – Aż się zasapał. – Ty też na pewno często wracasz myślami do dekretu. Trudno przesypiać noce, gdy uświadomisz sobie jego konsekwencje.

Chciał zaprotestować, ale Burhanettin szeptem kontynuował:

– Boję się. Szehzade jest poza układem. Kiedy sułtan umrze, jego bracia go zabiją. Tak mówi prawo ustanowione przez Mehmeda. Dżem może zajmować się pisaniem wierszy i graniem na harfie, ale prawo to prawo. Rozlew braterskiej krwi dla dobra państwa jest dopuszczalny i już. Myślisz, że ktoś, kto jest w stanie zamordować własnego brata, będzie się litował nad nami? Nas też... – Głos mu się załamał. – Ja... – jąkał się Burhanettin. Ręką dotknął szyi. W jego oczach widać było przerażenie. – Tego właśnie się boję. – Jednym ruchem pociągnął ręką jak nożem. – Boję się, że stracę głowę.

„To tak jak ja...” – pomyślał Sulejman. Pokiwał głową.

Nocami, gdy do wschodu słońca było jeszcze dużo czasu, leżał i nie spuszczając wzroku z wejścia do komnaty, wyobrażał sobie, jak drzwi do pokoju szehzade Dżema powoli się otwierają i wchodzą kaci trzymający w rękach topory z zaostrzonymi obiema krawędziami. Widział, jak Dżem się z nimi mocuje, słyszał jego krzyki. A później... Później... Przed oczami stawał mu obraz zakrwawionej głowy leżącej na posadzce.

Mój Boże!

Ile razy Sulejman podskakiwał na łóżku przerażony tymi wyobrażeniami.

Był zlany potem. Wydawało mu się, że słyszy odgłosy kroków zbliżających się do jego drzwi, skradających się katów. Serce niemal wyrywało mu się z piersi. „Uspokój się” – próbował przekonać sam siebie. – „To tylko sen”.

– A co tobie do tego? – wymamrotał. – Jeśli zabiją szehzade, co tobie do tego? Nie ty zdecydowałeś, że będziesz jego opiekunem. Dlaczego nie mieliby się ulitować nad tobą? Niech wygnają cię z pałacu, to wystarczy.

Jednak wiedział, że tak się nie stanie. Zdobywca tronu musiał pozbyć się wszystkich – i braci, i opiekunów, i nauczycieli. Miał wydać wyrok nawet na malutkie dzieci, żeby nikt w przyszłości mu nie zagroził.

Jak mógł więc mieć nadzieję, że jego głowa pozostanie na właściwym miejscu?

Obaj podskoczyli przestraszeni hałasem za ich plecami.

– A niech to! – bąknął Burhanettin Czelebi.

Drewno w kominku się przewróciło. Kawałki zwaliły się jeden na drugi, a czerwone iskry zatańczyły wokół.

– Nadchodzi czas na śnieg – westchnął znów Sulejman Czelebi. Przypomniał sobie jednak, że przed chwilą wypowiedział te same słowa, na które Burhanettin odparł: „A potem na śmierć”, więc od razu dodał: – Robi się zimno. Wrzućmy do pieca jeszcze trochę drewna.

Burhanettina w ogóle to nie obchodziło. Zamyślony, patrzył na strzelające w górę iskry, podczas gdy Sulejman dokładał do pieca.

– Wiesz co? – zapytał. – Nasz szehzade nie ma w tej grze żadnych szans.

Podzielał jego zdanie, jednak wolał nie wypowiadać takich myśli na głos.

– Kiedy sułtan Mehmed odejdzie na wieczny spoczynek, na tronie zasiądzie jego najstarszy syn, Mustafa. Ma poparcie wśród ulemów[14].

– W wojsku też ma wielu sprzymierzeńców.

– To prawda. Nie wiem, czy słyszałeś, ale podobno wielki wezyr[15], Veli Mahmud Pasza, mówi, że go zna, wie, jaki jest, i że to jego właśnie poprze. Nasz sułtan miał dwie misje. Jedną z nich było oczywiście zdobycie Konstantynopola. Druga jest równie ważna – pozostawienie państwa w rękach syna, który będzie kontynuował jego dzieło. Niech Allah da długie życie i naszemu szehzade, i naszemu panu Mustafie.

I co? Mówił to przy wszystkich. Kto to słyszał, żeby na szehzade mówić „nasz pan”?

– To na pewno dotrze do sułtana.

– I właśnie w tym rzecz. Na pewno mu o tym donoszą. Każdy, kto mówi coś takiego, musi pożegnać się z życiem. Ale sułtana to nie obchodzi.

Burhanettin Czelebi rozejrzał się dookoła, sprawdzał, czy przypadkiem nie kręcił się w pobliżu ktoś niepożądany.

– Poza tym... – kontynuował – dali mi do zrozumienia, że to sam sułtan Mehmed kazał wielkiemu wezyrowi rozgłaszać te plotki. I czelebi, i Bajazyd, i nasz szehzade zostali już skreśleni.

Sulejman tylko pokiwał głową.

– Widziałeś Mustafę, kiedy pojechaliście na ceremonię obrzezania?

Oczywiście, że widział. Wyglądał zupełnie jak jego ojciec. Taka sama postawa, zmarszczone brwi i duże, ciemne oczy, których spojrzenie paliło i niszczyło. Było pewne, że w dniu, w którym wstąpi na tron, co do słowa zrealizuje wolę ojca, każdą literę zapisaną w nowym prawie. Co możemy zrobić? Pokajać się? Dla dobra państwa nawet rozlew braterskiej krwi jest dozwolony.

– Słyszałem, że Mehmed Pasza z Rumelii i Gedik Ahmed Pasza mają dobre relacje z szehzade Bajazydem. Mówi się, że Gedik Pasza bardzo ceni także Dżema.

Burhanettin zaśmiał się.

– Owszem, tak mówią. Ale gdzie Rumelia, a gdzie stolica imperium? Myślisz, że to jedno i to samo? Dziś jest tak, a jutro wszystko może się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni.

Na chwilę zapadła cisza.

– Wiesz, że nasz szehzade o to nie dba – westchnął Burhanettin. – Nie potrafi w to uwierzyć, Sulejman. Może nie rozumie tego? Nie wydaje mi się. Jest bystry. Ale nie dociera do niego, że gdy tylko coś stanie się jego ojcu, bracia nie będą się zastanawiać i każą go zamordować z zimną krwią. Czyżby nie wiedział, że uchwalono dekret o bratobójstwie?

– Na pewno go zna – powiedział Sulejman. – Tyle razy czytaliśmy dekret wspólnie. Paragraf po paragrafie. Tylko słuchał.

– A tobie oczywiście nie przeszło przez gardło i nie byłeś w stanie powiedzieć mu wprost, jaki czeka go los i że bracia nie pozostawią go przy życiu.

– Jak mógłbym z nim o tym rozmawiać? Ale przyrzekam, wie na pewno. Po prostu nic go to nie obchodzi. Nauczył się od kogoś takiego powiedzenia...

– Wiem, wiem – przerwał mu, śmiejąc się, Burhanettin. – „Nie dopuszczę do swojego serca dumy i rządzy i nie ulegnę ambicjom, nie pozwolę, by mącili mi w głowie, żeby stłumili we mnie zapał i żeby zbrukali moją duszę”.

– Jest jeszcze ciąg dalszy, czelebi – powiedział Sulejman. – Zaraz, jak to szło... Aha. „Prawo należy do Allaha oraz do tego, komu On je podaruje”. Czy to są słowa, które zazwyczaj przychodzą do głowy trzynasto-, czternastoletniemu chłopcu, Burhanettin? Czasami coś podejrzewam. Czy jest ktoś, kto bez naszej wiedzy daje szehzade jakieś rady i go poucza?

– Przecież nie rozmawia z nikim oprócz swojej matki, ciebie i mnie.

– Są jeszcze wiersze. Wiesz, co myślę? Może on zdaje sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa i żeby odsunąć te myśli od siebie, poświęca się poezji i polowaniom?

Burhanettin pokiwał głową.

– Wie, że nie zdoła uniknąć swojego przeznaczenia.

– Wiadomo, że nie może uciec, ale trzeba przecież przedsięwziąć jakieś środki zapobiegawcze. Właściwie to nie jest już dzieckiem. W pałacu aga[16] haremu Mestan podszedł do mnie i powiedział: „Co tam słychać, opiekunie, czy nasz szehzade ma już za sobą pierwszą noc z kobietą?”. A co ja mogę wiedzieć? Popatrzyłem tylko na niego, a on mówił dalej: „Odczekaj ze dwa miesiące po obrzezaniu. Potem wyślij mu kilka dziewcząt. Nasz pan słyszał podobno, że młodsza córka beja İsfendiyar jest całkiem ładna”. Potem odwrócił się i poszedł.

Burhanettin znów pokiwał głową.

– Posłaliśmy mu dziewczynę, tak jak kazał nasz pan. I co się stało? Nic. Chłopak to jeszcze dziecko, tak samo jak ona.

– Co będzie teraz? Trzeba mu jakoś uświadomić niebezpieczeństwo. I sprawić, by posiadł kobietę. Jeśli ktoś rozpuści plotkę, że szehzade nie zadaje się z kobietami...

– Czyżby valide nie rozmawiała z nim na takie tematy?

Gdy tylko Sulejman usłyszał imię Çiçek Hatun, oblał się rumieńcem.

– Raz poruszyłem z nią tę sprawę.

Burhanettin zorientował się, że Sulejman nie ma ochoty drążyć tego tematu, mimo to naciskał:

– No i co? Zdenerwowała się?

– Powiedziała: „Zajmij się swoimi sprawami!”.

– Na takie jak ona nie ma mocnych. Szczególnie, jeśli bywały w pałacu, a nie daj Boże, wkupiły się w łaski sułtana. A jak jeszcze mają z nim syna... – Burhanettin zamilkł na chwilę. – Trzeba było chociaż porozmawiać z nią o dekrecie. Mogłeś jej przekazać, że wszyscy boją się o los naszego szehzade po śmierci sułtana i że bracia nie darują mu życia.

– Nie mogłem przecież powiedzieć tego wszystkiego tak wprost. Ale Çiçek Hatun zrozumiała, do czego zmierzam. Zamarła na kilka sekund.

– Chociaż tyle. Przynajmniej wie, że życie jej i szehzade jest zagrożone.

Sulejman nie mógł się powstrzymać i zaczął się śmiać.

– No i czego rechoczesz? Powiedziałem coś nie tak?

– Nie, nie. Mnie też się wydawało, że zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa...

– Ale?

– Moje słowa tylko ją rozwścieczyły. Tupnęła nogą i wstała.

– Na Allaha!

– Dokładnie. Wykrzyczała mi prosto w twarz: „Życie ci niemiłe, czelebi? Czy słyszysz sam siebie? Wątpisz w sprawiedliwość naszego pana, w jego bezgraniczną miłość do synów? Myślisz, że sułtan odszedłby bez pozostawienia testamentu gwarantującego bezpieczeństwo każdego szehzade?”.

– Jakiego testamentu? Prawo, które ustanowił, jest jego największą spuścizną. Dlaczego miałby teraz zmieniać swoją wolę?

Sulejman spojrzał na niego przenikliwie.

– Co takiego? – spytał Burhanettin, nie mogąc odgadnąć znaczenia tego dziwnego wzroku. – Powiedz.

– Czasami myślę... Skoro valide jest taka spokojna... Tak mi się wtedy wydaje... Może niepotrzebnie się obawiamy? Może ona wie coś, czego my nie wiemy? Mówi z taką pewnością siebie...

– Nie pleć bzdur – rzucił Burhanettin Czelebi. – To niemożliwe. Przecież na własne oczy widziałeś, co dzieje się w stolicy, sam wszystko słyszałeś. Historia nie może się powtórzyć. Dla przyszłości i jedności Imperium Osmańskiego nie jest ważne, ile i czyich istnień trzeba będzie poświęcić. Czy władca, który nie lituje się nad własnymi dziećmi, zlituje się nad takimi jak ja i ty?

– Mam jeszcze pewną nadzieję... – westchnął Sulejman.

Burhanettin odwrócił się w jego stronę wyraźnie zdenerwowany:

– Dla nas jest tylko jedna nadzieja na ratunek. Zdobyć poparcie dla szehzade i w tajemnicy porozumieć się z sąsiadującymi okręgami. Z Ak Kojunlu[17], Kara Kojunlu[18], z Mamelukami[19], a nawet z rumelijskim niewiernym władcą Trabzonu; musimy zdobyć ich zaufanie i poparcie. W stolicy trzeba wystarać się o protekcję wezyrów. Jest nam potrzebnych tysiące żołnierzy gotowych pójść za Dżemem.

Sulejman poczuł coś jeszcze gorszego niż strach, który opanował go przed chwilą. Kiedy patrzył przez okno, wzdrygnął się na myśl o nadchodzącym niebezpieczeństwie, do którego dołączyła obawa przed śmiercią. Zdumienie nie pozwalało mu sprzeciwić się rozmówcy.

Burhanettin wcale nie mówił o nadziei, ale o śmierci. To, co nazywał szansą, było w istocie buntem przeciwko imperium. A buntowników czekała właśnie śmierć.

[14] Ulema – muzułmański teolog i uczony.

[15] Wielki wezyr – dostojnik państwowy, najważniejszy z ministrów sułtana; posiadał pełnomocnictwo sułtana i mógł być odwołany tylko przez niego.

[16] Aga (tur. ağa) – tytuł urzędników i dowódców wojskowych; później właściciel ziemski, bogacz.

[17] Ak Kojunlu (tur. Akkoyunlular) – federacja mongolskich i tureckich plemion, zamieszkująca Mezopotamię, Azerbejdżan, Kaukaz i część Persji w latach 1378–1508. Wygrała walkę o dominację z plemionami Kara Kojunlu w 1469 roku.

[18] Kara Kojunlu (tur. Karakoyunlular) – turkmeńska federacja plemienna, od połowy XIV wieku do roku 1469 tworząca państwo, u szczytu potęgi obejmujące część wschodniej Anatolii, Dżezirę, Irak i większość Iranu.

[19] Mamelucy – dynastia panująca w Egipcie w latach 1250–1517.

Sułtan

Подняться наверх