Читать книгу Lwów kres iluzji - Grzegorz Gauden - Страница 2

Оглавление

Książka Grzegorza Gaudena to nie jest czytadło, nie nadaje się ona zapewne na prezent urodzinowy czy walentynkowy, jest okrutna, ale to nie autora możemy winić o okrucieństwo.

Wiedziałem wcześniej o tym pogromie, ale nie znałem szczegółów. Wiedziałem i nie wiedziałem. Zapominałem. To było wygodne – wiedzieć, ale móc niekiedy nie wiedzieć. Teraz trudniej będzie nie wiedzieć.

Jak żyć z tą wiedzą? Przecież my takiego Lwowa nie znamy. Lwów w naszej wyobraźni to poczciwy Lwów Szczepcia i Tońcia (już same te zdrobnienia pokazują, jacy my jesteśmy mili), pięknej architektury, kościołów, synagog i cerkwi, to Lwów leżący na wzgórzach jak kot, który wygrzewa się w cieple, Lwów matematyków o światowej sławie, miasto Leopolda Staffa i Zbigniewa Herberta, Aleksandra Fredry i Stanisława Lema, Ostapa Ortwina, Wysokiego Zamku, Targów Wschodnich, Cmentarza Łyczakowskiego. Lwów, gdzie nawet miękka wschodnia intonacja sygnalizuje dobroduszność – a przynajmniej tak nam się wydaje. Lwów, w którym – jak nam mówiono – różne wyznania współżyły z sobą w zgodzie, w największej harmonii; miasto, któremu już nic nie może zagrozić, które trwa spokojnie w micie, w albumach, w piosenkach i w książkach, w fotografiach naszych pałaców, naszych świątyń, naszych bibliotek, naszych parków, naszych dzielnic willowych, odsłania tu inne oblicze, przerażające.

Przywykliśmy do myśli: pogromy to oni, to Ukraińcy. To nie my.

Istnieje przecież cały ogromny przemysł lwowskich wspomnień, sentymentalnych wierszyków, pamiątek, westchnień, nostalgii. Lwów jest naszą utopią. Nie chcemy i nie możemy tam wrócić, ale potrzebujemy takiego miejsca, gdzie mogłyby się osiedlić nasze marzenia. Nasze plany – jeśli mamy plany – mieszkają gdzie indziej, ale nasze marzenia, nasze wspomnienia muszą mieć swoją siedzibę. Niewinność tych wspomnień jest wzruszająca. Ci, którzy w dzieciństwie słuchali opowieści rodziców i dziadków o legendarnym mieście, na pewno nie dowiedzieli się z nich o bestialskich dniach w listopadzie 1918 roku.

A jednak one się wydarzyły.

Powinniśmy być wdzięczni autorowi tej książki, że z bezwzględnością chirurga odsłonił przed nami wstydliwie ukrywane zbrodnie.

Musimy zaakceptować ambiwalencję przeszłości – lwowski pogrom z roku 1918 nie odbierze nam matematyków i poetów, oni zostaną. Wydaje się, że Polacy mają pewien kłopot z ambiwalencją świata i ambiwalencją ludzi, wszystkich ludzi, wszystkich narodów. Nie chcą zobaczyć, że świat jest i złowrogi, i przyjazny, śmiertelnie niebezpieczny, morderczy, agresywny, i że my też niekiedy tacy jesteśmy, ale też bywa cichy i spokojny jak zachód słońca nad Gopłem. Może my naprawdę wierzymy w patriotyczne piosenki, może naprawdę jesteśmy jak dzieci, kochamy świeżo wyprane chorągwie, jeszcze nie ubłocone, jeszcze wolne od krwi, jak w pierwszej godzinie powstania, kochamy naszych dobrych wodzów (a oni kochają zwierzęta) – i kiedy słyszymy o naszym barbarzyństwie, to albo oburzamy się i gwałtownie odrzucamy tę opowieść, jako niegodną nas, naszego honoru, naszej Matki Boskiej, naszego Orła, naszego Papieża, albo załamujemy się całkowicie, bezgranicznie (co dużo rzadsze). Zamiast zrozumieć, zamiast pracować nad pamięcią i nad przyszłością, zamiast żyć z szeroko otwartymi oczami, zamiast szukać prawdy, nawet najtrudniejszej – tak jak przystało ludziom wolnym.

Jedna z moich starych lwowskich ciotek lubiła powtarzać – w żartobliwych rodzinnych sprzeczkach – „oddaję honor, troszeczkę poszarpany”.

W drugiej połowie tej tak potrzebnej książki autor przywołuje próby, dość żałosne, „ratowania honoru miasta” w rozmaitych urzędowych sprawozdaniach i raportach, zacierania tych strasznych faktów – ale jeżeli ktoś naprawdę ratuje honor Lwowa, to pisarze tacy jak Grzegorz Gauden.

Na twardej, niewygodnej ławce w wagonie naszej pamięci zbiorowej, wagonie, który pędzi w przyszłość jeszcze szybciej niż trojka Gogola, miejsce obok honoru zająć mogą tylko rzetelność, tylko przyzwoitość, tylko prawdomówność. Polityka historyczna – czyli państwowe kłamstwo – niech zostanie na korytarzu.

Adam Zagajewski

Lwów kres iluzji

Подняться наверх