Читать книгу Lwów kres iluzji - Grzegorz Gauden - Страница 3

Od autora

Оглавление

Bez mała trzy lata zajęło mi napisanie tej książki. Jej powstanie zawdzięczam również osobom, które z zaciekawieniem reagowały na informację o tym, nad czym pracuję, i w wielu przypadkach służyły pomocą.

To stosunkowo niewielka grupa, bowiem przez ponad dwa lata pracowałem nad książką, nie ujawniając, czego dotyczy.

***

Z całego serca dziękuję mojej żonie Krystynie Piotrowskiej. Była pierwszą osobą, której powiedziałem o tym, czym mam zamiar się zająć po nagłym, acz przewidywalnym zwolnieniu w roku 2016. Była codziennym świadkiem mojej pracy i pierwszym czytelnikiem fragmentów książki. Zawsze wnikliwym i krytycznym, a to pozwalało mi uchronić się przede wszystkim przed stylistycznymi manowcami.

Dzięki jej wątpliwościom, pytaniom i uwagom mogłem eliminować niejasności, poprawiać sformułowania i osiągnąć większą precyzję. A jej wsparcie dawało mi poczucie, że piszę o sprawie naprawdę ważnej.

***

Jestem ogromnym dłużnikiem Andrija Pawłyszyna, który wspierał moje wielokrotne wędrówki po archiwach Lwowa, pomagał w przebrnięciu przez formalne procedury, a także cierpliwie badał równolegle ze mną katalogi po ukraińsku, by znaleźć te pozycje, które mogły okazać się przydatne dla opisania wydarzeń z listopada 1918 roku. Wcześniej rozbudził moją ciekawość, opowiadając to, co wiedział o pogromie lwowskim z 1918 roku. Andrij był też moim pierwszym i znakomitym przewodnikiem po żydowskiej dzielnicy Lwowa.

We wdzięcznej pamięci zachowuję życzliwą pomoc udzieloną mi we Lwowie przez inne osoby. Pani Nadija Chałak udostępniła mi materiały dokumentalne dotyczące pogromu, pani Iryna Kotłobułatowa wspomogła mnie materiałami fotograficznymi i planami żydowskiej dzielnicy Lwowa. Taras Woźniak dał mi szanse prowadzenia ciekawych dyskusji o dwudziestowiecznej historii Lwowa i udzielił wspaniałej gościny.

Miałem też we Lwowie tak ważne dla mnie wsparcie literaturoznawcy dr. Jana Matkowskiego, potomka polskiej rodziny, która żyje od stuleci w tym regionie. Iwan Matkowskij – tak brzmi jego nazwisko po ukraińsku – doprowadził do pierwszego wydania pism Iwana Franki po polsku. Opracował i wydał po ukraińsku wspaniały album o rodzinie Szeptyckich.

Janek, młody człowiek, bardzo wierny swojej tradycji rodzinnej i polskiej tożsamości, interesował się tym, jak idą prace nad książką. Kiedy zwierzyłem mu się z moich obaw o to, jak Polacy – i ci w kraju, i ci we Lwowie – przyjmą moje ustalenia o polskiej odpowiedzialności za to, co stało się we Lwowie w listopadzie 1918 roku, powiedział: „O co ci chodzi? Przecież to nie ty i nie ja robiliśmy pogrom. Pisz prawdę”.

To byli moi sojusznicy we Lwowie w pracy nad książką, współcześni Lwowianie.

***

Pierwszy raz o lwowskich wydarzeniach roku 1918 usłyszałem z ust prof. Andrzeja Romanowskiego, kiedy podczas publicznej dyskusji w Krakowie w roku 2011 z goryczą powiedział, że Polska powitała niepodległość pogromem we Lwowie. Ta szokująca informacja o zupełnie mi nieznanym wtedy wydarzeniu w polskiej historii zapadła mi głęboko w pamięć. Andrzej od chwili, w której dowiedział się, nad czym pracuję, okazywał głębokie przeświadczenia o wadze tego przedsięwzięcia.

Jeszcze jeden Andrzej zasługuje na moją wdzięczność – Andrzej Nowakowski, dyrektor wydawnictwa Universitas. Kiedy powiedziałem mu, że piszę o pogromie we Lwowie, natychmiast zaproponował wydanie książki. Przez wiele miesięcy dopingował mnie w pracy, a w pewnym momencie wreszcie „wymusił” jej ukończenie.

Jego wydawnictwu też zawdzięczam możliwość korzystania z wiekopomnej, wydanej przez Universitas książki dr Agnieszki Biedrzyckiej Kalendarium Lwowa, niezwykłego przewodnika po międzywojennym Lwowie.

I za tę bezcenną pozycję chcę pani Agnieszce Biedrzyckiej szczególnie podziękować. Trudno mi sobie wyobrazić moją pracę bez możliwości korzystania z tego ogromnego kompendium wiedzy. Jestem jej także wdzięczny za pomoc. Kiedy dr Biedrzycka dowiedziała się, nad czym pracuję, zaopatrzyła mnie w plany przedwojennego Lwowa, a po lekturze skończonej książki dodała kilka cennych uzupełnień i skorygowała pewne nieścisłości. Jej wiedza o historii Lwowa i Galicji wprawia mnie w najgłębszy podziw.

Adam Zagajewski po przeczytaniu niemalże ostatniej wersji książki zdecydował się napisać poruszające słowo wstępne, które tak trafnie i pięknie oddaje także moje odczucia. Ponadto podzielił się ze mną swoją wątpliwością, a to pozwoliło mi dokonać pewnych korekt. Jestem za to wszystko bardzo wdzięczny.

Natalia Krynicka na moją prośbę dokonała tłumaczenia wiersza z jidysz, objaśniła pewne jego fragmenty, pozwalając lepiej go zrozumieć, i wspaniałomyślnie zgodziła się na umieszczenie przekładu w tej książce. Za to wszystko bardzo jej dziękuję.

***

Pierwsza publiczna prezentacja skończonej i niewydanej jeszcze książki miała miejsce dwa dni przed 100. rocznicą pogromu lwowskiego. Zdarzyło się to 20 listopada 2018 roku w Drohobyczu na Ukrainie w ramach projektu literacko-artystycznego Druga Jesień zorganizowanego dla uczczenia 76. rocznicy śmierci Brunona Schulza.

Prapremiera była możliwa dzięki zaproszeniu mnie przez Wierę Meniok, wspaniałą organizatorkę odbywającego się co dwa lata Międzynarodowego Festiwalu Schulza.

Spotkanie autorskie w bibliotece publicznej Drohobycza, w dawnej sali modlitwy przedwojennego żydowskiego domu starców, poprowadził prof. Paweł Próchniak, omawiając książkę z przejęciem i wielką przenikliwością.

Ogromną satysfakcją w Drohobyczu była dla mnie obecność wśród słuchaczy Jacka Podsiadły. Jemu po tym spotkaniu zawdzięczam niezwykle cenną sugestię językową.

***

Józef Lebenbaum był jedną z pierwszych osób, której opowiedziałem o moich planach napisania książki o pogromie we Lwowie. Od razu stał się gorącym zwolennikiem pomysłu opisania tych wydarzeń, a także czytelnikiem pierwszych, surowych jeszcze fragmentów. Przyjaźnie i z obawą przestrzegał mnie, że dokonuję zamachu na mit obrony Lwowa, jeden z najważniejszych polskich mitów narodowych, który jest stawiany często na równi z mitem obrony Częstochowy.

Profesor Natalia Aleksiun po przeczytaniu pierwszej wersji książki surowo i sprawiedliwie ją skomentowała, a to pozwoliło mi na pewne zmiany, ale też upewniło, że skutecznie realizuję moją własną koncepcję.

Rozmowy z o. Tomaszem Dostatnim, dominikaninem, pozwoliły mi na uporządkowanie sposobu konstruowania tej książki i przyjęcie formuły opowieści.

Zygmunt Stępiński udzielił mi pisemnych rekomendacji w imieniu Muzeum Polin, bez których niemożliwe byłoby otrzymanie zgody na pracę w archiwach Lwowa.

Jarosław Drozd, wieloletni ogromnie zasłużony konsul generalny RP we Lwowie, obdarował mnie pewną, nieznaną mi wcześniej pozycją o obronie Lwowa.

Maciejowi Zarembie Bielawskiemu i Jochenowi Böhlerowi zawdzięczam cenne podpowiedzi bibliograficzne.

Jurek Hirschberg przekazał mi kopię nieznanego maszynopisu ze wspomnieniami lwowskiego Żyda, świadka pogromu.

Karolina i Chris Niedenthal pomogli mi rozstrzygnąć niektóre wątpliwości translatorskie.

Olga Stanisławska, Jarosław Kurski i Adam Michnik to nieliczne osoby, które czytały książkę w końcowej fazie jej powstawania. Opinie, które usłyszałem od nich, utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto było poświęcić się pracy nad książką.

***

Wszystkim dziękuję z całego serca. Jeśli kogoś pominąłem, to już teraz się wstydzę i bardzo przepraszam.

Nie chcę dotykać ran na żywym ciele tych wspomnień i dlatego nie mówię o roku 1918. Rany te zamierzam sumiennie rozdrapać piórem przy innej, mniej elegijnej okazji.

Józef Wittlin, Mój Lwów

Riverdale, New York, 1946

***

Widziałem p. Mączyńskiego przejeżdżającego autem przez rynek i pobłażliwie uśmiechającego się na widok scen, o których wspomniałem. Zapomnieć i darować mu nie mogę tego dnia i tego uśmiechu!

Maciej Rataj, poseł i marszałek Sejmu II RP,

Wspomnienia i dziennik z lat 1918–1927,

zapisek o dniu 22 listopada 1918

***

Dokąd to wszystko doprowadzi? Czy systematycznie uprawiane barbarzyństwo kiedyś się skończy? Stoimy nad brzegiem największego nieszczęścia, jakie kiedykolwiek nawiedziło większą grupę społeczną, jesteśmy zupełnie bezsilni wobec tyranii rozbestwionej soldateski i jakiegoś patologicznego nastroju tutejszej opinii polskiej.

Żydowska Gmina Wyznaniowa reklamuje u Rządu polskiego w obliczu całego świata cywilizowanego o swe niezaprzeczalne prawo do egzystencji, bezpieczeństwa życia i mienia. Spokojnej pracy i uszanowania obywatelskiej i ludzkiej godności.

Praw tych domagamy się na równi z wszystkimi, innymi mieszkańcami miasta tego, do którego rozkwitu przyczyniliśmy się naszą pilnością, wiedzą, pracą i kilkusetletnią zapobiegliwością.

Na tej ziemi nie jesteśmy żadnymi obcymi przybyszami, żadnymi Helotami, ani niewolnikami; jesteśmy tutaj autochtonami takimi jak Polacy i Rusini i wobec żadnej warstwy społecznej, wobec narodowości tu zamieszkałej roli niewolników odegrać nie myślimy.

Memoriał Żydowskiego Komitetu Ratunkowego

we Lwowie do Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego

i Premiera Ignacego Paderewskiego

Lwów, 26 stycznia 1919

W pewien piątkowy wieczór października 1979 roku w Zurychu trafiłem na spotkanie szwajcarskiej Polonii. Przysiadłem za stolikiem naprzeciw starszego pana. Byłem najmłodszy na sali. Nieznany nikomu z obecnych.


Starszy pan popatrzył na mnie. Śpiewnie po lwowsku zapytał: „A pan skąd?”. Odpowiedziałem: „Z Polski”. Na jego twarzy pojawił się grymas niechęci. Usłyszałem: „Znaczy bolszewik!”. Powiedziałem, że nie jestem bolszewikiem. „A co robi w Zurychu?” – skierował do mnie pytanie w trzeciej osobie. To była oznaka wyższości, pogardy. „Jestem studentem” – odpowiedziałem.


Jego twarz nagle rozjaśniła się. Popatrzył gdzieś nad moją głową. Twardym tonem, spod którego przebijała mściwa zawziętość, rzucił do mnie: „Student, student! Jak ja był przed wojną studentem we Lwowi, to ale myśmy tych Żydów lali!”.


Zaniemówiłem. Rozmowa urwała się.


Ta książka będzie nie tylko o tym, jak „myśmy tych Żydów lali”. My Polacy. We Lwowie i nie tylko tam. Nie tylko studenci. Powrót Lwowa do Polski w 1918 roku zaczął się zabijaniem i rabowaniem Żydów – polskim pogromem.


Co Polska dała Kościołowi katolickiemu? – tak brzmiał temat tamtego spotkania szwajcarskiej Polonii z Zurychu w październiku 1979 roku. W pierwszą rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża. Wykład miało dwóch księży. Lekko otyłych, zdecydowanie młodszych od obecnej na sali publiczności. Z twarzy i tonu ich powitania biła pycha i tryumfalizm.


Nie zostałem na spotkaniu. Nie wiem, czy księża prelegenci mówili także o tym, nieznanym mi wtedy, polskim „darze” dla Kościoła katolickiego.


Przez prawie czterdzieści lat nie zapomniałem twarzy mojego rodaka. I tego twardego, śpiewnego, mściwego głosu: „Student, student! Jak ja był przed wojną studentem we Lwowi, to ale myśmy tych Żydów lali!”.

Lwów kres iluzji

Подняться наверх