Читать книгу Lwów kres iluzji - Grzegorz Gauden - Страница 9

CZĘŚĆ I
Powitanie niepodległości
Rozdział V

Оглавление

Trudno było mi znaleźć w ówczesnej publicystyce jakiekolwiek polskie zdanie o przerażeniu pogromem we Lwowie, o wstydzie. Nie ma go w pamiętnikach, nie ma go we lwowskiej prasie.

Jedynie Andrzej Strug w PPS-owskim „Robotniku” na pierwszej stronie opublikował 6 grudnia 1918 roku emocjonalny artykuł pod tytułem, który niczego nie mistyfikował: Lwowski pogrom.

Daremnie szukać takiego tonu w lwowskich gazetach, we wspomnieniach Lwowian; nie znalazłem najlżejszego nawet tonu zawstydzenia zbrodniami polskich sprawców.

Polska społeczność Lwowa była terroryzowana przez antysemicką histerię. Dominowała pogarda dla Żydów i wściekłość za artykułowanie przez nich postulatów politycznych i obywatelskich.

Byli wśród Polaków ludzie prawi. Nie ulegali antysemickiemu szałowi, który ogarnął ich rodaków we Lwowie. Byli nawet gotowi ponieść ryzyko.

***

W relacji Laury Weit62 z pl. Krakowskiego 5 porusza zachowanie Polki, katoliczki, pani Polańskiej, która mieszkała na III piętrze tego domu.

Żołnierze przyszli także do niej. Polańska oświadczyła, że jest Polką. Mimo to napastnicy przeszukali jej mieszkanie. Szukali Żydów.

Polańska ukrywała u siebie pięćdziesięcioletniego Żyda Wiesnera. Żołnierze znaleźli go i chcieli zabić. Na ratunek rzuciła się jego córka i to go uratowało. Nie zabili go, a jedynie okaleczyli.

„Polańskiej żadnej krzywdy nie wyrządzili” – zeznała Weitówna. Ta młoda kobieta, o której już pisałem, że dygotała podczas składania zeznań, wyjaśniła, że podczas pogromu doznała szoku nerwowego i musi się leczyć.

***

Władysław Ciołek zamieszkały przy ul. Romanowicza miał odwagę udać się do dzielnicy żydowskiej na ul. Żółkiewską 22, by ratować żydowską rodzinę. Musiał to być człowiek majętny i o wysokiej pozycji społecznej, bo ulica, przy której mieszkał, stanowi przedłużenie ul. Akademickiej. Te ulice zamieszkiwały polskie elity.

Zeznanie Natalii i Eliasza Sobelów przytaczam, zachowując oryginalną składnię.

Oświadczył oficer ok. 30 „mścimy się za waszą żydowską milicję, jesteśmy Krakowiacy, nienawiść jest do żydów. Chcemy ich wszystkich wymordować jak psów”.

Zachowanie się bandytów było nie do opisania. Ojca rodziny zbito w nielitościwy sposób, co było pośrednią przyczyną jego śmierci.

Córki, które starały się uchronić ojca przed ciosami, ordynarnymi słowami, nie szczędzono uderzeniami kolbą.

Gdy następnego dnia przyszedł znajomy pan Władysław Ciołek z ulicy Romanowicza, ażeby zabrać pobitych i zrabowanych do siebie. Legioniści nie wpuścili go grozili mu karabinem.

Zrabowane rzeczy zabrano na samochód63.

***

Być może pewien polski żołnierz we Lwowie to ów jeden sprawiedliwy ratujący świat dzięki temu, co uczynił w drugim dniu pogromu. Zeznania, które złożył Mechel Moses Zorn64 z ul. Bóżniczej 3, czytałem ze ściśniętym gardłem.

(…) Podczas pogromu dnia 22 i 23 listopada nawiedzili mnie napastnicy kilkakrotnie. Byli to żołnierze polscy w hełmach szturmowych, między nimi jeden student w mundurze wojskowym i czapce studenckiej. Szkodę wyrządzoną mi 13 800 K /14 000 K, spalone 20 000 K w towarze, zrabowano 4 000 K w pieniądzach podałem już w osobnym kwestionariuszu.

Żołnierze ci przeważnie rabowali pod pozorem szukania broni i pod pozorem, że rzekomo do nich strzelano. (…)

W sobotę powiedziała nam stróżowa, że szwagier jej, który służył przy wojsku polskim, zwierzył się przed nią, że w sobotę ma pójść całe Krakowskie z dymem, że wojsko polskie ma nakaz naftą oblać i podpalić całe Krakowskie i radził nam uciec z domu.

Ja nie mogłem tak straszliwej myśli pomieścić w głowie i sądziłem, że to podstęp stróżowej, która chce, byśmy dom zostawili na łaskę jej i niełaskę rabusiów. Zostałem przez to w domu.

Jednak w sobotę spostrzegłem, że wszystkie domy naokoło płoną. Było to około 4 po poł., wyszedłem z żoną i dziećmi przez boczne drzwi szynku, bo do bramy strzelano. Po lewej stronie ulicy Bóżniczej rząd domów stał w płomieniach.

Po przeciwnej stronie ulicy stał tłum ludzi cywilnych i żołnierzy, wśród tego pospólstwa i wielu obywateli, po których wyglądzie można było poznać inteligencję.

Spostrzegłem, że wszyscy z radością i uśmiechem patrzyli, jak płoną domy żydowskie. Szedłem więc tuż pod palącym się domem, bo wygląd tłumu, tak wrogo Żydom usposobionego, przeraził mnie więcej, jak sam pożar.

Gdyśmy chcieli już na pl. Rybi skręcać, zatrzymał nas żołnierz z zapytaniem, gdzie idziemy, a dostawszy odpowiedź, że uciekamy z płonącego domu, zatrzymał nas, abyśmy zawołali innych Żydów z domu przy ul. Owocowej, bo ten dom również musi być podpalony, a jemu przecież żal życia tych ludzi.

Poszedłem z tym żołnierzem pod ten dom, wygnałem mieszkańców, a żołnierz ów kilkudziesięciu zgromadziwszy, odprowadził na Rynek, by po drodze nam nikt nic złego nie zrobił.

Wynagrodzenia przyjąć nie chciał.

Poszedł w inną stronę do znajomych. (…)

***

Zorn z rodziną wolał iść pod ścianami płonących domów niż zbliżyć się do tłumu Polaków po drugiej stronie ulicy, którzy z radością oglądali palenie żydowskich kamieniczek. To wąska ulica. Zadowolone twarze zgromadzonych Lwowian były doskonale widoczne w świetle płomieni dla Żydów uciekających z podpalonych domów.

***

Polski żołnierz wiedział, że dalsze domy będą podpalane, i z własnej inicjatywy ratował ich mieszkańców.

Ofiara pogromu opowiada o tym, że żołnierz chronił go i inne żydowskie rodziny przed zgromadzonym tłumem, wyprowadzając z płonącej ulicy, „by po drodze nam nikt nic złego nie zrobił”.

***

„Wynagrodzenia przyjąć nie chciał”.

***

Publiczność katolicka Lwowa w pierwszym dniu pogromu o godz. 18 przybyła tłumnie do ratusza. Nie po to jednak, aby wyrazić radość z powodu odzyskania Lwowa.

Tłum Polaków, który szczelnie wypełnił korytarze i dziedziniec ratusza, zażądał wydania mu dr. Filipa Schleichera65.

Domagał się także rozwiązania rady miasta powołanej jeszcze przez Austriaków. Ten drugi postulat pozwolił na uratowanie Schleichera.

Wiceprezydent Lwowa, doświadczony administrator, dr Filip Schleicher był Żydem. Odrzucił złożoną już 1 listopada 1918 roku przez Ukraińską Radę Narodową propozycję wejścia do władz ukraińskich i zarządzania w dalszym ciągu aprowizacją Lwowa66. W czasie walk polsko-ukraińskich opowiedział się po polskiej stronie i był członkiem Polskiego Komitetu Narodowego. Pozytywnie wypowiadał się o nim nawet Czesław Mączyński.

W chwili, kiedy tłum wtargnął do ratusza, dr Schleicher był na miejscu i brał udział w posiedzeniu Komitetu Bezpieczeństwa. Nie wiedział, że właśnie szykowany jest jego lincz.

Dla rozhisteryzowanego nacjonalistycznego tłumu Polaków nie miało znaczenia, że dr Schleicher był polskim patriotą. Był Żydem! Lwowska ulica podburzona przez narodowych agitatorów żądała jego głowy.

***

Historia oszczędziła Polsce realizacji tego haniebnego planu. Sytuację opanował poseł Hausner, socjalista. Doświadczony mówca wiecowy wyszedł ze świecą w ręku do tłumu zgromadzonego w ciemnym korytarzu, stanął na krześle i przemówił. Zadeklarował gotowość ustąpienia obecnych władz Lwowa. Zaprosił na otwarte zebranie w kinie „Grażyna” w niedzielę o 16, na którym zapowiedział wybranie nowych członków rady. Zręcznie pominął osobę Schleichera.

Po przemówieniu Hausnera tłum uspokoił się, opuścił ratusz i udał się ponownie do dzielnicy żydowskiej. W opanowaniu antyżydowskiej histerii tłumu pomogło mu kilku lwowskich kolejarzy, socjalistów, którzy akurat dotarli do ratusza i głośno poparli jego propozycję. „Byliśmy uratowani”67 – relacjonował Hausner, co świadczy tym, jak blisko było linczu.

„Po rozejściu się tłumu, zaczęły napływać wiadomości ze wszystkich stron o rozruchach w dzielnicy żydowskiej. Przypuszczam, że wielu z tych «obywateli», do których przed półgodziną przemawiałem, brało już udział w tych rozruchach, o których zewsząd donoszono”68 – napisał później.

To była pogromowa .publiczność katolicka”, choć Hausner określił ją mianem „lumpenproletariatu”.

***

Hausner odważnie i zręcznie stający w obronie Żyda nigdy potem nie przyznał, że we Lwowie odbył się pogrom.

Napisał o docierających do ratusza wiadomościach o „rozruchach” w dzielnicy żydowskiej. A przecież widział na własne oczy, co się stało.

Było ciemno, kiedy wyszedł z ratusza i trafił na rynku na kpt. Ludwika de Laveaux, dowódcę lwowskiej POW i jednego z najważniejszych uczestników listopadowych walk o Lwów.

Kapitan z kilkoma żołnierzami przejeżdżał właśnie samochodem. Okazało się, że de Laveaux wiedział dobrze o tym, co dzieje się w mieście, i właśnie próbował zorganizować oddziały, których chciał „użyć do uśmierzenia tej dziczy”69.

To kolejny Polak, który nie uległ pogromowej paranoi.

***

Hausner zaproponował de Laveaux, aby udali się na rekonesans do najbardziej zagrożonej dzielnicy miasta. Kapitan zgodził się.

Był wieczór pierwszego dnia pogromu. Lwów tonął w ciemnościach. Po załadowaniu karabinów, z bronią gotową do strzału, ruszyli spod ratusza. Samochód wjechał najpierw w ul. Krakowską i tamtędy dotarł do dzielnicy żydowskiej.

Hausner ujrzał płonące domy i wielu ludzi na ulicy zebranych w grupy, płaczących i wołających o ratunek. Na ulicach leżały rzeczy powyrzucane z mieszkań przez pogromczyków albo porzucone przez nich. Razem z de Laveaux spostrzegli także jakichś kręcących się podejrzanych osobników, których odstraszyli żołnierze, kilkukrotnie strzelając w powietrze.

Hausner i de Laveaux obejrzeli niewielką część dzielnicy żydowskiej.

Wyprawa dotarła do ul. Słonecznej (tzw. żydowskiego Korso) i wizytę w dzielnicy żydowskiej zakończyła przy ul. Kazimierzowskiej.

***

Poseł Hausner powrócił jeszcze do dzielnicy żydowskiej, następnego dnia w nocy, ok. godz. 23, z kilkoma towarzyszami, uzbrojony w rewolwer i laskę.

Wyprawa przeszła część dzielnicy żydowskiej i nie zauważyła w ani jednym oknie palącego się światła. Kiedy więc Hausner spostrzegł, że w pewnej kamienicy pojawiło się światło, nakłonił stróża, by ten otworzył zabarykadowaną bramę.

Stróż opowiedział mu o rabunkach, ale pytany o to, kto rabował, udzielił wymijającej odpowiedzi: „Ta – proszę pana, mało jest złodziei we Lwowie?”70. Hausner zapytał go o krążące informacje o tym, że rabowali nie tylko złodzieje i rabusie. I tu też pojawiła się wymijająca odpowiedź: „Ludzie ta nie rabowali – jak ktoś coś znalazł, ta wziął”71.

Prawie słychać piękny lwowski zaśpiew, kiedy czytamy użyte przez stróża słowo „ta”. Ja usłyszałem także lęk przed mówieniem o prawdziwych sprawcach rabunków i zbrodni.

Okno, w którym zaświeciło się tak późno w nocy, należało do mieszkania pana Baracha, właściciela składu papieru przy ul. Dominikańskiej, znajomego Hausnera. Po długich pertraktacjach Barach otworzył Hausnerowi drzwi. Rozpłakał się, kiedy opowiadał posłowi o tym, co go spotkało. Zapytany, kto rabował i mordował, w relacji Hausnera odpowiedział: „No kto? Złodzieje i bandyci! Mało jest ich we Lwowie?”. Barach też wolał nie mówić. Pogrom wciąż trwał.

W tym miejscu kończy się relacja Hausnera o tym, co stało się w dzielnicy żydowskiej Lwowa. Polski socjalista nie napisał nic więcej, zasłaniając się szczupłością książki. Zrobił unik i twierdził, że nie pozwala mu to, „by zająć się tu tzw. pogromem we Lwowie bliżej”72.

***

Relacje o Polakach stających w obronie prześladowanych Żydów to absolutna rzadkość.

Takie zachowania musiały wymagać niezwykłej odwagi i przyzwoitości w opętanym żądzą zemsty na Żydach polskim Lwowie.

62

TsDIAL 505.1.207, L.p. 1, L.b. 70, prot. z dnia 28 listopada 1918.

63

TsDIAL 505.1.207., kwest. 1097.

64

TsDIAL 505.1.201., prot. 273.

65

A.W. Hausner, Listopad 1918 r. W dziesiątą rocznic, nakładem Zarządu Okręgowego Związku Pracowników Kolejowych Rzeczypospolitej (ZZK) we Lwowie 1928, s. 68, 69.

66

Obrona Lwowa 1–22 listopada. Relacje uczestników…, t. II, dz. cyt., s. 563.

67

A.W. Hausner, Listopad 1918 r. W dziesiątą rocznicę, dz. cyt., s. 70.

68

Tamże.

69

Tamże.

70

Tamże, s. 72.

71

Tamże.

72

Tamże.

Lwów kres iluzji

Подняться наверх